- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
11 grudnia 2012, 19:19
12 grudnia 2012, 07:22
12 grudnia 2012, 08:07
12 grudnia 2012, 08:13
Dostawałam pieniądze miesięcznie od 7 r.ż. i dzięki temu teraz nie mam problemu z gospodarowaniem pieniędzmi. Jak byłam mała to przez pół roku potrafiłam sobie nawet lizaka nie kupić, bo chciałam jakąś konkretną zabawkę. Moim zdaniem kieszonkowe (niewielkie) i skarbonkę powinno się dać dziecku jak najwcześniej - pójście do szkoły/zerówki to bardzo dobry moment, ale nie rozumiem jak niektórzy (czy tu piszą czy sama obserwuję) dają dziecku kieszonkowe, potem (po 2-3 dniach) się kończy i znów dają pieniądze. Uważam, że to niewychowawczy idiotyzm, czy jak mi się kończy pensja to idę do pracodawcy, żeby mi dał pieniadze? Oczywiście, że nie. Podobnie jest z dawaniem dziecku pieniędzy "jak potrzebuje" - tak nigdy się nie nauczy jakiejkolwiek oszczędności.
12 grudnia 2012, 08:15
12 grudnia 2012, 08:51
12 grudnia 2012, 08:54
Ja swojej zaczęłam dawać regularnie kieszonkowe gdzieś w 3 klasie- dyszkę na tydzień. Potem stawka rosła. Od gimnazjum ma własne konto, kartę i 400 pln miesięcznie. I sporadycznie się zdarza, że wychodzi na 0. Potrafi zaoszczędzić. A co do pożyczania, to siostra mojej przyjaciółki dowiedziała się od sąsiadki, że jej 7 letnia córka bywa widziana na mieście, jak prosi ludzi o pueniądze, bo jej zabrakło do gazetki, słodyczy, naklejek. Mało zawału nie dostała...
12 grudnia 2012, 08:58
12 grudnia 2012, 09:23
miałam też taki okres, że dostawałam pieniądze za oceny (w gimnazjum). Rodzice chciali mi pokazać, że nauka się opłaca. Dostawałam np. 5zł za piątkę, 3za za czwórkę, 1zł za trójkę. Ale to nie trwało długo:)
12 grudnia 2012, 09:40
12 grudnia 2012, 09:54
Temat kieszonkowego właśnie przerabiamy w domu. Mam 6 -latka. W ubiegłym roku temat sklepiku szkolnego nie istniał -zerówka, małe dzieci:) Od tego roku się zmieniło. Kieszonkowego nie dostawał, bo miał śniadanie do szkoły, sok, owoc. W szkole dodatkowo mleko i owoce. Nie chciałam żeby kupował słodycze w sklepiku. No ale inne dzieci chodziły, zaczał chodzić i mój syn. Raz, drugi zauważyłam jakieś papierki od gumy, lizaka. Mówił, że kolega go częstował. Nie chciałam żeby jakiś rodzic powiedział że jego dziecko musi kupować mojemu słopdycze. Innym razem okazało się że podbiera drobne monety ze swojej skarbonki i chodzi do sklepiku. . W końcu zrobiliśmy pogadankę i od października daję mu 5 zł na tydzień na np. łamiszczękę:). Pytałam poprostu co sobie kupił, trochę się obawiał, że będę zła o słodycze ale jak zobaczył, że nie to normalnie opowiadał:) A ostatnio wkręcił się w kupowanie kart z piłkarzami (cena 3,90) i to kupuje. Ale jestem szczęśliwa:) Ustalone mamy, że robi z tymi pieniędzmi co chce ale to on decyduje czy wyda w dzień czy sobie na coś przeznaczy. Staram się udawać, że nie wnikam bo i tak tego nie uniknę, a lepiej jak się nie ukrywa. Teraz będzie się krył ze słodyczmi a później papierosy, piwo. No zobaczymy, czas pokaże.
Naszczeście wychowawczyni pilnuje aby nie jedli słodyczy przed drugim śniadaniem, bo śniadanie to "świętość", a jakies drobne słodkości ewentualnie po śniadaniu. Na zebraniu mówiła że jak ktoś złamie zakaz to ma przechlapane:) I dzieci o tym wiedzą.
Poza tym uważam, ze kieszonkowe to powinny być jakieś drobne kwoty, bo i tak rodzice zwykle wszystko kupują dzieciom od ubrań, poprzez różne przyjemności.