Temat: Samotność w małżeństwie

Nie radzę sobie już z tym... Dzisiaj mam jakiś wyjątkowo okropny dzień! Mam ochotę się wygadać, wypłakać...
12 lat temu świat zawirował, bo poznałam Jego, po czterech latach wzięliśmy ślub. Byliśmy tacy szczęśliwi... Mamy dwójkę cudnych dzieci Totalnie nie rozumiem co się stało. 'Nagle' staliśmy się sobie tacy obojętni. Już nawet ze sobą nie sypiamy. nie ma między nami żadnej bliskości Usłyszałam nawet, że gdyby nie dzieci nie byłby już ze mną  To tak strasznie boli!! Chciałabym, zwinąć się w kłębek i schować przed całym światem... Czuję się okropnie Wiele razy próbowałam 'przegadać' temat, ale to nie przynosi żadnego skutku. Inaczej - przynosi, ale tylko na chwilkę. Wieczorem gadamy, rano przeprasza(bo niby przemyślał sprawę), a następnego dnia znowu wszystko wraca 'do normy'. Czuję się jak maszyna do wychowywania dzieci, sprzątania, gotowania, prania, prasowania itp.
Co ja robię źle?
Są tu jakieś inne żony, które czują się podobnie do mnie?
Pasek wagi
niestety nie mogę go załapać za reke czy z nienacka pocałować w policzek bo mnie odpycha;_((( chcem rozwodu i to jest postanowione bo on się nie zmieni jak to uczynić gdzie pojść jak on mi mówi że nie podpisze mi pozwu  mamy slub koorkondowy slub koscielny innaraz cywilny załuje że nie wziełam tylko cywilny jak mam się rozwiesć gdy on mowi że mi nie podpisze pomocy bo nie dam rady

Allizee napisał(a):

