Temat: Koniec długiego związku. Co dalej?

Mój związek trwa już ponad 5 lat i nie jest dobrze.
Kilka miesięcy temu wyszła na jaw jego zdrada (pocałunek z inną dziewczyną) i mimo moich (i jego w sumie też) usilnych starań nie potrafię o tym zapomnieć, ani tym bardziej zaufać mu na nowo. Do tego dochodzi też parę innych problemów. Ja się męczę i on się męczy. Powoli tracę siły i coraz częściej myślę o ukróceniu naszych wspólnych cierpień , ale... boję się. Cholernie się boję na samą myśl o życiu bez niego. 

I tutaj moje pytanie do osób ,które mają za sobą długoletnie związki- Jak udało Wam się znaleźć odwagę, aby zakończyć związek i co nastąpiło potem? Totalna depresja czy wręcz przeciwnie? 
Jestem ciekawa Waszych doświadczeń 

U mnie bylo wprost przeciwnie - w chwili zrywania czulam sie fantastycznie, ze w koncu udalo mi sie to zrobic. To byla ulga, wolnosc, wreszcie moglam pewne rzeczy z siebie wyrzucic. Nastepnego dnia wszystko sie odwrocilo i z kazdym kolejnym bylo coraz gorzej. Okropna pustka, wyrzuty sumienia, ze popelnilam bledy, ktorych moglam uniknac- ze to byl facet mojego zycia, a odwrotu juz nie bedzie. Szukalam pocieszenia we wszystkim - alkoholu, slodyczach, innych facetach, ze skutkiem jeszcze bardziej oplakanym. Odpuscilam sobie to wszystko i jakos zaczelo ukladac mi sie w glowie, skonczyl sie bezsensowny placz i nieprzespane noce. Niedlugo minie pol roku, a kazda moja proba kolejnego zwiazku wyglada tak samo - jeden wielki niewypal. Wciaz nie potrafie poradzic sobie z tym, ze tak na prawde w kazdym szukam swojego bylego, albo ze znowu ktos mnie w taki sposob zrani. A mam swiadomosc, ze na takich podstawach nie da sie zbudowac zadnych normalnych relacji. Nie wiem, moze to minie, moze zapomne, ale jak na razie zupelnie nie umiem wybic sobie tych wspomnien z glowy.

peanutbutter napisał(a):

ra.mona napisał(a):

JA jestem z mezem prawie 5 lat w tym 2 lata po slubie. Pierwszy rok po slubie byl koszmarem. Duzo problemow na nas spadlo kazdy radzil sobie z tym na swoj sposob niekoniecznie okazujac szacunek 2 osobie. Zadne nie cchialo sluchac drugiego i juz mi sie wydawalo ze nigdy nie bedzie tak jak kiedys. Dalam sobie czas na oczekiwanie zmany i jesli nic by sie nie zmienilo w tym okresie  obiecalam sobie ze podejme jakas decyzje niekoniecznie o rozstaniu ale jakas na pewno.  Szczesliwie sie zlozylo ze zaczelismy sie dogadywac i z perspektywy czasu powiem ci cos - warto walczyc i to do oporu .. dzisiaj nie zmaineilabym meza na zadnego innego i jestem pszeszczesliwa. Czasem ludziom sie wydaje ze to koniec ze wszystko jest takie bez sensu i tak sie zaglebiaja w tej sowjej beznadziejnosci ze nie dostrzegaja ze sie kochaja i do siebie pasuja tylko jakos tak nie potrafia sie spotkac w polowie drogi. Kazdy kryzys przezyty zwyciecsko buduje zwiazek i kryzysow bedzie w zyciu wiele. Od tego jak zwiakzi radza sobie z kryzysami zalezy  czy te zwiazki sa cos warte i czy przetrwaja probe czasu. . P.S.Musisz zadac sobie pytanie czy boisz sie byc sama czy bez niego. I pamietaj ze szczescei zalezy od 2 osob ja tez musialam zmeinic podejscie do meza i swoje myslenie  zeby wszystko sie ulozylo i naprawilo. Jeszcze jedna rzecz .. musisz tez sobie zadac pytanie czy to co was spotyka moze potencjalnie spotkac ciebie i twojego nowego partnera i czy warto rozwalac obecny zwiazek zeby kiedys z kims innym przeraiac podobne problemy.sa tacy ludzie ktorzy dochodza tyko do pewnego etapu zwiazku i w razie porblemow rezygnuja potem  tworza kolejne zwiazki i znowu dochodza do tego samego etapu  gdzie sie rozstaja i nigdy nie sa w stanie stworzyc takiego zwiakzu "na cale zycie "
Wydaje mi się, że bardziej boję się jego braku w moim życiu niż po prostu bycia samą. Mam fajną rodzinę, przyjaciół i jakoś by się ułożyło, ale zabija mnie myśl o bezpowrotnej utracie niektórych rzeczy. Codziennie staram się walczyć o nasz związek, ale czasem po prostu przestaję widzieć sens. Kurde ja naprawdę myślałam, że to będzie ojciec moich dzieci, byłam tego pewna na 100 %. Potem ta zdrada i bach - cała moja pewność legła w gruzach. Minęły 4 miesiące... 4 miesiące starań, a ja nadal się nie wyleczyłam z moich wątpliwości :(

