- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
24 czerwca 2013, 13:09
Edytowany przez bunio69 24 czerwca 2013, 13:13
24 czerwca 2013, 16:39
Nie kochana ja je kocham i wychowuję ale po przeczytaniu części twojego pamiętnika mogę jedynie stwierdzić, że twojemu mężowi współczuję (bo to chyba faktycznie dobry chłop), i współczuję małemu dziecku awantur, braku kontaktu z rodziną i tym podobnych no ale cóż ma w końcu matkę księżniczkę, szkoda tylko, że chyba sfrustrowaną.Dzieci się kocha, wychowuje i pokazuje piękno świata bez kłótni, wymyślonych problemów i magii pieniądza, chować to można krowy bądź świnie ale co kto lubi...Oo tak poczucie twojej wartości poznała już wg twoich opowieści rodzina twojego małżonka, ale koniec już z tym bo nie o tym temat.nie uważam by dawanie prezentów materialnych było najważniejsze zarówno na co dzień jak i z okazji rocznicy a wymagania powinno się mieć najpierw do siebie a dopiero później do swojego partnera.bo może je chowasz, a nie wychowujesz?A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś.Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy.Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował.
24 czerwca 2013, 16:45
24 czerwca 2013, 16:47
Nic nie rozumiesz. Nie chodzi o to czy jestem studentką czy nie. Chodzi o to czy czuję, że ktoś o mnie myśli i o mnie dba pokazując to nawet głupotami.Bo i większe rzeczy też się zdarzają, nie rzuciło mi się jednak na mózg i potrafię doceniać drobiazgi.Polecam dostrzegać i doceniać też uśmiech partnera nie tylko dziecka ;)Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś.Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy.Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował.
24 czerwca 2013, 16:57
24 czerwca 2013, 17:04
24 czerwca 2013, 17:08
24 czerwca 2013, 17:09
Muszę tutaj zgodzić się z cookie.Rybko - w pierwszej swojej długiej wypowiedzi napisałaś: I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. I jakby nie patrzeć - brzmi to trochę materialistycznie. Jakby najważniejsze były dla Ciebie pieniądze i to co Twój facet robi w formie materialnej. I tak samo odniosłaś się do sytuacji autorki - facet nie zadbał w takim stopniu o komfort autorki, w jakim ona sobie zażyczyła i twierdzisz, że się nie szanuje. A ja uważam, że wielu jest facetów, którzy by zapomnieli, olali zupełnie, a w tym przypadku facet się starał. Może nie wyszło tak jak autorka się tego spodziewała - ale najważniejsze są intencję.Ja też rzadko dostaję kwiaty od Narzeczonego. Ale to nie świadczy o tym, że on nie dba o mój komfort, bo nie kupuje mi drogich prezentów. Czuję się przy nim jak Jego Kobieta... a w zasadzie w sposób, w jaki on okazuje mi swoje uczucia, czuję, że jestem dla niego kimś/czymś najlepszym co go w życiu spotkało.Nic nie rozumiesz. Nie chodzi o to czy jestem studentką czy nie. Chodzi o to czy czuję, że ktoś o mnie myśli i o mnie dba pokazując to nawet głupotami.Bo i większe rzeczy też się zdarzają, nie rzuciło mi się jednak na mózg i potrafię doceniać drobiazgi.Polecam dostrzegać i doceniać też uśmiech partnera nie tylko dziecka ;)Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś.Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy.Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował.
24 czerwca 2013, 17:12
Rybka- to jest szczyt hipokryzji- poczytaj co pisałaś na początku Autorce, i jak to my twierdzące, że Autorka nie ma racji, nie szanujemy się.Gubisz się już w swoich poglądach. Raz facet powinien brać dodatkową robotę, by zadowolić kobietę, jak to było kiedyś, a raz wystarczy Ci spacer z mężem i dzieckiem.Nie kochana ja je kocham i wychowuję ale po przeczytaniu części twojego pamiętnika mogę jedynie stwierdzić, że twojemu mężowi współczuję (bo to chyba faktycznie dobry chłop), i współczuję małemu dziecku awantur, braku kontaktu z rodziną i tym podobnych no ale cóż ma w końcu matkę księżniczkę, szkoda tylko, że chyba sfrustrowaną.Dzieci się kocha, wychowuje i pokazuje piękno świata bez kłótni, wymyślonych problemów i magii pieniądza, chować to można krowy bądź świnie ale co kto lubi...Oo tak poczucie twojej wartości poznała już wg twoich opowieści rodzina twojego małżonka, ale koniec już z tym bo nie o tym temat.nie uważam by dawanie prezentów materialnych było najważniejsze zarówno na co dzień jak i z okazji rocznicy a wymagania powinno się mieć najpierw do siebie a dopiero później do swojego partnera.bo może je chowasz, a nie wychowujesz?A ja mam dwójkę