Mój ojciec zmarł na dzień przed moimi 15 urodzinami..Ale przez te lata mogę Ci powiedzieć jakim był ojcem...
Surowym i troskliwym, wymagającym i kochającym, odpowiedzialnym i mądrym..
Pokazywał mi świat, zabierał mnie na wycieczki do lasu, na jagody, na jeżyny, na maliny, na żurawiny, na rydze, gąski, kurki..Pokazywał przyrodę, zwierzęta, opowiadał jak się zachowują.
Po szkole gdy tylko przyszłam każdego dnia pytał mnie czego się uczyłam (nie sprawdzał zeszytów, ani dzienniczka, nie musiał). Potem mnie przepytywał z tego, bo sam doskonale znał materiał, który przerabiam..Czytał też lektury wraz z Mamą, żeby wiedzieć o czym rozmawiamy.. 4 z plusem Go nie zadowolała, mnie również.. Rozmawiał ze mną często o przyszłości, kim chcę zostać, co lubię robić.. Zapisywał mnie na różne kółka zainteresowań. Kupował mi rzeczy do noszenia, nie drogie i nie takie jakie chciałam.. Jak się buntowałam, to mówił, że w Pewxie je kupił, specjalnie dla mnie ;-) (i ja Mu wierzyłam, a coś mi się wydaje, że z rynku kupował, albo od ludzi co z Niemiec przywozili i handlowali ;-) Na zabawki, gadżety, czasopisma nie miałam co liczyć, ale gdy chciałam nowe pisaki, czy blok do rysowania, to zawsze znalazły się pieniądze.. Nie pozwalał mi oglądać filmów po 20h stej, chyba, że z Rodzicami.. Za to miałam przykazane i obowiązkowo musiałam oglądać Teatr Telewizji w poniedziałek po dzienniku.. Nie wiem skąd miał taką wiedzę, że filmy mi więcej szkody przyniosą niż pożytku. Sam wychował się bez telewizora..i był po szkole zawodowej..a wiedzę miał taką jak nie jedna osoba po studiach..
Jak wracaliśmy skądś, a tematy się wyczerpały, to pytał mnie o stolice państw, rzeki i znałam je na pamięć jako małe dziecko. Opowiadał mi o innej kulturze, o językach. W domu gdy byliśmy sami rozmawiał ze mną po niemiecku, żebym się języka nauczyła.. W pierwszych klasach szkoły podstawowej czesał mnie do szkoły, plotł warkocze i zawsze robił mi śniadanie oraz przygotowywał jedzenie do szkoły. Znał wszystkie moje koleżanki i kolegów i szczegółowo ich wypytywał o dom, o rodziców, zanim mnie do kogokolwiek puścił.. Ale mogłam też przyjmować koleżanki w domu i nawet jak przyszło ich kilka, to zawsze dostały u nas w domu obiad, a potem deser. Nie kupował mi zabawek, miałam drewniane klocki po starszych braciach i kolejkę, a po siostrze lalki, ale tylko dwie.. Zawsze chwalił mnie, że pięknie rysuję i każdy mój rysunek wisiał w kuchni na ścianie- całą ścianę obwiesił nimi, a jak ktoś przychodził, to zaraz pokazywał te moje dzieła i chwalił.. Ganił mnie też, wymagał, żebym polubiła pracę w ogrodzie, żebym chodziła na jagody dla zarobku (a ja tego nie lubiłam i nie robiłam). Ganił mnie też, gdy po szkole nie obrałam ziemniaków, albo nie zamiotłam kuchni.. Czasami mi mówił, że się garbię, że chowam szyję, a powinnam chodzić wyprostowana i z dumą patrzeć ludziom w twarz.. Ciągle też wypominał mi, że nie jestem najlepsza w klasie, a jakaś piąta..ale wierzył we mnie, dodawał mi otuchy. A gdy szło mi źle w szkole zapisywał na korki, żeby mi się polepszyły oceny. Bardzo się przejmował moją edukacją, chciał, żebym została lekarzem, ale nie zrobiłam tego, bo chyba to byłoby dla mnie za trudne.. Zostałam architektem, ale i tak myślę, że jest ze mnie dumny, spoglądając tam z nieba..
Po Jego śmierci miałam momenty totalnego załamania, jak to w życiu..Przychodził zawsze do mnie we śnie lub półśnie, przytulał, głaskał, pocieszał... Czułam Jego zapach i dotyk, dopóki się nie przebudzałam.. Śni mi się często, że pracuję wraz z Nim w ogrodzie.. że remontuję nasz dom..
Dał mi multum miłości, tyle, że starczyło mi do dzisiaj. Zawsze czułam się przez Niego kochana, nawet gdy zmarł i ani chwili w to nie wątpiłam.