Temat: Pomocy! Tata zdradza mame

Dziekuje bardzo za wszystkie odpowiedzi.  

Aksiuszka napisał(a):

marcymon napisał(a):

W domu nie, w dalszej rodzinie już tak.Kobieta miała w tamtym czasie 2 nastoletnie córki. Gdy się dowiedziała, rozstała się z mężem. Na pewno cierpiała, wątpię, by nawet będąc ogromnie skrzywdzonym, nie cierpieć w sytuacji, gdy rozpada się Twój związek z człowiekiem, z którym byłaś i ufałaś mu przez 20 lat.Dziś jest samodzielną, silna kobietą. Szczęśliwą. Nie popadła w alkoholizm, nie zaniedbała córek.Przykro mi, że w Waszych sytuacjach wyglądało to tak, a nie inaczej. Wy same na pewno cierpiałyście przez to niesamowicie i pewnie cierpicie do dziś. Zostałyście tak samo skrzywdzone przez ojców, jak Wasze matki, jednak Wy nie zawiodłyście zaufania matek, niezalzenie od tego, jakie były tego konsekwencje.Ja będąc w takiej sytuacji, chciałabym wiedzieć. Wyłabym, cierpiała, rzucałabym o ścianę czym się da i pewnie obwiniała wszystko i wszystkich wokół. Ale chciałabym wiedzieć, a nie żyć w oszustwie, w związku będącym fikcją, szczególnie jesli na zwiazku opierałabym swój świat.Tak z ciekawości. Gdybyście to Wy były zdradzane przez męża lub partnera przez lata, wolałybyscie nie wiedzieć? A świadomość, że wiedzą wszyscy, że Wasza córka wie o tym - jak czułybyście się z tym po czasie. Ja pewnie, przynajmniej na początku, mocno skrzywdzona - ojciec był nieuczciwy, ojciec zdradzał latami, ona wiedziała i nie powiedziała mi - niejako stanęła po jego stronie. Po jakimś czasie pewnie zrozumiałabym więcej, ale na początku przez pryzmat bycia w tym sama i skrzywdzoną, myslę, ze miałabym pretensje do wszystkich którzy wiedzieli i akceptowali to, ze jestem oszukiwana w tak perfidny sposób przez najbliższa mi w moim mnienmaiu osobę
Rozmawiałam z moim mężem na ten temat i powiedziałam mu, że gdyby mu się zdarzył tak zwany skok w bok, to nie chcę o tym wiedzieć. Zapytasz dlaczego. Po tym, co doświadczyłam w swoim domu rodzinnym, miałabym pewne obawy, czy sama nie popadłabym w problemy natury psychicznej po takim wyznaniu.

Rozumiem Twoja decyzję. Tak jak napisałam w jednym z wcześniejszych swoich postów w tym temacie, wiem, ze sa kobiety, które nie chciałyby wiedzieć.

Dla mnie najgorsza byłaby świadomość, że byłam oszukiwana i nie wiedziałam o tym - kochałam, dawałam wszystko z siebie, cieszyłam jakie to ja mam szczęście, bo nie wiedziałabym, kto tak naprawde jest u mego boku.

I tak jak napisałam wczesniej, autorka, na tyle na ile zna swoją Mamę i jest z nia blisko, musi ocenić, czy Mama raczej wolałaby wiedzieć czy nie.

Nasze wybory i konsekwencje są kwestią naszych przezyc i obserwacji. Każdy ma swój indywidualny pakiet i cechy charakteru, które w okreslonych sytuacjach sprawią, ze zachowamy się tak, a nie inaczej.

Błędem jest mówienie zarówno powiedz, jak i nie mów. Dlatego ja mówię, że JA bym powiedziała, bo JA chciałabym wiedzieć, będąc zdradzana, a w sytuacji takiej, w jakiej jest autorka, JA nie zniosłabym tego, ze moja mama jest oszukiwana przez najbliższa sobie osobę.

I byłabym wściekła na ojca, że od lat niszczy moją rodzinę, moją mamę i depcze zaufanie jakim darzy go ona, ja i moje rodzeństwo.

Ale to JA.

