- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
14 września 2014, 14:38
Niedzielne popołudnie, luźny temat. Nie z kąśliwości, a z obserwacji i ciekawości.
Jak przeglądam związkowe tematy to jestem przerażona. Wyzwoleniem i niezależnością tutejszych kobiet/dziewczyn. Restauracja? "Płacimy po połowie!" albo "Raz ja, raz on", Raz on płacił za benzynę, raz ja, wczoraj dołożył mi złotówkę do zakupów teraz ja. On napisał sms teraz ja. Niedługo on mi kupi kwiatek, a teraz ja jemu :D Dzisiaj wychodzi z koleżanką do kina. Ufam mu. A w ogóle to niczego od niego nie wymagam bo mamy równouprawnienie! (oczywiście wszystko z przymrużeniem oka :) ).
Mieszkanie? Wszystko po równo!
Zaufanie? "On może się spotykać z koleżankami sam na sam, ja również mogę". Teraz dziewczyna założyła temat, że jej chłopak chce wynająć mieszkanie z koleżanką. Włos mi się jeży na głowie czytając odpowiedzi. Większość nie widzi w tym nic złego. Mieszkałam w mieszkaniach studenckich, byliśmy wymieszani i to było ok. Ale kiedy zaczęłam pracę to już sobie nie wyobrażałam takiego układu. Paraduję w mieszkaniu w majtkach, często w koszulce bez stanika, noszę kuse koszulki nocne. Jak miałoby wyglądać mieszkanie z facetem?
Tak samo jest z "podrywem". Dziewczyny piszą pierwsze, zapraszają pierwsze, zabiegają... Makabra. Ja nie mówię, że inicjatywa jest zła, ale pokazywanie wszędzie tego równouprawnienia...szok.
Nie wspomnę o finansach. Nie mówię o sponsorowaniu kobiet. Nie mówię, że wymienne płacenie jest złe, ale ja na początku spotykania się z jakimkolwiek facetem wyczuwam go. Nigdy nie spotykałam się z nikim dla zabawy, a nadzieją, że może to TEN. Muszę wiedzieć, że potrafi być hojny, że nie szczędzi na mnie czy na nasze wspólne sprawy, że w końcu nie będzie szczędził na dziecku. Oczywiście, to żadna gwarancja. Aczkolwiek, daje jakiś pogląd. I żeby nie zrozumieć mnie źle, nie chcę być sponsorowana, wyzyskiwać mężczyzny - jestem niezależna - ale jeśli planować z kimś życie to miło wiedzieć, kto to jest.
Nie jestem typem "leżącej i pachnącej". Mam ciężki, nieco męski zawód. Często obcuję z adrenaliną, uwielbiam motoryzację, uwielbiam renomować meble, malować ściany i brudzić się smarem. Ale w związku muszę być kruchą istotką, która mężczyzna otoczy opieką. Nie zawsze tak było, ale kiedy się tego nauczyłam...wokół mnie pojawił się wianuszek mężczyzn, mimo, że jestem zajęta.
Czy mi się tylko wydaje, czy od mężczyzn już totalnie niczego się nie wymaga, bo jest równouprawnienie?
Jak jest u Was? Jakie macie odczucia?
Edytowany przez ZagubionaMyszka 14 września 2014, 14:52
14 września 2014, 19:10
Mnie najbardziej drażni to ciągłe gadanie o zaufaniu. Doskonale wiem o tym, że to jedna z najważniejszych kwestii w związku. Jednak gdy czytam to forum to czasem dochodzę do wniosku, że niektórzy jakoś z tym zaufaniem przeginają. Nieważne co facet zrobi, na jak "genialny" pomysł by nie wpadł należy mu ufać. Bezgranicznie. Chce pójść do klubu ze striptizem? Proszę bardzo . Chce zamieszkać z koleżanką z pracy? Nic się nie martw i ufaj. No bo przecież jak będzie chciał zdradzić to może to zrobić w drodze do kościoła.