Przypomniała mi się pewna historia..Kiedy on wrócił do domu, ona przygotowywała kolację. Wziął ją za rękę, spojrzał w oczy i powiedział: Musimy porozmawiać. Usiadła i po cichu zaczęła jeść posiłek. Po raz kolejny w oczy rzucił mu się ten ból w jej oczach. Nie potrafił wycedzić z siebie ani jednego słowa. Ale w końcu musiał powiedzieć to, o czym tak długo myślał. Chciał rozwodu. W końcu to z siebie wyrzucił. Ku jego zdziwieniu ona nie rozpaczała, zamiast tego zapytała o powód. Starał się zmienić temat. To ją zdenerwowało. Chlusnęła w niego wodą ze szklanki i stwierdziła, że nie jest mężczyzną. Tamtej nocy w ogóle już ze sobą nie rozmawiali. Cały czas płakała. Wiedział, że ona chciała usłyszeć od niego co stało się z ich małżeństwem. Ale on nie chciał dać jej prawdziwego powodu a nic innego mu do głowy nie przychodziło. Straciła go na rzecz Joanny.  Już jej, po prostu nie kochał. Było mu jej żal - nic po za tym. W poczuciu winy, podpisał wcześniej przygotowany pozew rozwodowy, oddając jej dom, samochód i 30 % akcji w jego firmie. Rzuciła tylko na to okiem i podarła dokument. Osoba, która poświęciła mu 10 lat życia, stała się nagle zupełnie obca. Żal mu było jej straconego czasu, energii i poświęcenia, ale jego miłość do Joanny była zbyt duża, no i kości zostały rzucone. W końcu jej płacz zmienił się w rozpacz, nabrał na sile czego się spodziewał. Wtedy mu ulżyło. Pomysł rozwodu, który chodził za nim od tygodniu, ciążył niczym kamień, w końcu zaczął wydawać się rozsądnym i prawidłowym rozwiązaniem. Utwierdził się w tym rozwiązaniu. Następnego dnia, wrócił do domu bardzo późno, zobaczył ją piszącą coś przy stole. Nie chciało mu się przygotowywać kolacji, więc udał się prosto do łóżka. Sen zmógł go momentalnie, był tak wykończony niesamowitym dniem spędzonym z Joanną. Kiedy się obudził, zobaczył ją nadal przy stole, piszącą. Prawdę mówiąc nie obchodziło go to, więc obrócił się na drugi bok i usnąłem. Nad ranem przedstawiła mu swoje warunki rozwodowe: Nie chciała od niego niczego, ale potrzebowała miesiąca czasu, wtedy da mu rozwód. Poprosiła również, że podczas tego miesiąca oboje zrobią wszystko, żeby żyć ze sobą jak normalniej się tylko da. Jej powód był prosty: Ich syn miał egzaminy za miesiąc a ona nie chciała, żeby rozpad małżeństwa rodziców wpłynął na jego naukę i wyniki. To były warunki do zaakceptowania. Ale poprosiła go o jeszcze coś. Poprosiła go aby przypomniał sobie, jak przenosił ją przez próg sypialni w dniu ich ślubu. Poprosiła, aby każdego dnia w ciągu tego ostatniego miesiąca ich małżeństwa, niósł ją w ten sposób z ich sypialni aż pod drzwi wejściowe. Pomyślał, że jej odbiło. Ale chcąc doprowadzić do końca małżeństwa i rozpocząć życie z Joanną, zgodził się. On i Ona nie mieli żadnego kontaktu cielesnego od bardzo dawna. Nawet zwykły dotyk był im obcy. Więc kiedy, po raz pierwszy od dnia ich ślubu, wziął ją w ramiona i przenosił z sypialni pod drzwi wejściowe, obje czuli się nieswojo i niezdarnie. Ich syn wtórował całej sytuacji oklaskami. Patrzył na nich z uśmiechem i radością. Mężowi sprawiło to trochę bólu wewnątrz, wiedząc co się stanie za miesiąc. Trzymając ją tak w ramionach przeszedł 10 metrów, zatrzymując się przed drzwiami wejściowymi. Ona spojrzała na niego, zamknęła oczy i wyszeptała, abym nie mówił ich synowi o rozwodzie. Kiwnął głową, czując wewnątrz jakiś dziwny ból. Postawił ją na nogi, po czym pozwolił odejść na autobus, którym jechała do pracy. Sam pojechał do swojego biura. Drugiego dnia, poszło im o wiele łatwiej. Wyślizgnęła mu się na ręce, opierając się o klatkę piersiową. Zapach jej perfum momentalnie uderzył w jego nozdrza. Zdał sobie sprawę, że przez lata, wiele szczegółów umknęło mu, przestał patrzeć na nią jak na kobietę. Zauważył, że nie była już tak młoda. Jej twarz otaczały zmarszczki, włosy u podstawy posiwiały. Ich małżeństwo wyraźnie zaznaczyło swoje ślady na jej ciele. Przez moment, zaczął się zastanawiać, co takiego jej zrobił. Czwartego dnia, kiedy ją unosił, poczuł przez chwilę ten błysk intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną, niczym przed laty. Popatrzył na kobietę, która poświęciła mu 10 lat swojego życia. Szóstego dnia zaczął coraz bardziej komfortowo czuć się, mając jej ciało blisko siebie. Jakby zatracona intymność zaczęła powracać z otchłani zapomnienia. Nie powiedział o tym Joannie. Z każdym dniem, robił to z większą łatwością i swobodą. Być może była to jakaś forma ćwiczenia, przez co stawał się silniejszy fizycznie. Pewnego ranka, zobaczył ją, jak wybiera co na siebie włożyć. Wybierała z pośród wielu sukienek, ale nie mogła się zdecydować. W pewnym momencie westchnęła i powiedziała jakby do siebie: Wszystkie moje sukienki zrobiły się za duże. Zdał sobie sprawę, że strasznie straciła na wadze, dlatego z taką łatwością nosił ją każdego dnia. W końcu do niego dotarło. Nosiła w sobie tyle żalu, smutku i bólu. W tym momencie wszedł ich syn i powiedział: Tato, czas abyś zaniósł mamę do wyjścia. Dla niego widok ojca niosącego jego mamę do drzwi wyjściowych stał się nieodłącznym rytuałem dnia. Żona przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. Odwrócił głowę, bojąc się że jego emocje puszczą i zmieni decyzję. Wziął ją w ramiona i zszedł z nią te 10 metrów pod drzwi wyjściowe ich domu. Czuł jak jej dłoń opłata jego szyję. Trzymał ją w ramionach pewnie ale nie za mocno. Nagle poczuł jakby czas się cofnął o 10 lat. Ale jej wątła sylwetka zasmuciła go. Ostatniego dnia, kiedy trzymał ją w ramionach, poczuł jak każdy krok stawia z trudem. Ich syn już dawno był w szkole. Trzymając ją tak w ramionach, spojrzał na nią i powiedział, że zdziwiło go jak brak intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną wpływa na ich związek. Pojechał do biura. Wszystko działo się tak szybko. Wskoczył z samochodu, nawet go nie zamykając, nie chciał dopuścić do siebie żadnych wątpliwości. Wszedł na górę. Joanna otworzyła mu drzwi. Spojrzał jej głęboko w oczy i jakby wiedziała, co za chwile powie. Powiedział jej, że jest mu bardzo przykro, ale nie chce rozwodu. Spojrzała na niego, niczym porażona. Zamknęła przed nim drzwi i słyszał jak płacze... Zszedł na dół i odjechał. Po drodze zatrzymałem się w kwiaciarni i zamówił bukiet kwiatów dla jego żony. Sprzedawczyni zapytała mnie co ma widnieć na karteczce przy bukiecie? Uśmiechnął się i napisał: Będę Cię nosił w ramionach każdego ranka aż śmierć nas nie rozłączy". Tego dnia wrócił szybciej do domu, trzymając bukiet w dłoni. Był strasznie szczęśliwy, czuł uśmiech na jego twarzy. Wszystko nabrało zupełnie nowych, niesamowicie świeżych barw. Wbiegł po schodach na górę. Leżała na łóżku. Nie ruszała się. Była martwa. Jak się okazało, jego żona chorowała na raka od wielu miesięcy. Walczyła z tą straszną chorobą, przegrywała. Był tak zajęty, swoim życiem i Joanną, że tego nie zauważył. Wiedziała, że jej czas się kończy, dlatego sprawiła i swój ostatni dar. Chciała jemu oszczędzić reakcji syna, jego poczucia winy względem ojca i ich relacji w przyszłości .Wiedziała, że gdyby rozwód doszedł do skutku, ich syn znienawidziłby jego. Przynajmniej w oczach syna, nadal był kochającym ojcem... do samego końca.   Najdrobniejsze szczegóły naszego życia, te detale, są tym co jest najważniejsze w związku. Nie chodzi o posiadłość w której mieszkamy, samochody, domek letniskowy czy konto w banku. One mogą jedynie stworzyć warunki w których żyje się szczęśliwie, ale nie samo szczęście. Więc nigdy nie traćcie z zasięgu wzroku najprostszych gestów. Dotyku, intymności, wzajemności. To one wpływają na jakość naszych relacji.

