28 grudnia 2012, 14:26
Z góry uprzedzam, że problem ten jest idiotyczny ale mnie to męczy.
Mamy po 23 lata. Jesteśmy w związku od ponad 4 lat, od prawie 4 razem mieszkamy. Jest dobrze, dogadujemy się, dbamy o siebie, razem "gospodarujemy". Oczywiście czasem się kłócimy ale to raczej drobne sprzeczki.
Niestety dalsza rodzina mojego Lubego nie jest w stanie tego przeżyć, że jeszcze się nie pobraliśmy. Że nawet się nie zaręczyliśmy. Przy Świętach słyszy, że "tylko się bawimy", że jesteśmy niepoważni, jak tak można... Trują tyłek jego mamie, że jak syna wychowała...
Znajomi (Ci dalsi) są bardzo życzliwi i mówią, że skoro się nie oświadczył to mu nie zależy.
Mam tego dość. Wspólne plany mamy (ślub w 2014 albo w 2015, wstępnie sala umówiona na 2014) ale najpierw musimy stanąć na własne nogi. Skończyć studia, zacząć zarabiać jakieś sensowne pieniądze, mieć gdzie mieszkać.
Co to za małżeństwo na "garnuszku rodziców"? A zaręczać się dla samego pierścionka? Kurczę po co nam to? Zaręczymy się jak będziemy już ruszać z realizacją tych planów. To chyba nasza sprawa?
Dlaczego dla tylu ludzi to wciąż pierścionek obrączka są wyznacznikiem "stanu" związku i jego powagi?
Jak grzecznie i dosadnie powiedzieć tym ludziom żeby się odczepili i zajęli własnym życiem?
Na ogół leję na to ciepłym moczem. Ale w okresie około świątecznym nie wytrzymuję. Czasem mam ochotę wybuchnąć, zwyzywać ich i wysłać w kosmos.
Przepraszam musiałam się wygadać bo mnie krew zalewa.
- Dołączył: 2010-04-04
- Miasto: Chatka Puchatka
- Liczba postów: 604
28 grudnia 2012, 15:48
Powiedz, ze są niepoważni skoro twierdzą, ze macie wydawać bezsensownie kasę "by ludzie nie gadali"
28 grudnia 2012, 16:21
HotaruTomoe4 napisał(a):
Ja z moim (od kilku miesięcy) mężem chodziłam 7 lat i z kolei jak tylko po "mieście" rozniosło się, że za mąż wychodzę to od razu zaczęły się pytania co ja się tak spieszę, co tak wcześnie (mam 22 lata), czy to "z konieczności"???xD I tak źle, i tak niedobrze...xD
i chyba tym podsumowałaś ten temat.
Już mi trochę lepiej, poćwiczyłam chwilę i zdenerwowanie się gdzieś ulotniło :D
Dzisiaj rano dowiedziałam się, że wczoraj "teściowa" miała bardzo przyjemny wieczór. Jak się z niej śmiali, że córka już stara panna a syn też się do żeniaczki nie spieszy i ich źle wychowała... No zagotowało się we mnie bo jeszcze żeby nam w twarz coś takiego mówili a nie bogu ducha winną kobitę męczą naszymi decyzjami.
- Dołączył: 2011-02-06
- Miasto: Majątek
- Liczba postów: 1720
28 grudnia 2012, 16:36
Znam... Jestem z bardzo wierzącej rodziny i też miałabym problemy, chcąc zamieszkać z moim bez ślubu. Jednak wiadomo - co komu do tego! Zwłaszcza, że ani my, ani Wy nie jesteśmy jakimiś szczylami z gimnazjum
Ostatnio ciągle się powtarzam (akurat nadarzają się takie okazje jedna za drugą), że najłatwiej jest komuś życie układać. Ja obecnie jestem na etapie "każdy wyprysk czy zachcianka oznaczae ciążę"
A jestem na tym punkcie wybitnie przeczulona. Jak chodziliśmy ze sobą, to wiecznie "tylko ostrożnie tam... tylko grzecznie... to może ja/my oczymś nie wiemy."....A raz to nawet przyszła teściowa "przyznaj się!"-czaicie...? AAAAAAAAAAAAA. Teraz mam problemy zdrowotne i nie ma opcji póki co, żebym zaszła w ciążę i nagle zmiana tonu "OOO!!!! to może coś się dzieje
!!! Zmęczona...? Hmmm... no to może jednak coś tam...?
Wypryski...? może o czymś jeszcze nie wiemy....?". Teraz to się srajcie jak nie mogę. Przepraszam, że tak zeszłam z tematu trochę, ale też mnie rozpieprza momentami.
