Temat: Nieudana rocznica związku :(

Cześć dziewczyny :]

Założyłam nowe konto ponieważ chciałabym pozostać anonimowa.

Wczoraj minęła nasza rocznica związku. Nie wspominam jej dobrze, a wręcz bardzo źle.. Masę wylanych łez. Może to ja zbyt dużo wymagałam no nie wiem.

Opiszę wam ją:

Umówiłam się z moim partnerem na 12. Czekał na mnie z pięcioma ogromnymi różami w kolorze czerwonym z czego bardzo się ucieszyłam. Potem zawiózł mnie autem do lasu . Był tam pierwszy raz, znalazł gdzieś na google maps. Już jak wjechaliśmy było 5 dróg do wyboru. Pojechał z ciemno. Okazało się, że musimy zawrócić, było strasznie ciasno, musiał wychodzić z auta.
W lesie tym było strasznie dużo komarów i 2 wleciały jak wchodził do auta. Ja zaś mam uczulenie na komary i lekko krzykłam: Komar! weź go zabij. A co on na to. Co krzyczysz, wystraszyłaś mnie, głupia jesteś!?

Wiedziałam, że nie będzie fajnie...

Potem przejechaliśmy pozostałe drogi, trzepało nas w małym hatchbacku na prawo i lewo. W końcu stanęliśmy gdzieś. I dostałam swój prezent. Skarbonkę plastikową wielkości jabłka i 80zł w środku ee?, a kilka dni wcześniej dostałam paletę cieni, wprawdzie przez 3h ją czyściłam bo przyszła rozwalona(2 cienie się usypały, pech chciał, że czarny, wszystko było czarne, ale to nie jego wina przecież). Jak podobały mi się te cienie to pieniądze wcale. 

Żeby nie było, to powiem co ja mu dałam: tenisówki, bokserki, gadżet do auta, świeczki wraz z świecznikiem w jego ulubionym kolorze i 200 zł (bo potrzebuje na pewien cel dla siebie).Wiedziałam, że ucieszy się z dodatkowych środków. :)
Mi trochę prezent mi się nie spodobał, oczekiwałam czegoś więcej..dużo mi obiecywał a nic z tego nie wyszło.(mówił, że umawia się z kimś po telefon dla mnie bo mi się zepsuł)
Wracając do miejsca..Bo gdyby to wypaliło byłabym szczęśliwa i nie przejmowała się prezentem przecież.
Poszliśmy nad jezioro, nie było gdzie tam chodzić, same krzaki i dwóch rybaków. Poszliśmy z stamtąd i jeździliśmy kolejne godziny po lesie.I tak do 15.
Ja byłam smutna bo atmosfera i wszystko było nie takie..no wiecie.
Pojechaliśmy nad inne jezioro i niestety uczyłam go do egzaminu(ahh te studia) 0 romantyzmu, wyglądało wszystko jak zwykły dzień
Potem zaczął padać deszcz i pojechaliśmy na wykwintną kolację do IKEI, aby było taniej jedliśmy z jednego talerza.

Koniec. 

Byłybyście zadowolone? Ja płakałam przy nim z tego powodu.Chciałam aby było romantycznie, aby było zaplanowane i chciałam się czuć wyjątkowo...Nie chodzi o to, że on nie ma pieniędzy, czy ja. Wydaje mi się, że się troszkę nie postarał.

Co wy byście powiedziały na taką rocznicę?