Hmm 4 miesiace jak dla mnie to troche malo  zeby podejmowac tak drastyczne decyzje tym bardziej ze zakladalas iz on bedzie ojcem twoich dzieci W alzenstwach bywaja nawet kryzysy trwajace po  kilka lat a potem tych dwoje jakos sie oddnajduje i juz do smierci sa "idealna para"
Wszystko zalezy tez od tego co jest problemem w zwiazku .... zdrady nie wybaczylabym na pewno i nie wazne czy to byl jeden numerek pod wplywem alkoholu czy dlugotrwaly romans co do pocalunku trudno mi powiedziec .... Ja np jestem b wierna i nawet kiedy  w naszym malzenstwie bylo b zle i czulam sie okropnie samotna a kolo mnie krecili sie jacys faceci czekajacy na okazje to nigdy nawet nie dalam sie chociazby innemu facetowi przytulic w ramach pocieszenia a co dopiero pocalunek wiec takich samych zasad  oczekuje od swojego meza.

Jesli chodzi o zaufanie to  jest fundament zwiazku ale powiem ci ze przez te 2 lata malzenstwa moj maz wiele razy w rozny sposob mnie oszukal tylko kazdy musi sobie zadac pytanie czy nalezy dac szanse i jaki ciezar maja przewinienia partnera czy warto wszystko niszczyc czy lepiej nauczyc sie wybaczac.  Moj szef pan po 60-tce  skladaja mi zyczenia po ceremonii slubnej powiedzial tak - w malzenstwie      najwazniejsza jest sztuka przebaczania 

Kazdy sam musi ustalic co jest w stanie przebaczyc a co nie


ra.mona napisał(a):

peanutbutter napisał(a):

ra.mona napisał(a):

