15 września 2009, 16:24
witam , mam 27 lat i dwoje dzieci , no i męża z którym kompletnie mi się nie układa. od paru miesięcy nie dogadujemy się , co gorsze świadkami naszych kłutni są dzieci. mam już dosyć życia z człowiekiem który ciągle mnie upokarza, poniża, twierdzi że gdyby nie on to byłabym starą panną ( miałam 20 lat jak wyszłam za mąż , z miłości). kiedy ja prubuję porozmawiać to on odwraca kota ogonem, myślę że jest mu tak wygodnie. ja zajmuję się domem, robię wszystko by było normalnie ale chyba się nie da. to moje odchudzanie to też dla niego, by zobaczył że nie jestem takim "zerem, tłustą świnią z której wszyscy robią sobie jaja". czasami mam tak wszystkiego dość że popadam w depresję, moje poczucie własnej wartości jest równe zeru. tak bardzo chciałabym by moje życie było normalne , bym miała kochającego męża a nie tyrana. czy warto jeszcze walczyć o normalność?
16 września 2009, 11:09
być może że boję się zostać sama. a jeżeli naprawdę nikt nie zwróci na mnie uwagi? czasami myślę że nie jestem taka ostatnia, jestem wysoka, w miarę zgrabna no i buzię podobno mam ładną , ale tak myślę tylko wtedy gdy mam dobry humor, jak się pokłucimy to jastem tak zmieszana z błotem że myślę tylko negatywnie. drugą rzeczą jest fakt że jestem katoliczką , i jak to pogodzić z rozwodem? nie wyobrażam sobie bym mogła być sama, no i wszyscy i tak mnie by oskarżyli o rozpad małżeństwa bo to ja jestem ta zła. męża wszyscy uważają za wzór do naśladowania, nie raz słyszałam jakie to szczęście mnie spotkało. ja nikomu się nie skarżę, nasi wspólni znajomi nie wiedzą o naszych kłopotach. a może rzeczywiście sprawić by był o mnie zazdrosny? wyjśc do ludzi, iść do pracy i bardziej o siebie zadbać, jak idę ulicą to całkiem przystojni mężczyźni oglądają się za mną ( albo tak mi się wydaje). może mam jeszcze szansę na prawdziwą miłość, bez cierpienia.
- Dołączył: 2007-09-11
- Miasto: malutkowo
- Liczba postów: 5308
16 września 2009, 12:21
dziewczyno
zyjesz dla siebie i dzieci a nie dla kościoła i znajomych
powodzenia
16 września 2009, 12:43
A jak Twój teść traktuje teściową?
16 września 2009, 17:15
Glowa do gory , bedzie dobrze! Tylko uwierz w siebie!!!!!!!!!
17 września 2009, 08:36
jak niekogo nie znajdziesz to bedziesz sama szczesliwa i to jest lepsze niz tkwienie w związku w którym jest ci źle
- Dołączył: 2009-08-04
- Miasto: Olsztyn
- Liczba postów: 22
17 września 2009, 13:29
Agnes, przede wszystkim pomyśl chociaż przez chwilkę o sobie. Wiem, że to trudne kiedy ma się dzieci i męża, ale czasami trzeba się zatrzymać i zastanowić nad tym, czy jest się szczęśliwym człowiekiem? U mnie sytuacja była trochę inna, ponieważ miałam naprawdę wspaniałego męża... aż do momentu, w którym dowiedziałam się o zdradzie. To niby taki skok w bok tylko na początku miał być, ale doszło do telefonów nocnych, sms'ów w niedzielne poranki, itp. On odszedł w momencie, kiedy nie wyobrażałam sobie życia bez "tego jedynego". Na domiar złego nie pracowałam przez trzy lata, więc doszedł strach o to, jak zapewnić godne życie sobie i mojej córuni... Dużo by pisac o wylanych łzach, bezsennych nocach... Ostatecznie przyjaciółka namówiła mnie na terapię, żeby się pozbierać, bo przecież kobiety mają w sobie tyle siły. I miała rację :-) Przede wszystkim nie przejmuj się "co powiedzą inni", to nie ma znaczenia. Nie ma sytuacji, w której winna jest jedna strona, takie rzeczy trwają zazwyczaj długo i są udziałem obydwu stron. Ja na początku oczywiście o wszystko oskarżałam męża, bo to on zdradził. Prawda jest taka, że oddalaliśmy się od siebie przez prawie dwa lata. Nie będę pisać o szczegółach, to nie ma znaczenia, ale kiedy przyznałam, że to także ja jestem współwinna i znalazłam swoje błędy, to pogodziłam się z tą trudną sytuacją. Samej jest inaczej, ale wcale nie twierdzę, że gorzej. Nie czekam na księcia z bajki, nie modlę się o świętego, staram się cieszyć każdą chwilą, a najpiękniejsze jest to, ze moja Zuzka zauważyła tą zmianę - mamusiu, jak ty się często uśmiechasz :-) Jest nam dobrze, jest spokojnie, walka z codziennymi problemami trwa, ale są jeszcze dobrzy ludzie, którzy pomagają (na rodzinę liczyć nie mogę :-(). Przemyśl wszystko, zastanów się, czego Ty pragniesz. Ja trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że podejmiesz słuszną decyzję :*
17 września 2009, 13:34
Olga sorry, że pytam - nic nie podejrzewałaś? Jest z tą drugą szczęśliwy?
- Dołączył: 2009-08-04
- Miasto: Olsztyn
- Liczba postów: 22
17 września 2009, 13:47
Podejrzewałam, ale wtedy to już był związek z dorobkiem kilku miesięcy :( Czy jest szczęśliwy, tego nie wiem, nie pytam go o nic z tego "nowego" życia, rozmowy ograniczam do spraw naszej córci. Dla Niej to nadal tata, jedyny na świecie, musi go mieć i czuć, że jest najważniejsza. Reszta mnie zwyczajnie nie obchodzi.
- Dołączył: 2009-08-04
- Miasto: Olsztyn
- Liczba postów: 22
17 września 2009, 14:06
Wiem, że wątek dotyczy innej sprawy, ale może rozwiejecie moje wątpliwości w pewnej kwestii, której wciąż nie mogę rozstrzygnąć. Jesteśmy w separacji, chcę złożyć wniosek o rzowód, nie mam już zaufania do męża, więc powrót nie wchodzi w grę. mam jednak wątpliwości co do nazwiska - córcia ma jego nazwisko. Czy zatem wracać do swojego panieńskiego...? On nigdy nie zgodzi się na to, żeby Zuza miała moje nazwisko :(
17 września 2009, 14:17
Chyba niech tak zostanie jak jest. Moja bratowa została przy nazwisku męża, bo dzieciaki musiałyby się w szkole tłumaczyć, albo wiesz, takie ciekawskie spojrzenia, choć bez wypytywania - dlaczego mamusia ma inne niż Ty?
Edytowany przez mroowa49 17 września 2009, 14:17