22 czerwca 2011, 23:01
Wątek zamknięty, dziękuję za odpowiedzi :)
Edytowany przez Quiero 16 października 2011, 18:41
22 czerwca 2011, 23:48
zamiast wylewac żale porozmawiaj z nim! jemu mów te argumenty które nam przedstawiasz! mi się wydaje że On jest jest na takim etapie w życiu ze nie wie co chce robic i liczy się chwila to co jest teraz nie martwi sie przyszłoscia... z czasem znajdzie pomysł na siebie to jest młody chłopak
22 czerwca 2011, 23:49
> skoro watpi to po co zaczynala.wiedziala jaka ma
> szkole, sytuacje rodzinna. mogla znalezc partie
> swojego pokroju
Są ponad dwa lata... Dużo mogło się zmienić - to raz. Dwa może liczyła, że jednak coś ze sobą zrobi... okaże trochę ambicji. Poza tym skoro się zakochała to jak mogła nie 'zacząć'. Czepiacie się nie wiadomo czego. Mogła mieć miliard innych powodów do zerwania i byście kiwali główkami, że miała rację. Poza tym zanim się znajdzie partnera na całe życie czasami po drodze wiąże się z kilkoma... Którzy uczą nas czego potrzebujemy w związku. Tylko szczęściarze od razu trafiają na TĄ osobę.
22 czerwca 2011, 23:50
> zamiast wylewac żale porozmawiaj z nim! jemu mów
> te argumenty które nam przedstawiasz! mi się
> wydaje że On jest jest na takim etapie w życiu ze
> nie wie co chce robic i liczy się chwila to co
> jest teraz nie martwi sie przyszłoscia... z
> czasem znajdzie pomysł na siebie to jest młody
> chłopak
Tu się zgodzę. Porozmawiaj z nim szczerze o swoich wątpliwościach. Spytaj czego oczekuje od życia i związku, jak sobie wyobraża przyszłość...
23 czerwca 2011, 00:02
Wiesz co... też miałam kiedyś tak jak Ty... ja dobre liceum, on gowniane technikum. Dwa razy nie zdał, najpierw w pierwszej klasie, potem w trzeciej (wtedy sie poznalismy, ja mialam 16 lat, on 19), teraz ma 22 lata i dopiero skończył technikum... na początku to olewałam, myślałam, że jakoś sie uda, ale im bardziej go poznawalam tym bardziej mnie wkurzalo, ze ma wyrabane na szkołe, ze na własne zyczenie nie zdaje do nastepnej klasy... Nauczyciele uwazali go za debila, za kretyna, ktory nic nie osiagnie, rodzice mieli wyrąbane na jego naukę. On po prostu nie wierzył w siebie, miał wyrąbane, skoro i tak nikt sie tym nie interesował. Chcialam to skonczyc po pół roku kiedy lepiej go poznałam, w między czasie rodzice mi mówili jak mogę sie spotykać z takim leniem, nieukiem, bolało mnie to jak cholera, w szkole sie ze mnie smiali, ze jak mozna tak nie zdawac. Nie zalezalo mi na tym by był orłem, po prostu chciałam, żeby nie stał w miejscu, żeby skończył chociaż tą szkołę. Wiele bylo kłotni o jego naukę/szkole, wiele razy sie prułam do niego o szkołe, a on mial to gdzieś. Wkurzalo mnie to, ale pokazałam mu, ze warto sie uczyc, że mozna byc z tego zadowolonym. Małymi krokami przekonywalam go, ze jednak warto, ze jak nie dla innych to dla siebie, dla wlasnej satysfakcji. Gdy sie dowiedział, że poraz drugi może nie zdać do czwartej klasy wziął sie za siebie, z 9 zagrożen poprawił aż 7. Uczył się, przykładał. Z dwóch przedmiotów mu się nie udało. Miał poprawki (matma, historia), uczylismy sie razem przez cale wakacje, pomagalam mu, widzialam, ze mu zalezy. Zdał. Był z siebie dumny jak paw, matka w końcu zaczęła go doceniać. W czwartej klasie dał w siebie wszystko. Z całej klasy tylko on z innymi trzema osobami zdał probna mature z matmy. Nauczyciele zaczeli go inaczej traktowac, nie pomiatali nim, chwalili go. On przez to co ja mu mowilam, przez to jak sukcesy go cieszyly uwierzyl, ze warto sie uczyc, ze mozna z tego czerpac satysfakcje. Teraz w maju pisalismy razem maturę. On ma zamiar dalej sie uczyc, chce isc na studia. Teraz pluję sobie w twarz, że tez czesto uwazalam go za głąba i że chcialam go zostawic, żaluje tego jak cholera. Jestem z niego dumna, a on mi wdzięczny, że pokazałam mu tą drogę, że zmieniłam jego tok myślenia. Może Ty też powinnas pokazać swojemu chłopakowi, ze warto sie uczyć?
