Temat: odddd

..........................................

500 km. Odwiedzam mamę rzadko raz na rok , 2 razy. Nie potrafię spać u kogoś, zawsze nam problemy jelitowe + rozmowy takie same jak przez televfon lub skype. Świąt nie obchodzę. Jak odwiedzałan wcześniej to sie czułam jak 5 koło u wozu. Na krzesełku cały dzień. I jedzenie cały czas.Pomocy jeszcze mama nie potrzebuje.

no przyznam że "żal" mi urlopu na takie wykańczające przygody....

Wilena napisał(a):

Ten wątek prezentuje takie strasznie ograniczone myślenie moim zdaniem, aż zdziwiona jestem że aż tyle głosów w tym stylu jest. Że ja tak mam = każdy tak ma. Rozumiem, nie każdy lubi wyjazdy, nie każdy jest towarzyski, nie każdy jest rodzinny i nie każdy lubi przyjmować gości. Ale niektórzy lubią, a wręcz te spotkania z rodziną stanowią dla nich sens życia. Moja babcia kocha gości. Zawsze tak było. Lubi ozdabiać dom na święta, planować co poda do jedzenia, jaką zastawę wyjmie, lubi robić prezenty i obchodzić hucznie wszystkie rodzinne uroczystości. Jej to właśnie dodaje siły, nie jej odbiera. Oczywiście, teraz już z racji wieku, nie dałaby rady robić Wigilii na 30 osób, więc to przejęliśmy, babcia jest naszym gościem. Ale zawsze jej sprawia wielką frajdę jak przyjedziemy wszyscy na dzień babci, a ona nam ugotuje domowy rosół i zrobi sernik, tyle siły jeszcze ma. Jakbym jej powiedziała, że nie rób, ja przywiozę, to wcale bym jej nie odciążyła, tylko raczej bym jej sprawiła tym przykrość. A jakbym nie przyjechała wcale, wiem że by też by jej było bardzo przykro, mimo że pewnie by mi powiedziała, że rozumie, masz dziecko swoje sprawy. Wątpię że stwierdziłaby "o, jak dobrze ze mnie zostawili samą, nie muszę zmywać". Nie wiem jakie podejście do tematu mają rodzice narzeczonego. Może właśnie też takie, że wolą sobie odpocząć, a z wnukami porozmawiać przez telefon. Ale jeżeli nie, to ja się nie dziwię autorce że jest w jakiś sposób wzburzona tym brakiem wizyt ze strony rodzeństwa narzeczonego, zwłaszcza jeżeli widzi jak np. dziadkom się robi przykro, bo się nie widzą z wnukami. 

Raczej w watku wypowiadaja sie osoby, ktore odwiedziny i odleglosci znaja z wlasnego doswiadczenia. I pytanie (lub oskarzenie) rzucone przez autorke watku tez nawiazywalo do tych nieodwiedzajacych, wiec Wilena to Twoja towarzyska babcia jest wyjatkiem tutaj. 
Na marginesie: jak daleko masz do rodziny i babci?  Widzisz, ja pisze z punktu widzenia emigranta, ktory zna z wlasego doswiadczenia planowanie wizyt i odwiedzenie rodziny, ze wszystkimi tego “urokami”. I jak wspomniano, to ze ktos nie odwiedza wg ustalonego przrz kogos innego grafika, nie oznacza ze nie ma kontaktu wcale. 

Nie chce mi się czytać 6 stron odpowiedzi, ale.

To nie Twoja sprawa, jak jest wiedza tylko zainteresowani. Może wcale te relacje nie są takie super. Może rodzeństwo ma żal że rodziców zapraszali wielokrotnie, a oni od 10 lat zasłaniają się wiekiem. Może zwyczajnie jest tam niekomfortowo, małe mieszkanie, wersalka w salonie i tata który chrapie jak traktor. 