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Widzisz, dla mnie to analogia bardzo... nie chcę użyć słowa "miałka", ale to tak jakby porównywać złamanie praw autorskich w Internecie z kradzieżą samochodu. Nie wiem, czy czytałaś mój pierwszy post, ale z doświadczenia wiem, że nie każda kobieta powinna wiedzieć o tym, że jest zdradzana. Są kobiety silne. I są kobiety, które w ogóle nie potrafią sobie ze zdradą poradzić. Ja jestem córką kobiety, która kompletnie się po tym rozsypała i z ekstrawertyczki po 3 kierunkach i wielkimi ambicjami zmieniła się w alkoholiczkę, która straszy kilkuletnie dziecko nożem kuchennym. Myślę, że każdy powinien podjąć decyzję w tej sprawie po głębokim zastanowieniu. Ja żałuję, że nie milczałam, ale mam świadomość, że niektórym kobietom taka informacja mogłaby pomóc. Mam nadzieje, że na tyle znamy swoich bliskich, że będziemy wiedzieć, co robić, gdy spotka nas podobna sytuacja.
Zabawne jest to, że ludzie częściej tracą znacznie więcej na tym, że złamano ich prawa autorskie w Internecie, niż na tym, że ukradziono im samochód - ale to tak na marginesie. Jak dla mnie każdy człowiek powinien mieć prawo wiedzieć, że jest przez swojego małżonka okłamywany, oszukiwany, zdradzany. Że małżonek ślubował miłość i wierność, a teraz za przeproszeniem wkłada nie wiadomo komu, za to wiadomo co i wiadomo gdzie. Jeżeli ktoś sobie z prawdą nie radzi na tyle, że zaczyna pić i straszy dzieci nożem to znaczy, że ma wyraźne problemy z samym sobą i kwalifikuje się do leczenia (prawdopodobnie psychiatrycznego). Tego się tak na prawdę nie da przewidzieć, ludzkie zachowania są nierealne do ocenienia, nawet te bardzo bliskich osób. Równie dobrze mogłaś mamie nic nie mówić, ona by się dowiedziała od sąsiadki po jakimś czasie i wbiła sobie ten nóż w serce, bo uznałaby że nie ma sensu żyć skoro mąż ją zdradzał, a córka go kryła i ją okłamywała + wszyscy robili z niej idiotkę, bo widzieli co się dzieje, a tylko ona jedna nie. Współczuję, że masz taką sytuację, ale jakieś skrajne oderwanie się od normalnej oceny sytuacji i doradzanie komuś przez pryzmat własnych negatywnych wypaczeń jest kuriozalne. 

Widzisz, jedno w świetle prawa ma małą szkodliwość społeczną, drugie większą. Nie obracajmy kota ogonem, bo mam wrażenie, że doskonale wiesz o co mi chodzi. W teorii, oczywiście, istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że wbiłaby sobie nóż w serce. Zabiłaby mojego ojca w afekcie. Zdarłaby z jego kochanki skórę i wywiesiłaby ją na balkonie niczym flagę na maszcie. Możemy spekulować, bo w rzeczywistości, gdyby nie ja, nie dowiedziałaby się o niczym, bowiem ojciec skończył już tę relację jakiś czas przed tym. Jednak, Ty mogłaś o tym nie wiedzieć, bowiem nie opisałam swojej historii wystarczająco szczegółowo. 

Również daleka byłabym od szafowaniem co jest normalne a co nie. Pozostańmy przy tym, że wszystko jest względne. Jak mówiłam, wyleczyłam się z młodzieńczego idealizmu i radzę robić tak, jak uważa. A czy radzenie komuś przez pryzmat własnych doświadczeń to jakieś kuriozum? Myślę, że to konwencja, a nie kuriozum. 

