4 lipca 2011, 22:45
Czy wyobrażacie sobie związek ateisty z osobą wierzącą? Czy Waszym zdaniem taki związek może być szczęśliwy i trwać wiele lat?
Jeśli ktoś zechce się podzielić własnymi, osobistymi doświadczeniami będę hmm 'wdzięczna':) Choć wiem, że to temat osobisty i delikatny.
5 lipca 2011, 08:57
A ja muszę przyznać, że katolicyzm bardzo zrył mi mózg :)
Na pytanie czy jestem wierząca odpowiadam, że zostałam wychowana po katolicku, ale nie wiem czy jestem wierząca. Najpierw byłam bardzo wierzącym dzieckiem (różańce, koronki, nowenny były na porządku dziennym), potem była faza Bóg-tak, Kościół-nie, potem olśniło mnie, że ta cała "nauka" jest świetnym narzędziem kontroli mas, a nie spełnieniem przykazania miłości, więc obudził się we mnie diehard atheism, a całkiem niedawno odkryłam, że lubię wierzyć w Coś.
Modlitwa jest dla mnie rodzajem psychoterapii (i jest zdecydowanie tańsza od niej ;]), pomaga mi werbalizowanie pragnień, próśb, nawet żalu za "grzechy" i pewnie chodziłabym do spowiedzi, gdybym znalazła księdza z otwartym umysłem (wiem, że tacy też, o dziwo, istnieją, ale zazwyczaj są delegowani na misje za non-konformizm).
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że katolicyzm jest we mnie zakorzeniony tak głęboko, że po prostu nie potrafię się wyzwolić z jego macek, tym bardziej, że mam wierzącą rodzinę (=płacze i zaklęcia, bo żyję w nieformalnym związku), a mój chłopak jest pod tym względem zryty jeszcze bardziej niż ja, bo mimo, że nie zgadza się z wieloma "przykazaniami" czy może "interpretuje je pod swojemu", to odczuwa wewnętrzny, niewytłumaczalny przymus bycia pozornym katolem.
5 lipca 2011, 09:08
Ja jestem agnostykiem, mój mąż też, więc nie mamy tego typu problemów.
W przeszłości zdarzało mi się być w związkach z chłopakami, którzy
deklarowali, że są wierzący, ale raczej byli niepraktykujący, kojarzę że
dyskusji na te tematy raczej nie było, po prostu szanowaliśmy swoje
poglądy. Z moich obserwacji wynika, że problemy mogą zacząć się wtedy, gdy jedna osoba próbuje drugą przekonać/zmusić do zmiany poglądów, jest też kilka potencjalnych punktów zapalnych jak ślub, ochrzczenie dziecka, komunia, kościelne święta itp. Czasami poglądy w takich sprawach są nie do pogodzenia i myślę, że w takich sytuacjach lepiej nie kontynuować takiego związku, bo to może oznaczać wieczną szarpaninę w tych sprawach i dyskusje, i raczej trudno mi sobie wyobrazić, żeby taki związek mógł być szczęśliwy.
Ja na przykład absolutnie bym sobie nie życzyła, żeby ktokolwiek próbował zmienić moje poglądy czy nawet zmusić mnie do tego. Nawet jeśli ktoś uważa, że jego życiowa ścieżka jest jedyna i słuszna, nie ma prawa narzucać tego innym albo sugerować że są gorsi, skoro idą inną drogą. Można na te tematy dyskutować, ale raczej na zasadzie poznawczej i wymiany poglądów, niż próby przekonania.
Moi znajomi są takim związkiem - on ateista, ona wierząca, ślub wzięli konkordatowy (on się zgodził dla niej), wszelkie decyzje w kwestii chrztu, komunii itp. on pozostawił jej. Znam jeszcze taki związek, gdzie dziewczyna jest ateistką, a chłopak wierzący i praktykujący i tam jest bardzo podobnie - wzajemnie do niczego się nie zmuszają, a decyzje co do komunii, chodzenia dziecka na religię - podejmuje on, ona się nie wtrąca.
5 lipca 2011, 09:13
Temat rzeka i poruszyliście wiele aspektów.
Zastanawiam się, ile jest u osób wierzących takiej wiary świadomej, a ile poprostu zwykłego zakorzenienia. Ilu katolików czy osób innych wyznań byłoby, gdyby religię przyjmowało się będąc w pełni świadomym już człowiekiem (np. w 18 roku życia). Poniekąd skazani jesteśmy na to, co wpoją nam nasi rodzice, bez udziału naszej świadomości.