Maluchów i nie uważam by ich wychowywanie było ciężką pracą, raczej powiedziałabym, że czas spędzony z nimi to przyjemność i nie padam tak jak Ty po 8 godzinach z Maluchami :)Spoko, jak byłam studentką i młodą dziewczyną, to też mi wystarczyły 4 tymbarki. Teraz już nie. Mam inne priorytety, a na pewno nie są nimi pieniądze (których zresztą nie mamy w nadmiarze, a nawet brakuje nam ich). Jednak karteczki na ścianie, plecienie razem wianków, to nie moja bajeczka, ale cieszę się, że Ty się w tym odnajdujesz i nie wytykam Ci tego. Po prostu jestem rodziną, mam Małe dziecko i dla nas uśmiech i zdrowie Maluszka jest ponad te rzeczy, które wymieniłaś.Nie wiedziałam, że jedyny sposób na to, żeby traktować dziewczynę jak księżniczkę i żeby czuła się wyjątkowo to kupowanie jej perfum czy płacenie za nią wszędzie. No ale jakie kto ma priorytety w życiu. Wiesz kiedy ja się czuję jak księżniczka? Kiedy budzę się rano i znajduję pięknego maila od ukochanego. Albo kiedy przygotował mi śniadanie przed wyjściem na zajęcia. Albo kiedy przyczepił karteczkę na lustrze z dwoma prostymi słowami.Czuję się jak księżniczka kiedy napisze dla mnie piosenkę czy zrobi słonika z origami. Kiedy zabierze mnie na spacer w niesamowite miejsce. Albo nawet zwykłe miejsce tylko po to żeby posiedzieć ze mną i porozmawiać z dala od wszystkiego. Albo kiedy przyniesie mi 4 różne tymbarki bo nie jest pewien na jaki smak miałam ochotę. Albo kiedy przygotuje płytę ze składanką. Kiedy mam problem a on zawsze jest obok żeby pomóc rozwiązać. Kiedy budzi się w nocy tylko po to żeby zabić pająka, którego znalazłam w łazience ;]Bo w miłości nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby się starać i dbać o siebie - na co dzień, najmniejszymi głupotami. Kolację mogę sobie kupić sama ;) Sama jednak nie przytulę się i spojrzę na siebie w ten sposób w jaki on na mnie patrzy.Powiem Ci, że ja kiedyś, dawno temu, jak byłam panienką, wolnego stanu, spotykałam się z wieloma facetami (randki, zanim powstał jakiś poważniejszy związek) i ciągle trafiałam na takich kolesi, co mnie do parku ciągnęli, albo facet zaprosił (majętny, pracujący), a okazało się, że muszę sama za siebie płacić. Same skąpiradła, sknery...itd. Potem poznałam pewnego faceta przez znajomych i ten też jak sknera się zachowywał. Nie mogłam tego też ścierpieć i stwierdziłam, że nie mogę z kimś takim być (ale to akurat nie było powodem rozpadu związku). Moi znajomi pukali się w czoło, że ja tak wybrzydzam, bo mam już 30 lat, żadna ze mnie piękność itd...i sama zostanę. Że trzeba w życiu przecierpieć, żeby mieć męża, że trzeba być tolerancyjnym wobec picia wódki, ćpania, melanży, olewania mnie itd..Pomimo tego zerwałam i nie żałowałam nigdy. Po prostu moje poczucie wartości nie pozwalało mi być z kimś takim. Po prostu nie potrafię i już. Jak również z tamtymi od randek, koszmar jakiś i wieczne rozgoryczenie. Już się pogodziłam, że spędzę to życie w samotności, patrząc jak moje koleżanki się hajtają jedne przez drugą, pomimo iż narzekały na facetów i pomimo ich olewania...Jakoś los się uśmiechnął do mnie. Wyszłam za mąż mając 35 lat i poznając spokojnego faceta, który nie miał przede mną dziewczyny nigdy, ale potrafił zachować się jak dżentelmen. Jak Go odwiedziłam pierwszy raz (a mieszkaliśmy w innych krajach), to pierwsze co zrobił, to pojechał ze mną poznać mnie ze swoją rodziną, a potem z przyjaciółmi. Zawsze miał jakiś miły gest. (Zanim się z Nim związałam, a w związku byliśmy po 1,5 roku od poznania się na weselu, to wysyłał mi perfumy przez naszych wspólnych znajomych, żebym tylko o Nim nie zapomniała. A ja Go naprawdę ledwo pamiętałam po tym weselu). I teraz, chociaż mój Mąż ma wady jak każdy, ale nie jest sknerą, choćby nie miał kasy, ale zawsze wystara się tak, abym ja miala komfortowo. Zawsze pamięta o naszych mniejszych, większych rocznicach. Jest to też pierwszy facet jakiego mam, który nie jest dusigroszem, skąpiradłem i czuję się przy Nim jak kobieta. Uważam dziewczyny, że nie powinniśmy odpuszczać, łatwo się "sprzedawać", przymykać oczy na takich cwaniaków...Czasy się zmieniły, owszem, ale nie zwyczaje. I słusznie autorko tego postu - czujesz się niekomfortowo. I jeszcze Ci dziewczyny wytykają różne rzeczy, że książniczką jesteś. Bo jesteś! Bo jesteś Jego kobietą i powinien Cię tak traktować. Skoro ma na samochód, benzynę (podwiózł Cię do lasu autem), to mniemam, że i na drugi talerz w restauracji w Waszą rocznicę, też ma kasę. Tylko żałował.