- Dołączył: 2012-01-05
- Miasto: Midleton
- Liczba postów: 150
3 czerwca 2012, 16:44
Nie radzę sobie już z tym... Dzisiaj mam jakiś wyjątkowo okropny dzień! Mam ochotę się wygadać, wypłakać...
12 lat temu świat zawirował, bo poznałam Jego, po czterech latach wzięliśmy ślub. Byliśmy tacy szczęśliwi... Mamy dwójkę cudnych dzieci
Totalnie nie rozumiem co się stało. 'Nagle' staliśmy się sobie tacy obojętni. Już nawet ze sobą nie sypiamy. nie ma między nami żadnej bliskości
Usłyszałam nawet, że gdyby nie dzieci nie byłby już ze mną
To tak strasznie boli!! Chciałabym, zwinąć się w kłębek i schować przed całym światem... Czuję się okropnie
Wiele razy próbowałam 'przegadać' temat, ale to nie przynosi żadnego skutku. Inaczej - przynosi, ale tylko na chwilkę. Wieczorem gadamy, rano przeprasza(bo niby przemyślał sprawę), a następnego dnia znowu wszystko wraca 'do normy'. Czuję się jak maszyna do wychowywania dzieci, sprzątania, gotowania, prania, prasowania itp.
Co ja robię źle?
Są tu jakieś inne żony, które czują się podobnie do mnie?
- Dołączył: 2012-01-26
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 8496
3 czerwca 2012, 18:06
Aj no wiem dziewczyny, że to nie jest przesądzone że mój związek się nie uda.
Ale tak dużo par otacza mnie, które się rozwiodły albo są w separacji że mam jakieś takie dołujące myśli na temat małżeństwa.
Ja życzę Promyczkowi, żeby się życie do Ciebie uśmiechnęło! Pamiętaj, że masz cudowne dzieci i kochają Cię nad życie, jak Ty je :)
- Dołączył: 2011-06-10
- Miasto: Opole
- Liczba postów: 3557
3 czerwca 2012, 18:06
A ja to bym pierwsze co to zadbała o siebie,nowa fryzura,nowy ciuch,wyjśc z koleżankami do kina,kawiarni i pokazac mu że masz swoje życie towarzyskie i że jest ci fajnie. Może faktycznie weź małego i wyjedź na kilka dni. Może on ciebie widzi jako kurę domową,tylko gotowanie sprzątanie i tak w kółko...pokaż że jesteś kobietą a nie tylko matką i żoną,może coś się zmieni między wami gdy zobaczy że radzisz sobie bez niego,że jesteś niezależna,zabdana babka itp.Może od nowa zaiskrzy.Trzymam kciuki
- Dołączył: 2007-08-28
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 12398
3 czerwca 2012, 18:08
Bardzo mi przykro, ze tak to wszystko sie potoczylo...:( niestety chyba nie pozostaje Ci nic innego ponownie porozmawiac z mezem na spokojnie i spytac jak widzi Wasz zwiazek i czy mu pasuje taka wegetacja...bo nie wierze, ze jemsu jest tak dobrze...Musicie podjac jakas decyzje, moze nie od razu rozstanie ale jakiekolwiek kroki by unormowac sytuacje. Moze wlasnie poradnia gdyby sie zgodzil choc podejrzewam, ze to nie bedzie latwa sprawa go przekonac, po drugie kwestia bardzo istotna to to, ze powiedzial, ze jest z Toba jakby glownie ze wzgledu na dzieci...jesli nie ma juz milosci to chyba nie ma czego ratować:( W kazdym razie mam nadzieje, ze jakos sie wszystko ulozy bo przykro czytac takie historie.
3 czerwca 2012, 18:09
Jaki zawód wykonuje Twój mąż? A czy Ty pracujesz?
no i najgorsze pytanie:a może on ma kochankę?
3 czerwca 2012, 18:17
Luscious napisał(a):
Spróbuj zaaranżować jakąś romantyczną kolację, wywal dzieciaki do babci czy coś, zbliż się do niego, zadbaj o siebie mocniej niż zawsze, zwróć jego uwagę:) Bo faceci patrzą na kobiety tak "powinna mnie przyciągnąć wyglądem i zatrzymać charakterem".
