Temat: Samotność w małżeństwie

Nie radzę sobie już z tym... Dzisiaj mam jakiś wyjątkowo okropny dzień! Mam ochotę się wygadać, wypłakać...
12 lat temu świat zawirował, bo poznałam Jego, po czterech latach wzięliśmy ślub. Byliśmy tacy szczęśliwi... Mamy dwójkę cudnych dzieci Totalnie nie rozumiem co się stało. 'Nagle' staliśmy się sobie tacy obojętni. Już nawet ze sobą nie sypiamy. nie ma między nami żadnej bliskości Usłyszałam nawet, że gdyby nie dzieci nie byłby już ze mną  To tak strasznie boli!! Chciałabym, zwinąć się w kłębek i schować przed całym światem... Czuję się okropnie Wiele razy próbowałam 'przegadać' temat, ale to nie przynosi żadnego skutku. Inaczej - przynosi, ale tylko na chwilkę. Wieczorem gadamy, rano przeprasza(bo niby przemyślał sprawę), a następnego dnia znowu wszystko wraca 'do normy'. Czuję się jak maszyna do wychowywania dzieci, sprzątania, gotowania, prania, prasowania itp.
Co ja robię źle?
Są tu jakieś inne żony, które czują się podobnie do mnie?
Pasek wagi

Julia47 napisał(a):

Hej, to może i ja się podzielę swoim doświadczeniem. Mam 31 lat, jestem 9 lat po ślubie, mamy dwóch synów (8 i 5 lat). Wiesz, za nami kilka poważnych kryzysów. Słowa, które padły z ust Twojego męża, padła dwukrotnie z moich (pod adresem męża). Więc było cieżko. Ale nauczona doświadczeniem już wiem, że trzeba walczyć i kiedy czasem wydaje się, że miłości nie ma, ona niespodziewanie pojawia się nie wiadomo skąd. U nas zawsze działają szczere rozmowy, na spokojnie, bez krzyków, choć często pełne łez. Związek wieloletni to po prostu sinusoida. Raz jest lepiej, raz gorzej, nie ma związków idealnych. Nawet Ci dziadkowie trzymający się za ręce, będący razem od kilkudziesięciu lat mają niejeden kryzys za sobą i takie myśli jak my, że to koniec, miłości nie ma itp. A wszyscy wokół myślą, że oni się tak "idealnie" kochają. Wszystko polega na tym, żeby się nie poddawać. Dopóki choć trochę Ci zależy, walcz, a skoro jest Ci źle, płaczesz, tzn że mąż nie jest Ci obojętny. To, że płaczesz, znaczy, że Ci zależy. Nie wiem, jaką taktykę obierzesz, niestety nie ma jednej recepty na kryzys, może terapia, może pokaż mężowi, że jesteś niezależna, może spędźcie trochę czasu sami bez dzieci. Sama znasz męża najlepiej. Ale na pewno najważniejsza jest szczera, długa rozmowa. To nic, że takie już były. Wiesz, ile ja mam takich za sobą? I ile razy myślałam, po co to, skoro znowu będzie źle? A potem zawsze jest dobrze. I mimo tych złych chwil wiem, że bardzo kocham męża, a on mnie. Ważne są też wspólne cele, marzenia. Może macie takie z mężem? Nie wiem, wychowanie dzieci na mądrych ludzi, urządzanie domu, podróże. A do tych wszystkich młodych, które boją się, jak to będzie, uświadomcie sobie, że wchodzenie w związek to zawsze ryzyko i nikogo kryzys nie ominie. Małżeństwo to ciężka rzecz, ale za to ile niesie za sobą wspaniałych chwil i jak to dobrze mieć obok człowieka, z którym idzie się przez życie i wspólnie przeżywa dobre i złe chwile? Niestety nie ma życia idealnego i zawsze jest coś za coś. Do małżeństwa też nie można podchodzić jak do kontraktu, że jak się nie uda to zrywamy. Tak naprawdę to jest ciężka praca i walka, żeby przezwyciężać kryzysy. Ale warto! Co do dzieci... uważam, że to sprawa indywidualna. Sceptycznie podchodzę do tego, że dzieci wolą rodziców osobno niż nieszczęśliwych. Ja zawsze podchodziłam do tego tak - skoro założyłam rodzinę to biorę na siebie odpowiedzialność i robię wszystko, żeby dzieci nie żyły w rozbitej rodzinie, bo nie wierzę, że dla małego dziecka to nie jest trauma. Ja wolałabym teraz udawać, że jest ok, niż zafundować dziecku tak traumatyczne przeżycie, że rodzice się rozchodzą. To tyle, mogłabym napisać o wiele więcej, ale i tak już się rozpisałam. W każdym razie do autorki: nie poddawaj się! Na pewno wszystko da się naprawić!