Aksiuszka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Widzisz, dla mnie to analogia bardzo... nie chcę użyć słowa "miałka", ale to tak jakby porównywać złamanie praw autorskich w Internecie z kradzieżą samochodu. Nie wiem, czy czytałaś mój pierwszy post, ale z doświadczenia wiem, że nie każda kobieta powinna wiedzieć o tym, że jest zdradzana. Są kobiety silne. I są kobiety, które w ogóle nie potrafią sobie ze zdradą poradzić. Ja jestem córką kobiety, która kompletnie się po tym rozsypała i z ekstrawertyczki po 3 kierunkach i wielkimi ambicjami zmieniła się w alkoholiczkę, która straszy kilkuletnie dziecko nożem kuchennym. Myślę, że każdy powinien podjąć decyzję w tej sprawie po głębokim zastanowieniu. Ja żałuję, że nie milczałam, ale mam świadomość, że niektórym kobietom taka informacja mogłaby pomóc. Mam nadzieje, że na tyle znamy swoich bliskich, że będziemy wiedzieć, co robić, gdy spotka nas podobna sytuacja.
Zabawne jest to, że ludzie częściej tracą znacznie więcej na tym, że złamano ich prawa autorskie w Internecie, niż na tym, że ukradziono im samochód - ale to tak na marginesie. Jak dla mnie każdy człowiek powinien mieć prawo wiedzieć, że jest przez swojego małżonka okłamywany, oszukiwany, zdradzany. Że małżonek ślubował miłość i wierność, a teraz za przeproszeniem wkłada nie wiadomo komu, za to wiadomo co i wiadomo gdzie. Jeżeli ktoś sobie z prawdą nie radzi na tyle, że zaczyna pić i straszy dzieci nożem to znaczy, że ma wyraźne problemy z samym sobą i kwalifikuje się do leczenia (prawdopodobnie psychiatrycznego). Tego się tak na prawdę nie da przewidzieć, ludzkie zachowania są nierealne do ocenienia, nawet te bardzo bliskich osób. Równie dobrze mogłaś mamie nic nie mówić, ona by się dowiedziała od sąsiadki po jakimś czasie i wbiła sobie ten nóż w serce, bo uznałaby że nie ma sensu żyć skoro mąż ją zdradzał, a córka go kryła i ją okłamywała + wszyscy robili z niej idiotkę, bo widzieli co się dzieje, a tylko ona jedna nie. Współczuję, że masz taką sytuację, ale jakieś skrajne oderwanie się od normalnej oceny sytuacji i doradzanie komuś przez pryzmat własnych negatywnych wypaczeń jest kuriozalne. 
Widzisz, jedno w świetle prawa ma małą szkodliwość społeczną, drugie większą. Nie obracajmy kota ogonem, bo mam wrażenie, że doskonale wiesz o co mi chodzi. W teorii, oczywiście, istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że wbiłaby sobie nóż w serce. Zabiłaby mojego ojca w afekcie. Zdarłaby z jego kochanki skórę i wywiesiłaby ją na balkonie niczym flagę na maszcie. Możemy spekulować, bo w rzeczywistości, gdyby nie ja, nie dowiedziałaby się o niczym, bowiem ojciec skończył już tę relację jakiś czas przed tym. Jednak, Ty mogłaś o tym nie wiedzieć, bowiem nie opisałam swojej historii wystarczająco szczegółowo. Również daleka byłabym od szafowaniem co jest normalne a co nie. Pozostańmy przy tym, że wszystko jest względne. Jak mówiłam, wyleczyłam się z młodzieńczego idealizmu i radzę robić tak, jak uważa. A czy radzenie komuś przez pryzmat własnych doświadczeń to jakieś kuriozum? Myślę, że to konwencja, a nie kuriozum. 

Mysle ze jednak w idealizmie jest cos dobrego...jak wszystko bierzemy jak leci i akceptujemy wszystko to zycie jest bezsensowne i bardzo obojetne na wszystko..

pyzia1980 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

pyzia1980 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

swandive napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

cancri napisał(a):

proza napisał(a):

