Temat: Nieudana rocznica związku :(

Cześć dziewczyny :]

Założyłam nowe konto ponieważ chciałabym pozostać anonimowa.

Wczoraj minęła nasza rocznica związku. Nie wspominam jej dobrze, a wręcz bardzo źle.. Masę wylanych łez. Może to ja zbyt dużo wymagałam no nie wiem.

Opiszę wam ją:

Umówiłam się z moim partnerem na 12. Czekał na mnie z pięcioma ogromnymi różami w kolorze czerwonym z czego bardzo się ucieszyłam. Potem zawiózł mnie autem do lasu . Był tam pierwszy raz, znalazł gdzieś na google maps. Już jak wjechaliśmy było 5 dróg do wyboru. Pojechał z ciemno. Okazało się, że musimy zawrócić, było strasznie ciasno, musiał wychodzić z auta.
W lesie tym było strasznie dużo komarów i 2 wleciały jak wchodził do auta. Ja zaś mam uczulenie na komary i lekko krzykłam: Komar! weź go zabij. A co on na to. Co krzyczysz, wystraszyłaś mnie, głupia jesteś!?

Wiedziałam, że nie będzie fajnie...

Potem przejechaliśmy pozostałe drogi, trzepało nas w małym hatchbacku na prawo i lewo. W końcu stanęliśmy gdzieś. I dostałam swój prezent. Skarbonkę plastikową wielkości jabłka i 80zł w środku ee?, a kilka dni wcześniej dostałam paletę cieni, wprawdzie przez 3h ją czyściłam bo przyszła rozwalona(2 cienie się usypały, pech chciał, że czarny, wszystko było czarne, ale to nie jego wina przecież). Jak podobały mi się te cienie to pieniądze wcale. 

Żeby nie było, to powiem co ja mu dałam: tenisówki, bokserki, gadżet do auta, świeczki wraz z świecznikiem w jego ulubionym kolorze i 200 zł (bo potrzebuje na pewien cel dla siebie).Wiedziałam, że ucieszy się z dodatkowych środków. :)
Mi trochę prezent mi się nie spodobał, oczekiwałam czegoś więcej..dużo mi obiecywał a nic z tego nie wyszło.(mówił, że umawia się z kimś po telefon dla mnie bo mi się zepsuł)
Wracając do miejsca..Bo gdyby to wypaliło byłabym szczęśliwa i nie przejmowała się prezentem przecież.
Poszliśmy nad jezioro, nie było gdzie tam chodzić, same krzaki i dwóch rybaków. Poszliśmy z stamtąd i jeździliśmy kolejne godziny po lesie.I tak do 15.
Ja byłam smutna bo atmosfera i wszystko było nie takie..no wiecie.
Pojechaliśmy nad inne jezioro i niestety uczyłam go do egzaminu(ahh te studia) 0 romantyzmu, wyglądało wszystko jak zwykły dzień
Potem zaczął padać deszcz i pojechaliśmy na wykwintną kolację do IKEI, aby było taniej jedliśmy z jednego talerza.

Koniec. 

Byłybyście zadowolone? Ja płakałam przy nim z tego powodu.Chciałam aby było romantycznie, aby było zaplanowane i chciałam się czuć wyjątkowo...Nie chodzi o to, że on nie ma pieniędzy, czy ja. Wydaje mi się, że się troszkę nie postarał.

Co wy byście powiedziały na taką rocznicę?


RybkaArchitektka napisał(a):

Marta11148 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Balonkaa napisał(a):

Balonkaa napisał(a):

Rybka - czyli jeśli facet nie ma pieniędzy za ma za przeproszeniem zacharowywać się na śmierć, żeby zadowolić swoją Książniczkę?Współczuje podejścia. Po częście rozumiem, o co Ci chodzi, ale nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Związek to dwoje ludzi którzy pracują na swoje szczęście- nie tylko kobieta leżąca i pachnąca i oczekująca, że facet za nią wszystko zrobi.Szczerze? Nie zazdroszczę Ci męża. Pierwsze spotkanie i już rodzina/ znajomi? W życiu nie chciałabym mieć takiego męża- i nie oznacza to, ze się nie szanuje. Po prostu odrobina niezależności nie zrobiła nigdy nikomu krzywdy.
I mam pytanie- pracujesz? sprawiasz prezenty (materialne) swojemu mężowi?Czy tylko on ma Ci kupować błyskotki a ty obdarzasz go miłościa, którą powinien się zadowolić?
Tak - pracuję i to bardzo ciężko. Zajmuję się w tej chwili naszą malutką, 5 - miesięczną córeczką. To wielka i odpowiedzialna praca. A prezenty jakie sobie sprawiamy, to wychodzimy na spacer z córką. 
Ciekawe co na to powiedzialaby samotna matka wychowujaca 4 dzieci i pracujaca na pelen etat ;) Nie pracujesz, wychowujesz dziecko ;)
A co by powiedziała matka 10 - rga dzieci, samotnie wychowująca, albo mająca męża pijaka, albo dziecko chore czy upośledzone?? Nie rozumiem dlaczego teraz chcesz się ze mną licytować na to co ja robię i jak robię i nie pojmuję jaki to ma związek z tematem tego postu. 