Bardzo smutne, ale jakże piękne...
Łzy same płyną do oczu...
Pasek wagi

takasobieja100 napisał(a):

Gdybym znalazla prace odeszlabym...

Uwierz, że to nie ułatwia sprawy.
Pracuję, ale mimo to jakoś nie potrafię sobie wyobrazić życia z dwójką dzieci na własnym rozrachunku... Może jestem zwykłym tchórzem... A może jednak podświadomie chcę dać Mu kolejną szansę...

Pasek wagi
Dziewczyny
Chciałabym Wam wszystkim i każdej z osobna BARDZO podziękować za wszelkie rady. Nawet nie wiecie jak mi pomogłyście Jeszcze nie wiem co zrobię, ale przynajmniej zrobiło mi się lżej na sercu...
Jeszcze raz dziękuję
Pasek wagi
jak załatwić rozwód gdy on mówi że nie podpisze jak to zrobić piszcie prosze was

promyczek19811 napisał(a):

takasobieja100 napisał(a):

Gdybym znalazla prace odeszlabym...
Uwierz, że to nie ułatwia sprawy.Pracuję, ale mimo to jakoś nie potrafię sobie wyobrazić życia z dwójką dzieci na własnym rozrachunku... Może jestem zwykłym tchórzem... A może jednak podświadomie chcę dać Mu kolejną szansę...