Ja uwazam, ze zdrada rodzicow to jest ich sprawa a nie dzieci. Tata zdardzajacy czy niezdradzajacy nie ma nic wspolnego z tym jakim jest ojcem. Wpieprzanie sie za przeproszeniem z buciorami do zycia intymnego jakiegos zwiazku, nawet jezeli chodzi o zwiazek rodzicow nikt nie powinien miec prawa. Coreczka rozwalajaca malzenstwo? ok i co dalej? Wielkorotnie kobiety wiedza o zdradach swoich mezow i wola taka sytuacje niz samotnosc na stare lata. Wiem cos o tym, gdyz mam znajome w wieku twoich rodzicow. jezeli zapytasz psychologa a nie kolezanki o to jaka postawe powinnas przyjac, to zaden psycholog nie bedzie ci radzil do wtracania sie do jakiegokolwiek malzenswta - a rodzicow juz szczegolnie. Fakt, ze pzrejrzalas czyjes sms-y, bezpodstawnie je czytalas, nie oznacza, ze masz te wiadomosci wykorzystac. To jest wlasnie kara dla podgladaczy! Zobaczyles - to teraz zyj z tym! Nie byla i nie jest to twoja sprawa jakim mezem jest twoj ojciec ani jaka zona jest twoja matka.Niepochwalam nigdy podgladanie, pzreszukiwanie czyichs kieszeni, czytanie cudzych sms-ow, to sa prywatne sprawy poszczegolnych ludzi,...a ze ludzie nei sa idealni, to chyba wszyscy wiemy.Nie radze sie wtracac, ani dyskutowac o tym z ojcem. Pozwolilas sobei na za duzo i chcesz to dalej ciagnac?.. co uzyskasz? jakie korzysci ty bedziesz z tego miec? O co ci chodzi? Chcesz nauczyc ojca  rozumu? czy chcesz zniszczyc matce malzenswto? Co cie obchodzi jak sobie ludzie w malzenswtie intymne sprawy ukladaja... Szokujesz mnie.
Takie odpowiedzi najczesciej pisza ludzie, ktorzy sami sobie z podobnymi sytuacjami nie poradzili, i uparcie bronia nie te strone, co trzeba.
a ja zgadzam się z prozą....to jest ich życie...intymne..może mama wie, może się domyśla, może nie chce ujawnienia prawdy...nic nie wiemy...a może chciałaby znać prawdę i gdyby się dowiedziała, przeprowadzi rozwód, a za pół roku pozna właściwego faceta, weźmie ślub i będą żyli jak w bajce...a może mama się rozpije...jak pisała jedna z vitalijek swoją histroię,,a może popełni samobójstwo?/ znam taką historię i zrobiła to dziewczyna w moim wieku na wieść o  zdradzie męża....trzeba wiedzieć, że każda decyzja nasza, słowo, pociąga za sobą konsekwencje.......gdyby stało się najgorsze, mama dowiedziałaby się prawdy, a w przypływie emocji, runąłby jej cały świat i targęłaby się na swoje życie...to w imię tego czy naprawdę warto  odkrywać tę najgorszą prawdę?nie!! ŻYCIE LUDZKIE jest najwiekszą wartością, a nie zasrana prawda...........to jest cudze życie...nie przewidzisz reakcji i zachowania człowieka...nawet gdy go znasz od zawsze
Absolutnie się zgadzam.Myślę, żeby od takich rzeczy trzymać się z daleka. Autorka napisała, że tamto nic nie znaczy. No cóż, mężczyźni mają zdumiewającą umiejętność oddzielania sfery domowej od prywatnych popędów. Niekiedy jest tak, że jeśli swoich fantazji nie mogą (bądź nie chcą) zrealizować z żoną, robią to z inną, mimo że żonę, jak twierdzą, kochają i wcale nie myślą się rozwodzić. Może to wydaje się pokręcone, ale jestem skłonna uwierzyć, że tak może być. Nie jest to coś, co pochwalam, absolutnie mi się to niepodoba, ale myślę, że niektórzy mężczyźni tak właśnie działają.
Te trzy osoby albo zdradzają właśnie swoich partnerów i dlatego są za ukrywaniem takiego skurwysyństwa, albo nie wiedzą o czym piszą bo nie potrafią się wczuć w sytuację zdradzanej żony, albo są nienormalne. Innego wytłumaczenia nie ma... Tak czy siak, życzę wam, żebyście w razie zdrady partnera nigdy się nie dowiedziały, a żeby wszyscy naokoło wiedzieli i wam nie powiedzieli ;)
No, ani nie zdradzam, jestem bardzo racjonalnie myślącą kobietą i wiem o czym piszę, o czym wspominałam 2 strony wyżej. Jeśli tak bardzo wierzysz, że mówienie matkom o zdradzie partnera pomaga, to zapraszam do siebie. Moja matka "w szale" potrafiła postraszyć moją córkę nożem. Pozdrawiam.
Wybacz ze to napiszę i się zapytam - Twoja mam wcześniej miała problemy natury psychicznej ?Bo wiesz ja rozumiem sfiksować można z powodu zdrady bo sama to przechodziłam . Ale z nożem do wnuczki ? Do dziecka ?
Moja mama przed całą tą sytuacją była normalną kobietą. Nigdy nie była agresywna.
Straszne zmiany zaszły w mózgu Twojej mamy.Mam nadzieję że jest pod opieką lekarzy , bierze leki.Moja mama też na początku sfiksowała .W końcu została zdradzona nie tylko przez męża z którym była w małżeństwie 20 lat ale i przez przyjaciółkę. A na deser "zrobili sobie " dziecko . Mama przez jakiś czas zachowywała się strasznie egoistycznie . Ja - dałabym sobie radę.Miałam partnera z którym planowałam ślub. Ale w domu był jeszcze mój 10 letni brat . Strasznie ją "trzęśliśmy " by się opamiętała.Moim zdaniem Tobie też by się terapia przydała - od razu przepraszam,wybacz ale nie piszę tego ze złośliwości . Po prostu wydajesz mi się fajną kobietą a mam wrażenie że obwiniasz się o stan mamy.... Bo ciągle Ci pewnie świta w głowie "Gdyby nie Ty - nie byłoby tego " . Trzymaj się kochana.