:) Ładna, sensowna wypowiedź. Jestem za.

Eh niestety ale taka prawda, iz zycie razem czesto zmienia sie po slubie. Wyszlam za maz w wieku 22 lat po 2 latach znajmosci. W lipcu minią 3 lata po slubie. Niestety rowniez i mnie dopadlo to co i Was.Jakies 1,5 roku po slubie zaczelo sie wszystko walic jak grom, zaczelismy sie klocic, sprzeczac o wszystko,on tylko zajety praca, niby wszystko robil,, dla mnie''a tak na prawde nie poswiecal mi uwagi, siedzielismy razem po 2 lat po 24 h na dobe razem, czesto nawet nie rozmawiajac.Nie kochalismy sie nawet po 3-4 miesiace. Czulam, ze jestesmy sobie obcy.Padly nawet slowa rozwodu,wyzywanie sie, pakowanie....bylam gotowa na wszystko. W koncu przeprowadzilismy szczera rozmowe, co nas boli, dlaczego tak sie dzieje, dalismy sobie czas 3 miesiace na poprawe.Minal rok od tamtego czasu.Na szczescie oboje chcielismy to naprawic i sie zmienic.Nikt nie byl bez winy.Jest lepiej niz za czasow narzeczenstwa.Moze to zle ale jesli cos powie mi przykrego to uswiadamiam mu ,ze mnie to zabolalo lub nie podoba mi sie to lub tamto,czasem poplacze :)

Autorko!! zycze Ci z calego serducha duzo cierpliwosci.Nie jestes sama!!Jest nas wiecej

Niestety, ale coraz więcej małżeństw tak wygląda. Jeśli on nie chce z Tobą współpracować, to wątpię, że da się to naprawić. Ja niestety miałam męża, który nie chciał ze mną współpracować i złożyłam pozew... Jeśli mąż mówi Ci, że jest z Tobą tylko przez wzgląd na dzieci, to bardzo Ci współczuję.

Julia47 - brawo, choć pamiętajmy, że nie zawsze udaje się odnieść sukces jak w Twoim przypadku, choć w obecnym związku odnoszę podobne sukcesy do Twoich, ale momentami bywało (i będzie na pewno) naprawdę ciężko :-)

arsenka napisał(a):

monia2022 napisał(a):

arsenka latwopowiedziec, zeby wciagnac meza do zycia rodzinnego, ale co jesli np taki mezczyzna nie ma ochoty tobie pomagac, nie ma ochoty nigdzie  ztoba jechac czy isc, a ty boisz sie i nie masz odwagi by porzucic dotychczasowe zycie i odejsc tym bardziej, ze masz jeszcze dzieci, ktore bardzo potrzebuja was obu
trzeba próbowac.. na wszelkie sposoby... ja naprawdę miałam poważny kryzys w związku i naszczęscie udało się go przezwyciężyc ...ale tego faktycznie muszą chciec obie strony ..ale jeśli są dzieci to i tak tkwienie w toksycznym ziwązku ich nie uszczęśliwia bo dzieci czują nasze emocje... no chyba że robi się dobrą minę do zlej gry..ale jak jest napięcie między rodzicami dzieci to wyczują... [/quot

jedna kwestia ze dzieci potrzebuja obojga rodziców a druga tata ze w dzisiejszych czasach matka samotna z dwójka dzieci ma przesrane!!!!!! dobrze jak masz rodziców którzy ci pmoga a jak nie? wiesz ile jest kobiet na tym swiecie z dziecmi które tkwia w zwiazkach których nie chca ale jak sie maja urztymac z dziecmi jak np wczesniej nie pracowały swiat jest okrutny zycie kobiet z dziecmi ciezkie

promyczek19811 napisał(a):

Julia47 napisał(a):