JA jestem z mezem prawie 5 lat w tym 2 lata po slubie. Pierwszy rok po slubie byl koszmarem. Duzo problemow na nas spadlo kazdy radzil sobie z tym na swoj sposob niekoniecznie okazujac szacunek 2 osobie. Zadne nie cchialo sluchac drugiego i juz mi sie wydawalo ze nigdy nie bedzie tak jak kiedys. Dalam sobie czas na oczekiwanie zmany i jesli nic by sie nie zmienilo w tym okresie  obiecalam sobie ze podejme jakas decyzje niekoniecznie o rozstaniu ale jakas na pewno.  Szczesliwie sie zlozylo ze zaczelismy sie dogadywac i z perspektywy czasu powiem ci cos - warto walczyc i to do oporu .. dzisiaj nie zmaineilabym meza na zadnego innego i jestem pszeszczesliwa. Czasem ludziom sie wydaje ze to koniec ze wszystko jest takie bez sensu i tak sie zaglebiaja w tej sowjej beznadziejnosci ze nie dostrzegaja ze sie kochaja i do siebie pasuja tylko jakos tak nie potrafia sie spotkac w polowie drogi. Kazdy kryzys przezyty zwyciecsko buduje zwiazek i kryzysow bedzie w zyciu wiele. Od tego jak zwiakzi radza sobie z kryzysami zalezy  czy te zwiazki sa cos warte i czy przetrwaja probe czasu. . P.S.Musisz zadac sobie pytanie czy boisz sie byc sama czy bez niego. I pamietaj ze szczescei zalezy od 2 osob ja tez musialam zmeinic podejscie do meza i swoje myslenie  zeby wszystko sie ulozylo i naprawilo. Jeszcze jedna rzecz .. musisz tez sobie zadac pytanie czy to co was spotyka moze potencjalnie spotkac ciebie i twojego nowego partnera i czy warto rozwalac obecny zwiazek zeby kiedys z kims innym przeraiac podobne problemy.sa tacy ludzie ktorzy dochodza tyko do pewnego etapu zwiazku i w razie porblemow rezygnuja potem  tworza kolejne zwiazki i znowu dochodza do tego samego etapu  gdzie sie rozstaja i nigdy nie sa w stanie stworzyc takiego zwiakzu "na cale zycie "
Wydaje mi się, że bardziej boję się jego braku w moim życiu niż po prostu bycia samą. Mam fajną rodzinę, przyjaciół i jakoś by się ułożyło, ale zabija mnie myśl o bezpowrotnej utracie niektórych rzeczy. Codziennie staram się walczyć o nasz związek, ale czasem po prostu przestaję widzieć sens. Kurde ja naprawdę myślałam, że to będzie ojciec moich dzieci, byłam tego pewna na 100 %. Potem ta zdrada i bach - cała moja pewność legła w gruzach. Minęły 4 miesiące... 4 miesiące starań, a ja nadal się nie wyleczyłam z moich wątpliwości :(
Hmm 4 miesiace jak dla mnie to troche malo  zeby podejmowac tak drastyczne decyzje tym bardziej ze zakladalas iz on bedzie ojcem twoich dzieci W alzenstwach bywaja nawet kryzysy trwajace po  kilka lat a potem tych dwoje jakos sie oddnajduje i juz do smierci sa "idealna para"Wszystko zalezy tez od tego co jest problemem w zwiazku .... zdrady nie wybaczylabym na pewno i nie wazne czy to byl jeden numerek pod wplywem alkoholu czy dlugotrwaly romans co do pocalunku trudno mi powiedziec .... Ja np jestem b wierna i nawet kiedy  w naszym malzenstwie bylo b zle i czulam sie okropnie samotna a kolo mnie krecili sie jacys faceci czekajacy na okazje to nigdy nawet nie dalam sie chociazby innemu facetowi przytulic w ramach pocieszenia a co dopiero pocalunek wiec takich samych zasad  oczekuje od swojego meza.Jesli chodzi o zaufanie to  jest fundament zwiazku ale powiem ci ze przez te 2 lata malzenstwa moj maz wiele razy w rozny sposob mnie oszukal tylko kazdy musi sobie zadac pytanie czy nalezy dac szanse i jaki ciezar maja przewinienia partnera czy warto wszystko niszczyc czy lepiej nauczyc sie wybaczac.  Moj szef pan po 60-tce  skladaja mi zyczenia po ceremonii slubnej powiedzial tak - w malzenstwie      najwazniejsza jest sztuka przebaczania Kazdy sam musi ustalic co jest w stanie przebaczyc a co nie