Kurde, niby racja ale czasami tak mnie wkurza takie gadanie.. Kobieta musi robić wszystko, starać się dla faceta, podniecać, prac, gotować, myśleć jak mu umilać czas, jak go zatrzymać, itp. a facet to co??!! jemu ewentualnie może się podobać jak się kobieta dla niego stara i męczy albo może mu się nie spodobać i kopnąć ją w dupę!! Dlaczego tylko ona ma się starać do ciężkiej cholery? Czy ona go zaciągnęła do ołtarza i obiecała mu tam że nieba mu przychyli a on się ewentualnie z łaską na to zgodził?? Czy też przysięgał i ślubował?? Jemu też powinno zależeć równie mocno co jej i też powinien się starać! Dlaczego on nie myśli o dzieciach? Dlaczego on nie chce się dla nich strać tylko myśli o własnej dupie i o własnej przyjemności?? W takiej sytuacji też przestało by mi zależeć i nie zarzynałabym się żeby dogodzić komuś kto ma mnie i dzieci głęboko gdzieś!! Nie warto.. Takie jest moje subiektywne zdanie!
3 czerwca 2012, 18:17
Przykro mi Droga Autorko tematu...
Naprawdę... Aż się przeraziłam, że w moim związku też się tak kiedyś może zadziać. Szczególnie, że związek moich rodziców jest totalnym dnem . Nie rozwiedli się ze sobą z wygody, albo ze strachu. Nie wiem. Nienawidzą się, ciągle się kłócą... Zmarnowali mi dzieciństwo i teraz marnują je mojej młodszej siostrzyczce. Uwierz mi... Dla Twoich pociech rozwód będzie lepszy niż to, żebyś została z tym swoim mężem...Bo w ten sposób przekazujesz im krzywe wzorce.
Trzymaj się i życzę Ci dużo siły :*
- Dołączył: 2012-01-05
- Miasto: Midleton
- Liczba postów: 150
3 czerwca 2012, 18:20
Aspenn napisał(a):
A ja to bym pierwsze co to zadbała o siebie,nowa fryzura,nowy ciuch,wyjśc z koleżankami do kina,kawiarni i pokazac mu że masz swoje życie towarzyskie i że jest ci fajnie. Może faktycznie weź małego i wyjedź na kilka dni. Może on ciebie widzi jako kurę domową,tylko gotowanie sprzątanie i tak w kółko...pokaż że jesteś kobietą a nie tylko matką i żoną,może coś się zmieni między wami gdy zobaczy że radzisz sobie bez niego,że jesteś niezależna,zabdana babka itp.Może od nowa zaiskrzy.Trzymam kciuki
Dbam o siebie od kilku miesięcy. Zrzuciłam całą masę zbędnych kilogramów. Zaczęłam chodzić do kosmetyczki. Wychodzę na siłownię, jeżdżę w domu na rowerku stacjonarnym. Ubieram się inaczej- teraz częściej chodzę w sukienkach niż spodniach). Pokupowałam sobie całą masę nowej, sexownej bielizny, koszulek nocnych... Stosunkowo często wychodzę z którąś z koleżanek na jakąś kawę lub zwyczajnie wybywam z domu. Maluję regularnie paznokcie(kiedyś uwielbiał jak miałam kolor na pazurkach, teraz nawet tego nie zauważa). Zapuszczam włosy. Nie wiem jak jeszcze miałabym się uatrakcyjnić?
Wiecie co? To nie pierwszy kryzys. Po urodzeniu syna mieliśmy już jeden całkiem poważny, ale jak wypowiedzieliśmy na głos słowo 'rozwód' to od nowa zaczęło się układać. Poukładało się do tego stopnia, że 'dorobiliśmy' się jeszcze cudownej córeczki. Maleńka ma już prawie 1,5 roku. Wcześniej jednak było tak, że kryzys, kryzysem ale mimo wszystko dawaliśmy się ponieść instynktom od czasu do czasu. Teraz nic... Zupełnie nic... Nawet zapytałam Go czy nie ma kogoś na boku, bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że nie potrzebuje sexu... Ja bez względu na wszystko chciałabym żeby do 'czegoś' doszło... Mam 30lat i wciąż 'te' potrzeby nie umarły...
Wczoraj wyczytałam gdzieś, że brak namiętności to brak miłości, więc pewnie tak właśnie jest... To strasznie boli...
