- Dołączył: 2009-01-08
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 4271
22 czerwca 2011, 17:47
To pytanie do osób, które wychowały się bez rodzica (mamy lub taty) - czy odbija się na Was w dorosłym życiu brak rodzica ? Czy zwalacie swoje niepowodzenia, problemy na to, że nie było przy Was jednego z nich ? Mówię raczej o rozwodzie rodziców, odejściu, totalnym braku zaangażowania w Wasze wychowanie niż śmierci, która jest zupełnie niezależna od Nas..
- Dołączył: 2010-08-24
- Miasto: Nibylandia
- Liczba postów: 3446
22 czerwca 2011, 18:56
i zgadzam się z załamana24latka
\nie ulegajmy stereotypom, bo jak ktoś się użala i wszystkie swoje niepowodzenia zwala na taki brak (dobra, może to ma jakiś wpływ ale nie musimy o tym myśleć) no to potem tak jest.
22 czerwca 2011, 19:00
Użalanie się i zwalanie winy na los to jedno, spaczone podejście do pewnych spraw to drugie... Kiedy ja przeżywałam to, o czym pisałam, nie miałam bladego pojęcia o psychologicznych podstawach tego wszystkiego - odkryłam je dopiero po latach i paradoksalnie pomogło mi się to przełamać i zmienić.
No i przecież nikt nie napisał, że jak kobieta wychowuje się bez ojca to będzie dziwką - ale wiele tak kończy, na to akurat są nawet jakieś badania naukowe. Osobom, którym zabrakło któregoś z rodziców i w żaden sposób tego nie odczuły można tylko pozazdrościc, bo to znaczy, że po pierwsze drugie z rodziców się starało i było ok, i po drugie, miały szansę zaobserwować odpowiednie relacje choćby w dalszej rodzinie, wśród znajomych czy nawet w głupich filmach w tv.
22 czerwca 2011, 19:05
mi mama wystarczala w zupelnosci....moze jako dziecko w przedszkolu potrzebowalam taty...inne dzieci go mialy a ja nie..moze mi wtedy bylo przykro,nie wiedzialam czemu tak jest...nie wiem,nie pamietam tego:)wiem ze moja mama byla..jest i ZAWSZE bedzie matka idealna...kochajaca,wyrozumiala...osoba na ktora moge liczyc w kazdej sytuacji zyciowej..dawala mi tyle milosci ze wiecej nie potrzebowalam....a z ta patologia to moze faktycznie troche przesadzilam...wychowanie dziecka przez jednego rodzica to patologia....ale dla mnie to slowo znaczy cos zupelnie innego,o wiele gorszego.
- Dołączył: 2011-02-06
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 271
22 czerwca 2011, 19:06
napiszę w skrócie. moja mama wyjechała do pracy zagranicę jak miałam 7lat a później co się okazało zdradziła tatę, który sobie z tym naprawdę nie radził i wpadł w alkoholizm.... w wieku 10lat mój tato mnie zostawił i wyjechał również zagranice zarabiać, pewnie to była taka ucieczka bo tutaj też miał pracę. zostałam sama, mieszkam u dziadków. dzięki takiej sytuacji szybciej stałam się samodzielna (czyt. od młodych lat potrafiłam sprzątać, prasować, po prostu wykonywać czynności domowe) byłam odpowiedzialna, w sumie posiadałam te wszystkie cechy i nawyki ludzi dorysłych. przykre to bo przez głupie zagrywki rodziców straciłam całe dzieciństwo a wszystko w znacznym stopniu odbiło się na mojej psychice. z obydwojgiem z rodziców mam kontakt telefoniczy, ale strasznie mnie irytują. jeżeli rozmawiamy to o błachych sprawach (urbaniach, jedzeniu) tak naprawdę nie mogę im powiedzieć o żadnym problemie bo to sobie olewają. nie rozumiem takich ludzi. po co zakładają związek, później ''robią'' dzieci a na końcu odpie*dalają taką szopkę? widocznie nie dorośli do bycia rodzicami...
