Temat: Kieszonkowe - małe dzieci

Ponieważ dzieci to rodzina, to temat w tym dziale założyłam :) Ciekawi mnie czy jako dzieci dostawałyście kieszonkowe i w jakim wieku zaczęłyście dostawać, albo same dawać swoim dzieciom drobne na ich wydatki. Pytam, gdyż moja siostra ma problem z 6letnią córką, która notorycznie pożycza od koleżanek po 2zł na lizaki, raz nawet 10zł przyniosła do domu. Mnie to trochę dziwi, bo w sumie nawet nie myślałam, że tak małe dziecko może chodzić do sklepiku szkolnego Może jednak to ja jestem starej daty i teraz wcześnie zaczyna się dawanie małych kwot. Jeśli tak, to jakie to powinny być kwoty i co Wy na ten temat myślicie? Ja swoje starsze dziecko mam 5letnie i nie daję jej żadnych pieniędzy. Dostaje śniadanie i picie i czasem ze skarbonki coś wyjmuje jak ma jakiś kaprys, którego ja nie zamierzam spełniać i razem to "coś" kupujemy.
Pasek wagi
Ja swojej zaczęłam dawać regularnie kieszonkowe gdzieś w 3 klasie- dyszkę na tydzień. Potem stawka rosła. Od gimnazjum ma własne konto, kartę i 400 pln miesięcznie. I sporadycznie się zdarza, że wychodzi na 0. Potrafi zaoszczędzić. A co do pożyczania, to siostra mojej przyjaciółki dowiedziała się od sąsiadki, że jej 7 letnia córka bywa widziana na mieście, jak prosi ludzi o pueniądze, bo jej zabrakło do gazetki, słodyczy, naklejek. Mało zawału nie dostała...
Pasek wagi
hmm, nie dostawałam kieszonkowego w wieku 6lat :O A już na pewno nie pożyczałam po koleżankach (martwiłoby mnie gdyby moje dziecko tak robiło). Jakoś może od komunii dostawałam jakieś 30zł miesięcznie

Ana899 napisał(a):

Dostawałam pieniądze miesięcznie od 7 r.ż. i dzięki temu teraz nie mam problemu z gospodarowaniem pieniędzmi. Jak byłam mała to przez pół roku potrafiłam sobie nawet lizaka nie kupić, bo chciałam jakąś konkretną zabawkę. Moim zdaniem kieszonkowe (niewielkie) i skarbonkę powinno się dać dziecku jak najwcześniej - pójście do szkoły/zerówki to bardzo dobry moment, ale nie rozumiem jak niektórzy (czy tu piszą czy sama obserwuję) dają dziecku kieszonkowe, potem (po 2-3 dniach) się kończy i znów dają pieniądze. Uważam, że to niewychowawczy idiotyzm, czy jak mi się kończy pensja to idę do pracodawcy, żeby mi dał pieniadze? Oczywiście, że nie. Podobnie jest z dawaniem dziecku pieniędzy "jak potrzebuje" - tak nigdy się nie nauczy jakiejkolwiek oszczędności.


Też tak uważam. Jak można wydać 20zł dziennie (bo gdzieś tu widziałam taki przypadek). To niewychowawcze. Dziecko musi się nauczyć gospodarować pieniędzmi. I oczywiście zakładam, że te kieszonkowe to są pieniądze na przyjemności dziecka, a nie że np. samo musi zbierać na spodnie czy bluzkę.
miałam też taki okres, że dostawałam pieniądze za oceny (w gimnazjum). Rodzice chciali mi pokazać, że nauka się opłaca. Dostawałam np. 5zł za piątkę, 3za za czwórkę, 1zł za trójkę. Ale to nie trwało długo:)
my w podstawówce nie mieliśmy sklepiku szkolnego, to problem był rozwiązany;) aż do końca podstawówki nie dostawałam w ogóle żadnych pieniędzy, chyba, że do skarbonki raz na jakiś czas... jak poszłam do gimnazjum, to dostawałam 50zł/miesiąc i tak do końca liceum
Pasek wagi

krolowamargot1 napisał(a):

Ja swojej zaczęłam dawać regularnie kieszonkowe gdzieś w 3 klasie- dyszkę na tydzień. Potem stawka rosła. Od gimnazjum ma własne konto, kartę i 400 pln miesięcznie. I sporadycznie się zdarza, że wychodzi na 0. Potrafi zaoszczędzić. A co do pożyczania, to siostra mojej przyjaciółki dowiedziała się od sąsiadki, że jej 7 letnia córka bywa widziana na mieście, jak prosi ludzi o pueniądze, bo jej zabrakło do gazetki, słodyczy, naklejek. Mało zawału nie dostała...

