- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
2 czerwca 2014, 15:39
...
Edytowany przez a88cbff6c449bf38084a7056b889e895 8 listopada 2014, 22:29
2 czerwca 2014, 16:24
Przecież te motyle w brzuchu nie będą zawsze, nie będą codziennie. Prawda jest taka, że gdyby miało się iść tylko za tymi motylami, to nigdy nie doprowadziłoby to do poważnego związku - w codzienności te emocje nie są już tak gwałtowne, a przecież zawsze można spotkać kogoś, kto nas zafascynuje.. Tylko, czy warto dla tych kilku chwil niszczyć coś, co było wcześniej? Koniec końców osoba, z którą ma się spędzić życie to przede wszystkim przyjaciel, osoba godna zaufania, pomocna, opiekuńcza.Skoro jesteście razem, to chyba coś Was łączy? Zastanów się co czujesz do narzeczonego, przypomij sobie jak ten Wasz związek się zaczął - chyba coś Cię w nim pociągało? A może warto spróbować coś zmienić w sypialni, porozmawiać o potrzebach, może on powinien wg Ciebie popracować nad swoim wyglądem?No i pytanie - ważniejsza jest miłość, czy pociąg? Jeśli nie kochasz narzeczonego, to sprawa jest prosta.
Chcialam napisac to samo :)
Motyle maja to do siebie, ze w wiekszosci przypadkow uspokajaja sie z biegiem czasu. Jedni bez tych szalonych emocji nie mogliby zyc, dla innych wazniejsza jest stabilizacja i przyjazn (najlepiej jak jest wszystko razem, ale czesto jednego jest wiecej niz drugiego). Pytanie brzmi: co jest wazniejsze dla ciebie, my tu mozemy napisac 100 stron madrych porad ale ostatecznie i tak to ty musisz podjac te decyzje.
2 czerwca 2014, 16:29
Elza, I nie żałujesz? Ja boję się, że będę żałować i będzie za późno...ale z drugiej strony za kilka lat mogę znów kogoś poznać...
Nie żałuję. Jestem młoda, cały świat przede mną. Wiem, że jeszcze uda mi się zakochać z wzajemnością :)
2 czerwca 2014, 16:42
ja trochę nie rozumiem Autorko, choć jestem dychę od Ciebie starsza.
Udany związek bez udanego seksu? Bez pociągu do siebie, chemii? Srsly?
To czym zatem jest ten udany związek?
Imho, żeby był udany, muszą współgrać wszystkie elementy- trzeba o siebie nawzajem dbać, kochać, rozumieć, szanować, ale też czuć do siebie tę chemię, rozwijać relację w łóżku, iskrzyć, chcieć tej drugiej osoby na tysiąc sposobów.
A Ty co masz? Czym jest ten Twój udany związek z facetem, którego w mojej opinii nie kochasz, jesteś z nim ze strachu przed samotnością i przyzwyczajenia.
I tu nie chodzi wcale o motyle w brzuchu, też ich nie ma stale, ale o porządne pożądanie, które nie mija z wiekiem, ani ze stażem.
Edytowany przez krolowamargot1 2 czerwca 2014, 16:44
2 czerwca 2014, 16:44
Skoro nie püociaga cie fizycznei to sie zastanawiam jak zostalicie para? Zwykle to od pociagu fizycznego sie zaczyna.
Niestety ale wyglad tez sie liczy. Ja nei wyobrazam sobie seksu z facetem otylym, z brzuszkiem lub chudym. Nawet jakbym takiego kochala za to jaki jest to jego fizycznosc by mnie odzucala.
Z drugiej strony odpowiem jednayk twierdzaco czy zwiazek bez chemii ma szanse przetrwac. Uwazam ze taki zwiazek to tez zwiazek i to dobry zwiazek. Atrakcyjnosc fizyczna przemija.
Ciezka sprawa bo jednak szkoda tych 8 lat. Ale z drugiej strony cos jednak trzeba czuc wiecej niz tylko przywiazanie. Jesli nei lubisz go przytulac, calowac, nie lubisz go dotykac, hjego ciala...to to dlugo nie pociagnie.