- Dołączył: 2011-02-06
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 271
22 czerwca 2011, 19:08
PS. zapomniałam dodać, że poprzez to, że wychowywałam się w domu z ojcem alkoholikiem postanowiłam zostać abstynentką i nigdy nie wziąć do ust alkoholu... :)
- Dołączył: 2011-05-16
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 2976
22 czerwca 2011, 19:17
> Jeśli chodzi o moje zachowanie. To wiesz, nie
> zauważyłam niczego niepokojącego, jestem taka, że
> lubię dzieci i tyle...Gdybym zaszła w ciąże
> cieszyłabym się, dzieci mnie rozczulają i też
> nigdy nie miałam takich myśli, że żałuję cokolwiek
> bo "matka mi nie pokazała" Oczywiście wpływ faceta
> w domu na mnie był ogromny, nie jestem taką
> delikatną słodką kobietą, która nie potrafi
> zmienić żarówki. Musiałam się tego nauczyć, to
> były sytuacje, które były u mnie na codzień, a nie
> jak u niektórych, że np mama się malowała i córcia
> też, u mnie był remont w domu to ja za ojcem w
> krok w krok a do lalek było mi daleko...Miałam
> długo faceta i z okazywaniem "typowej" jeśli można
> tak powiedzieć, miłości "kobiecej" nie miałam
> problemu. Niestety jestem taka, że rządzić sobą
> nie dam, trudno ze mną rozmawiać w czasie kłótni,
> bo taki miałam wzorzec w domu, jedyny zresztą ale
> cieszę się, że jest tak a nie inaczej.
Olga to mamy identycznie..to samo co tu opisałaś..Uwielbiam dzieci..nie jestem słodka damusią bo umiem cos naprawić,pomalowac a jak sie gościu za bardzo dobiera to i przy*ierdolić z liścia porządnie też umiem ;D a w czasie kłotni jestem jak huragan..;D
- Dołączył: 2007-08-27
- Miasto: Hamak
- Liczba postów: 10054
22 czerwca 2011, 19:41
ja moich niepowodzen nie zwalam na ojca (ktory odszedl od mamy kiedy dowiedzial sie ze jest w ciazy) ale zauwazylam, ze (co dziwne) fakt, ze nie ma go przy mnie i nigdy nie interesowal sie mna powoduje ze czasami mysle, ze jestem jakas gorsza. Ze jestem jakas beznadziejna (chociaz przecież nie moja wina, ze ojciec mnie nie chciał) Weird.
22 czerwca 2011, 19:48
Ja mieszkam z obojgiem rodziców, ale wychowuję sie jakbym w ogóle ich nie miała, jedyna rozmowa to ''cześć, jak w szkole?'' szczególnie jeśli chodzi o moją mamę, po prostu żyjemy jak współlokatorzy, nie wiem jak to sie odbije w dorosłym życiu, bo póki co mam 15 lat, ale widzę, że niektóre rzeczy postrzegam inaczej niż osoby, które mają przyjacielską relację choćby z jednym z rodziców.
22 czerwca 2011, 20:52
A u mnie bło tak miałam 7 lat ojciec wyjechał za granicę i przestał przyjeżdżać przez pierwsze 3 lata i tylko dzwonił potem zaczął przyjezdzać... ale matka zdradziła go. Niby dalej są małżeństwem ( mimo jego przyjazdów co 2/3 miesiące) ale ja np. w ogóle z nim nie gadam przez telefon (bo nawet wspólnych tematów nie mamy), wkurza mnie jego obecność jak przyjeżdża, najczęściej wtedy jadę gdziekolwiek koleżanka,chłopak aby dalej od domu. Czyli można powiedzieć,że widuje swego ojca od święta. Z matką zwykle się mijałam ja ze szkoły a ona do pracy i wracała o 22 ( z resztą do tej pory tak jest)
Skutki?
Zdecydowanie szukam ojca w chłopakach, przez co mój chłopak zwykle jest kilka (naście) lat starszy. Za chiny nie puściłabym swojego TŻ-a za granicę (chyba,że ze mną by pojechał ). Mam straszny problem z zaufaniem i troche mniej straszny z zazdrością. Nie czuje się doceniona i niezbyt akceptuje siebie( bo zwykle córki są przez ojców chwalone a ten etap przerwał się za nim sie zaczął właściwie). Co do kobiet to za bardzo nie potrafię się przyjaźnić z nimi ... wolę facetów w roli przyjaciół.