Hej, to może i ja się podzielę swoim doświadczeniem. Mam 31 lat, jestem 9 lat po ślubie, mamy dwóch synów (8 i 5 lat). Wiesz, za nami kilka poważnych kryzysów. Słowa, które padły z ust Twojego męża, padła dwukrotnie z moich (pod adresem męża). Więc było cieżko. Ale nauczona doświadczeniem już wiem, że trzeba walczyć i kiedy czasem wydaje się, że miłości nie ma, ona niespodziewanie pojawia się nie wiadomo skąd. U nas zawsze działają szczere rozmowy, na spokojnie, bez krzyków, choć często pełne łez. Związek wieloletni to po prostu sinusoida. Raz jest lepiej, raz gorzej, nie ma związków idealnych. Nawet Ci dziadkowie trzymający się za ręce, będący razem od kilkudziesięciu lat mają niejeden kryzys za sobą i takie myśli jak my, że to koniec, miłości nie ma itp. A wszyscy wokół myślą, że oni się tak "idealnie" kochają. Wszystko polega na tym, żeby się nie poddawać. Dopóki choć trochę Ci zależy, walcz, a skoro jest Ci źle, płaczesz, tzn że mąż nie jest Ci obojętny. To, że płaczesz, znaczy, że Ci zależy. Nie wiem, jaką taktykę obierzesz, niestety nie ma jednej recepty na kryzys, może terapia, może pokaż mężowi, że jesteś niezależna, może spędźcie trochę czasu sami bez dzieci. Sama znasz męża najlepiej. Ale na pewno najważniejsza jest szczera, długa rozmowa. To nic, że takie już były. Wiesz, ile ja mam takich za sobą? I ile razy myślałam, po co to, skoro znowu będzie źle? A potem zawsze jest dobrze. I mimo tych złych chwil wiem, że bardzo kocham męża, a on mnie. Ważne są też wspólne cele, marzenia. Może macie takie z mężem? Nie wiem, wychowanie dzieci na mądrych ludzi, urządzanie domu, podróże. A do tych wszystkich młodych, które boją się, jak to będzie, uświadomcie sobie, że wchodzenie w związek to zawsze ryzyko i nikogo kryzys nie ominie. Małżeństwo to ciężka rzecz, ale za to ile niesie za sobą wspaniałych chwil i jak to dobrze mieć obok człowieka, z którym idzie się przez życie i wspólnie przeżywa dobre i złe chwile? Niestety nie ma życia idealnego i zawsze jest coś za coś. Do małżeństwa też nie można podchodzić jak do kontraktu, że jak się nie uda to zrywamy. Tak naprawdę to jest ciężka praca i walka, żeby przezwyciężać kryzysy. Ale warto! Co do dzieci... uważam, że to sprawa indywidualna. Sceptycznie podchodzę do tego, że dzieci wolą rodziców osobno niż nieszczęśliwych. Ja zawsze podchodziłam do tego tak - skoro założyłam rodzinę to biorę na siebie odpowiedzialność i robię wszystko, żeby dzieci nie żyły w rozbitej rodzinie, bo nie wierzę, że dla małego dziecka to nie jest trauma. Ja wolałabym teraz udawać, że jest ok, niż zafundować dziecku tak traumatyczne przeżycie, że rodzice się rozchodzą. To tyle, mogłabym napisać o wiele więcej, ale i tak już się rozpisałam. W każdym razie do autorki: nie poddawaj się! Na pewno wszystko da się naprawić!
Dziękuję Ci za ten post

a mój maz mówi ze jestesmy bardzo dobrym małzenstwem chociaz mamy za soba kilka powaznych kryzysów i dlatego własnie uwaza nas za dobre małzenstwo bo jak mówi nie jedna para by sie rozeszła zrezygnowała z miłosci a my wciaz razem ciagniemy ten wóz! nie ma co równac małzenstw z dziecmi a tych bez dzieci wtedy sytułacja jest o niebo prostsza 
Przypomniała mi się pewna historia..

Kiedy on wrócił do domu, ona przygotowywała kolację. Wziął ją za rękę, spojrzał w oczy i powiedział: Musimy porozmawiać. Usiadła i po cichu zaczęła jeść posiłek. Po raz kolejny w oczy rzucił mu się ten ból w jej oczach. Nie potrafił wycedzić z siebie ani jednego słowa. Ale w końcu musiał powiedzieć to, o czym tak długo myślał. Chciał rozwodu. W końcu to z siebie wyrzucił. Ku jego zdziwieniu ona nie rozpaczała, zamiast tego zapytała o powód.

