Temat: Jak poznać czy to ten jedyny

Nie mam się zbytnio nawet komu wygadać więc napiszę tutaj.

Pół roku temu przeprowadziłam się do chłopaka, 70km od miejsca w którym mieszkałam. 

Odkąd się przeprowadziłam zmieniło się w moim życiu wiele. Zostawiłam rodzinę, znajomych, fajną pracę. Niby nie mam daleko ale jednak takie wyjazdy są męczące i niemożliwe dla mnie codziennie. Czuję, że wiele straciłam i myślę, że i przez to zaczęło się między nami psuć. 

Mam wrażenie, że zbyt długo żyliśmy na odległość i teraz wychodzi dużo rzeczy które nam nie przeszkadzały wcześniej bądź o nich nie wiedzieliśmy. Wcześniej czekałam aż w końcu mi się oświadczy, a teraz nie wiem czy odpowiedziałabym tak. Przeżyłam z nim wiele fajnych chwil i kocham go, ale sama już nie wiem czy to to. Czy nie jestem z nim z przyzwyczajenia. JAK TO POZNAĆ?

Takie drobne rzeczy stają się dla mnie powodem, że nie odzywam się do niego przez cały dzień np.

- wychodzenie do kumpli. Nie mam nic przeciwko żeby wychodził do znajomych, w końcu ma ich na miejscu w przeciwieństwie do mnie, ale zawsze jak się z nimi spotyka to trwa to wieczność. Rozumiem siebie, bo widzę się z koleżankami raz na miesiąc/dwa i wtedy te spotkania trwają dłużej. Ale on z kumplami widzi się minimum raz w tygodniu (no dobra, ma ich więcej więc licząc że z tym samym to może co drugi tydzień). Ale nie zmienia to faktu, że wychodzi o 16 i wraca o 22 mimo, że pójdzie do kolegi który mieszka 2 ulice dalej. Ciągle mu o tym mówię i zmienia to na jakiś czas, a potem znów tak robi. Rozumiem kiedy są to urodziny czy wieczór kawalerski ale nie zwyczajne wyjście po pracy na piwko

- dla mnie miłość to gesty: ugotowanie obiadu dla drugiej połówki, zrobienie prania, umycie naczyń, pościelenie łóżka, pójście rano do piekarni po świeże pieczywo. No takie małe gesty. Też mu o tym mówiłam wielokrotnie. Ale on nie pójdzie rano po chleb, bo jak zaczyna pracę o 8 to wstaje 7.55. I znów. Pokłócimy się, jest trochę lepiej a potem i tak robi swoje. Wracam z pracy, nie ma obiadu, no i on nie zrobił bo przecież też był w pracy. I okej, jakbym wiedziała że coś robił jednak w tej pracy. A często jest tak że przegląda sobie filmiki albo czyta książkę, bo zrobił co miał zrobić a obiadu i tak nie ma. 

- pieniądze. Kolejna rzecz. Ma 32lata. Kiedy nie mieszkaliśmy razem mówił że ma oszczednosci. Nie wnikałam zbytnio w to ile ich ma. Po przeprowadzce okazało się, że nic nie ma, bo kaucja i nasze wakacje pochłonęły jego oszczednosci. Jakbym wiedziała to nie chciałabym jechać z nim na wakacje. Wolałabym spędzić urlop z nim w mieście. Zwłaszcza, że sama swoich oszczednosci na to nie ruszyłam. Niby to zmienia teraz. Co miesiąc wpłaca pewną kwotę na konto oszczędnościowe ale to tylko przed to, że mu trułan o to głowę. Chociaż patrząc na jego wydatki w miesiącu to jestem załamana. On nie myśli o kupnie mieszkania chociażby. On teraz te pieniądze na koncie oszczędnościowym zbiera na rower. Więc niby coś zbiera ale no. Mam wrażenie, że jest mentalnie jeszcze trochę dzieckiem. I nie byłoby w tym nic złego jakby miał łeb na karku. A nie, że czasem w sklepie orientuje się że nie ma portfela i to ja płacę, albo kiedy zapomni zapłacić jakiegoś rachunku i naliczają nam karę. Czuję, że muszę o wszystkim pamiętać. Nawet za mieszkanie które teraz wynajmujemy mieliśmy ostatnio problem. Mamy w umowie, że kasa do 10 grudnia więc on zawsze płaci 10 choć mówię mu żeby tego nie robił na ostatnią chwilę, a sama swoją część przelewam mu zazwyczaj 5. Dziesiąty w grudniu wypadał w niedzielę więc jego przelew nie doszedł w ten dzień tylko w poniedziałek. A właściciel jest trochę ostry i od razu robił nam awanturę. No ale moim zdaniem miał rację. Jakbyśmy mieli kredyt to bank by się tak nie cackał. Jak jest konkretna data to konkretna a nie.

