Temat: Właśnie zerwaliśmy (?!)

Różnica poglądów -  ja bardzo chciałabym już być zaręczona, on chce czekać... Ale skoro powtarzał, że tak bardzo kocha i sretetete to na co czekać? I w końcu po długim czasie duszenia tego w sobie i udawania, że pasuje mi taki nieformalny związek, wybuchłam i skończyło się zerwaniem... Jeszcze to do mnie nie dotarło, szczerze mówiąc...

Czy mam rację? Czy powinnam raczej czekać, aż jaśnie pan się zdecyduje? Czy może wy też uważacie, że on kręci i jest niepewny?

nanuska6778 napisał(a):

Mowisz o roznicach kulturowych... Ja sie wychowalam w
polskiej... Wyjechalam, gdy juz sie powiedzmy
(co za wyrazenie:-) I po prostu jestem z czlowiekiem, z
sie dogadujemy i w kwestii pierscionkow, i wychowania
Wcale sie nie musialam dostosowywac do "warunkow
w..." A z naszego bycia razem, to ani moj ojciec nie
specjalnie zadowolony, ani rodzice mojego meza... No,
to my chcielismy byc i jestesmy razem, to nasz wybor:-)

widzisz ja uważam, że człowiek kształtuje się całe życie, jestem w stanie zrozumieć Twoją drogę i Twoje wybory ale uważam, że nie ma "jedynie słusznych wyborów" i "jedynie słusznych światopoglądów" a co  do"dostosowywania" uważam, że każdy w mniejszym lub większym stopniu gdzieś w życiu musi dostosować się do czegoś. Co do mojej pracy- i tak ją zmieniłam bo mi za duszno było (choć nie była taka zła) i gdyby moje zaręczyny tylko od tego zależały to mielibyśmy mały zonk. Ale ta praca i moje  z niej wyniesione doświadczenia sprawiły, że rozumiem, że oprócz tego, że powód zaręczyn powinien być jeden (miłość i chęć spędzenia z kimś życia) to na te zaręczyny- ich odpowiedni czas (dla każdego indywidualny) ma wpływ wiele czynników.

caiyah napisał(a):

widzisz ja uważam, że człowiek kształtuje się
życie, jestem w stanie zrozumieć Twoją drogę i Twoje
ale uważam, że nie ma "jedynie słusznych wyborów" i
słusznych światopoglądów" a co  do"dostosowywania"
że każdy w mniejszym lub większym stopniu gdzieś w
musi dostosować się do czegoś. Co do mojej pracy- i tak
zmieniłam bo mi za duszno było (choć nie była taka zła)
gdyby moje zaręczyny tylko od tego zależały to
mały zonk. Ale ta praca i moje  z niej wyniesione
sprawiły, że rozumiem, że oprócz tego, że powód
powinien być jeden (miłość i chęć spędzenia z kimś
to na te zaręczyny- ich odpowiedni czas (dla każdego
ma wpływ wiele czynników.

No i w tym sie zgadzamy:-) Mowiac, ze bylam w jakims tam stopniu uksztaltowana chce tylko powiedziec, ze nie bylo tak, ze sobie wyjechalam, "sie zachlysnelam",  "odwalilo mi" i teraz "pluje na groby przodkow" i "kalam wlasne gniazdo". Zwyczajnie sie tu odnalazlam, dobrze poczulam... I znalazlam czlowieka, ktorego kocham:-) 
i tak trochę zjechałyśmy z tematu ;)
w każdym razie są zawody i są sytuacje w których jednak to "co ludzie powiedzą" się trochę liczy i nie można tego totalnie olać (kiedyś z tym walczyłam, ale to taka mądrość życiowa której się nauczyłam na swoim i nie tylko przykładzie) choć też nie wskazane jest nadmierne przejmowanie się ;)
A co do problemu autorki- ja uważam, że jednak jak facet kocha to chce spełnić pragnienia i potrzeby kobiety o ile nie kłócą się z jego pragnieniami. A dlaczego tu miałyby się kłócić skoro on deklaruje, że kocha i myśli o przyszłości? Jak dla mnie to on chyba jednak "niewystarczająco" kocha skoro tak łatwo zgodził się na rozstanie.
1. Wg mnie w wieku 20lat to jeszcze w wielu przypadkach pstro w głowie. Ślub w tym wieku jest w 90% przypadków rzeczą zbyt pospieszną, niepotrzebną. jesteś jeszcze za młoda. Nie rozumiem skąd ta mentalność, chęć wczesnego wyjścia za mąż, byle być już "zaklepaną", czuć się bezpiecznie? Ciesz się swobodą. Jak mawiała moja prababcia: jeśli to TEN, to jeszcze zdążysz się nacieszyć, a jeśli to pomyłka, to zdążysz się nacierpieć.
2. 20lat to już nawet nie średnia polska, tylko białoruska albo rosyjska wychodzenia za mąż. jasne, wydaje Ci się, że jesteś już taaaaaaaaka dorosła, mądra i wszystkie rozumy pozjadałaś. Ale za 2-3 lata już nawet będziesz się śmiała z tego, jaką byłaś niedojrzałą małolatą. 
3. już ktoś tu napisał. Skoro jesteś "taka staroświecka", to zamiast od razu razem zamieszkać po roku, to najpierw chodzenie za rączkę, ślub, a dopiero potem mieszkanie razem i seks. 
4. może mi umknęło ile ten Twój były ma lat, ale chcę Cię uświadomić, że zachodnioeuropejska średnia wieku, gdy wychodzi się za mąż to 29-35lat. Do tej pory zdążysz poznać jeszcze wielu mężczyzn i będziesz dziękowała Bogu, że jednak nie stanęłaś na ślubnym kobiercu mając lat 20.
czyli dziewczyny obstawiacie- że to jednak była niedojrzała" miłość"? może i macie rację...
Wiesz, sorry ale jak dla mnie to wyszłaś na jakąś neurotyczkę! Myślisz, że "prawie dwa lata" to taki szmat czasu, że już tak sie doskonale znacie i że to jest czas na przymuszanie kogos do życiowej decyzji? Ja widzę to tak, że Tobie zależało bardziej na tym ślubie niz na facecie i całe szczęście, że się od Ciebie uwolnił. Bo jak się kogoś kocha to ten papierek nie ma tak na prawdę znaczenia (chyba, że ma się wspólne dzieci). A na wszystko czas sam przychodzi.... Na zaręczyny też...