Starał się zmienić temat. To ją zdenerwowało. Chlusnęła w niego wodą ze szklanki i stwierdziła, że nie jest mężczyzną. Tamtej nocy w ogóle już ze sobą nie rozmawiali. Cały czas płakała. Wiedział, że ona chciała usłyszeć od niego co stało się z ich małżeństwem. Ale on nie chciał dać jej prawdziwego powodu a nic innego mu do głowy nie przychodziło. Straciła go na rzecz Joanny.  Już jej, po prostu nie kochał. Było mu jej żal - nic po za tym.

W poczuciu winy, podpisał wcześniej przygotowany pozew rozwodowy, oddając jej dom, samochód i 30 % akcji w jego firmie. Rzuciła tylko na to okiem i podarła dokument. Osoba, która poświęciła mu 10 lat życia, stała się nagle zupełnie obca. Żal mu było jej straconego czasu, energii i poświęcenia, ale jego miłość do Joanny była zbyt duża, no i kości zostały rzucone. W końcu jej płacz zmienił się w rozpacz, nabrał na sile czego się spodziewał. Wtedy mu ulżyło. Pomysł rozwodu, który chodził za nim od tygodniu, ciążył niczym kamień, w końcu zaczął wydawać się rozsądnym i prawidłowym rozwiązaniem. Utwierdził się w tym rozwiązaniu.

Następnego dnia, wrócił do domu bardzo późno, zobaczył ją piszącą coś przy stole. Nie chciało mu się przygotowywać kolacji, więc udał się prosto do łóżka. Sen zmógł go momentalnie, był tak wykończony niesamowitym dniem spędzonym z Joanną. Kiedy się obudził, zobaczył ją nadal przy stole, piszącą. Prawdę mówiąc nie obchodziło go to, więc obrócił się na drugi bok i usnąłem.

Nad ranem przedstawiła mu swoje warunki rozwodowe: Nie chciała od niego niczego, ale potrzebowała miesiąca czasu, wtedy da mu rozwód. Poprosiła również, że podczas tego miesiąca oboje zrobią wszystko, żeby żyć ze sobą jak normalniej się tylko da. Jej powód był prosty: Ich syn miał egzaminy za miesiąc a ona nie chciała, żeby rozpad małżeństwa rodziców wpłynął na jego naukę i wyniki.

To były warunki do zaakceptowania. Ale poprosiła go o jeszcze coś. Poprosiła go aby przypomniał sobie, jak przenosił ją przez próg sypialni w dniu ich ślubu. Poprosiła, aby każdego dnia w ciągu tego ostatniego miesiąca ich małżeństwa, niósł ją w ten sposób z ich sypialni aż pod drzwi wejściowe. Pomyślał, że jej odbiło. Ale chcąc doprowadzić do końca małżeństwa i rozpocząć życie z Joanną, zgodził się.

On i Ona nie mieli żadnego kontaktu cielesnego od bardzo dawna. Nawet zwykły dotyk był im obcy. Więc kiedy, po raz pierwszy od dnia ich ślubu, wziął ją w ramiona i przenosił z sypialni pod drzwi wejściowe, obje czuli się nieswojo i niezdarnie. Ich syn wtórował całej sytuacji oklaskami. Patrzył na nich z uśmiechem i radością. Mężowi sprawiło to trochę bólu wewnątrz, wiedząc co się stanie za miesiąc. Trzymając ją tak w ramionach przeszedł 10 metrów, zatrzymując się przed drzwiami wejściowymi. Ona spojrzała na niego, zamknęła oczy i wyszeptała, abym nie mówił ich synowi o rozwodzie. Kiwnął głową, czując wewnątrz jakiś dziwny ból. Postawił ją na nogi, po czym pozwolił odejść na autobus, którym jechała do pracy. Sam pojechał do swojego biura.

Drugiego dnia, poszło im o wiele łatwiej. Wyślizgnęła mu się na ręce, opierając się o klatkę piersiową. Zapach jej perfum momentalnie uderzył w jego nozdrza. Zdał sobie sprawę, że przez lata, wiele szczegółów umknęło mu, przestał patrzeć na nią jak na kobietę. Zauważył, że nie była już tak młoda. Jej twarz otaczały zmarszczki, włosy u podstawy posiwiały. Ich małżeństwo wyraźnie zaznaczyło swoje ślady na jej ciele. Przez moment, zaczął się zastanawiać, co takiego jej zrobił.