14 września 2014, 21:29
Mnie najbardziej drażni to ciągłe gadanie o zaufaniu. Doskonale wiem o tym, że to jedna z najważniejszych kwestii w związku. Jednak gdy czytam to forum to czasem dochodzę do wniosku, że niektórzy jakoś z tym zaufaniem przeginają. Nieważne co facet zrobi, na jak "genialny" pomysł by nie wpadł należy mu ufać. Bezgranicznie. Chce pójść do klubu ze striptizem? Proszę bardzo . Chce zamieszkać z koleżanką z pracy? Nic się nie martw i ufaj. No bo przecież jak będzie chciał zdradzić to może to zrobić w drodze do kościoła.
Dokladnie! Na murku w kosciele bo w wspolnym mieszkaniu drzwi zamyka sie na klucz - dowiedzialam sie tego dzisiaj bo tak to nie wiedzialam kurde! :)
14 września 2014, 21:59
Bądźmy szczerzy - branie masz pewnie dlatego, że masz zgrabną doopę. ;-)
14 września 2014, 22:51
Hm, a co jest złego w związku partnerskim, co jest złego w zaufaniu, co jest złego w 'po równo' ? (w 'po równo' nie zawsze chodzi o rozliczanie się co do złotówki, raczej o to, że nikt nie szuje się oszukiwany i wyzyskiwany, nie da się przecież wszystkiego podzielić). edit: ale też uważam, że są granice.
Edytowany przez CzteryKiery 14 września 2014, 22:52
15 września 2014, 02:11
Niedzielne popołudnie, luźny temat. Nie z kąśliwości, a z obserwacji i ciekawości.Jak przeglądam związkowe tematy to jestem przerażona. Wyzwoleniem i niezależnością tutejszych kobiet/dziewczyn. Restauracja? "Płacimy po połowie!" albo "Raz ja, raz on", Raz on płacił za benzynę, raz ja, wczoraj dołożył mi złotówkę do zakupów teraz ja. On napisał sms teraz ja. Niedługo on mi kupi kwiatek, a teraz ja jemu :D Dzisiaj wychodzi z koleżanką do kina. Ufam mu. A w ogóle to niczego od niego nie wymagam bo mamy równouprawnienie! (oczywiście wszystko z przymrużeniem oka :) ).Mieszkanie? Wszystko po równo!Zaufanie? "On może się spotykać z koleżankami sam na sam, ja również mogę". Teraz dziewczyna założyła temat, że jej chłopak chce wynająć mieszkanie z koleżanką. Włos mi się jeży na głowie czytając odpowiedzi. Większość nie widzi w tym nic złego. Mieszkałam w mieszkaniach studenckich, byliśmy wymieszani i to było ok. Ale kiedy zaczęłam pracę to już sobie nie wyobrażałam takiego układu. Paraduję w mieszkaniu w majtkach, często w koszulce bez stanika, noszę kuse koszulki nocne. Jak miałoby wyglądać mieszkanie z facetem? Tak samo jest z "podrywem". Dziewczyny piszą pierwsze, zapraszają pierwsze, zabiegają... Makabra. Ja nie mówię, że inicjatywa jest zła, ale pokazywanie wszędzie tego równouprawnienia...szok.Nie wspomnę o finansach. Nie mówię o sponsorowaniu kobiet. Nie mówię, że wymienne płacenie jest złe, ale ja na początku spotykania się z jakimkolwiek facetem wyczuwam go. Nigdy nie spotykałam się z nikim dla zabawy, a nadzieją, że może to TEN. Muszę wiedzieć, że potrafi być hojny, że nie szczędzi na mnie czy na nasze wspólne sprawy, że w końcu nie będzie szczędził na dziecku. Oczywiście, to żadna gwarancja. Aczkolwiek, daje jakiś pogląd. I żeby nie zrozumieć mnie źle, nie chcę być sponsorowana, wyzyskiwać mężczyzny - jestem niezależna - ale jeśli planować z kimś życie to miło wiedzieć, kto to jest. Nie jestem typem "leżącej i pachnącej". Mam ciężki, nieco męski zawód. Często obcuję z adrenaliną, uwielbiam motoryzację, uwielbiam renomować meble, malować ściany i brudzić się smarem. Ale w związku muszę być kruchą istotką, która mężczyzna otoczy opieką. Nie zawsze tak było, ale kiedy się tego nauczyłam...wokół mnie pojawił się wianuszek mężczyzn, mimo, że jestem zajęta. Czy mi się tylko wydaje, czy od mężczyzn już totalnie niczego się nie wymaga, bo jest równouprawnienie? Jak jest u Was? Jakie macie odczucia?
