- Dołączył: 2007-09-10
- Miasto: To Tu To Tam
- Liczba postów: 8155
8 stycznia 2012, 16:08
Zastanawiam się, czy dużo nas tutaj?
jak sobie z tym poradziłyście? czy umiecie po tym wszystkim stworzyć normalny związek?
ile macie lat?
Będę wdzięczna za wszystkie odpowiedzi.
- Dołączył: 2011-11-13
- Miasto: Snopków
- Liczba postów: 1728
8 stycznia 2012, 20:12
Moja matka i ojciec to alkoholicy odkąd pamiętam piją, starsza siostra wyprowadziła się już jakieś 3 lata temu za granice od czasu do czasu przyjeżdża na kilka dni, jak to się na mnie odbija? Źle, ciągłe kłótnie bójki, ciągłe pilnowanie ich czy jedno drugie nie zabije siebie jest bardzo męczące, mam przez to słabą psychikę.
- Dołączył: 2008-11-20
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 6622
8 stycznia 2012, 20:14
23 lata, mialam ojca ktory popijał, moze nie alkoholika, a;e czesto sie awanturowal po pijaku, wiec nie bylo ciekawie. Nie radzilam sobie- prosilam,blagalam, krzyczalam, plakalam, nic nie pomagalo.
w koncu sie rodzice rozwiedli, ojciec sie wyprowadzil,dzieku Bogu do swojego mieszkania i juz raczej jest spokoj.
8 stycznia 2012, 20:15
Mam faceta ale kiedy przechyla kieliszek mam ochote mu dac w twarz i uciec jak najdalej, walczę z tym ale jednak jest coś nie tak ze mną, nie potrafię zaufać a mój chłopak pije okazyjnie i to mało na prawde więc nie ejst winny niczemu ale przeszłość bardzo daje mi w kość.
- Dołączył: 2011-06-29
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 70
8 stycznia 2012, 20:31
Mój tata jest byłym alkoholikiem. Pił , ale nigdy w życiu nie podniósł na nikogo ręki, na nikogo nie nakrzyczał pod wpływem alkoholu. Z reguły wracał, mówił że mu wstyd i kładł się spać. Chodził na terapię (spotkania anonimowych alkoholików) i się wyleczył.
Dziwię się że miał stalowe nerwy , ponieważ moja mama nie rozumiała że ma problem i "coś" nim kieruje i najeżdżała na niego niesamowicie, on to znosił podczas gdy we mnie samej się już gotowało. mam rocznikowo 17 lat
- Dołączył: 2010-07-03
- Miasto: perfekcja
- Liczba postów: 161
8 stycznia 2012, 20:36
Hm... Nie poradziłam sobie, mimo, że mam (już?) dziewiętnaście lat. I nie zapowiada się, abym sobie poradziła z tym brzemieniem kiedykolwiek... Mimo wszystko - jestem dobrej myśli.
8 stycznia 2012, 20:44
Mój tata miał problem, co prawda nie było awantur ani nic takiego, ale okradał mamę, narobił długów, a ona musiała je wszystkie spłacić. Przez to było ciężko, nawet bardzo. Mam młodszego brata i gdyby nie babcia od strony mamy to nie wiem co by z nami było. Mama taty- moja babcia lubiła wypić i jak byłam w podstawówce to zawsze jak przyjeżdżała to na stole, razem z babcią, pojawiała się wódka. Dlatego nie lubiłam jak przyjeżdżała i chyba dlatego też mam z nią słaby kontakt do tej pory. W końcu doszło do tego, że tata popijał w pracy i przez to go zwolnili i poszedł na przymusową terapię. Jestem bardzo wrażliwa i bolało mnie, że nie chodzę jak inne koleżanki z rodzicami do kina, na zakupy, spacery itp. Pomimo, że minęło od czasu terapii taty kilka lat, ja nadal nie potrafię rozmawiać z rodzicami o tym co było i nie wiem czy kiedyś będę umiała...
