Temat: Rozwod, czy sa tu osoby PO lub w trakcie

Czy sa tu osoby ktore przeszly rozwod? Jak to sie odbylo, dlaczego, jak sobie z tym poradzilyscie?

Cancri, dzieki !

Przykre jest to że najczęściej człowiek poznaje swojego małżonka dopiero po ślubie , w najważniejszych aspektach życia. Życzę Ci dużo siły ,mądrych i właściwych decyzji.

Moj rozwod odbyl sie wzglednie bezbolesnie. Ja wnioslam pozew, malzenstwo trwalo niecale 2 lata. Pozew byl bez orzekania o winie, on chcial walczyc i orzec moja, wiec zeby miec to z glowy przyjelam wine bo stwierdzilam ze nie bede sie handryczyc i wyciagac wszystkich brudow w sadzie. Zwlaszcza ze w tym czasie mieszkalam juz za granica i nie stac by mnie zwyczajnie bylo na latanie do Polski co 2 miesiace bo jasnie panu sie uwidzilo ze jest swiety i w niczym nie zawinil. 

Podzialu majatku nie bylo, bo nie mielismy nic wspolnego. mieszkanie w ktorym mieszkalismy bylo jego, moje bylo darowizna z wylaczeniem wspolmalzonka, dzieci nie mielismy, a o rybki i odkurzacz nie zamierzalam walczyc... 

Czemu rozwod?

Duzo przyczyn by sie znalazlo. Bylismy ze soba przed slubem 2 lata, ale nie mieszkalismy ze soba, ba! nawet nie mieszkalismy w tym samym miescie. Oboje katolicy wiec seksu przed slubem tez nie bylo no jak zamieszkalismy razem to sie okazalo ze nie mozemy ze soba wytrzymac. Klotnie byly codziennie, ja chcialam terapii, on nie widzial problemu, oddalalismy sie od siebie z kazdym dniem, ja zaczelam miec depresje, w koncu stwierdzilam ze tak dalej byc nie moze. Wyprowadzilam sie do mieszkania w moim miescie, podjelam decyzje o wyjezdzie za granice, sprzedalam mieszkanie i zlozylam pozew o rozwod. 2 sprawy i po niecalym pol roku od zlozenia pozwu bylo po wszystkim. 

Koscielnego uniewaznienia nie dostal, chociaz skladal o nie, mnie to juz ani ziebi ani parzy bo za katoliczke od dluzszego czasu juz sie nie uwazam. 

Pasek wagi

Kiedys pewna duzo starsza ode mnie znajoma (ponad 30 lat roznicy) powiedziala mi, ze nie trzeba sie bac bycia samemu. Ze raczej  trzeba sie bac bycia z nieodpowiednim czlowiekiem.

I chyba teraz rozumiem, o czym mowila.

patasola napisał(a):

Kiedys pewna duzo starsza ode mnie znajoma (ponad 30 lat roznicy) powiedziala mi, ze nie trzeba sie bac bycia samemu. Ze raczej  trzeba sie bac bycia z nieodpowiednim czlowiekiem.I chyba teraz rozumiem, o czym mowila.

Dlatego tyle czasu szukałam odpowiedniego człowieka do życia i każdy rok był tego wart -więc coś w tym jest. Tobie życzę tego samego byś poznała kogoś kto będzie dla Ciebie całym światem i Ty dla niego również.

.

Ja też od kilku lat o tym myślę. Tak, nie od kilku dni, tygodni, miesięcy, tylko lat. Czuję, że stoję w miejscu. Raz jest lepiej, raz gorzej, tylko że ostatnio tych "gorzej" jest więcej. Czuję się jak w potrzasku, jestem za słaba na taki krok. 12 lat razem, 8 lat po ślubie. To moja pierwsza miłość, jestem głupią sentymentalną babą, która zawsze marzyła o miłości do grobowej deski, tylko że nie wiem, czy warto, bo psychicznie jestem już wrakiem człowieka i nie wiem ile jeszcze zniosę, żeby podjąć ostateczną decyzję.

patasola napisał(a):

Kiedys pewna duzo starsza ode mnie znajoma (ponad 30 lat roznicy) powiedziala mi, ze nie trzeba sie bac bycia samemu. Ze raczej  trzeba sie bac bycia z nieodpowiednim czlowiekiem.I chyba teraz rozumiem, o czym mowila.

bardzo mądre słowa..

Pasek wagi

Ja będę składać, ale narazie nie mam kasy na to =

patasola napisał(a):

HelloPomello, dzieki!Ja wiem, ze maz mnie kocha. Nikt nikogo nie zdradzil, ale tez juz mam dosc ciagniecia go za uszy. Wiem, ze to, gdzie jest, zawdziecza mnie (jakkolwiek okrutnie to brzmi), a ja przez niego nie zyskuje nic, nie  czuje sie stymulowana intelektualnie, nie mam poczucia bezpieczenstwa, jesli zachoruje, to on tez za bardzo nie wie, jak postapic. Awantur nawet jakichs wielkich nie ma, bo juz odpuscilam. W lozku nie dzieje sie nic tygodniami. Jedyne, czego uczy mnie ten zwiazek, to egoizm. Maz mnie kocha, to wiem, ale w taki... wygodny dla niego sposob. I boje sie, ze jesli wystapie o rozwod, spowoduje u niego traume albo mnie znienawidzi.  Prosilam go, by nam znalazl terapeute, miesiace temu. Znalazl jednego, tlyko dlatego, ze byl 3 minuty od nas. Kiedy powiedzialam, ze ten nie jest ok (gl. dlatego, ze mial nieodpowiedni profil "tematycznie"), temat zaginal w akcji. A chcialam, zeby zrobil COKOLWIEK. Z jego strony w ogole nie ma potrzeby obcowania z moja rodzina (tak, mieszkamy za granica, ale dosc blisko i porzed slubem zdazyl byc kilka razy, a po slubie nagle uznal, ze mu szkoda urlopu, ze moze w 2016 na Weilkanoc sprobuje sie zjawic).Odkad powiedzialam, ze jestem nieszczesliwa, codziennie pyta, jak JA sie czuje, jakbym byla cohra albo miala migrene. Tylko to nie chodzi o to, jak JA sie czuje, tyko co ze soba zrobimy. Czuje, ze popadam w jakis wiekszy dolek, ze juz nawet mi mocno nie zalezy, tylko nie bede umiala spojrzec rodzinie w twarz, bo wg nich to ja zawsze jestem ta, ktorej wszytsko wychodzi i ktora ma zajebiste zycie. Moja matka to sie chyba ze wstydu spali (siostra sie rozwiodla rok temu).

brzmi tak jakbyś była opiekunką dziecka ,a nie 'żoną męża"...Myśl o sobie, nie o tym co inni pomyślą, życie tak szybko mija....masz je tylko jedno, to nie próba generalna przed kolejnym 'życiem'

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.