18 czerwca 2013, 12:07
Witajcie Dziewczyny. Na wstępie powiem, że mam tutaj konto ale założyłam drugie, fikcyjne ponieważ nie chcę w swoim pamiętniku umieszczać prywatnych tematów. A teraz do rzeczy...
Jestem totalnie załamana, płaczę po nocach, ciągle się stresuję, cały czas czuję niepokój, doprowadza mnie to do szaleństwa. Muszę się komuś pożalić i poprosić o poradę.
Zacznę od tego, że jestem tegoroczną maturzystką. Zdawałam biologię i chemię rozszerzoną jako przedmioty dodatkowe. Z biologią dawałam radę, z chemii brałam przez pół roku korepetycje żeby mieć dobry wynik. Chciałam iść na weterynarię - moje marzenie od wielu lat. Zawsze chciałam leczyć. W liceum przeszłam swoje bo byłam w klasie kompletnych kretynów, którzy w dupie mieli naukę i to że jest w klasie garstka osób którym jednak zależy na wykształceniu. Ciągły wyścig szczurów kto kogo podpierdzieli u nauczycielów, wyśmiewanie się z butów kupowanych na przecenach itd. Generalnie nic przyjemnego.
Matura podstawowa poszła mi bardzo dobrze, liczę na około 70-80 procent z każdego przedmiotu. Niestety przed biologią dostałam strasznej spiny. Ręce trzęsły mi się jak galareta, po prostu nie poradziłam sobie ze stresem, ogólnie zawaliłam tą maturę. Będę mieć około 50 % Potem przyszedł czas na biologię do której podeszłam z takim zrezygnowaniem (bo wiedziałam że z takim wynikiem z chemii mogę sobie pomarzyć o wecie) że poszła mi o wiele lepiej niż chemia - będę mieć w okolicach 60-70%. Nie mogłam się z tym pogodzić, płakałam, wiedziałam że stać mnie na więcej ale to już jakoś przelknęłam, teraz pojawił się kolejny problem. Muszę wybrać studia i tu zaczynają się schody...
Moi rodzice są dobrymi ludźmi, zawsze mi pomagają, wierzą we mnie ale są nieprzychylnie nastawieni do mojego chłopaka. Jesteśmy rodziną tzw "średniaków". Niczego nam nie brakuje, tata ma firmę, mama pracuje w sklepie. Mój chłopak pochodzi z dość bogatej rodziny. Jego rodzice do wszystkiego doszli sami, mają ogromny dom, samochody wysokiej klasy itd. Jego rodzice są dość surowi wobec mojego chłopaka, uczą go samodzielności i niczego nie dostaje od nich za darmo - po prostu nie wychowują nieudacznika który dostanie wszystko od rodziców. Mnie uwielbiają. Jestem oczkiem w głowie. Mam swój ręcznik, kapcie, półkę w szufladzie i pokrowiec na krześle w jadalni z moim imieniem. Nigdy nie dali mi odczuć, że jestem gorsza, moi rodzice mają jednak inne zdanie...
Według moich rodziców rodzice mojego chłopaka są tylko tacy na pozór. Grają, a jeżeli doszłoby do jakichś konkretniejszych planów typu ślub to pokazali by swoje prawdziwe oblicze. W moim odczuciu moi rodzice są zazdrośni o nich... Czują się po prostu gorsi. O moim chłopaku też mają niepochlebne zdanie. To po części moja wina bo zawsze kiedy się z nim kłóciłam leciałam do nich, a że bardzo mnie kochają to teraz nie widzą w nim nic oprócz negatywów - tego że mnie ogranicza, że nie mam przez niego znajomych, że po ślubie " zamknie mnie w wieży z gromadą dzieci a sam będzie sobie jeździł pan prezes po świecie" ... Mam dość tego. Ciągle stoję między wyborem on czy oni. Z jego strony nigdy nie padło nic co świadczyło by o tym że muszę dokonać takiego wyboru a z ust moich rodziców owszem.
M jest dla mnie dobry, faktycznie ma dość trudny charakterek ale ogólnie to porządny człowiek. Dobrze wychowany, na pewno odniesie w życiu sukces. Kocha mnie, kiedy się spotykamy nie widzi poza mną świata. Jak każdy człowiek posiada wady ale umiem sobie z nimi radzić. Faktycznie on nie przepada za imprezami, nie pije alkoholu ale nie szantażuje mnie że skoro on nie może to ja też. Zawsze daje mi wolną rekę. Na początku znajomości był zabroczy, przeraźliwie zazdrosny bo bardzo, bardzo mu na mnie zależało. Zawsze mówił że jestem spełnieniem jego marzeń. Powiedzmy że "wytępiłam " z niego tę zazdrość która trwała tylko przez pierwsze 3 miesiące znajomości. Jednak w oczach moich rodziców on dalej jest zaborczym gnojkiem który mnie nie szanuje i wszystko jest dla niego ważniejsze ode mnie.