Jak narazie nie mam dobrego kontaktu z tatą, mimo, że dalej mieszkam z rodzicami i chociaż zawsze powtarzam sobie, że będę starała się być dla niego miła itp. to nie umiem. Nie umiem z nim rozmawiać. Poza tym mam problem z okazywaniem uczuć i racze jestem powściągliwa w okazywaniu emocji. Nie wyobrażam sobie publicznie się rozpłakać. Oprócz tego jestem dość nerwowa i chyba mam nerwicę natręctw - może nie taką klasyczną, ale coś w tym stylu, tzn. np sprawdzam 10 razy czy na pewno nastawiłam budzik na rano, chociaż wiem, że nastawiłam, a ostatnio doszło do tego, że nastawiam dwa budziki, jakby jeden nie zadzwonił. Co jeszcze? Aha, lubię mieć wszystko pod kontrolą i mieć wszystko zaplanowane. Jedyne co wymknęło mi się spod kontroli to jedzenie i czasem wciąż mam chęć najeść się aż nie będę się mogła ruszyć.
Mam chłopaka, jesteśmy razem długo, nawet bardzo długo. Jego mama była alkoholiczką, ale zmarła. U niego widzę niestety czasem za duży pociąg do alkoholu. Chociaż i tak się dużo zmienił.
Ale ulga, jeszcze nikomu o tym nie mówiłam... Chłopak większość wie, ale nie miałam z kim porozmawiać o tym nażeraniu się...
- Dołączył: 2010-11-08
- Miasto: Melbourne
- Liczba postów: 2528
8 stycznia 2012, 20:49
Powiem tylko- starajcie się pomóc swoim rodzicom, bliskim, utrzymywać z nimi najczęściej kontakt, jak tylko się da (wiem, wiem, to graniczy z cudem), ale, mimo że tego nie usłyszycie, będzie to najlepsze, co możecie im zaoferować, nim będzie za późno.
Doskonale rozumiem sytuację, sama przeżyłam bardzo wiele, zawsze uważałam się za osobę o dużej wytrzymałości psychicznej, radosna, uśmiechnięta, zdystansowana, ale mam też chwile słabości.
Jestem w cudownym związku, mam nadzieję, że nigdy nie dopadnie mnie jakiś wyraźniejszy 'skutek uboczny'.
Trzymajcie się, takich ludzi jest wiele, nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy...
- Dołączył: 2011-06-29
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 9730
8 stycznia 2012, 20:52
patasola napisał(a):
Mnie też szkoda mamy, bo dzieci się wyprowadziły. mój
nie pije non stop (przynajmniej od kilku lat), ale co
tygodni ma takie kilkudniowe ciągi, podczas których
gł. moją matkę, że on pije, awanturuje się, ale póki
nic nam nie wykrada, bo na co dzień to poodbno
pracujący człowiek utrzymujący rodzinę.
Ja, niestety, mam identycznie. We wrześniu/listopadzie mój ojciec poszedł na terapię... Na razie jest dobrze, jestem bardzo szczęśliwa.
Ale ogólnie dzieciństwo to był koszmar. Dopiero teraz też, wydaje mi się, że tworzę w miarę normalny związek, z zupełnie normalnym człowiekiem. Żadnych życiowych rozbitków na mojej drodze. Po raz pierwszy, w wieku 25. lat się zakochałam, wcześniej strasznie bałam się komuś oddać, zaufać, jak tylko coś poczułam to uciekałam. Zabezpieczam się ze wszystkich możliwych stron, żeby w przyszłości mieć możliwość ucieczki. Nic z partnerem nie mam wspólnego, boję się, że może to nas bardziej związać (wbrew obiegowej opinii, bardziej łączy wspólny majątek, wspólne kredyty i to, do czego się doszło, niż ślub, bo najbardziej żal opuścić to, na co się latami robiło -dom, mieszkanie itp.). Zauważam u siebie tendencje do nałogów - albo jestem na to uwrażliwiona. Kontrola, kontrola, kontrola. Muszę wszystko mieć ułożone, zaplanowane. Staram się nie dopuszczać żadnych wspomnień do głowy. Zapracowuję się czasem....Pełen profesjonalizm, brak koncentracji. Nawet nad ambicja. Chęć osiągania szybkich wyników, inaczej się załamuję. Ogromny strach przed opuszczeniem...Myśli/próby samobójcze. Taki Borderline. To to, co mi zostało.
Ale generalnie: "Jak se pościelesz, tak się wyśpisz", więc staram się odbudować moje życie. Zupełnie zmieniłam otoczenie...I...chyba miłość leczy rany :) Współczuję tego strachu o najbliższych. Ja kazałam mojemu bratu ich bronić, jak ja odeszłam.
Życzę Ci, żeby Twój tata poszedł na terapię. Namawiaj Go na to!