400 zł miesięcznie?! to ona się musi sama utrzymywać? to strasznie dużo jak na kieszonkowe, 1/3 pensji....
Pasek wagi
Jeśli pojawia się taki problem to myślę, że siostra powinna już teraz wprowadzić drobne kieszonkowe, ale z jakąś małą sumą. Góra 5 zł na tydzień, żeby mała oduczyła się pożyczać kasy od koleżanek i żeby wiedziała, że dostaje te pieniążki i że to musi jej wystarczyć, jeśli ma na coś ochotę. Może wydać w sklepiku, albo wrzucić do skarbonki. 

kruszynika napisał(a):

miałam też taki okres, że dostawałam pieniądze za oceny (w gimnazjum). Rodzice chciali mi pokazać, że nauka się opłaca. Dostawałam np. 5zł za piątkę, 3za za czwórkę, 1zł za trójkę. Ale to nie trwało długo:)

Też tak miałam! Tylko, że u mnie w grę wchodziły tylko szóstki i piątki. Fakt, było to strasznie motywujące, dzięki temu do końca gimnazjum nie zeszłam poniżej średniej 5.0
Ja o ile pamiętam od jakiegoś 6-7 roku dostawałam 50 zł miesięcznie, ale kasę raczej chomikowałam do skarbonki i później kupowałam sobie jakieś barbie czy coś. W sklepiku szkolnym rzadko się kupowało. A o pożyczaniu w tym wieku raczej mowy nie było... 
Później, od 12 roku dostawałam już 30 zł miesięcznie, bo warunki nam się pogorszyły, a ja i tak całe ówczesne kieszonkowe wydawałam na doładowanie komórki. Od mamy zawsze dostawałam poza tym jakieś ekstra pieniądze na drobne wydatki, jak guma do żucia czy coś tam.
Pasek wagi

Temat kieszonkowego właśnie przerabiamy w domu. Mam 6 -latka. W ubiegłym roku temat sklepiku szkolnego nie istniał -zerówka, małe dzieci:) Od tego roku się zmieniło. Kieszonkowego nie dostawał, bo miał śniadanie do szkoły, sok, owoc. W szkole dodatkowo mleko i owoce. Nie chciałam żeby kupował słodycze w sklepiku. No ale inne dzieci chodziły, zaczał chodzić i mój syn. Raz, drugi zauważyłam jakieś papierki od gumy, lizaka. Mówił, że kolega go częstował. Nie chciałam żeby jakiś rodzic powiedział że jego dziecko musi kupować mojemu słopdycze.  Innym razem okazało się że podbiera drobne monety ze swojej skarbonki i chodzi do sklepiku. . W końcu zrobiliśmy pogadankę i od października daję mu 5 zł  na tydzień na np. łamiszczękę:). Pytałam poprostu co sobie kupił, trochę się obawiał, że będę zła o słodycze ale jak zobaczył, że nie to normalnie opowiadał:) A ostatnio wkręcił się w kupowanie kart z piłkarzami (cena 3,90) i to kupuje. Ale jestem szczęśliwa:) Ustalone mamy, że robi z tymi pieniędzmi co chce ale to on decyduje czy wyda w dzień czy sobie na coś przeznaczy. Staram się udawać, że nie wnikam bo i tak tego nie uniknę, a lepiej jak się nie ukrywa. Teraz będzie się krył ze słodyczmi a później papierosy, piwo. No zobaczymy, czas pokaże.

Naszczeście wychowawczyni pilnuje aby nie jedli słodyczy przed drugim śniadaniem, bo śniadanie to "świętość", a jakies drobne słodkości ewentualnie po śniadaniu. Na zebraniu mówiła że jak ktoś złamie zakaz to ma przechlapane:) I dzieci o tym wiedzą.

Poza tym uważam, ze kieszonkowe to powinny być jakieś drobne kwoty, bo i tak rodzice zwykle wszystko kupują dzieciom od ubrań, poprzez różne przyjemności.

 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.