- Dołączył: 2013-01-08
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 810
2 grudnia 2013, 09:36
Witam!
Mam prawie 23 lata i od niecałych 5 lat jestem w związku.
Bywało rożnie, raz lepiej, raz gorzej.
Mimo wszystko zawsze potrafiliśmy się porozumieć, wspierać w trudnych sytuacjach i być dla siebie oparciem.
Jesteśmy naprawdę fajna para, mamy podobne priorytety, podejście do życia i potrafimy aktywnie spędzać razem czas. Czasami rutyna wkradała się w nasze życie, ale zawsze z nią walczymy i nigdy na dłużej nas nie dopadła.
Dążę jednak do tego, ze jesteśmy bardzo młodzi, a mamy już na koncie tak długi związek. Jesteśmy dla siebie pierwszymi partnerami... i tutaj pojawia się problem.
Od pewnego czasu na każdej imprezie się kłócimy ( co było nam raczej obce dotychczas). Kłócimy się o totalne pierdoły, a wynikają z nich kłótnie sporych rozmiarów. W ten sposób mieliśmy ostatnio 2 ciche dni.
Trzeba by było być głupim i ślepym, żeby winić te pierdoły o które się kłóciliśmy za cala sytuacje- problem zdecydowanie leży głębiej. Podczas ostatnich kłótni słyszałam ciągle od niego, ze musi sobie przemyśleć kilka kwestii, ja zresztą tez muszę.
Wczoraj dostałam jednak olśnienia, wiem skąd u nas bierze się ta cala sytuacja.
Obydwoje znaleźliśmy się w punkcie w którym nie wiemy czego chcemy od życia. Mamy potrzebę spróbowania czegoś nowego, innego, a zamiast tego nasz związek robi się coraz bardziej poważny. Z drugiej strony naprawdę jest nam razem dobrze i przez to cały ten mętlik w głowie.
Powiedziałam mu, ze niech wykorzysta najbliższe dni na przemyślenie sobie wszystkiego od początku do końca. Ze nie da się funkcjonować w związku w którym przy każdej, najmniejszej kłótni dalszy los dwojga ludzi jest pod znakiem zapytania.
Powiedziałam mu, ze jeśli przy najbliższym spotkaniu za kilka dni nie usłyszę "Kocham Cie, chce z Toba być i spędzić swoja przyszłość" to nie chce słyszeć nic więcej. Mogę walczyć o związek, ale nie o taki w którym partner nie jest w stanie powiedzieć mi, ze jestem dla niego najważniejsza prawda?
Chce być z nim i chce spróbować innego życia- jestem pokręcona. Z drugiej strony jak mogę wymagać od niego takiej deklaracji skoro sama nie znam odpowiedzi na swoje pytania?
W tym miejscu pojawia się pytanie do Was- czy zakończyliście kiedyś związek z podobnych powodów? Dręczyła Was ciekawość, potrzeba czegoś nowego mimo, ze pod nosem miałyście bardzo fajny związek?? Opowiedzcie mi proszę swoje historie, może wyciągnę z tego jakieś wnioski?
Serdecznie pozdrawiam!
Edytowany przez Syliar 2 grudnia 2013, 09:39
- Dołączył: 2009-05-18
- Miasto: Rajskie Wyspy
- Liczba postów: 88303
2 grudnia 2013, 10:06
No niestety tak bywa. Ale ja mam 24 lata, jestem z moim facetem od 6 i nigdy nie mieliśmy takich sytuacji. Tylko my sobie też wzajemnie na wiele pozwalaliśmy (ja np. wyjechałam na rok bardzo daleko od niego) i takie tam. Myślę, że czasem nadchodzi taki moment, że trzeba powiedzieć albo A, albo B. Trzeba mieć tę pewność, że bycie w tym związku zakończy się nie wiem, założeniem rodziny. Albo wiedzę, że zawsze będziecie "tylko" parą. Takie obustronne deklaracje są potrzebne.
- Dołączył: 2013-01-08
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 810
2 grudnia 2013, 10:11
Cancri my również na wiele sobie pozwalamy. Chodzimy oddzielnie na imprezy,on był na wymianie studenckiej przez pól roku, ja również wyjeżdżałam na dłuższe chwile bez niego- mamy swoja przestrzeń. . Bywało ciężko, ale zawsze dawaliśmy rade. Teraz się po prostu zastanawiam czy paliwo się nie skończyło.
I potrzebuje tej deklaracji, bez niej będziemy trwali w takim zawieszeniu i kroczek po kroczku się ranili. A zranić go nie chce.