Kosiadala napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Kosiadala napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)
bo może je chowasz, a nie wychowujesz?
Nie kochana ja je kocham i wychowuję ale po przeczytaniu części twojego pamiętnika mogę jedynie stwierdzić, że twojemu mężowi współczuję (bo to chyba faktycznie dobry chłop), i współczuję małemu dziecku awantur, braku kontaktu z rodziną i tym podobnych no ale cóż ma w końcu matkę księżniczkę, szkoda tylko, że chyba sfrustrowaną.Dzieci się kocha, wychowuje i pokazuje piękno świata bez kłótni, wymyślonych problemów i magii pieniądza, chować to można krowy bądź świnie ale co kto lubi...Oo tak poczucie twojej wartości poznała już wg twoich opowieści rodzina twojego małżonka, ale koniec już z tym bo nie o tym temat.nie uważam by dawanie prezentów materialnych było najważniejsze zarówno na co dzień jak i z okazji rocznicy a wymagania powinno się mieć najpierw do siebie a dopiero później do swojego partnera.




Rybka- to jest szczyt hipokryzji- poczytaj co pisałaś na początku Autorce, i jak to my twierdzące, że Autorka nie ma racji, nie szanujemy się.
Gubisz się już w swoich poglądach. Raz facet powinien brać dodatkową robotę, by zadowolić kobietę, jak to było kiedyś, a raz wystarczy Ci spacer z mężem i dzieckiem.
Pasek wagi
Mówisz takie głupoty, że aż się wierzyć nie chce. Moim zdaniem jesteś osobą, która uważa,że jak jest kobietą to powinna być wychwalana, wysławiana i zabawiana w 100% przez faceta. Daj coś od siebie, a nie panikuj i dramatyzuj. Smutno Ci, bo wydalas wiecej i 120 zl Ci sie nie zwrocilo? Mowisz, ze oszczedza pieniadze i sa mu potrzebne. A myslisz, ze na Ciebie teraz nie wydal duzo? Samo prezent + paliwo za 3h jezdzenia samochodem po lesie:)

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
Nic nie rozumiesz. Nie chodzi o to czy jestem studentką czy nie. Chodzi o to czy czuję, że ktoś o mnie myśli i o mnie dba pokazując to nawet głupotami.Bo i większe rzeczy też się zdarzają, nie rzuciło mi się jednak na mózg i potrafię doceniać drobiazgi.Polecam dostrzegać i doceniać też uśmiech partnera nie tylko dziecka ;)

Muszę tutaj zgodzić się z cookie.
Rybko - w pierwszej swojej długiej wypowiedzi napisałaś:  I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. I jakby nie patrzeć - brzmi to trochę materialistycznie. Jakby najważniejsze były dla Ciebie pieniądze i to co Twój facet robi w formie materialnej. I tak samo odniosłaś się do sytuacji autorki - facet nie zadbał w takim stopniu o komfort autorki, w jakim ona sobie zażyczyła i twierdzisz, że się nie szanuje. A ja uważam, że wielu jest facetów, którzy by zapomnieli, olali zupełnie, a w tym przypadku facet się starał. Może nie wyszło tak jak autorka się tego spodziewała - ale najważniejsze są intencję.
Ja też rzadko dostaję kwiaty od Narzeczonego. Ale to nie świadczy o tym, że on nie dba o mój komfort, bo nie kupuje mi drogich prezentów. Czuję się przy nim jak Jego Kobieta... a w zasadzie w sposób, w jaki on okazuje mi swoje uczucia, czuję, że jestem dla niego kimś/czymś najlepszym co go w życiu spotkało.
Pasek wagi
to trzabyło samemu zorganizować romantyczną rocznicę i nie było by lamentu .. moim zdaniem ten twój chłopak myslał że sprawi ci przyjemność tym wypadem i na pewno było mu smutno że tak zaareagowałaś, bo przecież sie starał .. co do prezentu to może jak ty byś mu nie fundnęła takiego drogiego to może nie liczyłabyś na to że on też ci zasponsoruje jakiś drogi prezent
relaks....wdech, wydech, wdech, wydech...pomogło? nie? to jeszcze raz...wdech... nic się nie stało
Osz kurde, dziewczyno... Weź nie rób z igły widły!

Ja z Moim facetem w tym miesiącu też mieliśmy rocznicę i co? Kwiatów nie dostałam :P NICZEGO :D ale co z tego? ważne że byliśmy ze sobą! nie każdą rocznicę możemy spędzać razem, bo miesiącami Go nie ma w kraju...