Nie widzę nic złego w wynajmowaniu mieszkania z płcią przeciwną ale co do reszty się zgadzam. Rozumiem w zupełności o co Ci chodzi i w większości się z Tobą zgadzam. Nie zgadzam się tylko z tak surowym ocenianiem i ubieraniem tego w słowa "makabra", bo również rozumiem nowoczesne i silne kobiety. Chce taka być - niech taka będzie. Różnorodność jest fajna, każda może znaleźć coś dla siebie. To daje taki kontrast i pozwala więcej myśleć. Też dlatego protesty feministek, homoseksualistów są takie przerysowane i agresywne, żeby zwrócić uwagę ludzi i dać do myślenia. Gdyby nie było różnorodności cofnęlibyśmy się o 100 lat, gdzie rolą kobiety było tylko rodzenie dzieci, pranie i gotowanie. Ja chyba stoję gdzieś pośrodku. Mój facet jest właśnie typem opiekuńczym, męskim i dla niego byłoby nie do przyjęcia gdyby kobieta miała płacić za siebie ale ma też w sobie romantyczną duszę, typ rycerza w lśniącej zbroi . Oboje nie wyobrażamy sobie rozliczania się z każdej złotówki, w zasadzie to mój facet jest głównym żywicielem rodziny, moje finanse są zdecydowanie mniejsze od jego, choć dla niego ideałem byłoby gdybym nie pracowała, jednak ja też chcę się realizować zawodowo. Z drugiej strony lubię czuć się kobieco, krucho, nawet kręci mnie to po części, że mój facet jest typem silnego mężczyzny, który finansowo jest mi w stanie zapewnić przyszłość i bezpieczeństwo. Oczywiście kocham go bezwarunkowo, kochałam go również wtedy kiedy byliśmy jeszcze na studiach zdani sami na siebie i różowo nie mieliśmy, wręcz przeciwnie, liczyliśmy każdy grosz, nie mieliśmy ani czasu ani pieniędzy na rozrywki (studia dzienne+praca), nawet zdarzało nam się żyć o przysłowiowym chlebie i wodzie.
15 września 2014, 07:19
Coz, ja nie wymagam od faceta, zeby byl hojny, czy zeby byl w stanie utrzymac nasze przyszle dzieci. Wymagam od siebie, abym byla w stanie to osiagnac, i abym nigdy swiadomie nie znalazla sie w polozeniu, w ktorym bede musiala oczekiwac tego od mezczyzny. Nie mam potrzeby bycia w domu slaba kobieta, jestem w zwiazku od siedmiu lat i wciaz daje rade z moim nastawieniem.
Edytowany przez cancri 15 września 2014, 07:27
15 września 2014, 07:35
ja wymagam od faceta szczerosci, lojalnosci i wiernosci, czestych kontaktow oraz zeby pomagal w domu, uwazam ze jest pewna hierarchia, najpierw dom-praca-dziewczyna a potem koledzy i imprezy. mezczyzna powinien zarabiac, na tyle aby oplacic rachunki, kupic jedzenie i miec na swoje wydatki. oboje nie zgadzamy sie na samotne wyjscia na dyskoteki , striptiz tez odpada. jesli chodzi o placenie, to nie rozliczamy sie co do zlotowki. partner nie jest romantykiem wiec moge zapomniec o jakis niespodziwanych zaproszeniach czy spontanicznych prezentach, uwaza ze czasem moze postawic kino ale kobieta tez moze zaplacic sama za siebie. jesli facet mnie gdzies zaprosi i zaplaci to ja na drugi dzien zrobie zakupy i tak sie wyrowna i tak
15 września 2014, 08:31
W sumie ja z moim chłopakiem wszystko dziele na pół, a nawet ja czasem wydaje więcej bo kupuje zakupy na obiady itp. ogólnie staram się żeby go w żaden sposób finansowo nie wykorzystać. Wstyd mi jest go poprosić jak mi już na coś brakuje. Mam młodszą siostrę ma 19 lat i ona zupełnie inaczej działa. Uważa, że facet jej powinien dać kupić itp i ma w około pełno adoratorów.