- Dołączył: 2009-05-18
- Miasto: Rajskie Wyspy
- Liczba postów: 88303
2 grudnia 2013, 10:17
To najwyraźniej nadszedł czas składania deklaracji. A powiem Ci, że jak mój mnie wrobił, że mi się oświadczy, to ja wpadłam w panikę, bo sobie wkręciłam, że nie chcę. I tak panikowałam, a jak mi się nie oświadczył, to poczułam zawód życia normalnie...
- Dołączył: 2013-01-08
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 810
2 grudnia 2013, 10:22
Chyba mam podobnie. Na wszystkie wzmianki o ślubie, dzieciach (akurat to nie jest moim priorytetem, jeszcze długo dzieci mieć nie chce, biała suknia również mi się nie marzy) reagowałam wręcz alergicznie. Jednak jak teraz to analizuje to bym wiele oddala za konkrety i jasny plan na przyszłość:)
2 grudnia 2013, 10:22
Ja się nie dziwię, że chciałabyś spróbować czegoś innego. Moim zdaniem jak nie spróbujecie jak to jest być z kimś innym to macie 100% szans na zdradę w przyszłości. Zawsze będzie ta myśl jkaby to było z kimś innym.
2 grudnia 2013, 10:24
Myślę, że ta deklaracja nic Ci nie da skoro : Przez cala swoja młodość muszę mieć na względzie 2 osoby, zawsze patrzeć pod katem tego co ta druga osoba sobie pomyśli, czy będzie miała pretensje o to czy o tamto. Nie mam pojęcia jak to jest myśleć tylko i wyłącznie o sobie nie przejmując się konsekwencjami.
No i gdyby nie wzmianka, że to 5 lat to myślałabym, że to chodzi o mojego kolegę z pracy :O Nie masz na imię Sylwia czasem? :P hehe
- Dołączył: 2013-01-08
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 810
2 grudnia 2013, 10:29
_morena napisał(a):
Myślę, że ta deklaracja nic Ci nie da skoro : Przez cala swoja młodość muszę mieć na względzie 2 osoby, zawsze patrzeć pod katem tego co ta druga osoba sobie pomyśli, czy będzie miała pretensje o to czy o tamto. Nie mam pojęcia jak to jest myśleć tylko i wyłącznie o sobie nie przejmując się konsekwencjami. No i gdyby nie wzmianka, że to 5 lat to myślałabym, że to chodzi o mojego kolegę z pracy :O Nie masz na imię Sylwia czasem? :P hehe
Nie mam.
Co do cytowanego tekstu- mam kryzys, zgadza się. Nie znaczy to, ze cały czas cierpię i narzekam na swój los bo zdecydowanie okrutny on nie jest. Mimo wielu przeciwności losu ( a mam ich sporo) ja zawsze idę do przodu i staram się nie załamywać. Ta sytuacja jednak mnie hamuje bo nie wiem w którą stronę mam iść tym razem. Wiec uważam, ze deklaracja, bądź jej brak da mi bardzo wiele. Potrafię być kochana, wierna jak pies i oddana. Jednak nie potrafię kochać i starać się za dwoje.
