Temat: Rozstanie czy praca nad zwiazkiem?

Jestem z partnerem już kilka lat. Formalnie nic nas nie łączy, kredyty, mieszkania, dzieci. Nic. 

Ostatnio zauważam że coraz mniej mi się chce z nim spędzać czasu. Wolę pobyć sama. Nie chce mi się za bardzo nawet rozmawiać. Ogólnie rzecz biorąc nudzi mnie nasz związek. I tak się zastanawiam czy w takim wypadku jest sens walczyć i ratować czy będzie jednak coraz gorzej? 

A jeśli ratować to jak? Na myśl o romantycznym wyjeździe mam odruch wymiotny. 

.nonszalancja. napisał(a):

Jeszcze pytanie ślub nie doszedł do skutku ? Odwolaliscie, czy odliczacie dni do tej magicznej daty? 

W ciemno stawiam, że to drugie... 🤪 Nawet go nie lubi, to brakuje tylko: ślubu. Tam, ta, ta raaa, pam, pam, pa raaa. 

Jeśli jesteś już na "tym etapie", że nie jesteś w stanie wytrzymać z partnerem to raczej nie ma czego ratować... jeszcze kwestia czy nie jesteś nim zmęczona bo np. większość czasu spędzacie razem? Może przydałby się jakiś samotny wyjazd, przerwa żeby się przekonać czy wgl tęsknisz, jak na niego reagujesz po odpoczynku od relacji itp.. 

Pasek wagi

jestescie mlodzi, jesli ty sie tak czujesz byc moze on tez tylko nikt nie ma odwagi tego powiedziec glosno. Porozmawiajcie, razem przemyslcie czy to ma sens, przypuszczam ze nie, nie wyobrazam sobie w takim ukladzie kolejnych lat.

Limecia napisał(a):

Jestem z partnerem już kilka lat. Formalnie nic nas nie łączy, kredyty, mieszkania, dzieci. Nic. 

Ostatnio zauważam że coraz mniej mi się chce z nim spędzać czasu. Wolę pobyć sama. Nie chce mi się za bardzo nawet rozmawiać. Ogólnie rzecz biorąc nudzi mnie nasz związek. I tak się zastanawiam czy w takim wypadku jest sens walczyć i ratować czy będzie jednak coraz gorzej? 

A jeśli ratować to jak? Na myśl o romantycznym wyjeździe mam odruch wymiotny. 

Jak dla mnie coś się z twojej strony wypaliło. Pytanie musisz zadać sama sobie czy chcesz to ratować

Limecia napisał(a):

Nie mam odruchu wymiotnego na jego widok. Nie kręcą mnie po prostu romantyczne wyjazdy czy tam romantyczne weekendy w domu. Wolę porobic coś ciekawego a nie się przytulać całymi dniami w łóżku.

Wydaje mi sie że przestaliśmy być dla siebie ciekawi przez szarą codzienność. I musielibyśmy zmienić styl bycia i naszego związku. Ogólnie zrobiliśmy się nudni i to obopólna wina.

ale to facet Ci przeszkadza, czy wyrosłaś z romantycznych akcji? Bo wiesz, to nie to samo. Mnie się na myśl o przytulaniu cały dzień w łóżku czy romantycznych kolacjach robi mdło, ale to nie ma nic wspólnego z moim facetem czy pomysłami na spedzanie czasu. Gdybym miała sie kierować romantycznymi uniesieniami zmieniałabym faceta co trzy miesiące ;). Tylko wiesz, to też wazne co lezy u podstaw zwiazku. Jesli sa to sprawy szeroko pojetej miłości, to tu nawet nie chodzi o ratowanie, tylko brak jest punktu zaczepienia. Jeśli zaś ludzie sie lubią, to miło też czasem razem sie ponudzić, bo po chwili wraca to, co ich naprawde łączy. Jest jakiś powód tej wzajemnej wiezi, poza romantycznym.