Mam dużo myśli w głowie. Wiem, że sama nie jestem idealna. Ale jak myślę o tym że miałabym mieć z nim dzieci to nie wyobrażam sobie tego. Już czuję jakbym była z dzieckiem. Z drugiej strony wiele dla mnie zrobił i nadal robi i widzę go w mojej przyszłości. Są dni kiedy za nim szaleję, a są takie jak dziś kiedy mam ochotę się wyprowadzić.

Jak poznaliście, że to ten jedyny? 

Pytanie, czy w ogóle istnieją Ci Jedyni. Jeśli istnieją, ten na takiego nie wygląda. Po mojemu za dużo poświęciłaś dla tego związku i nic z tego nie masz. No ale skoro już, to daj wam czas. Jeśli chcesz mieć obiad po powrocie do domu, musisz konkretnie powiedzieć co to ma być, przygotować produkty a może nawet wypisać na kartce kolejne etapy wykonania :) no i przyczepić na kompie albo drzwiach do łazienki.

Takie duże dziecko z niego, nic ciekawego. Mój chłop to potrafi zrobić jedzenie na 3-4 dni do przodu i większość rzeczy on ogarnia, oszczędza na przyszłość choćby na kupno mieszkania, nawet kwiatki przyniesie bez okazji :P za to ex to też był taki dzieciak, nawet prawka nie chciało mu się robić i wolał oszczędzać na rower;D ja się czułam trochę jak jego mamusia, lepszy ogarnięty facet, szkoda marnować czas.

ruda.lisiczka napisał(a):

A ja Cię rozumiem. To nie jest proste, ani fajne opuścić miejsce, które się zna, lubi, w którym jest rodzina, przyjaciele, wszystko, co znasz. Dojeżdżanie na spotkania z przyjaciółmi raz na jakiś czas, bo przecież praca, nie jest tym samym, co posiadanie ich na miejscu. Twój facet może się spotykać że znajomymi kiedy chcę, praktycznie, bo ma ich na miejscu. Rozumiem Twoją frustrację. Przeprowadzając się i zmieniając pracę, którą lubiłaś, bardzo dużo włożyłaś w ten związek. Aster Ci mocno pojechała tym, że nie widziałaś niby jaki ma stosunek do kasy, czy gestów. Niesprawiedliwa ocena. Zwłaszcza, że zapewniał, że ma oszczędności, a to czy pościeli łóżko,czy pójdzie po te przysłowiowe bułki nie mogłaś wiedzieć spotykając się raz na dwa tygodnie. Dużo rzeczy wychodzi po wspólnym zamieszkaniu. Powiem Ci tak, jeśli nie czujesz się komfortowo w takiej codzienności, to pomyśl, bo na świecie są inni mężczyźni, którzy ogarniają codzienność i dzielą się obowiązkami. Wspólne życie to także codzienność, wspólne płaszczyzny. Jeśli jest ich za mało to nie wiem czy ma to sens. 

o mój borze już mocno pojechała.

ja po prostu jestem zdziwiona 6 lat to bardzo dużo, da się poznać jako ktoś ma stosunek do pieniędzy/ oszczędzania, tym bardziej, że autorka pisała o tym, że myślała o zaręczynach. A to czy ktoś jest tym romantykiem czy nie, to da się wyczuć już po kilku tygodniach.

ja tego nie napisałam ale frustrację autorki też rozumiem, zmieniła całe życie i nie dostała nic w zamian, dlatego zaczyna się zastanawiać czy do siebie pasują.

Dziwi mnie to co piszesz o małych gestach i obiadach- nie dzielicie się obowiązkami? Mały gest to jak ktoś z własnej inicjatywy zrobi coś co należy do drugiej osoby a nie zwyczajne ogarnianie, które powinno być po równo(mniej więcej;). 

My bez siebie żyć nie mogliśmy(no dobra tak to odczuwaliśmy:), fizyczne bycie z daleka sprawiało spory dyskomfort. Tyle że zamieszkaliśmy ze sobą po 9 miesiącach związku (poniekąd na odległość bo byłam pół roku zagranicą) i byliśmy już zaręczeni wtedy. Po dwóch latach związku wzięliśmy ślub, minie latem 14 lat i za wiele się nie zmieniło(między nami, bo poza tym wszystko się zmieniło;)

Ale mieliśmy 23+ to i dynamika była inna.... Niemniej jednak nigdy nie miałam wątpliwości czy to ten Jedyny ... A z nas dwojga to raczej mąż nadawał tempo. 