Ja mam do swoich 3,5 godziny jazdy samochodem i niemiłosiernie wkur*ia mnie jak słyszę że oni nie przyjadą bo nie umieją spać poza domem. Mają u nas osobny pokój, wielkie łóżko, telewizję, ale nie, my mamy jechać do nich z małym dzieckiem. Śpimy we trójkę na łóżku 140, maks o 21 trzeba iść spać, bo oni tak idą i jedyne co to możesz gapić się w telefon z nogami trzylatki wbitymi pod żebra. Mieszkanie ma 40 metrów i po 2 dniach ja mam klaustrofobię, dodatkowo matka całe życie pali w domu (podczas naszych wizyt wychodzi z domu) i wszytko jest potem do prania. Ja byłam z dzieckiem 4 razy w ciągu roku na kilka dni, oni raz na jedną noc. I już skończyłam te wizyty, droga jest taka sama w każdą stronę, nie są zniedołężniałymi staruszkami i nie będę na siłę dbać o relacje z wnuczkami. Z pozoru wszytko gra i ktoś mógłby się dziwić że nie odwiedzam ich już często, ale wszystko powyższe mnie w moich oczach usprawiedliwia. 

Pasek wagi

LinuxS napisał(a):

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Moj tata zawsze jak jeździł z nami do babci to wszystko tam robił, chociażby skoszenie podworka kosa, nie było kosiarek, nie oczekiwał, że będzie obsługiwany... Fakt, obiad dostaliśmy, ale raczej wypadało by pomóc rodzicom, jeśli się przyjeżdża a nie oczekiwać sprzątania po nas.. 

No coz, znow wypowiedz osoby, ktira mieszka ?rzut beretem? i jej sie wydaje, ze wie lepiej.

Pracuj na pelen etat, maz tez, dzieci do szkoly, wszyscy ograniczeni urlopem, przerwa swiateczna, feriami szkolnymi. Trzeba to zgrac. Podroz kilka godzin w jedna strone, spanie jak sie da i gdzie sie da, pielgrzymka po rodzinie i powrot, bo w pn do pracy/szkoly. Dolicz korki na autostradzie czy kilka godzin w drodze i czas wyjazdu (pt po szkole /pracy pozna noca czy sobota i powrot w nd- tracac polowe czasu). O zmeczeniu i innych rzeczach nie wspomne. Tak, powiedziala ta ci ma ?blisko?. Aha, jak jestes na miejscu to skos podworko i pomaluj przedpokoj. 

Te wypowiedzi sa coraz bardziej absurdalne. 

Nie bardzo kumam o czym do mnie piszesz? Ja napisałam, że nie oczekiwałaby usługowania mi a czulabym się jak w domu, w sensie zrobię obiad wszystkim, posprzątam po obiedzie, pościele nasze łóżka itd

Różne są powody. Myślę, że jedyne odwiedzanie, jakim powinniśmy się interesować, to to dotyczące bezpośrednio nas: czy my odwiedzamy? jak często? czy chcemy? czy rodzice nas odwiedzają? etc.

Ludziom się wydaje, że wiedzą, co się dzieje w rodzinach, a to g... prawda. Wiem, że w mojej dalszej rodzinie i wśród sąsiadów jestem jakimś totalnym potworem, bo "wyrzekłam się mamusi". Prawda jest taka, że toksyczna "mamusia" zostawiła mnie, jak miałam 9 lat, a potem przez kilka na odległość truła mi życie. Ale postronni patrzą... no właśnie... postronnie. Rozumiem, że te dzieci, o których piszesz, to rodzeństwo Twojego męża? Więc, no cóż, też się z nimi nie wychowywałaś, nie wiesz, jak było, ani jak jest teraz. Mój brat patrzy na sytuację między mną a matką inaczej - z różnych powodów, między innymi z racji wieku.