Zalezy ile jestescie razem i czy to co czujesz, nie wynika z ogolnego zniechecenia zyciem. 
Jesli w innych dziedzinach zycia wykazujesz entuzjazm to raczej cos nie tak miedzy wami. Co nie oznacza, ze trzeba sie zaraz rozchodzic. Napierw sprawdzcie co nie dziala i dlaczego. 
Ale moze znudzenie i inne odczucia wynikaja z Twojego ogolnego stanu? Jakies problemy (nawet jakis czas temu, teraz mozesz odreagowywac), rozczarowanie ogolnie, moze bylas pod presja i mialas cel, a teraz go nie ma? Przeanalizuj wszystko i przede wszystkim porozmawiajcie.

Viatalia nie zawsze dobrze radzi. Tu ludzie wpadaja i zostawiaja wpisy, nawet czesto nie czytajac dokladnie postu. Juz nie mowiac, ze nikt nie wie jak wyglada czyjes zycie i odpowiada sie na podstawie jakiegos tam fragmentu. 

Boooo.....związek to jednak jest praca. Pierwsze 2-3 lata się jedzie na seksie, eventach i innych atrakcjach, a potem trzeba sobie zadać pytanie, jak ta relacja ma wyglądać w szarej rzeczywistości. Jak z tym człowiekiem spędzać wieczór na kanapie i weekend u teściów. I damn, moja opinia jest taka, że to przejście, to jednak wychodzi najlepiej, kiedy obie strony są świadome tego, że jakiś etap relacji się kończy a zaczyna się nowy i że w pewnym sensie trzeba się nauczyć funkcjonować w innej dynamice. Zmiana partnera..może pomóc, a może się okazać, że w kolejnym związku po kolejnych kilku latach będziesz mieć dokładnie identyczne rozterki. Tylko, że będziesz już kolejne 5 lat starsza i znalezienie kolejnego partnera na wymianę będzie coraz trudniejsze. 

Musisz się zastanowić - jak wygląda twoje życie, jak wygląda jego. Czy macie okazję do żartów, rozmów, spędzania czasu razem. Czy OBOJE wkładacie wysiłek w to, żeby ten kontakt budować. Plus, jeśli coś już trochę zdechło, to odbudowanie tego to też nie będzie weekend na urlopie i tyle.

Ja jestem bardzo oldschoolowa. Uważam, że w pewnym momencie, jak się na kogoś zdecydowało i "zmarnowało" x lat życia tej osoby w kluczowym do zakładania rodziny wieku, to przyzwoitość wymaga, żeby w ten związek potem włożyć jakiś wysiłek, a nie zmywać się, kiedy tylko pojawiają się w sumie dość naturalne problemy.

I błagam, niech mi odpuszczą wszystkie Vitalijki w idealnych związkach, gdzie jest tęcza przez całe pożycie, bo to jednak raczej wyjątek potwierdzający regułę (albo ułuda).

Limecia napisał(a):

Nie mam odruchu wymiotnego na jego widok. Nie kręcą mnie po prostu romantyczne wyjazdy czy tam romantyczne weekendy w domu. Wolę porobic coś ciekawego a nie się przytulać całymi dniami w łóżku.

Wydaje mi sie że przestaliśmy być dla siebie ciekawi przez szarą codzienność. I musielibyśmy zmienić styl bycia i naszego związku. Ogólnie zrobiliśmy się nudni i to obopólna wina.

Życie to właśnie jest szara codzienność. Nuudaaa! I cały problem w tym żeby nie oczekiwać fajerwerków. 

Nie znam Was, więc mogę tylko ogólnie doradzić kolekcjonowanie wspólnych wspomnień. U nas to podróże,  ale mogą być jakiekolwiek wspólne zainteresowania. 

menot napisał(a):