I z perspektywy czasu myślę że łatwiej jest jak się razem przechodzi całą droge- od dbania o pokój w akademiku, przez kawalerkę i itd - obowiązków przybywa ale i człowiek się ćwiczy w ich dzieleniu. Jakby dorasta się razem do pewnych rzeczy( przykładowo od zalania zupki chińskiej do ugotowania zbilansowanego obiadu:). Myślę że zmienić się w wieku 30+ jest trudniej, człowiek ma nawyki i oczekiwania.

Sprobujcie porozmawiać? O oczekiwaniach i potrzebach. Martwiloby mnie podejście do kasy zwłaszcza .... Ale też to że (biorąc pod uwagę twój grafik) nie planuje spotkań z kumplami wtedy gdy pracujesz... Tzn raz że wynika ze nie planujecie razem np tygodnia? Albo że nie chce mu się uwzględnić twoich potrzeb, czy nie czuję potrzeby by ten czas razem spędzać. 

Generalnie słabo to wygląda trochę, nie dziwię się że masz wątpliwości. 


Pasek wagi

Adalia napisał(a):

Himawari napisał(a):

garść luźnych refleksji :) 1) w związku da się bardzo dużo przepracować, ale wymaga to chęci, motywacji i zaangażowania z dwóch stron. Trzeba tez zaakceptować, że nie da się zmienić w drugim człowieku wszystkiego pod własne upodobania - próbowałaś kiedyś zmienić siebie i swoje nawyki? Na jak długo starczyło Ci motywacji, zwłaszcza zewnętrznej (czyli żeby druga osoba się nie czepiała)? 2) Przemyśl to karanie milczeniem, bo to bardzo niezdrowa reakcja. Masz prawo zrobić mentalnie krok wstecz, żeby przemyśleć pewne rzeczy, ale zdrowiej było o tym powiedzieć drugiej osobie. 

3) Drobne gesty jako wyraz miłości, ok, ale czy Twój facet postrzega to tak samo, czy znowu chcesz go na siłę wtłoczyć w swoją foremkę?

4) Wyjścia z kolegami przeszkadzają bo nudzisz się sama w domu, jesteś zazdrosna, czy on serio ma jakiś problem, np z alkoholem? 

5) Z rzeczy, które wymieniłaś, największą czerwoną flagą byłby dla mnie zbyt lekki stosunek do pieniędzy - gdyby partner miał na tyle wysokie zarobki, że może olać budżet, to co innego

6) jak często widujesz się teraz z rodziną i przyjaciółmi? Masz opcję zaprzyjaźnić się bliżej ze znajomymi partnera? Może to by Ci pomogło 

2) z tym się zgodzę. Nie umiem do końca z tym walczyć. On wykrzyczy mi wszystko co uważa że źle zrobiłam, a ja duszę to wszystko w sobie i dopiero pod koniec dnia powiem mu co złe zrobił 

3) na siłę może nie, ale sama próbuję dostosować swój język miłości do niego. On lubi dostawać prezenty na jakieś walentynki itp niż gdzieś wyjść czy coś wspólnie porobić dlatego na jego święta dostaje prezenty materialne. W ciągu tygodnia dostanie też  jakiś drobiazg (ulubiony batonik czy Hot wheelsa które zbiera). Dlatego chciałabym żeby działało to w 2 strony. W ciągu tygodnia umyje naczynia czy zrobi obiad, a na moje święta jakaś drobna wycieczka czy wspólne spędzanie czasu. 

4) Bardziej chodzi o to, że wychodzi o 16 a wraca o 22 i w połączeniu to z moim grafikiem wychodzi czasem, że się nie widzimy w ogóle. Przykład z tamtego tygodnia. Chłopak zaczyna i kończy pracę codziennie tak samo 8-16. Ja w tamtym tygodniu: pn 12-20, wt 8-16 sr 12-20 czw 14-22 pt 14-22. No więc oczywiste jest (dla mnie) że wtorek poświęcamy na wspólne popołudnie. A on poszedł do kolegi w ten dzień. A w środę mówił mi czemu o 22 chcę położyć się spać jak to ostatni już dzień kiedy możemy chwilę spędzić razem bo w czwartek i piątek mam na popołudnie. Rozumiem, że np koledze pasuje ten jeden dzień, ale to niech wyjdzie na 2-3h i tyle, resztę popołudnia spędźmy razem. A nie, że on 2-4 razy rszy w tygodniu wychodzi do kumpli gdzie siedzi tam 5 czy 7 godzin. W tym tygodniu już 2 popołudnia spędził ze znajomymi. Wczoraj wrócił o 21, a w poniedziałek nawet nie wiem bo już spałam. 

