Temat: Kiedy wszłyście za mąż i jakie były Wasze początki?

Dzisiaj moja matka dała mi do zrozumienia że myśli o sprzedaży mieszkania (duże 70m2) i na kupnie jakiegoś mniejszego (do 40m2) lub nawet kawalerki. Po śmierci mojego ojca nie jest nam potrzebny taki duży metraż, 2 pokoi w ogóle nie używamy, a czynsz trzeba płacić.
Oczywiście nie już tylko raczej po zimie, aczkolwiek jej słowa były raczej pewne: ona sobie zamieszka w mniejszym mieszkanku, ja pójdę do mojego faceta (jestesmy razem 6,5 roku, mamy całe poddasze dla siebie w domu jego ojca, teść się pali do remontu, snuje plany jak to będzie jak przyjdę do nich mieszkać, ale ja nigdy nie nocowałam u niego ot tak, chyba że po jakiejś imprezie, tak samo on nigdy nie spędził u mnie nocy), różnicę ze sprzedaży (po ewentualnym remoncie) da nam na ślub i start. W sumie temat ślubu przewija się od bardzo dawna. Po ponad 6,5 roku związku wypadałoby w końcu. Jesteśmy zaręczeni ale jakichś realnych planów co do ślubu nie ma.

Chciałabym zapytać Was jakie były wasze początki w małżeństwie? Ile miałyście lat? Czy mieszkałyście z rodzicami? Czy miałyście opory zamieszkac np. u teściów lub Wasz facet bał się do Was sprowadzić? Czy było ciężko z kasą? Czy mieszkaliście razem bez ślubu w mieszkaniu rodziców/teściów i jeśli tak to czy spotkało się to z dezaprobatą rodziny (rodzina mojego faceta jest b. wierząca, ale moja mama nie miałaby nic przeciwko)?

Ademida napisał(a):

Wniosek z tego, że nie ma sensu sprzedawać, tylko stracicie. Może wynająć komuś te dwa pokoje?

Dlaczego stracimy?
To male miasteczko, a z mamą mamy duszę domatorów i nie wyobrażamy sobie, ze ktoś się nam będzie pętał po łazience czy kuchni.

Kupimy miejsze mieszkanie, wyremontujemy, mama będzie mieć spokój i czynsz spadnie z 550 zł do ok. 250-300zł, a ja zamieszkam z narzeczonym + będziemy mieć pieniądze na remont, ślub i start w małżeńskie życie. Nie mam obiekcji do mieszkania w domu mojego faceta - wejście osobne, teść robotny i średniokonfliktowy, chociaż charakter ma trudny po śmierci żony. Dom jest tani w utrzymaniu, nie płacą więcej niż 500 zł / msc za rachunki.
my nie mamy ślubu (chociaż chcielibyśmy;)) ale jako, że ani na wesele nikt nam nie da ani na mieszkanie (z rodzicami zamieszkiwać nie chcemy to jeszcze sobie poczekamy..) mamy po 25 lat

paulinkas14 napisał(a):

Ademida napisał(a):

Wniosek z tego, że nie ma sensu sprzedawać, tylko stracicie. Może wynająć komuś te dwa pokoje?
tez tak mysle, nie ma sensu sprzedawac skoro za mniejsze mieszkanie zaplacicie prawie tyle samo i tak jak kolezanka napisala moze lepiej te dwa pokoje wynajac

Jest sens, bo jak ja zamieszkam z moim facetem to moja mama (już 55l) nie ogarnie 70m2. Mieszkanie jest za duże. Jej wystarczy kuchnia, łazienka i mały pokoik. Poza tym wynajmowanie nie wychodzi w grę.
Normalnym jest że ceny mieszkan nie są proporcjonalne. W moim miasteczku 40m2 mieszkanie kosztuje ok. 120-140 tys, a 70m2 ok. 200 tys. Kawalerkę pewnie kupiłoby się za jakieś 80-100 tys. Przecież to normalnie. Ale koszty znacznie zejde w dół - czynsz o połowę.
no skoro mialas odpowiedzi na wlasne pytanie i zdecydowalas juz to po copytalas nas o zdanie :D
Pasek wagi

paulinkas14 napisał(a):

no skoro mialas odpowiedzi na wlasne pytanie i zdecydowalas juz to po copytalas nas o zdanie :D

Nigdzie nie było pytania "co sądzicie o sprzedaży mieszkania". To, że będziemy mieszkać z moim u teścia to już pewne od hohoho. Mamy osobne wejście, kuchnię, łazienke, 3 pokoje dla siebie. Tylko do odnowienia i umeblowania, bo poddasze na razie jest puste nie licząc sypialni i pokoju roboczego mojego faceta. No i kto by mamę zostawił w tak wielkich pustych ścianach, pełnych wspomnień po zmarłych rodzicach i mężu. W tym mieszkaniu zmarły 2 osoby, ma niedobrą energię, jedna ze śmiercią w oczach pojechała do szpitala...

