Temat: Koniec długiego związku. Co dalej?

Mój związek trwa już ponad 5 lat i nie jest dobrze.
Kilka miesięcy temu wyszła na jaw jego zdrada (pocałunek z inną dziewczyną) i mimo moich (i jego w sumie też) usilnych starań nie potrafię o tym zapomnieć, ani tym bardziej zaufać mu na nowo. Do tego dochodzi też parę innych problemów. Ja się męczę i on się męczy. Powoli tracę siły i coraz częściej myślę o ukróceniu naszych wspólnych cierpień , ale... boję się. Cholernie się boję na samą myśl o życiu bez niego. 

I tutaj moje pytanie do osób ,które mają za sobą długoletnie związki- Jak udało Wam się znaleźć odwagę, aby zakończyć związek i co nastąpiło potem? Totalna depresja czy wręcz przeciwnie? 
Jestem ciekawa Waszych doświadczeń 

Po czterech latach nastąpiła.... ULGA !!!
zaczęłam chodzić na imprezy i cieszyć się życiem oczywiście bez przesady, aż poznałam swojego obecnego męża.Rozstanie to nie koniec świata, masz się męczyć skoro mu nie ufasz, poza tym dobrze wiesz że jest prawdopodobieństwo że coś takiego może się powtórzyć i tak bedziesz żyć myśląc o tym?
Pasek wagi
W moim przypadku to on mnie zostawił. Kilka dni nie wychodziłam z łóżka - płakałam. Potem jeszcze z rok byłam podłamana, nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu ALE po roku wszystko się zmieniło - zaczęliśmy do siebie pisać, potem się spotykać - ot tak po koleżeńsku - fajnie jest czasem powspominać (bo wspomnienia zostały tylko te dobre) i mimo że jesteśmy już w innych związkach od dawna, ciągle lubimy od czasu do czasu zamienić ze sobą parę słów - ot taki sentyment, w końcu byliśmy razem prawie 4 lata.
Pasek wagi
JA jestem z mezem prawie 5 lat w tym 2 lata po slubie. Pierwszy rok po slubie byl koszmarem. Duzo problemow na nas spadlo kazdy radzil sobie z tym na swoj sposob niekoniecznie okazujac szacunek 2 osobie. Zadne nie cchialo sluchac drugiego i juz mi sie wydawalo ze nigdy nie bedzie tak jak kiedys. Dalam sobie czas na oczekiwanie zmany i jesli nic by sie nie zmienilo w tym okresie  obiecalam sobie ze podejme jakas decyzje niekoniecznie o rozstaniu ale jakas na pewno.  Szczesliwie sie zlozylo ze zaczelismy sie dogadywac i z perspektywy czasu powiem ci cos - warto walczyc i to do oporu .. dzisiaj nie zmaineilabym meza na zadnego innego i jestem pszeszczesliwa. Czasem ludziom sie wydaje ze to koniec ze wszystko jest takie bez sensu i tak sie zaglebiaja w tej sowjej beznadziejnosci ze nie dostrzegaja ze sie kochaja i do siebie pasuja tylko jakos tak nie potrafia sie spotkac w polowie drogi. 
Kazdy kryzys przezyty zwyciecsko buduje zwiazek i kryzysow bedzie w zyciu wiele. Od tego jak zwiakzi radza sobie z kryzysami zalezy  czy te zwiazki sa cos warte i czy przetrwaja probe czasu. . 

P.S.

Musisz zadac sobie pytanie czy boisz sie byc sama czy bez niego. I pamietaj ze szczescei zalezy od 2 osob ja tez musialam zmeinic podejscie do meza i swoje myslenie  zeby wszystko sie ulozylo i naprawilo. 
Jeszcze jedna rzecz .. musisz tez sobie zadac pytanie czy to co was spotyka moze potencjalnie spotkac ciebie i twojego nowego partnera i czy warto rozwalac obecny zwiazek zeby kiedys z kims innym przeraiac podobne problemy.

sa tacy ludzie ktorzy dochodza tyko do pewnego etapu zwiazku i w razie porblemow rezygnuja potem  tworza kolejne zwiazki i znowu dochodza do tego samego etapu  gdzie sie rozstaja i nigdy nie sa w stanie stworzyc takiego zwiakzu "na cale zycie "

Mi tez brakowało odwagi, ale po rozstaniu odzylam, rozkwitlam i dopiero wtedy zauwazylam jak ten zwiazek mnie przytlaczał. Krótko po tym poznałam obecnego partnera z którym jestem szczęśliwa juz 3 rok :)

ra.mona napisał(a):

JA jestem z mezem prawie 5 lat w tym 2 lata po slubie. Pierwszy rok po slubie byl koszmarem. Duzo problemow na nas spadlo kazdy radzil sobie z tym na swoj sposob niekoniecznie okazujac szacunek 2 osobie. Zadne nie cchialo sluchac drugiego i juz mi sie wydawalo ze nigdy nie bedzie tak jak kiedys. Dalam sobie czas na oczekiwanie zmany i jesli nic by sie nie zmienilo w tym okresie  obiecalam sobie ze podejme jakas decyzje niekoniecznie o rozstaniu ale jakas na pewno.  Szczesliwie sie zlozylo ze zaczelismy sie dogadywac i z perspektywy czasu powiem ci cos - warto walczyc i to do oporu .. dzisiaj nie zmaineilabym meza na zadnego innego i jestem pszeszczesliwa. Czasem ludziom sie wydaje ze to koniec ze wszystko jest takie bez sensu i tak sie zaglebiaja w tej sowjej beznadziejnosci ze nie dostrzegaja ze sie kochaja i do siebie pasuja tylko jakos tak nie potrafia sie spotkac w polowie drogi. Kazdy kryzys przezyty zwyciecsko buduje zwiazek i kryzysow bedzie w zyciu wiele. Od tego jak zwiakzi radza sobie z kryzysami zalezy  czy te zwiazki sa cos warte i czy przetrwaja probe czasu. . P.S.Musisz zadac sobie pytanie czy boisz sie byc sama czy bez niego. I pamietaj ze szczescei zalezy od 2 osob ja tez musialam zmeinic podejscie do meza i swoje myslenie  zeby wszystko sie ulozylo i naprawilo. Jeszcze jedna rzecz .. musisz tez sobie zadac pytanie czy to co was spotyka moze potencjalnie spotkac ciebie i twojego nowego partnera i czy warto rozwalac obecny zwiazek zeby kiedys z kims innym przeraiac podobne problemy.sa tacy ludzie ktorzy dochodza tyko do pewnego etapu zwiazku i w razie porblemow rezygnuja potem  tworza kolejne zwiazki i znowu dochodza do tego samego etapu  gdzie sie rozstaja i nigdy nie sa w stanie stworzyc takiego zwiakzu "na cale zycie "