Tak tez mysle ;) I nie sadze rowniez abys kiedykolwiek pojela ;) Nie denerwuj sie...zlosc pieknosci szkodzi ;)
Pasek wagi

NowaJaWwa napisał(a):

Balonkaa napisał(a):

No, naprawdę super prezenty ...Idąc Twoim tokiem rozumowania, nie szanujesz się, skoro prezentem jest dla Ciebie spacer (oby tylko nie do lasu!)
dla Mnie to super prezent jak Mój mąż wychodzi na spacer ze Mną i synkiem. Bo pracuje 6 dni w tygodniu i nie mamy czasu na wspólne spędzanie czasu


To był sarkazm ....
Pasek wagi

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 


A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
Nic nie rozumiesz. Nie chodzi o to czy jestem studentką czy nie. Chodzi o to czy czuję, że ktoś o mnie myśli i o mnie dba pokazując to nawet głupotami.
Bo i większe rzeczy też się zdarzają, nie rzuciło mi się jednak na mózg i potrafię doceniać drobiazgi.

Polecam dostrzegać i doceniać też uśmiech partnera nie tylko dziecka ;)
"Ja płakałam on płakał"... No faktycznie. 

Nie, nie zrobiłabym takiego show, ponieważ liczy się dla mnie uczcie, spontaniczność i nie mam super-ekstra dokładnie zaplanowanych takich "wydarzeń" jak rocznice i miesięcznice. Przez co rzadziej czuje się rozczarowana.
Pasek wagi
Dlatego uważam że takie "święta" jak rocznice owinno się organizować razem a nie tylko jedno z Was ( w tym wypadku facet). Lepiej było wspólnie coś zorganizować i miałabyś to co chcesz.

Kosiadala napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)

bo może je chowasz, a nie wychowujesz?

RybkaArchitektka napisał(a):

Kosiadala napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)
bo może je chowasz, a nie wychowujesz?


A moze poprostu nie jest leniem i potrafi docenic to co ma? ;)
Pasek wagi

Balonkaa napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Jak nie ma kasy, żeby w restauracji uczcić, to można samemu zrobić kolację. Mi takie wożenie do lasu kojarzy się jak u nas we wiosce chłopaki chcieli przelecieć dziewczynę, to jechali do lasu na randkę... I to jedzenie z jednego talerza- sknera jedna. Ciekawe jakby z kumplem wybrał się na kebaba, to też by tak jadł? Nie, no koleś jest beznadziejny. 
A ja tam lubię jeździć do lasu na przejażdżki. I wcale nie czuje się jak dziewczyna ze wsi, która zaraz zostanie wykorzystana :)Chociaż seks w lesie nie jest zły :)Masz bardzo ograniczone myślenie, nie chodzi już o to, że to staroświeckie- jak można oczekiwać nie wiadomo czego od faceta, a jak nawali- rzucać go. Ty też na pewno popełniasz wiele błędów :)I nawet wypad na kebaba z mężem może być fajny- grunt to cieszyć się z małych rzeczy

Nigdy nie uprawiałam seksu w lesie i nie jeździłam po to do lasu ;-) A z mężem, owszem , chodzimy tam na spacery i z dzidziusiem. Ja mam oczekiwania wobec faceta - i nie chodzi tylko o finanse. Po prostu cenię się jako człowiek, mam poczucie wartości. 

RybkaArchitektka napisał(a):

Kosiadala napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)
bo może je chowasz, a nie wychowujesz?


Nie kochana ja je kocham i wychowuję ale po przeczytaniu części twojego pamiętnika mogę jedynie stwierdzić, że twojemu mężowi współczuję (bo to chyba faktycznie dobry chłop), i współczuję małemu dziecku awantur, braku kontaktu z rodziną i tym podobnych no ale cóż ma w końcu matkę księżniczkę, szkoda tylko, że chyba sfrustrowaną.
Dzieci się kocha, wychowuje i pokazuje piękno świata bez kłótni, wymyślonych problemów i magii pieniądza, chować to można krowy bądź świnie ale co kto lubi...

Oo tak poczucie twojej wartości poznała już wg twoich opowieści rodzina twojego małżonka, ale koniec już z tym bo nie o tym temat.

nie uważam by dawanie prezentów materialnych było najważniejsze zarówno na co dzień jak i z okazji rocznicy a wymagania powinno się mieć najpierw do siebie a dopiero później do swojego partnera.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.