Edytowany przez KotkaPsotka 2 czerwca 2014, 16:45
2 czerwca 2014, 20:35
Bardzo Wam dziękuję za te wszystkie słowa. Dzięki nim zaczynam wiedzieć co powinnam zrobić... Bo tak, motyle swoją drogą, przeminą. Ale ochota na seks to już inna sprawa. I jeśli wciąż jej nie ma... To chore, ale w "tych" sytuacjach czuję się przy nim dziwnie, idiotycznie... Myślałam, że ze mną jest coś nie tak. Teraz już wiem wszystko. Ten drugi mi wszystko uświadomił, co powinnam czuć. Bez tego pożądania chyba nie ma szansy na powodzenie takiego związku. Kocham mojego T nad życie. Ale jak najlepszego na świecie przyjaciela. Serce mi pęka, że będę musiała go zranić. Wiem, teraz ranię go bardziej. I wiem też, że on musi widzieć, że coś jest nie tak w łóżku między nami. Nigdy nie pytał, chyba bał się odpowiedzi. No i właśnie. Kiedy już będę gotowa na rozstanie...nie wiem co mu powiedzieć. Nie chcę zniszczyć jego pewności siebie tekstem: "nie podobasz mi się, nie kręcisz..." Gdybym ja usłyszała coś takiego potwornie bym się poczuła...
2 czerwca 2014, 21:07
Widzę, że stawiasz sprawę trochę na ostrzu noża. Może zamiast myśleć o rozstaniu zastanów się czy jest możliwość, żeby Twój T Cię bardziej kręcił. Może musisz mu podpowiedzieć co ma robić w łóżku, albo pomyśl o nim w sytuacjach, gdzie widać, że to taki prawdziwy mężczyzna. Uważam że on Cię nie jara, bo znacie się długo i to od czasów kiedy oboje byliście nastolatkami a nie kobietą i mężczyzną. Trudno w takiej sytuacji widzieć w nim prawdziwego męskiego mężczyznę a nie 18-letniego chłopaczka. Wiesz każdy związek wymaga pracy i to ciężkiej pracy, bo nic wartościowego nie dostaniesz w życiu za darmo i bez wysiłku.
No chyba, że masz pewność, że twoje uczucie do niego zupełnie wygasło - trudno powiedzieć, bo trochę nadużywasz słowa miłość - w tamtym się zakochałaś, tego kochasz nad życie. Pomyśl może, że powiedzieć komuś kocham Cię to jak wyrazić gotowość oddania za tą osobę życia - może to ekstremalne podejście, ale dobrze by było gdybyś miała pewność kogo naprawdę kochasz - może żadnego z nich? Wtedy na pewno będzie Ci lepiej.
Szczęścia!
2 czerwca 2014, 21:23
Wiem, że to wszystko brzmi dziwnie. Wierz mi, że ja też nie mogę się w tym odnaleźć... Wiem na pewno, że to jak kocham T można porównać do miłości braterskiej. Nie wyobrażam sobie zerwać z nim kontaktu, bo bardzo dobrze się rozumiemy i dogadujemy. ALE z kolei nie odczuwam potrzeby pocałunków z nim i intymności. Jakby to powiedzieć, on jest w łóżku bardzo dobry, ale gdzieś znalazłam takie określenie jak "przyjemność mechaniczna" i chyba, choć to dziwaczne - dobrze opisuje moje odczucia... Najgorsze jest to, że kiedy bywały takie sytuacje, gdy w towarzystwie znajdował się T oraz ten drugi..to świat dla mnie nie istniał poza tamtym. I myślę o nim już 2 lata, choć prawie nie mamy kontaktu. To chore, wiem. Nie chcę znów czuć czegoś takiego, będąc po ślubie z T i mając dzieci. Znów być myślami przy kimś innym. Chociaż w tej chwili całkowicie nie wyobrażam sobie naszego rozstania. Przez 8 lat mieszkamy razem...Ale nie wiem czy na bazie takiej braterskiej miłości, bez dreszcza namiętności można budować związek na całe życie..