Pytałam o życie małżeńskie.
Ja mam 22 lata, za tydzień wychodzę za mąż. Jak narazie będziemy mieszkać z moimi rodzicami, mój chłopak lubi sie z nimi także chyba nie boi się wprowadzić ale niestety mieszkają też z nami dziadkowie i wiem że nie będzie zbyt fajnie, mam nadzieję że jak najszybciej jakoś się uda nam zamieszkać osobno. Moja mama kiedyś tak pytała, jeszcze niedawno "to ile wy będziecie ze sobą chodzić? Chyba pasowało by coś pomyśleć o ślubie a tak to tylko chlopak jeździ non stop, paliwo traci itd". Ja jej powiedziałam tak "to niech zamieszka u nas po co ślub narazie" ale w życiu nie zgodziłaby się żebyśmy mieszkali bez ślubu z nimi. Z kasą u nas jest nawet dobrze, mo,że nie ma kokosów ale narzekać nie mogę. Jak narazie zbyt dużo powiedzieć nie moge o małżeństwie bo jeszcze jestem przed :) Ale wiem że ja z teściami bym nie zamieszkała nigdy no chyba że mieliby taki duży dom że miałabym z mężem osobne mieszkanie czyli swoje pokoje, kuchnie, łazienke tak jakby osobno.
Nie będę dalej się wtrącać, więc ostatnie słowo: marnujecie szansę, Ty marnujesz szanse przez brak logicznego, biznesowego rozumowania. Jeśli Twój związek nie odniesie sukcesu wylądujesz na materacu w kuchni, w kawalerce, być może nie do końca tam chciana i oczekiwana. Widzisz te grosze, które wpadną Ci po sprzedaży, nie to co możesz zarobić dzięki potencjałowi mieszkania.

Ademida napisał(a):

Nie będę dalej się wtrącać, więc ostatnie słowo: marnujecie szansę, Ty marnujesz szanse przez brak logicznego, biznesowego rozumowania. Jeśli Twój związek nie odniesie sukcesu wylądujesz na materacu w kuchni, w kawalerce, być może nie do końca tam chciana i oczekiwana. Widzisz te grosze, które wpadną Ci po sprzedaży, nie to co możesz zarobić dzięki potencjałowi mieszkania.

Mój związek na pewno odniesie sukces, kochamy się i szanujemy. Nienawidzę takiego myślenia.
Poza tym takie mieszkanie nie ma potencjału w 20tysięcznym miasteczku. Tutaj nie ma ani zakładów pracy, nie ma uczelni, zeby wynajmować komuś. Wynajmować można co najwyżej całe mieszkania, a z tego co widze i tak jest to jalowe bo ludzie po 2-6 miesiącach się zmywają (sytuacja z mojej klatki, na przestrzeni roku widziałam 4 nowe rodziny).
Poza tym tak jaki juz pisałam - przy moim i mamy charakterze i wygodnictwie nie wyobrażam sobie obcej osoby w naszym domu.
I na dodatek obie nienawidzimy tego mieszkania, bo zmarły tu 3 osoby, przesiąknięte jest atmosferą kłótni moich dziadków i rodziców.

Powtarzam - pytam o życie w małżeństwie a nie o to czy sprzedać mieszkanie. Szukając najemcy nie znajdę go nigdy. Nie ma sensu burzyć w miarę usystematyzowanego zycia jakąś obcą osobą, poza tym dodatkowe 200-400 zł (bo ile można wziąć za wynajem pokoju w 20tysięcznym mieście?) to żaden przychód, a straty wielkie: reorganizacja porzadku, denerowowanie się, strach o cały majątek w domu.

slaids napisał(a):

Ademida napisał(a):

Poza tym takie mieszkanie nie ma potencjału w 20tysięcznym miasteczku. Tutaj nie ma ani zakładów pracy, nie ma uczelni, zeby wynajmować komuś. Wynajmować można co najwyżej całe mieszkania, a z tego co widze i tak jest to jalowe bo ludzie po 2-6 miesiącach się zmywają



Dokładnie !
U mnie w miasteczku (10 tys mieszkańców ) mieszkanie można kupić nawet już za 80 tysięcy, (62 m)  i nikt nie chce.
Ja nie jestem z moim po ślubie, ale pomieszkujemy ze sobą. Po kilka dni, a nawet miesięcy. Zastanawia mnie czemu będąc tyle czasu w związku nawet u siebie nie nocujecie? Przed ślubem lepiej razem pomieszkać, bo później cyrki wychodzą....

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.