6) znajomych mi brakuje. To fakt. Do rodziców jeżdżę raz w miesiącu na 2 dni (pt-sb albo sb-ndz). Chciałam tutaj zdobyć jakiś znajomych chodząc na jakieś zajęcia dodatkowe ale jednak z moją pracą ciężko mi zapisać się na jakieś zajęcia i na nie chodzić w miarę regularnie. Innego pomysłu na poznawanie nowych ludzi na razie nie miałam, a towarzystwo mojego faceta to głównie kawalerowie bądź ludzie młodsi ode mnie o ponad 10 lat. Z moimi znajomymi głównie piszę. Jak spotkamy się to w weekend.

Dziękuję Ci za odpowiedź 

jeśli chodzi o punkt 2, rozumiem Cię, bo reaguje tak samo. Nauczyłam się po prostu mówić, że potrzebuje trochę czasu, żeby to przemyśleć, i chętnie wrócę do tematu, jak będę gotowa. Druga strona dzięki temu wie, że nie strzeliłam focha, ani że nie uciekam do problemu. 

Wiesz, możecie spróbować usiąść na spokojnie i pogadać, bez pretensji, wiercenia dziury w brzuchu, krzyków. Tylko czy jesteś gotowa na to, że taka rozmowa może się zakończyć stwierdzeniem, ze dalsze życie będziecie prowadzić już osobno?


no i takie moje gdybanie, oparte jedynie na Twoim wpisie (a więc bardzo fragmentarycznym obrazie sytuacji), możliwe że on już tak przywykł do kawalerskiego życia i dziewczyny „na dochodne”, że naprawdę nie chce innej formy związku i 100% zaangażowania…

a ja polecę posłuchać sobie tego :)

Myślałam, że ma ze 22-25 lat. Mężczyzna po 30 raczej nie ma potrzeby ciągłego wychodzenia do kumpli i posiada oszczędności. Ja też byłabym zła i zaniepokojona na Twoim miejscu. W ogóle nie wyobrażam sobie, jak można nie mieć oszczędności, nie dążyć do tego, by w przyszłości żyło się lepiej, na swoim. W tym wieku to my mieliśmy już dwoje dzieci i urządzaliśmy dom. Mój mąż ma kolegów, często rozmawiają przez telefon, albo wpadają do nas na kawę lub siedzą w garażu i dyskutują na tematy, które mnie nie kręcą, ale on nie przesiaduje poza domem godzinami. Nie pozwoliłabym na to.

Może potrzebujecie czasu, żeby się dotrzeć. Może trzeba usiąść i poważnie pogadać. A może to po prostu nie jest to. 

Troche taki wieczny chlopiec.

Ma prace zdalna, ktora jak piszesz nie jest jakos 100% absorbujaca i o 16stej konczy.

Ty masz jeszcze dojazdy do pracy, prace na zmiany.

Jak rozumiem w domu nie ruszone, obiad – pewnie cos dla siebie lub zamawia.

Kasy nie ma.

Jeżeli masz prace na zmiany, to ja nie wiem dlaczego nie może umawiac się z kumplami kiedy masz popoludnia. Ale widocznie nie wpadl na to.

Mnie by najbardziej przeskzadzalo, ze w domu malo robi i nie ma oszczednosci i jeszcze placenie rachunkow na czas go przerasta.

Taki poziom chlopaczka na studiach/swiezo po studiach. Najlepiej żeby mamusia przypilnowala.

Przy dziecku jest duzo obowiazkow, duzo wydatkow, czy on jest na to gotowy mentalnie? Czy cale zycie chce zyc na wynajmie i troche jak kawaler?

Jakie on ma plany na przyszlosc?

nuta napisał(a):

Troche taki wieczny chlopiec.

Ma prace zdalna, ktora jak piszesz nie jest jakos 100% absorbujaca i o 16stej konczy.

Ty masz jeszcze dojazdy do pracy, prace na zmiany.

Jak rozumiem w domu nie ruszone, obiad ? pewnie cos dla siebie lub zamawia.

Kasy nie ma.

Jeżeli masz prace na zmiany, to ja nie wiem dlaczego nie może umawiac się z kumplami kiedy masz popoludnia. Ale widocznie nie wpadl na to.

Mnie by najbardziej przeskzadzalo, ze w domu malo robi i nie ma oszczednosci i jeszcze placenie rachunkow na czas go przerasta.