Boooo.....związek to jednak jest praca. Pierwsze 2-3 lata się jedzie na seksie, eventach i innych atrakcjach, a potem trzeba sobie zadać pytanie, jak ta relacja ma wyglądać w szarej rzeczywistości. Jak z tym człowiekiem spędzać wieczór na kanapie i weekend u teściów. I damn, moja opinia jest taka, że to przejście, to jednak wychodzi najlepiej, kiedy obie strony są świadome tego, że jakiś etap relacji się kończy a zaczyna się nowy i że w pewnym sensie trzeba się nauczyć funkcjonować w innej dynamice. Zmiana partnera..może pomóc, a może się okazać, że w kolejnym związku po kolejnych kilku latach będziesz mieć dokładnie identyczne rozterki. Tylko, że będziesz już kolejne 5 lat starsza i znalezienie kolejnego partnera na wymianę będzie coraz trudniejsze. Musisz się zastanowić - jak wygląda twoje życie, jak wygląda jego. Czy macie okazję do żartów, rozmów, spędzania czasu razem. Czy OBOJE wkładacie wysiłek w to, żeby ten kontakt budować. Plus, jeśli coś już trochę zdechło, to odbudowanie tego to też nie będzie weekend na urlopie i tyle. Ja jestem bardzo oldschoolowa. Uważam, że w pewnym momencie, jak się na kogoś zdecydowało i "zmarnowało" x lat życia tej osoby w kluczowym do zakładania rodziny wieku, to przyzwoitość wymaga, żeby w ten związek potem włożyć jakiś wysiłek, a nie zmywać się, kiedy tylko pojawiają się w sumie dość naturalne problemy.I błagam, niech mi odpuszczą wszystkie Vitalijki w idealnych związkach, gdzie jest tęcza przez całe pożycie, bo to jednak raczej wyjątek potwierdzający regułę (albo ułuda).

Bardzo się z Tobą zgadzam akurat :) Z mężem jesteśmy razem 15 lat, z czego 11 po ślubie. Początek - ochy i achy, sranie tęczą dłuuugo. W sumie chyba do etapu dzieciowego. Potem już bardziej rutyna i kieracik typu praca, dom, budowanie domu, dzieci, szkoła, zajęcia dodatkowe, padanie wieczorem na ryj. Trochę cieżko wykrzesać tą iskrę romantyzmu sprzed 15 lat i też chyba trochę już nam się nie chce. Bo to już wszystko było to raz, dwa, że teraz mamy trochę inne wartości/obowiązki niż w czasach studenckich i wczesno pracowniczych. Lata związku robią swoje a i my coraz starsi i się już po prostu nie chce ;) I nie zrozumcie mnie źle - ja nie uważam żeby to było coś złego. Ot kolejny etap. Ja wiem, że tu się wypowiadają dziewczyny co to po 10, 15 czy 20 latach nadal czują się w związku jak na początku - są romantyczne kolacje, seksiki 3-4 razy w tygodniu, spontaniczne wypady za miasto. I super :) Chwała Wam za to, że Wam się chce, że Waszym chłopom się chce, gratuluję i oby jak najdłużej. Natomiast ja nie narzekam. Nie czuję się z tego powodu smutna, że ja tak nie mam. Nie zauważyłam, żeby mój mąż był z tego powodu smutny. Ale choć nie ma pozornie między nami tych takich małych namiętności każdego dnia jak to było na początku, to też samo uczucie jest nadal silne i nadal byśmy za sobą w ogień skoczyli. Choć tęczą już nie sramy od dawna :) Ale też autorka może mieć inne oczekiwania od związku ze stażem i to rozumiem. Cieżko stwierdzić co robić. Z jednej strony z kimś innym może być po latach tak samo, z drugiej strony jeśli tylko taki ma być powód trwania w obecnym związku (bo w innym będzie tak samo mdło) to też trochę słabe fundamenty. Przyszłości nie znamy. Będzie z kimś innym tak samo albo lepiej albo gorzej. Zależy na kogo trafisz. Może być też tak, że z kimś innym taka rutyna związku będzie Ci absolutnie odpowiadała.

Pasek wagi

kilka lat to ile? Bo kilka to może być zarówno 3 jak i 8. Jeśli to 3 i już masz takie odczucia to trochę kiepsko. Tzn może zwyczajnie nie ten facet. Jak wyglądało wasze życie wcześniej? Dlaczego nie lubisz z nim spędzać czasu? Co ci w nim przeszkadza? Macie inne preferencje? 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.