No offence taken. Mnie trudno czymkolwiek urazić :-) Dziękuję . 

Wiesz, moja mama jest ciągle pod opieką specjalistów. Jednak w praktyce bardzo często trzeba się z nią obchodzić jak z jajkiem. W pewnym sensie masz rację, niekiedy mam takie wieczory, kiedy mój mózg otwiera jakąś grubą księgę i mówi: no to teraz przypomnę ci o wszystkich twoich złych decyzjach w życiu. No i to zawsze stały punkt programu.

keira1988 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Widzisz, dla mnie to analogia bardzo... nie chcę użyć słowa "miałka", ale to tak jakby porównywać złamanie praw autorskich w Internecie z kradzieżą samochodu. Nie wiem, czy czytałaś mój pierwszy post, ale z doświadczenia wiem, że nie każda kobieta powinna wiedzieć o tym, że jest zdradzana. Są kobiety silne. I są kobiety, które w ogóle nie potrafią sobie ze zdradą poradzić. Ja jestem córką kobiety, która kompletnie się po tym rozsypała i z ekstrawertyczki po 3 kierunkach i wielkimi ambicjami zmieniła się w alkoholiczkę, która straszy kilkuletnie dziecko nożem kuchennym. Myślę, że każdy powinien podjąć decyzję w tej sprawie po głębokim zastanowieniu. Ja żałuję, że nie milczałam, ale mam świadomość, że niektórym kobietom taka informacja mogłaby pomóc. Mam nadzieje, że na tyle znamy swoich bliskich, że będziemy wiedzieć, co robić, gdy spotka nas podobna sytuacja.
Zabawne jest to, że ludzie częściej tracą znacznie więcej na tym, że złamano ich prawa autorskie w Internecie, niż na tym, że ukradziono im samochód - ale to tak na marginesie. Jak dla mnie każdy człowiek powinien mieć prawo wiedzieć, że jest przez swojego małżonka okłamywany, oszukiwany, zdradzany. Że małżonek ślubował miłość i wierność, a teraz za przeproszeniem wkłada nie wiadomo komu, za to wiadomo co i wiadomo gdzie. Jeżeli ktoś sobie z prawdą nie radzi na tyle, że zaczyna pić i straszy dzieci nożem to znaczy, że ma wyraźne problemy z samym sobą i kwalifikuje się do leczenia (prawdopodobnie psychiatrycznego). Tego się tak na prawdę nie da przewidzieć, ludzkie zachowania są nierealne do ocenienia, nawet te bardzo bliskich osób. Równie dobrze mogłaś mamie nic nie mówić, ona by się dowiedziała od sąsiadki po jakimś czasie i wbiła sobie ten nóż w serce, bo uznałaby że nie ma sensu żyć skoro mąż ją zdradzał, a córka go kryła i ją okłamywała + wszyscy robili z niej idiotkę, bo widzieli co się dzieje, a tylko ona jedna nie. Współczuję, że masz taką sytuację, ale jakieś skrajne oderwanie się od normalnej oceny sytuacji i doradzanie komuś przez pryzmat własnych negatywnych wypaczeń jest kuriozalne. 
Widzisz, jedno w świetle prawa ma małą szkodliwość społeczną, drugie większą. Nie obracajmy kota ogonem, bo mam wrażenie, że doskonale wiesz o co mi chodzi. W teorii, oczywiście, istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że wbiłaby sobie nóż w serce. Zabiłaby mojego ojca w afekcie. Zdarłaby z jego kochanki skórę i wywiesiłaby ją na balkonie niczym flagę na maszcie. Możemy spekulować, bo w rzeczywistości, gdyby nie ja, nie dowiedziałaby się o niczym, bowiem ojciec skończył już tę relację jakiś czas przed tym. Jednak, Ty mogłaś o tym nie wiedzieć, bowiem nie opisałam swojej historii wystarczająco szczegółowo. Również daleka byłabym od szafowaniem co jest normalne a co nie. Pozostańmy przy tym, że wszystko jest względne. Jak mówiłam, wyleczyłam się z młodzieńczego idealizmu i radzę robić tak, jak uważa. A czy radzenie komuś przez pryzmat własnych doświadczeń to jakieś kuriozum? Myślę, że to konwencja, a nie kuriozum. 
Mysle ze jednak w idealizmie jest cos dobrego...jak wszystko bierzemy jak leci i akceptujemy wszystko to zycie jest bezsensowne i bardzo obojetne na wszystko..