Pasek wagi

panna_slodka_szprotka napisał(a):

LinuxS napisał(a):

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Moj tata zawsze jak jeździł z nami do babci to wszystko tam robił, chociażby skoszenie podworka kosa, nie było kosiarek, nie oczekiwał, że będzie obsługiwany... Fakt, obiad dostaliśmy, ale raczej wypadało by pomóc rodzicom, jeśli się przyjeżdża a nie oczekiwać sprzątania po nas.. 

No coz, znow wypowiedz osoby, ktira mieszka ?rzut beretem? i jej sie wydaje, ze wie lepiej.

Pracuj na pelen etat, maz tez, dzieci do szkoly, wszyscy ograniczeni urlopem, przerwa swiateczna, feriami szkolnymi. Trzeba to zgrac. Podroz kilka godzin w jedna strone, spanie jak sie da i gdzie sie da, pielgrzymka po rodzinie i powrot, bo w pn do pracy/szkoly. Dolicz korki na autostradzie czy kilka godzin w drodze i czas wyjazdu (pt po szkole /pracy pozna noca czy sobota i powrot w nd- tracac polowe czasu). O zmeczeniu i innych rzeczach nie wspomne. Tak, powiedziala ta ci ma ?blisko?. Aha, jak jestes na miejscu to skos podworko i pomaluj przedpokoj. 

Te wypowiedzi sa coraz bardziej absurdalne. 

Nie bardzo kumam o czym do mnie piszesz? Ja napisałam, że nie oczekiwałaby usługowania mi a czulabym się jak w domu, w sensie zrobię obiad wszystkim, posprzątam po obiedzie, pościele nasze łóżka itd

Ktora strona jestes? Ta goszczaca (przygotowanie przed przyjazdem, zakupy, zrobienie miejsca dla gosci, popsprzatanie po) czy ta jadaca w ramach urlopu czy weekendu kilkaset km w jedna strone, tarabaniac sie z calym dobytkiem ? Z wypowiedzi zakladam - zadna. Ale najwiecej masz do powiedzenia. O tym pisze. 

LinuxS napisał(a):

panna_slodka_szprotka napisał(a):

LinuxS napisał(a):

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Moj tata zawsze jak jeździł z nami do babci to wszystko tam robił, chociażby skoszenie podworka kosa, nie było kosiarek, nie oczekiwał, że będzie obsługiwany... Fakt, obiad dostaliśmy, ale raczej wypadało by pomóc rodzicom, jeśli się przyjeżdża a nie oczekiwać sprzątania po nas.. 

No coz, znow wypowiedz osoby, ktira mieszka ?rzut beretem? i jej sie wydaje, ze wie lepiej.

Pracuj na pelen etat, maz tez, dzieci do szkoly, wszyscy ograniczeni urlopem, przerwa swiateczna, feriami szkolnymi. Trzeba to zgrac. Podroz kilka godzin w jedna strone, spanie jak sie da i gdzie sie da, pielgrzymka po rodzinie i powrot, bo w pn do pracy/szkoly. Dolicz korki na autostradzie czy kilka godzin w drodze i czas wyjazdu (pt po szkole /pracy pozna noca czy sobota i powrot w nd- tracac polowe czasu). O zmeczeniu i innych rzeczach nie wspomne. Tak, powiedziala ta ci ma ?blisko?. Aha, jak jestes na miejscu to skos podworko i pomaluj przedpokoj. 

Te wypowiedzi sa coraz bardziej absurdalne. 

Nie bardzo kumam o czym do mnie piszesz? Ja napisałam, że nie oczekiwałaby usługowania mi a czulabym się jak w domu, w sensie zrobię obiad wszystkim, posprzątam po obiedzie, pościele nasze łóżka itd

Ktora strona jestes? Ta goszczaca (przygotowanie przed przyjazdem, zakupy, zrobienie miejsca dla gosci, popsprzatanie po) czy ta jadaca w ramach urlopu czy weekendu kilkaset km w jedna strone, tarabaniac sie z calym dobytkiem ? Z wypowiedzi zakladam - zadna. Ale najwiecej masz do powiedzenia. O tym pisze. 