- Dołączył: 2012-06-28
- Miasto: Jamajka
- Liczba postów: 216
2 grudnia 2013, 10:30
Ja miałam 20 lat w związku byłam od 3, z czego rok mieszkaliśmy razem na studiach. Po tym roku zdecydowałam uciec. Dosłownie... On był jeszcze w połowie sesji. Poszedł na jakiś egzamin. Ja w tym czasie spakowałam wszystkie rzeczy do auta, umówiłam się z nim w kawiarni po egzaminie. W kawiarni oddałam mu obrączkę (srebrną, kiedyś się nosiło takie w dłuższych związkach teraz to nie wiem :P) i poprosiłam o przerwę na przemyślenie. Powodem moje zachowania był fakt, że jakiś czas pisałam z innym chłopakiem przez internet. I nie był to "internetowy romans" nie rozmawialiśmy na osobiste tematy, on wiedział, że mam kogoś ja wiedziałam że on nie jest sam. Nigdy nie planowaliśmy się spotkać. Ot tak gadaliśmy z potrzeby wygadania, bez żadnych podtekstów. Ale dało mi to do myślenia. Bo zanim zamieszkałam ze swoim facetem nie potrzebowałam się wygadać nikomu obcemu. I jakoś tak stopniowo docierało do mnie, że przez mieszkanie razem zatraciliśmy to co było w nas najlepsze. Dodam, że przez ponad 3 lata związku nie kłuciliśmy się ani raz. Oczywiście były jakieś sprzeczki, ale nigdy awantury. Myślałam, że jak wyjadę do domu, odetnę się na chwilę to zatęsknię i wszystko wróci do normy. Niestety tak się nie stało. Mało tego, że nie zatęskniłam to jeszcze zdałam sobie sprawę, że kiedy nie myślę o nim mój mózg odpoczywa i jest mi lepiej. Mieliśmy zarezerwowany domek w górach na wakacje, postanowiliśmy, że mimo wszystko pojedziemy razem. To było po miesiącu przerwy. Pojechaliśmy jak kumple pogadaliśmy, powiedziałam mu o swoich uczuciach i nie wróciliśmy do siebie. Chociaż jak się później okazało on w te góry przyjechał z pierścionkiem dla mnie... Dziś z perspektywy czasu, nieudanego małżeństwa z kimś innym i innych wydarzeń, nadal uważam, że to była słuszna decyzja. Nigdy po rozstaniu nie zatęskniłam, ani nie zapłakałam za nim. Do tej pory spotykamy się raz na jakiś czas jako kumple, ale teraz widzę jak wielka jest przepaść między nami. Gdybyśmy wtedy się nie rozstali, spieprzylibyśmy sobie nawzajem życia. A tak każde z nas chociaż po części osiągnęło to czego chciało.
2 grudnia 2013, 10:34
Syliar napisał(a):
_morena napisał(a):
Myślę, że ta deklaracja nic Ci nie da skoro : Przez cala swoja młodość muszę mieć na względzie 2 osoby, zawsze patrzeć pod katem tego co ta druga osoba sobie pomyśli, czy będzie miała pretensje o to czy o tamto. Nie mam pojęcia jak to jest myśleć tylko i wyłącznie o sobie nie przejmując się konsekwencjami. No i gdyby nie wzmianka, że to 5 lat to myślałabym, że to chodzi o mojego kolegę z pracy :O Nie masz na imię Sylwia czasem? :P hehe
Nie mam.Co do cytowanego tekstu- mam kryzys, zgadza się. Nie znaczy to, ze cały czas cierpię i narzekam na swój los bo zdecydowanie okrutny on nie jest. Mimo wielu przeciwności losu ( a mam ich sporo) ja zawsze idę do przodu i staram się nie załamywać. Ta sytuacja jednak mnie hamuje bo nie wiem w którą stronę mam iść tym razem. Wiec uważam, ze deklaracja, bądź jej brak da mi bardzo wiele. Potrafię być kochana, wierna jak pies i oddana. Jednak nie potrafię kochać i starać się za dwoje.
wiesz no o tym nic nie wpominałaś lub ja nie doczytałam, tak naprawdę to nie wiemy jak to naprawdę u Was wygląda, każdy odbiera to na swój sposób, to tylko kilka zdań, nie ma szczegółów.. ta para którą ja znam, a konretnie to jego a ją z opowieści, to też właśnie mają ciężkie charaktry, kłócą się i godzą i z tego co wiem to ślubu z tego nie będzie. On jest tym zmęczony, nie wiem jak Twój. Najlepiej z nim pogadaj jeszcze raz ale nie napieraj na deklaracje skoro sama masz wątpliwości, serio, one nic nie zmienią jeśli nadal będzie jak jest.
- Dołączył: 2013-01-08
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 810
2 grudnia 2013, 10:42
Wiem, ze nie wiecie wiele o mojej sytuacji- dlatego głównie prosiłam o podobne historie, żeby wyciągnąć wnioski, a może żeby tylko poszukać kogoś z podobnym problemem i trochę się pożalić.
Napisałam, ze nie potrafię kochać za dwoje bo wiem, ze bez takiej deklaracji nie będę w stanie dać z siebie 100%. Skoro nie będę się starała to myślę, ze nie ma szans na ratowanie tego związku.
Ta deklaracja ma nie być oświadczynami, ale potwierdzeniem- tak kocham Cie, jestem pewny swojego uczucia. Bo chyba bez czegoś takiego nie da rady budować stabilnego związku. Mogłabyś trwać w takim zawieszeniu gdzie strony nie wiedza czego od życia chcą?
O matulu, pogmatwane to jest.
Dziękuję za wszystkie wypowiedzi, ja teraz zmykam do mamy na wieś zregenerować siły i przemyśleć wszystko milion razy.