Znowu nie widzę analogii między pewną konwencją a braniem wszystkiego, jak leci. 

Może inaczej:

Idealizm to wspaniała cecha, gdy ma się dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat.

Później jest trochę niewystarczający.

A potem to już nie wypada ;-)

Aksiuszka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Widzisz, dla mnie to analogia bardzo... nie chcę użyć słowa "miałka", ale to tak jakby porównywać złamanie praw autorskich w Internecie z kradzieżą samochodu. Nie wiem, czy czytałaś mój pierwszy post, ale z doświadczenia wiem, że nie każda kobieta powinna wiedzieć o tym, że jest zdradzana. Są kobiety silne. I są kobiety, które w ogóle nie potrafią sobie ze zdradą poradzić. Ja jestem córką kobiety, która kompletnie się po tym rozsypała i z ekstrawertyczki po 3 kierunkach i wielkimi ambicjami zmieniła się w alkoholiczkę, która straszy kilkuletnie dziecko nożem kuchennym. Myślę, że każdy powinien podjąć decyzję w tej sprawie po głębokim zastanowieniu. Ja żałuję, że nie milczałam, ale mam świadomość, że niektórym kobietom taka informacja mogłaby pomóc. Mam nadzieje, że na tyle znamy swoich bliskich, że będziemy wiedzieć, co robić, gdy spotka nas podobna sytuacja.
Zabawne jest to, że ludzie częściej tracą znacznie więcej na tym, że złamano ich prawa autorskie w Internecie, niż na tym, że ukradziono im samochód - ale to tak na marginesie. Jak dla mnie każdy człowiek powinien mieć prawo wiedzieć, że jest przez swojego małżonka okłamywany, oszukiwany, zdradzany. Że małżonek ślubował miłość i wierność, a teraz za przeproszeniem wkłada nie wiadomo komu, za to wiadomo co i wiadomo gdzie. Jeżeli ktoś sobie z prawdą nie radzi na tyle, że zaczyna pić i straszy dzieci nożem to znaczy, że ma wyraźne problemy z samym sobą i kwalifikuje się do leczenia (prawdopodobnie psychiatrycznego). Tego się tak na prawdę nie da przewidzieć, ludzkie zachowania są nierealne do ocenienia, nawet te bardzo bliskich osób. Równie dobrze mogłaś mamie nic nie mówić, ona by się dowiedziała od sąsiadki po jakimś czasie i wbiła sobie ten nóż w serce, bo uznałaby że nie ma sensu żyć skoro mąż ją zdradzał, a córka go kryła i ją okłamywała + wszyscy robili z niej idiotkę, bo widzieli co się dzieje, a tylko ona jedna nie. Współczuję, że masz taką sytuację, ale jakieś skrajne oderwanie się od normalnej oceny sytuacji i doradzanie komuś przez pryzmat własnych negatywnych wypaczeń jest kuriozalne. 
Widzisz, jedno w świetle prawa ma małą szkodliwość społeczną, drugie większą. Nie obracajmy kota ogonem, bo mam wrażenie, że doskonale wiesz o co mi chodzi. W teorii, oczywiście, istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że wbiłaby sobie nóż w serce. Zabiłaby mojego ojca w afekcie. Zdarłaby z jego kochanki skórę i wywiesiłaby ją na balkonie niczym flagę na maszcie. Możemy spekulować, bo w rzeczywistości, gdyby nie ja, nie dowiedziałaby się o niczym, bowiem ojciec skończył już tę relację jakiś czas przed tym. Jednak, Ty mogłaś o tym nie wiedzieć, bowiem nie opisałam swojej historii wystarczająco szczegółowo. Również daleka byłabym od szafowaniem co jest normalne a co nie. Pozostańmy przy tym, że wszystko jest względne. Jak mówiłam, wyleczyłam się z młodzieńczego idealizmu i radzę robić tak, jak uważa. A czy radzenie komuś przez pryzmat własnych doświadczeń to jakieś kuriozum? Myślę, że to konwencja, a nie kuriozum. 