Czwartego dnia, kiedy ją unosił, poczuł przez chwilę ten błysk intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną, niczym przed laty. Popatrzył na kobietę, która poświęciła mu 10 lat swojego życia. Szóstego dnia zaczął coraz bardziej komfortowo czuć się, mając jej ciało blisko siebie. Jakby zatracona intymność zaczęła powracać z otchłani zapomnienia. Nie powiedział o tym Joannie. Z każdym dniem, robił to z większą łatwością i swobodą. Być może była to jakaś forma ćwiczenia, przez co stawał się silniejszy fizycznie.

Pewnego ranka, zobaczył ją, jak wybiera co na siebie włożyć. Wybierała z pośród wielu sukienek, ale nie mogła się zdecydować. W pewnym momencie westchnęła i powiedziała jakby do siebie: Wszystkie moje sukienki zrobiły się za duże. Zdał sobie sprawę, że strasznie straciła na wadze, dlatego z taką łatwością nosił ją każdego dnia. W końcu do niego dotarło. Nosiła w sobie tyle żalu, smutku i bólu.

W tym momencie wszedł ich syn i powiedział: Tato, czas abyś zaniósł mamę do wyjścia. Dla niego widok ojca niosącego jego mamę do drzwi wyjściowych stał się nieodłącznym rytuałem dnia. Żona przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. Odwrócił głowę, bojąc się że jego emocje puszczą i zmieni decyzję. Wziął ją w ramiona i zszedł z nią te 10 metrów pod drzwi wyjściowe ich domu. Czuł jak jej dłoń opłata jego szyję. Trzymał ją w ramionach pewnie ale nie za mocno. Nagle poczuł jakby czas się cofnął o 10 lat.

Ale jej wątła sylwetka zasmuciła go. Ostatniego dnia, kiedy trzymał ją w ramionach, poczuł jak każdy krok stawia z trudem. Ich syn już dawno był w szkole. Trzymając ją tak w ramionach, spojrzał na nią i powiedział, że zdziwiło go jak brak intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną wpływa na ich związek. Pojechał do biura. Wszystko działo się tak szybko. Wskoczył z samochodu, nawet go nie zamykając, nie chciał dopuścić do siebie żadnych wątpliwości. Wszedł na górę. Joanna otworzyła mu drzwi. Spojrzał jej głęboko w oczy i jakby wiedziała, co za chwile powie. Powiedział jej, że jest mu bardzo przykro, ale nie chce rozwodu. Spojrzała na niego, niczym porażona. Zamknęła przed nim drzwi i słyszał jak płacze... Zszedł na dół i odjechał. Po drodze zatrzymałem się w kwiaciarni i zamówił bukiet kwiatów dla jego żony. Sprzedawczyni zapytała mnie co ma widnieć na karteczce przy bukiecie? Uśmiechnął się i napisał: Będę Cię nosił w ramionach każdego ranka aż śmierć nas nie rozłączy".

Tego dnia wrócił szybciej do domu, trzymając bukiet w dłoni. Był strasznie szczęśliwy, czuł uśmiech na jego twarzy. Wszystko nabrało zupełnie nowych, niesamowicie świeżych barw. Wbiegł po schodach na górę. Leżała na łóżku. Nie ruszała się. Była martwa. Jak się okazało, jego żona chorowała na raka od wielu miesięcy. Walczyła z tą straszną chorobą, przegrywała. Był tak zajęty, swoim życiem i Joanną, że tego nie zauważył. Wiedziała, że jej czas się kończy, dlatego sprawiła i swój ostatni dar. Chciała jemu oszczędzić reakcji syna, jego poczucia winy względem ojca i ich relacji w przyszłości .Wiedziała, że gdyby rozwód doszedł do skutku, ich syn znienawidziłby jego. Przynajmniej w oczach syna, nadal był kochającym ojcem... do samego końca.

