- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
6 lutego 2013, 10:56
Edytowany przez Gabsonowa 6 lutego 2013, 10:57
6 lutego 2013, 22:47
6 lutego 2013, 22:49
Witam serdecznie! Jestem ciekawa opinii przede wszystkim Mężczyzn ale zdanie kobiet również chętnie poznam. Moje pytanie bierze się z sytuacji,która zaistniała w moim życiu.Wraz z narzeczonym ustaliliśmy,że dzieci mieć nie będziemy (już na początku związku czyli ponad 3 lata temu).Ja mam 27 lat,on 28.Za półtora roku bierzemy ślub i chcemy stworzyć rodzinę ale tylko we dwoje.Ja wiem,że nie nadaję się na mamę - jestem dość pobudliwa,lubię niezależność i wiem,że nie potrafiła bym dać dziecku 100 % siebie,tak jak potrafiła to chociażby moja mama.Zawsze obdarzała mnie ogromnymi pokładami miłości ale często widziałam jak była zmęczona,choć wcale się do tego nie przyznawała. Lubimy podróżować,realizować się w pracy zawodowej,spełniać swoje pasje.Nie pociągają nas pieluchy,nieprzespane noce,wrzaski i dziecięcy bunt.Problemy z dostaniem się do żłobka.przedszkola/problemy w szkole.I oczywiście ogromne wydatki związane z posiadaniem potomstwa.W tych czasach dzieci są bardzo trudne. Mój Narzeczony również przyznał się,że na ojca się nie nadaje.Sam mówi,że lubi się wyspać,lubi niezależność.Lubi iść rano do pracy i wrócić z niej do spokojnego domu - do mnie. Gdy mówimy o tym znajomym,rozczulającym się nad małymi bobasami mówią,że jesteśmy nienormalni "ponieważ każda normalna kobieta chce być matką a każdy normalny facet chce być ojcem" i (czego szczególnie nienawidzę ) twierdzą,że jeszcze nam się odmieni.To tak jakby próbować wmówić komuś,kto bardzo chce pomalować pokój na żółto,że i tak pomaluje go na zielono,albo kto na starość poda nam szklankę wody,co po nas zostanie,kto nas pochowa - nie znoszę takiego gadania Znam wielu ludzi,którzy mieli rodziny wielodzietne a gdy przyszła starość dzieci się wypięły i zostali sami...więc... Dodam,że nie jest to absolutnie narzucenie woli któregokolwiek z nas drugiej osobie - obserwowaliśmy siebie,nasze zachowania i przyzwyczajenia i wiemy,że na rodziców się nie nadajemy,Mój Narzeczony twierdzi,że nie czuje potrzeby rozmnażania się bo wszystko co jest mu potrzebne do założenia rodziny ma we mnie.Twierdzi,że nie chce być ojcem bo obserwuje otoczenie - to jak ludzie się męczą,jak rodzicielstwo zmienia się w koszmar - ja jestem tego samego zdania. Jakie są wasze doświadczenia i przemyślenia w tym temacie? Czy uważacie,że jesteśmy egoistycznymi potworami - jak to określiła nasza znajoma - wyznawczyni kultu dużej,polskiej rodziny... Jak to jest u Was drodzy Panowie z pragnieniem bycia ojcem?Czy czujecie taką potrzebę?Czy chcecie zostać tatusiami?Czy nie było by Wam przykro gdybyście nie zostali ojcami? Serdecznie pozdrawiam i czekam na Wasze opinie!
mamy podobnie, ja niedlugo bede miec 25 na karku, partner 27. ja mam chorobe genetyczna ktora powoduje nowotwor zlosliwy ukl pokarmowego, wiec jest duze prawdopodobienstwo ze dziecko bedzie miec to samo. poza tym nie wiadomo ile bede zyc na tym swiecie. poza tym jest masa innych rzeczy ktore powoduja ze dziecko to zbedny element w naszym zyciu
6 lutego 2013, 23:05
po pierwsze - nie traktuję mojego bycia matką jako poświęcenie siebie i wszystkiego czego pragnęłam lub pragnę. Mogę się realizować własnie dzięki temu, jestem dzięki macierzyństwo pełniejsza o doświadczenia i uczucia, których kobieta nie mająca dzieci NIGDY nie doświadczy i uważam, że jest to bezdyskusyjne ( co wcale nie musi oznaczać, że jest gorsza, bo nie jest)po drugie - tak, moje dzieci są moim największym i najlepszym osiągnięciem życiowym i nie widzę w tym nic niewłaściwego, a na marginesie mam tez inne osiągnięcia, żeby nie było, że nic innego nie robię tylko "się poświęcam"po trzecie - kto dał prawo komukolwiek sądzić, kto zasługuje na miłość, a kto nie? i nie doznaje miłości moich dzieci przy okazji, tylko jest ona wpisana w bycie rodzicem-dzieckiem. Co to wogóle za podejście - miłość przy okazji ? nie rozumiem tegoi po czwarte - w życiu nie pomyślałam o moich dzieciach jak o moim trofeum, dla których się poświęcam, żeby mnie kochały - to jakieś chore i pokręcone. I takiego rozumowania tez nie ogarniam. Cleo83 - może rzeczywiście dobrze, ze nie chcesz mieć dzieci, bo z takim przedmiotowym podejściem do drugiego człowieka, mogłabyś nie podołać macierzyństwuZaznaczam, to nie jest do autorki, tylko ogólnie. Nikogo nie oceniam, nie neguje, rozumiem inne poglądy.Rozumiem, że tak można odczuwać, ale mam zupełnie odmienne zdanie. Dla mnie