bardzo madra wypowiedz
ja w sumie mam tak teraz, może nie był to związek tak długi jak Twój, ale uczucia są dalej mocne. Różnie to bywa, czasem mega z nim tęsknie i mam takie chwile beznadziejności, że ja to już sobie nikogo nie znajdę, a czasem całkowicie o nim zapominam i cieszę się życiem, chadzam na spotkania z innymi facetami, daję się adorować. Ale nie żałuję, że to zakończyłam, trwanie w toksycznej relacji jest o wiele gorsze od samotności
Pasek wagi
ja, choc jestem jeszcze młoda i krótko w związku (ponad rok), to powiem ci, że w tym czasie moj chłopak tez juz nie wyrabial i chcial ode mnie odpocząć... nie odzywal sie do mnie przed dwa miesiące a ja głupia do niego wypisywalam, bo czułam taką pustkę, ale potem sobie uswiadomilam, ze to po prostu zwykle przyzwyczajenie, a ja nic do niego nie czułam - tak sobie wmawiałam. No i odpuściłam sobie. I wiesz co? Tak jak piszą dziewczyny, wzięłam się za siebie. Wiecej czasu poswiecilam na sport, przyjaciół, rodzine, nauke. Jak mi sie on przypominał i teskniłam, to od razu przypominalam sobie, ze to on mnie zostawil, wiec czemu mam za nim tesknic? Mysle, ze po prostu ty tez potrzebujesz czasu. Odpoczniecie od siebie i moze wlasnie uswiadomicie, ze nie mozecie bez siebie zyc? Ja na dzien dzisiejszy dalej jestem z tym chłopakiem :) zrozumiał, że mnie zaniedbywał

ra.mona napisał(a):

JA jestem z mezem prawie 5 lat w tym 2 lata po slubie. Pierwszy rok po slubie byl koszmarem. Duzo problemow na nas spadlo kazdy radzil sobie z tym na swoj sposob niekoniecznie okazujac szacunek 2 osobie. Zadne nie cchialo sluchac drugiego i juz mi sie wydawalo ze nigdy nie bedzie tak jak kiedys. Dalam sobie czas na oczekiwanie zmany i jesli nic by sie nie zmienilo w tym okresie  obiecalam sobie ze podejme jakas decyzje niekoniecznie o rozstaniu ale jakas na pewno.  Szczesliwie sie zlozylo ze zaczelismy sie dogadywac i z perspektywy czasu powiem ci cos - warto walczyc i to do oporu .. dzisiaj nie zmaineilabym meza na zadnego innego i jestem pszeszczesliwa. Czasem ludziom sie wydaje ze to koniec ze wszystko jest takie bez sensu i tak sie zaglebiaja w tej sowjej beznadziejnosci ze nie dostrzegaja ze sie kochaja i do siebie pasuja tylko jakos tak nie potrafia sie spotkac w polowie drogi. Kazdy kryzys przezyty zwyciecsko buduje zwiazek i kryzysow bedzie w zyciu wiele. Od tego jak zwiakzi radza sobie z kryzysami zalezy  czy te zwiazki sa cos warte i czy przetrwaja probe czasu. . P.S.Musisz zadac sobie pytanie czy boisz sie byc sama czy bez niego. I pamietaj ze szczescei zalezy od 2 osob ja tez musialam zmeinic podejscie do meza i swoje myslenie  zeby wszystko sie ulozylo i naprawilo. Jeszcze jedna rzecz .. musisz tez sobie zadac pytanie czy to co was spotyka moze potencjalnie spotkac ciebie i twojego nowego partnera i czy warto rozwalac obecny zwiazek zeby kiedys z kims innym przeraiac podobne problemy.sa tacy ludzie ktorzy dochodza tyko do pewnego etapu zwiazku i w razie porblemow rezygnuja potem  tworza kolejne zwiazki i znowu dochodza do tego samego etapu  gdzie sie rozstaja i nigdy nie sa w stanie stworzyc takiego zwiakzu "na cale zycie "

Wydaje mi się, że bardziej boję się jego braku w moim życiu niż po prostu bycia samą. Mam fajną rodzinę, przyjaciół i jakoś by się ułożyło, ale zabija mnie myśl o bezpowrotnej utracie niektórych rzeczy. 
Codziennie staram się walczyć o nasz związek, ale czasem po prostu przestaję widzieć sens. Kurde ja naprawdę myślałam, że to będzie ojciec moich dzieci, byłam tego pewna na 100 %. Potem ta zdrada i bach - cała moja pewność legła w gruzach. Minęły 4 miesiące... 4 miesiące starań, a ja nadal się nie wyleczyłam z moich wątpliwości :(

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.