Taki poziom chlopaczka na studiach/swiezo po studiach. Najlepiej żeby mamusia przypilnowala.

Przy dziecku jest duzo obowiazkow, duzo wydatkow, czy on jest na to gotowy mentalnie? Czy cale zycie chce zyc na wynajmie i troche jak kawaler?

Jakie on ma plany na przyszlosc?

..no i jak widać autorka niestety wchodzi w rolę mamusi. A jeśli tak wygląda początek wspólnego życia, to obawiam się, że z czasem oboje będą solidniej osadzać się w pełnionych rolach - chłopak będzie uciekał w komputer i w kumpli, bo kobieta mu wiecznie truje o niezapłacone rachunki i nieugotowany obiad (a nikt nie lubi, jak mu się truje nad głową...) Dziewczyna - będzie pilnować tych nieszczęsnych rachunków i innych domowych spraw i na przemian zrzędzić pod nosem i strzelać milczące fochy, każąc chłopakowi "się domyślać". Jaka rada? Rozmawiać. Bez trucia, bez wstępów rodem z filmów typu "musimy porozmawiać" (bo to z góry ustawia drugą stronę w pozycji defensywnej, z której w pierwszej kolejności będzie bronić swojej racji) i przede wszystkim bez nastawienia, że szczęście w związku zapanuje tylko wtedy, gdy partner zmieni swoje zachowanie, dopasowując je do twojej, autorko, wizji spod znaku "happily ever after"

Zoe23 napisał(a):

nuta napisał(a):

Troche taki wieczny chlopiec.

Ma prace zdalna, ktora jak piszesz nie jest jakos 100% absorbujaca i o 16stej konczy.

Ty masz jeszcze dojazdy do pracy, prace na zmiany.

Jak rozumiem w domu nie ruszone, obiad ? pewnie cos dla siebie lub zamawia.

Kasy nie ma.

Jeżeli masz prace na zmiany, to ja nie wiem dlaczego nie może umawiac się z kumplami kiedy masz popoludnia. Ale widocznie nie wpadl na to.

Mnie by najbardziej przeskzadzalo, ze w domu malo robi i nie ma oszczednosci i jeszcze placenie rachunkow na czas go przerasta.

Taki poziom chlopaczka na studiach/swiezo po studiach. Najlepiej żeby mamusia przypilnowala.

Przy dziecku jest duzo obowiazkow, duzo wydatkow, czy on jest na to gotowy mentalnie? Czy cale zycie chce zyc na wynajmie i troche jak kawaler?

Jakie on ma plany na przyszlosc?

..no i jak widać autorka niestety wchodzi w rolę mamusi. A jeśli tak wygląda początek wspólnego życia, to obawiam się, że z czasem oboje będą solidniej osadzać się w pełnionych rolach - chłopak będzie uciekał w komputer i w kumpli, bo kobieta mu wiecznie truje o niezapłacone rachunki i nieugotowany obiad (a nikt nie lubi, jak mu się truje nad głową...) Dziewczyna - będzie pilnować tych nieszczęsnych rachunków i innych domowych spraw i na przemian zrzędzić pod nosem i strzelać milczące fochy, każąc chłopakowi "się domyślać". Jaka rada? Rozmawiać. Bez trucia, bez wstępów rodem z filmów typu "musimy porozmawiać" (bo to z góry ustawia drugą stronę w pozycji defensywnej, z której w pierwszej kolejności będzie bronić swojej racji) i przede wszystkim bez nastawienia, że szczęście w związku zapanuje tylko wtedy, gdy partner zmieni swoje zachowanie, dopasowując je do twojej, autorko, wizji spod znaku "happily ever after"

ja się nie zgodzę z ostatnia częścią wypowiedzi 

doroslosc na tym polega, że ogarniasz swoje zobowiązania, jesteś odpowiedzialny, planujesz przyszłość (np.zabezpieczenie finansowe) i czasami trzeba zrezygnować z części własnych przyjemności.

Lata temu miałam takiego chłopaka. Miał listę życzeń, że jak dostanie wypłatę to kupi gitarę, kurtę ze skory, bilety na koncert. Zero pomyślenia jak zaplanować budżet. Tydzień po wypłacie kasy nie ma i obiadki u mamusi. 3 miesiące wytrzymałam, a miałam ok.20lat.

32-latek bez kasy i odkłada na wymarzony rower? Serio? Dla mnie słabe, zwłaszcza jak "zapomina"portfela na zakupach i nie płaci rachunków w terminie.





© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.