 

Najdrobniejsze szczegóły naszego życia, te detale, są tym co jest najważniejsze w związku. Nie chodzi o posiadłość w której mieszkamy, samochody, domek letniskowy czy konto w banku. One mogą jedynie stworzyć warunki w których żyje się szczęśliwie, ale nie samo szczęście. Więc nigdy nie traćcie z zasięgu wzroku najprostszych gestów. Dotyku, intymności, wzajemności. To one wpływają na jakość naszych relacji.

promyczek19811 napisał(a):

Nie radzę sobie już z tym... Dzisiaj mam jakiś wyjątkowo okropny dzień! Mam ochotę się wygadać, wypłakać...12 lat temu świat zawirował, bo poznałam Jego, po czterech latach wzięliśmy ślub. Byliśmy tacy szczęśliwi... Mamy dwójkę cudnych dzieci Totalnie nie rozumiem co się stało. 'Nagle' staliśmy się sobie tacy obojętni. Już nawet ze sobą nie sypiamy. nie ma między nami żadnej bliskości Usłyszałam nawet, że gdyby nie dzieci nie byłby już ze mną  To tak strasznie boli!! Chciałabym, zwinąć się w kłębek i schować przed całym światem... Czuję się okropnie Wiele razy próbowałam 'przegadać' temat, ale to nie przynosi żadnego skutku. Inaczej - przynosi, ale tylko na chwilkę. Wieczorem gadamy, rano przeprasza(bo niby przemyślał sprawę), a następnego dnia znowu wszystko wraca 'do normy'. Czuję się jak maszyna do wychowywania dzieci, sprzątania, gotowania, prania, prasowania itp. Co ja robię źle? Są tu jakieś inne żony, które czują się podobnie do mnie?


Jakbym czytala o sobie...
Najgorsze, ze ja juz nie mam sily, placze prawie codziennie, klócimy sie z byle powodu, on mnie nie slucha, nie slyszy, nie wiem... cos mówie, po czym za godzine on wmawia mi, ze ja tego nie mówilam... nie potrafi przyznac, ze nie slyszal/nie sluchal, tylko mi wpiera, ze ja nic nie mówilam.
Ja juz sobie nie radze. Wiem, ze on jest winny wszystkich moich problemów. Jedyne, co utrzymuje mnie przy zyciu, to dzieci. A przy nim... brak pracy. Gdybym znalazla prace odeszlabym...
wyjedzcie gdzies, spedzcie troche czasu razem , zróbcie cos razem itd, 

Roxi18 napisał(a):

a ja jako dziecko rozowdników moge powiedzieć, że bardziej krzywdzisz dzieci, że jestes z ojcem niż, jakbyś go zostawiła... rodzice zmarnowali mi dzieciństwo i nigdy im tego nie zapomne. Ciagle w  głowie mam krzyki, kłotnie i "przepychanki". Nawet jeśli u Ciebie tak  nie jest to wiedz, że dziecko wyczuwa że się nie kochacie i jesteście sobie obcy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to boli, kiedy ogląda się rodziców i widzi jak bardzo nie chcą być razem... jak nie możesz nic zrobić by im pomóc..by zbliżyc do siebie... jak bardzo nie chcesz spędzać z nimi czasu, bo czujesz się jak w obcym miejscu... chcesz oglądać zakochanych rodziców...nosić im śniadanie do łóżka... ale nie możesz bo oni mimo, że mieszkają razem nie chcą wale już tego ciągnąć.. i tylko przez Ciebie to trwa.. bo kobieta boi się opuścić męza. Ja mimo smutku i nie wybaczalnego żalu do rodziców, dziękuje mamie, że zostawiła ojca. Było cięzko, cięzko było mi się w nowym towarzystwie zaadoptować, zmienić miejsce zamieszkania. Ciągle jest ciężko - w świeta i rózne rocznice musze decydować gdzie być, ale innego wyjścia nie było.Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób dla dzieci - kiedyś Ci podizękują...

Dziękuję Ci bardzo za to co napisałaś, chyba potrzebowałam to właśnie usłyszeć.... W lutym się rozwiodłam po 11 latach małżeństwa mam 8 letniego syna i cały czas zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam...czy nie skrzywdziłam dziecko, a po Twoich słowach utwierdziłam się w przekonaniu, że to było bardzo rozsądne wyjście...
Do autorki wątku ja walczyłam o małżeństwo jakieś 4 lata, wiem, że nie było warto u Ciebie moze być inaczej, może porozmawiaj z mężem o terapii o tym co dzieje się w Waszym małżeństwie.... Trzymam kciuki za Ciebie
Pasek wagi
powiem wam ze jak byłam w gimnazjum to 3/4 dzieci było z rozpadniętych rodzin i niestety zjawisko rozwodów sie nasila

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.