PO CO ZWLEKA?? Bo zachowujesz się jakbys była małym dzieckiem. Jesteś totalnie niedojrzała do związku! Totalnie! Zachowujesz się jak dziecko z przedszkola - jestes świetnym przykładem na to, że 20latki to jeszcze mlode i glupie istoty, które o życiu nie wiedzą nic. Nie powinnaś absolutnie wchodzić jeszcze w stał związek a tym bardziej sie zaręczac! Najpierw dorośnij. Presja kolezanek w Twoim wypadku czy co???? bo nie rozumiem - też bym z Tobą zerwała na miejscu twojego chłopaka i poczekała aż zaczniesz dojrzale podchodzić do związku.

Koleżanko może Ty go nie kochasz skoro dla błyskotki zrezygnowałaś ze wspólnego życia?

Ja tam na kocia łapę żyje, dziecko planujemy, mój planuje slub, ja sie tego trochę boję, nawet nie jest mi potrzebny ślub, wesele, a niby mamy juz nawet date ale jakoś pierścionka nie dostałam i mnie szczerze to to wisi...

jesteśmy razem 4 lata, dokładnie tyle samo jest w związku moja najbliższa przyjaciółka

Po roku oni sie zaręczyli z jej inicjatywy, tylko, z eona miała powód - ma bardzo schorowanych rodziców i chciała aby uczestniczyli oni w ślubie swojej jedynaczki... wzięli go po 2 latach znajomości, czyli rok ich jedynym zajęciem było plan owanie - suknia, garnitur, wesele, kamera, fotograf, sala, pieniądze szły na wesele, nawet nie mieli czasu sie poznać i pobyć ze sobą faktyczne 24 godziny ... ja w tym czasie jeździłam z moim na rowerku, na weekendy za miasto, chodziliśmy na spacery, pieniądze szły na wakacje na ferie, spędzaliśmy razem wieczory popijając drinki i rozmawiając o wszystkim, poznawaliśmy się dokładnie od tego jak kto myje zęby z rana po to jak kto zasypia...


Zgadnijcie, która para lepiej sie poznała: My rozmawiając ze sobą o wszystkim, widząc sie w trakcie codziennych czynności, realizując wspólne pasje..., czy oni - rozmawiając tylko o liście gości na wesele...


po ślubie rok zdradziła go i zdradza nadal... i zawsze jak sie spotkamy to mi mówi, ze zazdrości mi tego, ze potrafimy z moim S. tak świetnie sie dogadać, że robimy razem dożo rzeczy, że ja go tak kocham i on mnie tak kocha jak ona by chciała żeby sie kochali oni...

i załuje ze tak naciskała na ślub i zaręczyny...


Kup sobie sama te blaszkę i udawaj przed sobą, ze to od niego. Pamietaj, ze zwiazek to sztuka kompromisu nikogo do niczego sie nie zmusza dla własnego "widzi mi sie". Moze i dla Ciebie to cos znaczy ale powiedz, czy  teraz jesteś szczęśliwsza gdy go zostawiłaś? Teraz rozpoczynasz poszukiwanie chłopaka czy pierścionka? Życzę szczęścia i pozdrawiam

patasola napisał(a):
20lat to już nawet nie średnia polska, tylko białoruska
rosyjska wychodzenia za mąż.



No i chyba jeszcze muzulmanska i cyganska, gdzie kobiety malo maja do powiedzienia... Ale nawet u Nich - tych bardziej "otwartych" zauwaza sie tendencje "opozniajace" slub...

Wsrod moich polskich znajomych wiekszosc tych, ktorzy sie pobrali wczesnie (mam 44 lata), dawno sa juz po rozwodzie...

Wiesz co Ci powiem...? Miałam podobnie. Zaczęliśmy się widywać, jak skończyłam 18 lat... i cóż. Zanim się oświadczył minęło... hmm 5 lat? Coś koło tego, chociaż ja chciałam dużo wcześniej. Ale kochałam go (i kocham nadal) i wiedziałam, że muszę dać mu czas, że trzeba poczekać. Wiele razy jednak miałam wątliwości, czy to ma sens, skoro on nie chce się żenić. Ale dużo rozmawialiśmy, starałam się poznać jego motywy, zrozumieć. To mi pomogło. Dałam mu czas, aż dojrzał i sam chciał. Pobraliśmy się i tak dopiero po 8 latach bycia razem, ale było warto. :) I ciągle jest warto. :) Więc moim zdaniem to nie ma znaczenia, jeśli on po dwóch latach nie chce... Powinnaś dać mu szansę, skoro Cię zapewniał, że Cię kocha i chce spędzić z Tobą przyszłość. Warto rozmawiać.

 

Pozdrawiam,

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.