No dokladnie... ja jezdze duzo po rodzinie, teraz na swieta przez 5 dni odwiedzilam 5 miast w Polsce. Dzien w dzien gdzies indziej, co najmniej 2 - 3h jazdy pomiedzy kazdym. I to byl moj ostatni raz, a na pewno nie bedzie to tak czesto. Wszyscy maja dzieci i zobowiazania, a droga jest ta sama. Co roku jednak to ja jezdze i wszystkich odwiedzam. Wszyscy goscinni, pytaja kiedy przyjedziemy, zapraszaja ciagle i super...tylko mi z wiekiem tez juz sie nie chce zwlaszcza, ze w druga strone nikt sie nie wybiera. Pakuj sie, wyjezdzaj w piatek po calym tygodniu pracy, by kolo polnocy dotrzec do celu, w sobote juz mam caly dzien ustawiony jak nie przez rodzicow, to przez babcie, niedziela do poludnia tak samo, a potem sie pakuj, wracaj, ogarniaj dziecko do szkoly o 18, pranie wieszaj o polnocy a w pon oczywiscie na rano do pracy. I zasuwaj caly tydzien. A potem druga babcia przez tel placze, dlaczego nie byliscie na weekend a to czemu na ten nie przyjedziecie.

A jak przyjade do rodzicow to tez pierdyliard wycieczek i atrakcji i foch, ze nie mam sily ani checi wlazic na Sniezke albo na 7 rano jechac na basen.

Odwiedzam średnio raz w tygodniu. Mam 12 km. 

Ja mam dokładnie taką odległość do rodziców - 300 km. I szczerze mówiąc takie wyprawy są dla mnie bardzo wyczerpujące i nie za częste, tak około 4 razy w roku, czasem 3. Trasa pociągiem zajmuje mi około 5h + dojazd z domu na dworzec + dojście z dworca do rodziców, łącznie daje to około 6h. Zazwyczaj wygląda to tak, że biegiem wracam w piątek z pracy do domu, w 20 minut szybko się "odświeżam" i jadę na dworzec. Potem koło 23.30 jestem u rodziców - od 6 rano na nogach, umęczona pracą i podróżą. W sobotę ustawiam budzik zazwyczaj na 6, max 7, bo inaczej słyszę od rodziców, że "przecież nie przyjechałam do nich spać, tylko spędzić z nimi czas, jestem tak rzadko itd". Jestem u nich do niedzieli, w niedzielę znowu o 17 pociąg, w domu jestem koło 23, a rano znowu do pracy. Kiedyś jeździłam częściej, ale mam pracę, hobby, swoje sprawy i zwyczajnie w weekend chcę się wsypać i odpocząć. Jak byłam sama, to też było inaczej. Ale teraz jak te wyjazdy rozkładają się na rodziców i na teściów, to wychodzi średnio 3-4 wyjazdy na rodziców i 3-4 wyjazdy na teściów. Z teściami widujemy się częściej, bo oni przyjeżdżają też do nas z 2-3 razy w roku, zdarza się też, że pojedziemy gdzieś razem na parę dni na wyjazd,  moi rodzice nigdy do nas razem nie przyjechali (tylko mama w ciągu 6 lat była u nas 2 razy, tatę nie interesują wyjazdy gdziekolwiek). Ja jak najbardziej rozumiem, że ktoś może nie mieć siły ani chęci jeździć częściej. Co innego jak się jest na miejscu, a co innego tyle kilometrów. Po takim wyjeździe zazwyczaj cały następny weekend wypoczywam. 

Szczerze mówiąc dużo bardziej wolę jak ktoś mnie odwiedza niż jak ja mam jeździć. Odwiedziny teściów, to też przygotowania - gruntowne sprzątanie, przygotowanie pościeli, zrobienie obiadu, ciasta, sałatek, przekąsek. Ale odchodzi 12 godzin w podróży, całe przygotowania do odwiedzin tyle nie zajmują co ten głupi pociąg...

Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.