Tak żeby być zupełnie poprawnym to do oceny obydwu typów czynu jest stosowany kodeks karny, nie kodeks karny i kodeks wykroczeń, więc szkodliwość społeczna akurat w tym wypadku jest oceniana na tym samym poziomie - nie chcę wchodzić w polemikę czy to dobrze, czy źle, bo nie tego dotyczy ten wątek. I ja nie szafują tym co jest normalne, a co nie jest, po prostu stwierdzam fakt. Nie jest normalnym okłamywanie własnej matki, zatajanie przed nią tego, że jest zdradzana, podejmowanie za nią decyzji. Ale oczywiście, skoro twierdzisz, że wszystko jest względne to rozumiem, że tego nie pojmujesz. Jeżeli przyjmie się, że wszystko jest względne to faktycznie, można naginać rzeczywistość dowolnie, tak by oceniać ją przez pryzmat własnych doświadczeń (skrajnie patologicznych - bo przykro mi, ale w mojej "względnej" ocenie bieganie z nożem i alkoholizm jest patologią). Radzenie komuś przez pryzmat własnych doświadczeń to nie kuriozum. Radzenie komuś przez pryzmat własnych patologicznych doświadczeń? - już tak. 

pyzia1980 napisał(a):

keira1988 napisał(a):

Aksiuszka ja bym to odebrala jak pozwolenie na zdrade...ale moze dla ciebie to tez "tylko" zdrada...
Ja również !Mój mąż wie że cokolwiek się stanie - mam to wiedzieć od niego.

również tak uważam. 

mam w najbliższym otoczeniu taką sytuację....zdradzona żona tłumaczy męża przed wspólnymi synami - koszmar.  ja już mężowi powiedziałam, że jak mnie kiedyś zdradzi i moja przyjaciółka to odkryje i mi nie powie - nogi z pupy powyrywam obojgu, a właściwie trojgu. wcale nie jestem silną osobą, ale nie wyobrażam sobie życia w nieświadomości przez lata - fuj.

kiedyś byłam z chłopakiem i nasz wspólny znajomy widział jak się obściskuje z jakąś dziewczyną - powiedział mi i bardzo dobrze zrobił - nie marnowałam swojego czasu na takiego pajaca