A co Ty chcesz od swojego faceta to ja nie rozumiem? Starał się chłopak, kwiaty kupił (samo to już powinno wystarczyć), chciał coś zorganizować ale Mu nie wyszło!

WRZUĆ NA LUZ!

Liczyłaś na nie wiadomo jak wartościowy prezent, kurde... tu nie o to chodzi..
Pewnie Jesteś jeszcze młoda i nie wiesz wszystkiego o życiu ale powinnaś być z Niego dumna ;) nie masz na co narzekać ! :)
Pasek wagi

ToJaMax napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
Nic nie rozumiesz. Nie chodzi o to czy jestem studentką czy nie. Chodzi o to czy czuję, że ktoś o mnie myśli i o mnie dba pokazując to nawet głupotami.Bo i większe rzeczy też się zdarzają, nie rzuciło mi się jednak na mózg i potrafię doceniać drobiazgi.Polecam dostrzegać i doceniać też uśmiech partnera nie tylko dziecka ;)
Muszę tutaj zgodzić się z cookie.Rybko - w pierwszej swojej długiej wypowiedzi napisałaś:  I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. I jakby nie patrzeć - brzmi to trochę materialistycznie. Jakby najważniejsze były dla Ciebie pieniądze i to co Twój facet robi w formie materialnej. I tak samo odniosłaś się do sytuacji autorki - facet nie zadbał w takim stopniu o komfort autorki, w jakim ona sobie zażyczyła i twierdzisz, że się nie szanuje. A ja uważam, że wielu jest facetów, którzy by zapomnieli, olali zupełnie, a w tym przypadku facet się starał. Może nie wyszło tak jak autorka się tego spodziewała - ale najważniejsze są intencję.Ja też rzadko dostaję kwiaty od Narzeczonego. Ale to nie świadczy o tym, że on nie dba o mój komfort, bo nie kupuje mi drogich prezentów. Czuję się przy nim jak Jego Kobieta... a w zasadzie w sposób, w jaki on okazuje mi swoje uczucia, czuję, że jestem dla niego kimś/czymś najlepszym co go w życiu spotkało.

Niestety nie wszystko da się napisać w poście, nawet bardzo trudno. Co do Autorki postu nie napisałam, że Ona się nie szanuje...Tylko szanujcie się dziewczyny - Wy wszystkie, które jesteście olewane, gdy facet zapomina o Waszych urodzinach, rocznicach, świętach. Gdy nie ma kasy na głupiego kwiatka, a na melanże z kolesiami ma. 