Ostatnio widzieliśmy się niespełna miesiąc temu... On studiuje w Warszawie, ma daleko do naszej rodzinnej miejscowości dlatego przyjeżdża co dwa tygodnie. Kiedy jednak dwa tygodnie temu wrócił ostro pokłócił się z rodzicami o pracę i wrócił znów do Warszawy i tym sposobem nie widzimy się już prawie miesiąc. Ma teraz sesję, więc powiedział że bez sensu żebym to ja do niego przyjeżdżała bo ani on nie skupi się na uczeniu ani ja nie będę z tego nic miała bo dużo czasu spędza na uczelni. Moi rodzice to widzą. Oprócz niego nie mam nikogo bliskiego. O sytuacji z klasą już mówiłam - sami fałszywi ludzie. Powiesz coś jednemu - za chwile wie o tym cała klasa. Po gimnazjum przeprowadziłam się i z poprzedniego miejsca z nikim nie utrzymuję kontaktu. Po prostu mam szczęście do "wrednych" ludzi. Sami tacy mnie otaczają, nie znam nikogo z kim mogłabym się przyjaźnić. I to nie jest wina M. Ja świadomie nie spotykam się z nikim bo po co tracić czas na fałszywych ludzi? A moi rodzice mają kolejny pretekst do tego żeby powiedzieć że "w moim życiu jest tylko M. i nic więcej. Z nikim się nie spotykam." Aha no i "oni marzą żebym poszła na studia i poznała ludzi, poznała "normalnego" faceta" a ja mam dość słuchania tego. Wiecie jaka czuję się rozdarta? ;(
Teraz przejdę do meritum... Muszę wybrać szkołę. Z weterynarią nie wyszło, szukałam innej szkoły. Wybrałam położnictwo bo kocham dzieci. Zarejestrowałam się na ŚUM do Katowic, na UJ w Krakowie i do Opola na kosmetologię jako wyjście awaryjne... Chciałabym iść do Warszawy żeby móc zamieszkać z moim chłopakiem. Ale boję się o tym powiedzieć rodzicom ;(((( Wiem, że wpadną w szał, że nie ma opcji. Do tej pory cały czas mówili że nie stać ich na utrzymywanie mnie w Warszawie. Ale przecież Kraków jest równie drogi co Warszawa ! Po prostu robią wszystko żeby mnie odłączyć od mojego M... A ja jestem na ich garnuszku i wiem, że muszę się dostosować. Uwierzycie że boję się podjąć ten temat z rodzicami? Boję się, bo wiem co usłyszę. Przepraszam za stwierdzenie ale rzygam już tymi ich domysłami i zdaniem o M, jego rodzicach, jego pieniądzach... Mnie gówno obchodzą jego pieniądze i on o tym doskonale wie. Moi rodzice też wiedzą że nie jestem z nim dla pieniędzy. A jednak wiem, że czują się od nich gorsi z resztą sami powiedzieli że ich nigdy nie będzie stać żeby dać mi tyle ile mogą dać rodzice M...
Boję się, przeraźliwie się boję. Chciałabym spróbować z nim żyć... Przecież wiadome jest że nie wiadomo czy nam się ułoży. Bardzo bym chciała żeby się nam ułożyło ale wiem, że życie pisze różne scenariusze jednak chciałabym spróbować tylko jak to zrobić? ;(( Dziewczyny jestem kompletnie załamana. To jest ostatni dzwonek do rejestrowania się do szkół. Przecież nie zarejestruję się po kryjomu przed rodzicami do Warszawy bo jeśli się dostanę to nie utrzymam w tajemnicy że będę mieszkać tam a nie w Katowicach czy Opolu lub Krakowie. Poza tym to oni będą na to łożyć więc nie mogę przed nimi zatajać takich rzeczy !
Jestem kompletnie pogubiona i załamana... Kocham go. Boję się, że kiedy pójdę do innego miasta to się to wszystko rozpierniczy bo jak będziemy wracać do domów na weekendy to przecież będziemy spędzać czas w domach z rodziną a w tygodniu będziemy w innych miastach. Przez ostatni rok on był w Warszawie a ja tutaj w domu ale kiedy wracał, ja mogłam bez problemu poświęcić jemu weekend bo w tygodniu byłam z rodziną a tak?
Dziewczyny nie wiem co mam robić... Po prostu nie wiem... Mam koszmary, nie śpię po nocach... Proszę pomóżcie.. ;((
- Dołączył: 2013-05-08
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 3115
18 czerwca 2013, 13:05
Pogubiona_Zawiedziona napisał(a):
Dzięki dziewczyny... Wszystkie jesteście zdania że powinnam złożyć podanie do Warszawy. Chyba wkraczam w ten moment życia że będę musiała podejmować naprawdę ważne decyzje. Dziękuję że mnie rozumiecie i pomagacie - wiele to dla mnie znaczy.
Tak, to trudny czas, ale dasz radę. Nie jesteś sama, Rodzice Cię kochają, nawet, jesli marudzą, M. Cię kocha i wesprze, zrozumie. Wybierz miłość, a rodzice się z tym w końcu pogodzą.