Chce jednak wierzyc, ze ulatwia. Moze wtedy obudzilby sie i zorientowal, jak wiele stracil. Moze zaczalby sie starac, zeby nas odzyskac. a moze to tylko moje naiwne myslenie...
Tobie zycze powodzenia. I podejmij dobra decyzje. Sciskam

Julia47 napisał(a):

Hej, to może i ja się podzielę swoim doświadczeniem. Mam 31 lat, jestem 9 lat po ślubie, mamy dwóch synów (8 i 5 lat). Wiesz, za nami kilka poważnych kryzysów. Słowa, które padły z ust Twojego męża, padła dwukrotnie z moich (pod adresem męża). Więc było cieżko. Ale nauczona doświadczeniem już wiem, że trzeba walczyć i kiedy czasem wydaje się, że miłości nie ma, ona niespodziewanie pojawia się nie wiadomo skąd. U nas zawsze działają szczere rozmowy, na spokojnie, bez krzyków, choć często pełne łez. Związek wieloletni to po prostu sinusoida. Raz jest lepiej, raz gorzej, nie ma związków idealnych. Nawet Ci dziadkowie trzymający się za ręce, będący razem od kilkudziesięciu lat mają niejeden kryzys za sobą i takie myśli jak my, że to koniec, miłości nie ma itp. A wszyscy wokół myślą, że oni się tak "idealnie" kochają. Wszystko polega na tym, żeby się nie poddawać. Dopóki choć trochę Ci zależy, walcz, a skoro jest Ci źle, płaczesz, tzn że mąż nie jest Ci obojętny. To, że płaczesz, znaczy, że Ci zależy. Nie wiem, jaką taktykę obierzesz, niestety nie ma jednej recepty na kryzys, może terapia, może pokaż mężowi, że jesteś niezależna, może spędźcie trochę czasu sami bez dzieci. Sama znasz męża najlepiej. Ale na pewno najważniejsza jest szczera, długa rozmowa. To nic, że takie już były. Wiesz, ile ja mam takich za sobą? I ile razy myślałam, po co to, skoro znowu będzie źle? A potem zawsze jest dobrze. I mimo tych złych chwil wiem, że bardzo kocham męża, a on mnie. Ważne są też wspólne cele, marzenia. Może macie takie z mężem? Nie wiem, wychowanie dzieci na mądrych ludzi, urządzanie domu, podróże. A do tych wszystkich młodych, które boją się, jak to będzie, uświadomcie sobie, że wchodzenie w związek to zawsze ryzyko i nikogo kryzys nie ominie. Małżeństwo to ciężka rzecz, ale za to ile niesie za sobą wspaniałych chwil i jak to dobrze mieć obok człowieka, z którym idzie się przez życie i wspólnie przeżywa dobre i złe chwile? Niestety nie ma życia idealnego i zawsze jest coś za coś. Do małżeństwa też nie można podchodzić jak do kontraktu, że jak się nie uda to zrywamy. Tak naprawdę to jest ciężka praca i walka, żeby przezwyciężać kryzysy. Ale warto! Co do dzieci... uważam, że to sprawa indywidualna. Sceptycznie podchodzę do tego, że dzieci wolą rodziców osobno niż nieszczęśliwych. Ja zawsze podchodziłam do tego tak - skoro założyłam rodzinę to biorę na siebie odpowiedzialność i robię wszystko, żeby dzieci nie żyły w rozbitej rodzinie, bo nie wierzę, że dla małego dziecka to nie jest trauma. Ja wolałabym teraz udawać, że jest ok, niż zafundować dziecku tak traumatyczne przeżycie, że rodzice się rozchodzą. To tyle, mogłabym napisać o wiele więcej, ale i tak już się rozpisałam. W każdym razie do autorki: nie poddawaj się! Na pewno wszystko da się naprawić!

