- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
8 stycznia 2012, 16:08
8 stycznia 2012, 16:50
Hmm... u mnie było tak, że to ja byłam oskarżana o wszytko. W sensie... ojciec powiedizał mi kiedyś w twarz, że pije tylko i wyłącznie przeze mnie. To było jak... to było straszne. Później przepraszał etc... ale... ale wspomnienie jednak pozostało. Chodziło o to, że ja nie potrafiłam na dłuższą metę udawać, że jest idealnie, że nic się nie dzieje. Wiecie - ojciec jest trzeźwy - skakanie dookoła niego, aby tylko nie wyszedł z domu i się nie zalał. Ja nie wytrzymywałam tego teatrzyku.
Czy to się jakoś na mnie odbiło? Hmm... zauważony u mnie został syndrom dziecka-ratownika. Dziecka, które za wszelką cenę ratuje sytuacje, zajmuje się domem, młodszym bratem, obwinia siebie etc. I chyba... tzn na pewno muszę się z tym zgodzić, bo tak było. Mama pracowała, ojciec też... ale wiecie... albo był w ciągu albo od czasu do czasu w pracy.
Dzieciństwa nie miałam. Ojciec pił też od kiedy pamiętam.
To był istny horror... co to za dom, do którego nie chcesz wracać? Do którego boisz się wrócić bo wiesz, co tam zastaniesz? Plusem jest to, że nie podniósł on nigdy ręki na mnie, brata czy moją mamę. Na nikogo.
JAK JEST TERAZ?
Teraz jest bardzo dobrze... jest magicznie. Kłócimy się od czasu do czasu... ale to jest normalne, bo mamy trudne charaktery :)
Czemu jest dobrze? Ponad pół roku temu tata zrobił sobie wszywkę. Było bardzo trudno... jemu - wytrzymać, nam - przestawić się na to, co jest teraz. To było dziwne... bo nagle zaczęłam mieć tatę. To było strasznie dziwne... bo tego uczucia nie znałam.
Najważniejsze było to, że to była jego decyzja... on tego chciał i za to stał się dla mnie wielkim człowiekiem.
Tylko kilku alkoholików na 100 decyduje się na coś takiego... wszywka nazywana jest ostatnią deską ratunku. Deską, która pojawia się tylko wtedy, gdy taki człowiek na prawdę tego pragnie.
Teraz każdy dzień jest dla niego w jakimś sensie walką. Totalnie odciął się od tego, czym żył przez kilkanaście lat. Teraz jeśli wypije nawet kieliszek - może mieć zawał/udar... cokolwiek. Może nawet umrzeć... w sumie to dzieje się najczęściej.
Działanie tego jest silne... raz dostaliśmy od babci czekoladę i nikt nie zauważył, że w niej jest jakiś tam malutki procent alkoholu. W nocy - jak to w nocy... napadł tatę słodyczowy głód i przydreptał do barku. Przez kolejne dwa dni nie był w stanie normalnie funkcjonować... pojawiły się bóle głowy etc. Dopiero później przeczytał skład czekolady.
Mój ojciec z alkoholika stał się tatą, który walczy o swoją rodzinę.
Dlatego uważam, że uratowanie takiego człowieka jest możliwe. Musi on zrozumieć, że ma do czego wracać... musi też osiągnąć dno, aby za tym zatęsknić.
Edytowany przez Maarla 8 stycznia 2012, 16:52
8 stycznia 2012, 17:02
8 stycznia 2012, 17:28
8 stycznia 2012, 18:07
8 stycznia 2012, 18:32
8 stycznia 2012, 18:51
8 stycznia 2012, 20:00
8 stycznia 2012, 20:09