Ja jestem w związku z ateistą. Sama już od kilku ładnych lat powątpiewam w wiarę, a ten związek tylko ją osłabia. Mimo, że chłopak czasem się poświęci i pójdzie ze mną do kościoła, nie wyśmiewa moich poglądów, jest po prostu tolerancyjny.
5 lipca 2011, 09:14
jestem dosc źle postrzegana przez społeczeństwo przez to, że oboje z mężem nie wierzymy w boga, bogów...etc.
Trochę nas to wyklucza z życia, nie uczestniczymy w świętach co nie mieści się w głowach rodziny, jesteśmy debilami wg nich.
Niestety lub stety, ale nie przejmujemy się tym ani trochę, ale też nie palnujemy dzieci, bo dla mnie śluby, komunie, chrzesty i inne to coś tak dziwnego i nienaturalnego, niezgodnego ze mną, że wprost nie wyobrażam sobie wprowadzać dziecko w taki świat. No, ale mamy świadomośc, że musielibyśmy to robić z męzem, posyłać dziecko na te niechciane przez nas obrzędy i dlatego chyba będziemy samotni. Staram się nie przejmować, ale pewnie teraz już kogoś obraziłam swoją niewiarą :( W takich dziwnym świecie żyjemy, niby demokracja, ale ja cicho siedzę i mało ludzi wokół mnie wie że nie wierzę....szkoda gadać.
- Dołączył: 2010-01-22
- Miasto:
- Liczba postów: 384
5 lipca 2011, 09:35
Jestem katoliczka, rodzina mojego meza muzulmani. Moj maz nie wierzy, bo stwierdzil, ze zadna wiara Mu nie odpowiada. To jednak nie znaczy, ze jest zlym czlowiekiem. Jest lepszy, niz nie jeden wierzacy! Jestesmy ze soba ponad 4 lata, niedawno sie nam synek urodzil, jest idealnie! Taki zwiazek jest mozliwy, jesli ludzie sa dobrze dobrani i sie kochaja. Wiara nie robi roznicy. Mi wszystko jedno, czy ktos w kij wierzy, czy w cos innego, czy w ogole nie wierzy :). Wazne co ja robie.
- Dołączył: 2010-01-22
- Miasto:
- Liczba postów: 384
5 lipca 2011, 09:36
Ach wspomne, ze Wigilie i Wielkanos spedzamy z moja rodzina. Nawet na pasterce ze mna byl. Nawet slub koscielny chcemy dla mnie zrobic (tylko kasy trzeba). Tak wiec jest super
- Dołączył: 2011-04-14
- Miasto:
- Liczba postów: 904
5 lipca 2011, 09:54
Nie wyobrazam sobie taiego miksa. Jestem zbyt niekompromisowym czlowiekiem. My z mezem wierzymy w Boga, natomiast nie wierzymy w Kościoł. Swieta praktykujemy, ale dla nas jest to rodzinna tradycja. Co do ksiezy, faktycznie czesto byla to dla mnie psychoterapia,moglam z nim porozmawiac o moich watpliwosciach, obawach i problemach. Nie traktowal tego jak publiczna informacje do zeszmacenia czlowieka. I bylo tak do momentu, kiedy delegowali go do innej parafi. Teraz dostalismy starego piernika, ktory siedzi za oltarzem i kase trzepie. Ma cennik i nie liczy sie z tym, ze ktos moze byc ubogi. Takiego dziada to powinno sie na taczkach poza granice wsi wywozic...
5 lipca 2011, 10:17
to zalezy jak jedno i dugie sie zapatruje na wiare dziecka.
ja nie jestem formalna ateistka - nie chodze do kosciola, nie zgodze sie na bycie chrzestna itp. dopoki nie uznam ze tego potrzebuje to sie nie pcham do kosciola bez powodu. jesli moj partner z powodu ew dziecka bedzie chcial go ochrzcic czy pozniej zaprowadzic go do komuni to ok - nie robie problemow, ale ja nie bede mowic -"bede go wychowywac w wierze" bo tak nie bedzie, wiec po co mam klamac
Edytowany przez agusiamysz 5 lipca 2011, 10:21
- Dołączył: 2011-06-19
- Miasto: Bytom
- Liczba postów: 267
5 lipca 2011, 10:24
wyobrażam;) sama jestem w takim związku od ponad 6 lat ;)
5 lipca 2011, 10:24
A ja się tak zastanawiam jaki sens w życiu widzą ateiści?