To są bardzo mądre słowa. Sama chciałabym żyć według takich zasad.. Dużo ludzi za szybko się poddaje - stąd tyle rozwodów. Nasi dziadkowie, pradziadkowie też przeżywali kryzysy, trudne chwile, ale nie rozwodzili się z takich powodów. Sama jestem dzieckiem z rozbitej rodziny - moi rodzice nigdy nie umieli sie dogadac, od malego pamietam strach, klotnie, latajace talerze itp. Ale byly tez dobre chwile. Nawet po latach malzenstwa mimo ze nie calowali sie na kazdym kroku i czesto sie klocili to bylo dla mnie lepsze ze sa ze mna w domu obydwoje niż jak jedno z nich odeszlo. Ja bylam w okresie dojrzewania gdy to sie stalo i bylo to dla mnie ogromna trauma - nie umialam sie w tym odnaleźć, zaczelam palic, pic i mialam inne nieprzyjemne sytuacje, o ktorych nie tu bede pisac. A co musi w takiej sytuacji przezywac dziecko - strach pomyslec. Dlatego ja uważam ze rozwód to nie jest rozwiazanie. Ten kto zdecydowal sie na malzenstwo i dzieci podjal pewne zobowiazania i powinien ponieść odpowiedzialność za to. Choćby zrezygnować z własnego szcześcia żeby zapewnić dzieciom normalne dzieciństwo. Mówi się, że dziecko widzi że jest między rodzicami źle i przeżywa to - tak to prawda, słyszy kłótnie, również się tym stresuje. Ale nieporówywalnie więszym stresem jest rozwód czy rozstanie. Jak już wspomniałam - piszę to z perspektywy dorosłej osoby z rozbitej rodziny. Wolałabym żeby moi rodzice żyli razem, choćby się nie kochali i kłócili a ich zwiazek był fikcją niż osobno.

Ja też mam poważny kryzys za sobą - kilka kryzysów... Nauczyłam się żyć swoim życiem... Kiedyś płakałam jak doszło do jakiejś kłótni --teraz przeżywam to tak samo - ale nie pokazuję mu, staram się przynajmniej. To chyba wszystko zależy od faceta z którym się jest... Obarcz go obowiązkami, udaj nieporadną... Może to pomoże. Zapytaj się siebie czy go kochasz - czy chcesz być z nim... Jeśli nie - to planuj swoje samodzielne życie, a jeśli kochasz to walcz - bo warto... Jeśli Cię nie zdradza - i nie zdradził to walcz, bo uwierz warto.... Są faceci, którzy nigdy nie zdradzają ( ja mam takie szczęście) bo wynieśli to z domu, ale jeśli zdradził, o zawsze będzie to robił.... przemyśl wszystko na spokojnie i pomyśl czego pragniesz i jak wiele możesz poświęcić...Powodzenia

Roxi18 napisał(a):

a ja jako dziecko rozowdników moge powiedzieć, że bardziej krzywdzisz dzieci, że jestes z ojcem niż, jakbyś go zostawiła... rodzice zmarnowali mi dzieciństwo i nigdy im tego nie zapomne. Ciagle w  głowie mam krzyki, kłotnie i "przepychanki". Nawet jeśli u Ciebie tak  nie jest to wiedz, że dziecko wyczuwa że się nie kochacie i jesteście sobie obcy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to boli, kiedy ogląda się rodziców i widzi jak bardzo nie chcą być razem... jak nie możesz nic zrobić by im pomóc..by zbliżyc do siebie... jak bardzo nie chcesz spędzać z nimi czasu, bo czujesz się jak w obcym miejscu... chcesz oglądać zakochanych rodziców...nosić im śniadanie do łóżka... ale nie możesz bo oni mimo, że mieszkają razem nie chcą wale już tego ciągnąć.. i tylko przez Ciebie to trwa.. bo kobieta boi się opuścić męza. Ja mimo smutku i nie wybaczalnego żalu do rodziców, dziękuje mamie, że zostawiła ojca. Było cięzko, cięzko było mi się w nowym towarzystwie zaadoptować, zmienić miejsce zamieszkania. Ciągle jest ciężko - w świeta i rózne rocznice musze decydować gdzie być, ale innego wyjścia nie było.Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób dla dzieci - kiedyś Ci podizękują...


miałam tak samo... nic na siłe się nie stworzy... a bycie ze sobą ze względu na dzieci to głupota bo i wy jesteście nieszczęśliwi i dzieci na tym ucierpią...

przykro mi naprawde:((
mój staż to 14 lat i wciąz szalejemy za soba, nie wiem jak Ci pomóc, gdzieś po drodze musiało się coś wydarzyć...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.