15 września 2014, 09:57
To teraz ja, starsza od większości z Was o dychę, jeśli nie więcej. Nie wiem, czy jestem wystarczająco nowoczesna(od lat związek partnerski nierejestrowany z młodszym facetem, od 20 lat zarabiam na siebie i dziecko, mam techniczny zawód i bardzo zmaskulinizowane środowisko pracy, do tego kilkunastu przyjaciół płci przeciwnej, też od lat). Nie dźwigam siat, nie czekam z obiadem, nie skaczę wokół faceta, w knajpach, kinie, teatrze nie płacę za siebie, chyba że idę z przyjaciółmi, albo zarabiam trzykrotność pensji partnera (było tak), nie oczekuję noszenia na rękach, za to oczekuję szacunku i uwagi codziennie. Nie jestem typem kruchej kobiety, ani z wyglądu, ani z charakteru, ale pewnych rzeczy po prostu sobie nie robię. Równouprawnienie to równość w prawach, nie zaś w obowiązkach, a związek to nie spółka prawa handlowego, gdzie każdy całus i złotówka muszą być zarejestrowane i rozliczone. Szanuję partnera, nie wnikam czy męska wodka to wodka tylko, czy klub ze striptizem i oczekuję też, że on uszanuja moje ochoty na oglądanie chippendelsow czy wyjazd w gory z przyjaciółmi (sam nie chodzi po górach, ja owszem). Co do reszty, cóż, to co mnie bardziej u koleżanek z portalu zastanawia i martwi, to brak szacunku do samej siebie, tkwienie w związkach, ktore je unieszczesliwiają "bo go kocham". A siebie nie?
15 września 2014, 12:46
To teraz ja, starsza od większości z Was o dychę, jeśli nie więcej. Nie wiem, czy jestem wystarczająco nowoczesna(od lat związek partnerski nierejestrowany z młodszym facetem, od 20 lat zarabiam na siebie i dziecko, mam techniczny zawód i bardzo zmaskulinizowane środowisko pracy, do tego kilkunastu przyjaciół płci przeciwnej, też od lat). Nie dźwigam siat, nie czekam z obiadem, nie skaczę wokół faceta, w knajpach, kinie, teatrze nie płacę za siebie, chyba że idę z przyjaciółmi, albo zarabiam trzykrotność pensji partnera (było tak), nie oczekuję noszenia na rękach, za to oczekuję szacunku i uwagi codziennie. Nie jestem typem kruchej kobiety, ani z wyglądu, ani z charakteru, ale pewnych rzeczy po prostu sobie nie robię. Równouprawnienie to równość w prawach, nie zaś w obowiązkach, a związek to nie spółka prawa handlowego, gdzie każdy całus i złotówka muszą być zarejestrowane i rozliczone. Szanuję partnera, nie wnikam czy męska wodka to wodka tylko, czy klub ze striptizem i oczekuję też, że on uszanuja moje ochoty na oglądanie chippendelsow czy wyjazd w gory z przyjaciółmi (sam nie chodzi po górach, ja owszem). Co do reszty, cóż, to co mnie bardziej u koleżanek z portalu zastanawia i martwi, to brak szacunku do samej siebie, tkwienie w związkach, ktore je unieszczesliwiają "bo go kocham". A siebie nie?
Świetnie to ujęłaś. Masz bardzo zdrowe podejście.