Co do prezentów kupowanych przez mojego męża...Uff..Mój Mąż by mnie zasypywał kwiatami, bukietami nawet kilka razy w miesiącu. On uwielbia mi dawać kwiaty, w dodatku drogie bukiety, lubił przysyłać mi kurierem do domu. On lubi wyjść wspólnie do drogiej (a przynajmniej dla mnie kosztownej) restauracji i spędzić milo czas. Pamięta różne nasze rocznice - naszego pierwszego pocałunku, dzień Mamy, rocznica gdy zgodziłam się być Jego dziewczyną itd i celebrować je. Ja też to lubię, ale nie w sytuacji jakiej teraz jesteśmy - mamy małe dziecko i bukiet wielki czerwonych róż jest mi zbędny, poza tym mamy kota, który uwielbia niszczyć te kwiatki, więc mój Mąż dostał ode mnie "zakaz" kupowania kwiatów ;-) Ale za to pozwalam Mu-jeśli chce zrobić mi prezent niespodziankę, pokazałam Mu sklep z designem i tam kupuje mi raz w miesiącu coś fajnego. Ostatnio na przykład dzbanek do parzenia herbaty (w Polsce kosztuje ten dzbanek 220 zł). Jesteśmy małżeństwem i nie obsypujemy się prezentami. Ani za narzeczeństwa, czy byciu w związku, też się nie obsypywaliśmy...ale...celebrowaliśmy różne rzeczy. Jednak nie cierpię sknerstwa u faceta. I nie chodzi o własną próżność. Chodzi o to, że jeśli facet jest skąpy i olewacki w związku, to taki będzie później w małżeństwie. Będzie żałował na dziecko, na pieluchy, będzie wszystko wyżygiwał zanim coś da. Albo w ogóle nie da. Uważam, że ta cecha dyskwalifikuje (a przynajmniej u mnie) kogoś do bycia dobrym mężem. Na pojęcie bycia dobrym mężem składa się jeszcze wiele cech i to ważniejszych, ale już nie poruszam tego, bo bym musiała napisać rozprawę filozoficzną. 
A my żyjemy jak większość ludzi. I na każdym etapie związku potrzeby się zmieniają. My już nie chodzimy na randki, mamy dziecko, na spacery rodzinne chodzimy, ale na początku związku też chodziliśmy na spacery, tyle, że teraz już nie chodzimy tyle co kiedyś po restauracjach. Ale na miejscu Autorki tego postu, po tym co napisała, zastanowiłabym się nad tym związkiem. Niekoniecznie zrywała, ale bacznie się przyglądała. Sprawy materialne też są ważne niestety. W którymś momencie życia - właśnie gdy jest dziecko (lub choroba) i kobieta nie chce pracować (bo chce wychowywać, kształtować, a nie chować czy przechowywać dziecko jak bagaż) może liczyć na partnera, że to On weźmie na siebie ciężar zarabiania i utrzymania rodziny. Jednak jak ktoś nie wykazuje w narzeczeństwie dbania o dziewczynę, to nie będzie robił tego również jako mąż, a już w ogóle jako ojciec. 

Balonkaa napisał(a):

Kosiadala napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Kosiadala napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Cookie89 napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę  (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował. 
Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy. 
Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś. 
A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)
bo może je chowasz, a nie wychowujesz?
Nie kochana ja je kocham i wychowuję ale po przeczytaniu części twojego pamiętnika mogę jedynie stwierdzić, że twojemu mężowi współczuję (bo to chyba faktycznie dobry chłop), i współczuję małemu dziecku awantur, braku kontaktu z rodziną i tym podobnych no ale cóż ma w końcu matkę księżniczkę, szkoda tylko, że chyba sfrustrowaną.Dzieci się kocha, wychowuje i pokazuje piękno świata bez kłótni, wymyślonych problemów i magii pieniądza, chować to można krowy bądź świnie ale co kto lubi...Oo tak poczucie twojej wartości poznała już wg twoich opowieści rodzina twojego małżonka, ale koniec już z tym bo nie o tym temat.nie uważam by dawanie prezentów materialnych było najważniejsze zarówno na co dzień jak i z okazji rocznicy a wymagania powinno się mieć najpierw do siebie a dopiero później do swojego partnera.
Rybka- to jest szczyt hipokryzji- poczytaj co pisałaś na początku Autorce, i jak to my twierdzące, że Autorka nie ma racji, nie szanujemy się.Gubisz się już w swoich poglądach. Raz facet powinien brać dodatkową robotę, by zadowolić kobietę, jak to było kiedyś, a raz wystarczy Ci spacer z mężem i dzieckiem.

Sorry, ale nadajemy na innych falach i cokolwiek napiszę to i tak nie zrozumiesz mnie, a ja Ciebie. Pozdrawiam.
Jak można dawać pieniądze na rocznice??? o.0
heheh ciekawie sie zrobiło. :] kurcze musze swoiemu facetowi powiedziec ze zamiast mnie zabierac np na łąke ogladac gwizdy w nocy i sie przytulać musi mnie zabrac do restauracji i kupowac prezenty bo to jest najważniejsze

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.