właśnie podejście, jak fragment pogrubioną czcionka, oznaczałby egoizm, dlatego jednocześnie nie rozumiem kobiet, które "poświęcają" się dla dzieci, które dzieci traktują jako swoje osiągnięcie i cel życiowy, przy okazji doznając miłosci bezwarunkowej (nie zawsze zasłużonej). Ich prawo, ich życie, ale uważam, że to jest dopiero egoistyczne, by zrobić nowego człowieka po to, by mieć się czym zajmować, by mieć swoiste trofeum, przy założeniu, że się dla niego poświęcają (czyli rezygnują z czegoś... z siebie?), po to by nas kochał.Właściwie to jestem rozdarta między kompletnym niezrozumieniem takich matek, które przedstawiają się jako "mama...i tu imię dziecka, lub na pytanie, kim jesteś, powiedz coś o sobie, odpowiadają: "jestem mamą...", a tolerancją względem poglądów i wyborusposobu życia przez innych. Ja również planuję nie mieć dzieci, ale nie ze względu na to, ze pragnę swobody i odstraszają mnie stereotypowe trudy macierzyństwa. Nie chcę, bo:-nie stać mnie ( choć to nie jest główny powód. Kasa zawsze da się zorganizowac, ale żyje z dnia na dzień -dziecku potrzeba stabilizacji),-nie czuje instynktu macierzyńskiego, ani pierwotnej potrzeby przekazania genów,-nie mam partnera, który wziąłby wspólnie odpowiedzialność za dziecko (mój tez nie chce), a nawet gdybym miała, to nie wierzę w stałość i niezmienność podejścia drugiej osoby, nie wierzę w trwałość związków i rodzin (z doświadczenia)-gdybym sama zdecydowała się na dziecko (mając do tego warunki) -zagłaskałabym je na śmierć, lub wychowała małego egoistę, krzywdząc tego nowego człowieka piętnem mojego własnego skrzywionego podejścia do życia,-nie wyobrażam sobie jak mogłabym zrezygnować z nadopiekuńczości, pozwolić na swobodę mojemu dziecku, by go nie tłamsić, a jednocześnie nie popaść w psychozę stresu i zmartwień o jego los (jestem z tych, którzy za bardzo się o wszystkich martwią i wszystkim przejmują),To tak w skrócie. Generalnie nie chodzi o egoizm, tylko o ogromną odpowiedzialność, której nie czuję się na siłach podjąć, nie dla swojego wygodnictwa, tylko ze względu na to, by nie skrzywdzić nowej istoty, która brzemie wychowania będzie nosić przez całe życie.Mam prawie 30lat, jeśli kiedykolwiek mi się odmieni, adoptuję albo raczej zaangażuję się bardziejw pomoc domom dziecka, wioskom dziecięcym (które czasem wspieram) i innym organizacjom opiekującym się sierotami, lub wspomogę konkretne dziecko w jego starcie w dorosłość. Porzuconych i niechcianych dzieci nie brakuje.Tymczasem chwilowe kaprysy matczynych zachowań rozładowuję na moich dwóch psiakach. Korzyść obopólna:)
6 lutego 2013, 23:20
Edytowany przez dekanna1976 6 lutego 2013, 23:24
6 lutego 2013, 23:21
...już rozumiem...czyli siadam z partnerem, liczymy pieniądze i podejmujemy decyzje...nie, nie stać nas na dziecko, tylko na kotka nas stać....A Ty wiesz ile utrzymanie dziecka kosztuje?
6 lutego 2013, 23:31
6 lutego 2013, 23:51
Wiesz co Cleo83, powinnaś chyba zafundować sobie jakąś terapię u psychologa, bo widzę, że Twój problem leży głębiej. Piszę zupełnie serio. Masz nie załatwione sprawy w rodzinie, to je załatw, a nie dostosowujesz cały wszechświat do swojej sytuacji. I na koniec - nie wystarczy, tak jak ty to robisz, napisać, że rozumie się, że ktoś może odczuwać inaczej. Trzeba to robić czego po twoim ostatnim poście nie widać. W zasadzie swoje zdanie w kwestii tematu wyraziłam i nie mam najmniejszej ochoty przekomarzać się tutaj z kimkolwiek. Ja mam soje zdanie , ty miej swoje.
Wiesz co Cleo83, powinnaś chyba zafundować sobie jakąś terapię u psychologa, bo widzę, że Twój problem leży głębiej. Piszę zupełnie serio. Masz nie załatwione sprawy w rodzinie, to je załatw, a nie dostosowujesz cały wszechświat do swojej sytuacji. I na koniec - nie wystarczy, tak jak ty to robisz, napisać, że rozumie się, że ktoś może odczuwać inaczej. Trzeba to robić czego po twoim ostatnim poście nie widać.
6 lutego 2013, 23:54
Przykre jest to, ze czasami ludzie twierdza, ze nie maja dzieci , bo ich nie stać, ale pieski, kotki i inne puppies to i owszem...to jest dopiero przykre.
7 lutego 2013, 00:15
o matko... Ty tak serio?Przykre jest to, ze czasami ludzie twierdza, ze nie maja dzieci , bo ich nie stać, ale pieski, kotki i inne puppies to i owszem...to jest dopiero przykre.
7 lutego 2013, 00:23
cleo83...no co Ty? Na zartach sie nie znasz? troszke dystansu:)o matko... Ty tak serio?Przykre jest to, ze czasami ludzie twierdza, ze nie maja dzieci , bo ich nie stać, ale pieski, kotki i inne puppies to i owszem...to jest dopiero przykre.