Pasek wagi

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Widzisz, dla mnie to analogia bardzo... nie chcę użyć słowa "miałka", ale to tak jakby porównywać złamanie praw autorskich w Internecie z kradzieżą samochodu. Nie wiem, czy czytałaś mój pierwszy post, ale z doświadczenia wiem, że nie każda kobieta powinna wiedzieć o tym, że jest zdradzana. Są kobiety silne. I są kobiety, które w ogóle nie potrafią sobie ze zdradą poradzić. Ja jestem córką kobiety, która kompletnie się po tym rozsypała i z ekstrawertyczki po 3 kierunkach i wielkimi ambicjami zmieniła się w alkoholiczkę, która straszy kilkuletnie dziecko nożem kuchennym. Myślę, że każdy powinien podjąć decyzję w tej sprawie po głębokim zastanowieniu. Ja żałuję, że nie milczałam, ale mam świadomość, że niektórym kobietom taka informacja mogłaby pomóc. Mam nadzieje, że na tyle znamy swoich bliskich, że będziemy wiedzieć, co robić, gdy spotka nas podobna sytuacja.
Zabawne jest to, że ludzie częściej tracą znacznie więcej na tym, że złamano ich prawa autorskie w Internecie, niż na tym, że ukradziono im samochód - ale to tak na marginesie. Jak dla mnie każdy człowiek powinien mieć prawo wiedzieć, że jest przez swojego małżonka okłamywany, oszukiwany, zdradzany. Że małżonek ślubował miłość i wierność, a teraz za przeproszeniem wkłada nie wiadomo komu, za to wiadomo co i wiadomo gdzie. Jeżeli ktoś sobie z prawdą nie radzi na tyle, że zaczyna pić i straszy dzieci nożem to znaczy, że ma wyraźne problemy z samym sobą i kwalifikuje się do leczenia (prawdopodobnie psychiatrycznego). Tego się tak na prawdę nie da przewidzieć, ludzkie zachowania są nierealne do ocenienia, nawet te bardzo bliskich osób. Równie dobrze mogłaś mamie nic nie mówić, ona by się dowiedziała od sąsiadki po jakimś czasie i wbiła sobie ten nóż w serce, bo uznałaby że nie ma sensu żyć skoro mąż ją zdradzał, a córka go kryła i ją okłamywała + wszyscy robili z niej idiotkę, bo widzieli co się dzieje, a tylko ona jedna nie. Współczuję, że masz taką sytuację, ale jakieś skrajne oderwanie się od normalnej oceny sytuacji i doradzanie komuś przez pryzmat własnych negatywnych wypaczeń jest kuriozalne. 
Widzisz, jedno w świetle prawa ma małą szkodliwość społeczną, drugie większą. Nie obracajmy kota ogonem, bo mam wrażenie, że doskonale wiesz o co mi chodzi. W teorii, oczywiście, istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że wbiłaby sobie nóż w serce. Zabiłaby mojego ojca w afekcie. Zdarłaby z jego kochanki skórę i wywiesiłaby ją na balkonie niczym flagę na maszcie. Możemy spekulować, bo w rzeczywistości, gdyby nie ja, nie dowiedziałaby się o niczym, bowiem ojciec skończył już tę relację jakiś czas przed tym. Jednak, Ty mogłaś o tym nie wiedzieć, bowiem nie opisałam swojej historii wystarczająco szczegółowo. Również daleka byłabym od szafowaniem co jest normalne a co nie. Pozostańmy przy tym, że wszystko jest względne. Jak mówiłam, wyleczyłam się z młodzieńczego idealizmu i radzę robić tak, jak uważa. A czy radzenie komuś przez pryzmat własnych doświadczeń to jakieś kuriozum? Myślę, że to konwencja, a nie kuriozum. 
Tak żeby być zupełnie poprawnym to do oceny obydwu typów czynu jest stosowany kodeks karny, nie kodeks karny i kodeks wykroczeń, więc szkodliwość społeczna akurat w tym wypadku jest oceniana na tym samym poziomie - nie chcę wchodzić w polemikę czy to dobrze, czy źle, bo nie tego dotyczy ten wątek. I ja nie szafują tym co jest normalne, a co nie jest, po prostu stwierdzam fakt. Nie jest normalnym okłamywanie własnej matki, zatajanie przed nią tego, że jest zdradzana, podejmowanie za nią decyzji. Ale oczywiście, skoro twierdzisz, że wszystko jest względne to rozumiem, że tego nie pojmujesz. Jeżeli przyjmie się, że wszystko jest względne to faktycznie, można naginać rzeczywistość dowolnie, tak by oceniać ją przez pryzmat własnych doświadczeń (skrajnie patologicznych - bo przykro mi, ale w mojej "względnej" ocenie bieganie z nożem i alkoholizm jest patologią). Radzenie komuś przez pryzmat własnych doświadczeń to nie kuriozum. Radzenie komuś przez pryzmat własnych patologicznych doświadczeń? - już tak. 

Wydaje mi się, że stopień szkodliwości społecznej piractwa jest znikomy w oczach prawa. Jednak żeby być poprawną chodziło mi o tym, że łamanie praw autorskich, tj. ściąganie filmów, muzyki jest nagminne i robi to naprawdę wiele ludzi. Niewielu natomiast kradnie samochody. 

Och, dziękuję, Wileno. Niestety, ten rodzaj sarkazmu nie robi na mnie wrażenia. Wydaje mi się, że nie znajdziemy platformy porozumienia, jako że wydajesz się w ogóle nie czytać moich postów ze zrozumieniem. Napisałam, że ktokolwiek postawiony przed taką decyzją powinien się pięć razy zastanowić, bo niewiele trzeba, żeby doprowadzić do takiego stanu, który panuje w moim domu. Mam wrażenie, że jestem typem drama queen - ja wielu rzeczy nawet nie napisałam, a Ty już mi je zarzucasz :-) 

No cóż, ja w ogóle mam tendencję do niewyrażania się jasno, jednak utrzymuję, że nie istnieje coś takiego jak bezwzględna normalność. W każdej kulturze, jak i rodzinie normalne jest co innego. W każdym razie utrzymuję, że wypowiadanie się w danej kwestii i przytaczanie swojego doświadczenia jest pewną konwencją. Dla Ciebie niech będzie to kuriozum. 

Osoby które uważają że należy zataić prawdę, zdradę są jakimś.... dnem moralnym intelektualnym i empatycznym.

Szok, nie wiem jak możecie tak myśleć. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.