- Dołączył: 2009-02-19
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 2482
23 czerwca 2011, 00:03
Wiesz... wszystko zależy od tego, czy on chce jakoś zmienić tę swoją sytuację na lepszą, czy ma to gdzieś i tak jest mu dobrze. Bo np. mój jak go poznałam był kompletnie nieogarnięty. Zero szkoły, zero pracy, zero ambicji, zero myślenia o przyszłości i o jakichkolwiek rzeczach, które nie byłyby przyjemnościami. A teraz- schudł, poszedł na studia, robi prawko, znalazł robotę, obecnie szuka lepszej z myślą o założeniu ze mną rodziny. Całkowicie zmienił sposób myślenia. Zwyczajnie dorósł i choć jeszcze daleko mu do ideału super przedsiębiorczego samca, to wierzę, że będzie wciąż lepiej i lepiej. Bo on CHCE. Potrzebował tylko motywacji. Jeśli Ty nie jesteś wystarczającą motywacją dla swojego faceta i nie ma żadnej innej, to ja bym sobie odpuściła. Bo na dłuższą metę nie ma to sensu. Zbyt duża różnica w podejściu do życia.
23 czerwca 2011, 00:05
> Wiesz co... też miałam kiedyś tak jak Ty... ja
> dobre liceum, on gowniane technikum. Dwa razy nie
> zdał, najpierw w pierwszej klasie, potem w
> trzeciej (wtedy sie poznalismy, ja mialam 16 lat,
> on 19), teraz ma 22 lata i dopiero skończył
> technikum... na początku to olewałam, myślałam, że
> jakoś sie uda, ale im bardziej go poznawalam tym
> bardziej mnie wkurzalo, ze ma wyrabane na szkołe,
> ze na własne zyczenie nie zdaje do nastepnej
> klasy... Nauczyciele uwazali go za debila, za
> kretyna, ktory nic nie osiagnie, rodzice mieli
> wyrąbane na jego naukę. On po prostu nie wierzył w
> siebie, miał wyrąbane, skoro i tak nikt sie tym
> nie interesował. Chcialam to skonczyc po pół roku
> kiedy lepiej go poznałam, w między czasie rodzice
> mi mówili jak mogę sie spotykać z takim leniem,
> nieukiem, bolało mnie to jak cholera, w szkole sie
> ze mnie smiali, ze jak mozna tak nie zdawac. Nie
> zalezalo mi na tym by był orłem, po prostu
> chciałam, żeby nie stał w miejscu, żeby skończył
> chociaż tą szkołę. Wiele bylo kłotni o jego
> naukę/szkole, wiele razy sie prułam do niego o
> szkołe, a on mial to gdzieś. Wkurzalo mnie to, ale
> pokazałam mu, ze warto sie uczyc, że mozna byc z
> tego zadowolonym. Małymi krokami przekonywalam go,
> ze jednak warto, ze jak nie dla innych to dla
> siebie, dla wlasnej satysfakcji. Gdy sie
> dowiedział, że poraz drugi może nie zdać do
> czwartej klasy wziął sie za siebie, z 9 zagrożen
> poprawił aż 7. Uczył się, przykładał. Z dwóch
> przedmiotów mu się nie udało. Miał poprawki
> (matma, historia), uczylismy sie razem przez cale
> wakacje, pomagalam mu, widzialam, ze mu zalezy.
> Zdał. Był z siebie dumny jak paw, matka w końcu
> zaczęła go doceniać. W czwartej klasie dał w
> siebie wszystko. Z całej klasy tylko on z innymi
> trzema osobami zdał probna mature z matmy.
> Nauczyciele zaczeli go inaczej traktowac, nie
> pomiatali nim, chwalili go. On przez to co ja mu
> mowilam, przez to jak sukcesy go cieszyly
> uwierzyl, ze warto sie uczyc, ze mozna z tego
> czerpac satysfakcje. Teraz w maju pisalismy razem
> maturę. On ma zamiar dalej sie uczyc, chce isc na
> studia. Teraz pluję sobie w twarz, że tez czesto
> uwazalam go za głąba i że chcialam go zostawic,
> żaluje tego jak cholera. Jestem z niego dumna, a
> on mi wdzięczny, że pokazałam mu tą drogę, że
> zmieniłam jego tok myślenia. Może Ty też powinnas
> pokazać swojemu chłopakowi, ze warto sie uczyć?
Takie 'rozwiązanie' byłoby idealne, ale nie musi się udać w sytuacji autorki.
- Dołączył: 2010-11-06
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 2257
23 czerwca 2011, 00:06
oj po co się tak denerwować? że dziewczyna ma rozsądne wątpliwości? salemka ma rację - wkurzacie się na autorkę wątku, bo dostrzegła realnie istniejący problem, próbuje spojrzeć nie jak zakochana nastolatka ale dorosła kobieta - perspektywicznie??? co w tym złego, że dostrzega różnice, które pewnie widzą wszyscy z jej otoczenia?! można kochać i nie być wcale zaślepionym na wady tej drugiej osoby! poza tym jakby z nim nie próbowała wcześniej rozmawiać, to by tu nie pisała!
- Dołączył: 2010-11-06
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 2257
23 czerwca 2011, 00:10
i mimo pięknych przykładów - nie każdego się da zmienić, a trzeba uważać, bo ktoś bez ambicji też i Ciebie może pociągnąć za sobą, łatwiej kogoś zniechęć niż zmotywować...
23 czerwca 2011, 00:10
gdyby nie milosc to po co sie wiazac?
23 czerwca 2011, 00:11
Salemka - ja nie mówię, że MUSI sie udać, ale może to właśnie ONA powinna nim pokierować, może to ona powinna być dla niego motywacją do działania? Ale prawda jest taka, że łatwiej skreślić kogoś, niż mu pomóc, niż podać pomocną dłoń.