Dziękuję Ci za mądre słowa. Może zbyt emocjonalnie reaguję na niektóre sytuacje i rzeczywiście nie potrafię wybaczyć. Kochamy się i dużo już poświęciliśmy dla tego związku, więc przeraża mnie myśl o zerwaniu. Nie potrafię zrozumieć jego zdrady i pewnie nigdy nie zrozumiem 'dlaczego?' ,ale nie ulega wątpliwości , że potem on wielokrotnie mi udowodnił, że bardzo mu na mnie zależy. Ech ... no cóż, chyba jeszcze musimy trochę nad sobą popracować, bo wiem ,że warto. Czasem po prostu brak sił. 
jak w końcu zakończyłam tę farsę (zwaną niegdyś przeze mnie związkiem) to poczułam ulgę i wreszcie mogłam cieszyć się życiem. wiadomo, że człowiek się tego boi, bo do drugiej osoby się przyzwyczaił, ale nie warto tkwić w czymś bez przyszłości.
Posłuchaj, nie ma sensu być z kimś na siłę na prawdę.
Byłam z chłopakiem 4 lata i tez bardzo bałam się go zostawić, bałam się utracić wszystkie te dobre chwile, bo czasami bywały takie choć pod koniec związku to już nie...
Wahałam się z tym długo, aż w końcu pewnego dnia postanowiłam to zrobić- nie żałuje.
Odetchnęłam z ulgą na prawdę.
Ten związek mnie przytłaczał, na prawdę, teraz czuje się szczęśliwa. Przez to co zrobiłam, że postawiłam na swoim pomimo tego, że wielu ludzi nie rozumiał decyzji, byli przeciwko mnie, stałam się silniejsza :)
Umiem sobie radzić ze sprawami o których bałam się wcześniej nawet pomyśleć.
Dzięki temu dojrzałam, dobrze sobie radze :) znajomi pomagają, rodzina raczej nie..., ale można sobie poradzić, a warto sobie ulżyć.
Pamiętaj im dłużej będziesz trwała w tym związku tym gorzej :)
Pasek wagi

JaGruba napisał(a):

Po czterech latach nastąpiła.... ULGA !!!

U mnie tez

Ja byłam w zwiazku 5-letnim, nie powiem że nagle wszystko stało się proste, ale też bardziej skupiłam się wtedy na sobie i chyba dobrze na tym wyszłam... Jeśli wiesz, że nie powinniście być razem, nie ufasz Mu, to po prostu nie szarp się i zerwij. Potem przez jakiś czas będzie trudno, ale musisz wierzyć, że jeszcze znajdziesz swoje szczęście - które będzie wobec Ciebie szczere. Trzymam kciuki, dasz radę . Chyba lepiej podjąć tę decyzję szybciej by szybciej się otrząsnąć. Jak obudzisz się za kolejne 5 lat to znienawidzisz życie w parze i trudno będzie Ci komukolwiek i kiedykolwiek zaufać. Takie moje zdanie
Pasek wagi

Ja jeste w prawie 6 letnim zwiazku i mam podobny problem do Twojego. Nie wiem co czuje do mojego faceta. Jest dla mnie wazny, znamy sie jak lyse konie, ale nie wiem czy to jest to. Dodatkowo poznalam kogos (oczywiscie nic wiecej), ale zawrocil mi w glowie i nie wiem co mam myslec. Chcialam sie wyrowadzic i odejsc, ale widzac jak moj facet cierpi nie moglam naprawde tego zakonczyc.

Teraz sama nie wiem co mam myslec. Nasze problemy nie sa rozwiazane i w dodatku mam mentlik w glowie.

keira1988 napisał(a):

Ja jeste w prawie 6 letnim zwiazku i mam podobny problem do Twojego. Nie wiem co czuje do mojego faceta. Jest dla mnie wazny, znamy sie jak lyse konie, ale nie wiem czy to jest to. Dodatkowo poznalam kogos (oczywiscie nic wiecej), ale zawrocil mi w glowie i nie wiem co mam myslec. Chcialam sie wyrowadzic i odejsc, ale widzac jak moj facet cierpi nie moglam naprawde tego zakonczyc. Teraz sama nie wiem co mam myslec. Nasze problemy nie sa rozwiazane i w dodatku mam mentlik w glowie.

My kiedyś mieliśmy podobny problem i pomogła nam przerwa. Ja nie wiedziałam już co czuję, nie ukłądało nam się i się rozstaliśmy. Po 3 miesiącach umierałam z tęsknoty, on też i  postanowiliśmy do siebie wrócić. Było cudownie ... (aż do momentu, w którym dowiedziałam się o jego małym wybryku).

Może właśnie potrzebujesz takiej chwili oddechu. Nie mówię tu o przerwie na zasadzie -" jestem tymczasowo singlem więc robię co chcę". Mieszkając razem trudno zdystansować się do drugiej osoby i ciężko o jakieś poważniejsze decyzje. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.