- Dołączył: 2011-02-06
- Miasto: Majątek
- Liczba postów: 1720
28 grudnia 2012, 16:36
Ale się zdenerwowałam.
Edytowany przez HotaruTomoe4 28 grudnia 2012, 16:38
28 grudnia 2012, 16:45
HotaruTomoe4 napisał(a):
Ale się zdenerwowałam.
Nie dziwię się. Ale czasem warto chyba to wszystko z siebie wyrzucić. Ale masakra powiem Ci. My mamy wsparcie w rodzicach (no ciężko ich do wierzących zaliczyć), zupełnie nie przeszkadza im, że bez ślubu razem mieszkamy. Moja mama z tych co mówią: to twoje życie.
Jego mama też w porządku ale już wujki i ciotki to do odstrzału.
- Dołączył: 2011-02-06
- Miasto: Majątek
- Liczba postów: 1720
28 grudnia 2012, 17:02
Jeśli o moich rodziców chodzi, to bezgranicznie mi ufają, mam z nimi wspaniały kontakt i jak zaczęły się moje problemy zdrowotne i zaczęłam do ginekologa z narzeczonym jeździć, to raz jedyny, gdy powiedziałam mamie, że zanikł mi okres, to zapytała 'czy to nie czasem...?', powiedziałam, że nie i koniec tematu, zresztą mówiłam obydwojgu po każdej wizycie co tam, jak tam, bo się martili, wiadomo. Zresztą w każdej sprawie mogę na moich liczyć, a sami zawsze powtarzają, że jak MY chcemy, o co by nie chodziło. Natomiast teściowa zrobiła mi całe przesłuchanie. . . Teraz też, mama nigdy nic nie sugeruje, nie podpytuje, wie, że jeśli będę w ciąży to będą jednymi z pierwszych, którzy się dowiedzą... Czego znowu nie mogę o teściowej powiedzieć...;/
28 grudnia 2012, 17:17
Zaproponuj, żeby Wam sfinansowali ten ślub. Wszyscy umilkną w trymiga. Polecam
- Dołączył: 2010-11-17
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 16221
28 grudnia 2012, 17:31
lepiej po prostu zacznij to olewać, bo nigdy im nie dogodzisz
jak się zaręczycie to będzie gadanie a kiedy ślub, jak weźmiecie ślub to będzie gadanie a kiedy dzieci, jak będzie jedno dziecko to będzie gadanie kiedy drugie. i tak do śmierci ciągle tylko pytania i pytania o wasze życie;)
- Dołączył: 2012-10-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 3541
28 grudnia 2012, 17:42
U mnie to strasznie na przekór wyszło, może nawet trochę niesympatycznie ich załatwiliśmy, ale nie żałuję. Nie zależało nam na ślubie, mieszkaliśmy ze sobą już od kilku lat, byliśmy samodzielni. Z perspektywy czasu widzę, że miałam rację - ślub nie zmienił nic poza moim nazwiskiem ;]
Mulali nas strasznie. Nam się nie chciało robić szopki. M. jest ateistą, ślub kościelny byłby szczytem hipokryzji z mojej strony. No i fakt faktem nigdy o takiej ceremonii nie marzyłam. No i świadomość, że muszę zrobić imprezę dla kilkudziesięciu osób, których w większości nie znam, albo nie lubię.
W wielkim skrócie: wracając z wesela kumpeli spytałam (parodiując jedną z ciotek): "no, a Ty kiedy się w końcu ze mną ożenisz?" Na co mój mężczyzna, jak najbardziej poważnie: "Jestem zaszczycony Twoimi oświadczynami. Z wielką radością zostanę Twoim mężem"
I śmiechem żartem następnego dnia poszliśmy do USC, po czym zaprosiliśmy najbliższą rodzinę na ślub i obiad w restauracji.
Chyba byli w większym szoku aż do samej uroczystości, bo nawet nie rzucali się za mocno, że to nie kościelny i bez wesela. Jest mi tylko trochę głupio, że nie poinformowałam dalszej rodziny o ślubie, ani nie zaprosiłam ich chociażby do urzędu. Ale wydawało mi się, że to może zostać odebrane na zasadzie: biorę ślub, na przyjecie cię nie zapraszam, ale przyjdź do urzędu, najlepiej z prezentem....
Cooki, następnym razem postrasz ich, że zrobisz tak, jak Twoja koleżanka z forum :D
- Dołączył: 2012-06-01
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 6323
28 grudnia 2012, 18:16
małostkowi ludzie, nie mający własnego życia...