3 czerwca 2014, 09:29
nie rob glupot !!! Tamten moze byc przystojny,pociagac Cie fizycznie a zle Cie traktowac,mozecie miec inne prirytety,charaktery .... Ty jestes poprostu zmeczona zwiazkiem z tym swoim T bo masz 26 lat kiedy Twoje kolezanki zaczynaja zycie ,myslec o powaznych zwiazkach a Ty od 8 lat jestes w stalym zwiazku i jestes zareczona ... mnie tez to czeka bo ja mam obecnie 20 a swoj zwiazek zaczelam w wieku 17,zakochalam sie w nim w wieku 16 ..ale nigdy przenigdy nie mialam problemow takich jak Ty .takie problemy sie rozwiazuje a nie zostawia ukochana osobe ....Zamiast ranic faceta (robisz to od dawna ) i go zostawiac zaproponuj zmiany,nie w nim ale w was...jesli Cie nie pociaga fizycznie powiedz mu o tym ale w delikatniejszy sposob,powiedz by o siebie zadbal i naswietl mu kwestie ktora najbardziej Ci przeszkadza:jest za chudy,za gruby,za malo umiesniony,za blady (czasem bladosc tez moze wplywac na to ) ..nie wierze ,ze z twarzy Ci sie calkiem nie podoba bo nie wchodzi sie z kims w zwiazek kto sie calkiem nie podoba a jego cialo mozecie zmienic ...pogadaj z nim szczerze,ze nie czujesz tej chemii ,moze zacznie Cie zaskakiwac,robic niespodzianki,bedzie spontaniczny ,zmieni sie i poczujesz sie znow jak na pierwszej randce ?
Rozstanie moim zdaniem nie ma sensu jesli wam ze soba dobrze..ale zrobisz co zechcesz tylko pozniej nie placz jak trafisz na jakiegos idiote ktory Cie bedzie zle traktowal gdy te Twoje motyle w brzuchu juz miną ... Nie rozumiem jak mozna kogos traktowac tak przedmiotowo ...jesli wchodzi sie z kims w zwiazek to moim zdaniem powinna byc to swiadomo decyzja na zawsze o ile ta druga osoba nas nie krzywdzi ,jak chcialas sie pobawic facetem to nie wiem po co przyjmowalas zareczyny ,zeby po 8 latach kochania Cie,dbania o Ciebie,wspierania,bycia przy Tobie powiedziec mu ,,sory ,zakochalam sie w innym ? " ..
3 czerwca 2014, 11:35
W moim związku było podobnie. Wprawdzie rozpadł się przez co innego, ale chyba dobrze się stało. Bo miałam podobne podejście - że motyle nie są najważniejsze, że jestem po prostu oziębła, ale przecież jest nam dobrze, to po co to psuć... Zapewne gdyby nie wyniknęły inne okoliczności, to wmawiałabym tak sobie całe życie...
Kiedyś poznałam faceta, na którego widok robiło mi się słabo i dostawałam palpitacji serca. Do nikogo nie czułam takiego pożądania... Niestety on dał mi do zrozumienia, że poza tym pożądaniem nie potrzebuje więcej, więc zwiałam.
W każdym razie w moim ostatnim (i najdłuższym, choć zaledwie 2letnim) związku tego ognia już nie było. Tzn. na samym początku była jakaś fascynacja, ale potem baaardzo statycznie. Myślałam, że skoro się kochamy, to mi fajerwerki do szczęścia niepotrzebne, ale jednak tęskniłam za tamtym uczuciem... Cóż, teraz czekam na jakieś zadowalające połączenie dwóch tamtych przypadków. :D
A Tobie cóż mogę poradzić... Dobrze to przemyśl póki nie jesteście małżeństwem. Skoro już teraz masz wątpliwości, tzn. że przeszkadza Ci taki stan rzeczy. Jeśli ogień między Wami nie wybuchł przez te lata, to lepiej nie będzie, a wręcz przeciwnie - staniecie się dla siebie zgorzkniali i chłodni, a to dobrze nie wróży...