- Dołączył: 2007-09-11
- Miasto: Den Haag
- Liczba postów: 731
3 czerwca 2012, 18:22
doskonale cię rozumiem mam 25 lat i rok jestem po rozwodzie dusiłam sie w tym związku ,nie jest to łatwa droga ale przynajmniej jestem szczesliwa i nie toczę wiecznej wojny z moim mężem tylko że ja nie mam dzieci i było mi łatwiej ....
- Dołączył: 2008-03-27
- Miasto: Bielsko-Biała
- Liczba postów: 183
3 czerwca 2012, 18:24
Hej, to może i ja się podzielę swoim doświadczeniem. Mam 31 lat, jestem 9 lat po ślubie, mamy dwóch synów (8 i 5 lat). Wiesz, za nami kilka poważnych kryzysów. Słowa, które padły z ust Twojego męża, padła dwukrotnie z moich (pod adresem męża). Więc było cieżko. Ale nauczona doświadczeniem już wiem, że trzeba walczyć i kiedy czasem wydaje się, że miłości nie ma, ona niespodziewanie pojawia się nie wiadomo skąd. U nas zawsze działają szczere rozmowy, na spokojnie, bez krzyków, choć często pełne łez. Związek wieloletni to po prostu sinusoida. Raz jest lepiej, raz gorzej, nie ma związków idealnych. Nawet Ci dziadkowie trzymający się za ręce, będący razem od kilkudziesięciu lat mają niejeden kryzys za sobą i takie myśli jak my, że to koniec, miłości nie ma itp. A wszyscy wokół myślą, że oni się tak "idealnie" kochają. Wszystko polega na tym, żeby się nie poddawać. Dopóki choć trochę Ci zależy, walcz, a skoro jest Ci źle, płaczesz, tzn że mąż nie jest Ci obojętny. To, że płaczesz, znaczy, że Ci zależy. Nie wiem, jaką taktykę obierzesz, niestety nie ma jednej recepty na kryzys, może terapia, może pokaż mężowi, że jesteś niezależna, może spędźcie trochę czasu sami bez dzieci. Sama znasz męża najlepiej. Ale na pewno najważniejsza jest szczera, długa rozmowa. To nic, że takie już były. Wiesz, ile ja mam takich za sobą? I ile razy myślałam, po co to, skoro znowu będzie źle? A potem zawsze jest dobrze. I mimo tych złych chwil wiem, że bardzo kocham męża, a on mnie. Ważne są też wspólne cele, marzenia. Może macie takie z mężem? Nie wiem, wychowanie dzieci na mądrych ludzi, urządzanie domu, podróże.
A do tych wszystkich młodych, które boją się, jak to będzie, uświadomcie sobie, że wchodzenie w związek to zawsze ryzyko i nikogo kryzys nie ominie. Małżeństwo to ciężka rzecz, ale za to ile niesie za sobą wspaniałych chwil i jak to dobrze mieć obok człowieka, z którym idzie się przez życie i wspólnie przeżywa dobre i złe chwile? Niestety nie ma życia idealnego i zawsze jest coś za coś. Do małżeństwa też nie można podchodzić jak do kontraktu, że jak się nie uda to zrywamy. Tak naprawdę to jest ciężka praca i walka, żeby przezwyciężać kryzysy. Ale warto!
Co do dzieci... uważam, że to sprawa indywidualna. Sceptycznie podchodzę do tego, że dzieci wolą rodziców osobno niż nieszczęśliwych. Ja zawsze podchodziłam do tego tak - skoro założyłam rodzinę to biorę na siebie odpowiedzialność i robię wszystko, żeby dzieci nie żyły w rozbitej rodzinie, bo nie wierzę, że dla małego dziecka to nie jest trauma. Ja wolałabym teraz udawać, że jest ok, niż zafundować dziecku tak traumatyczne przeżycie, że rodzice się rozchodzą. To tyle, mogłabym napisać o wiele więcej, ale i tak już się rozpisałam. W każdym razie do autorki: nie poddawaj się! Na pewno wszystko da się naprawić!
- Dołączył: 2012-01-05
- Miasto: Midleton
- Liczba postów: 150
3 czerwca 2012, 18:25
kiziunia napisał(a):
doskonale cię rozumiem mam 25 lat i rok jestem po rozwodzie dusiłam sie w tym związku ,nie jest to łatwa droga ale przynajmniej jestem szczesliwa i nie toczę wiecznej wojny z moim mężem tylko że ja nie mam dzieci i było mi łatwiej ....
Gratuluję odwagi i życzę SZCZĘŚCIA!!