Temat: Plaga rozwodów?

Hej! Czytalam ostatnio artykuł,  że z roku na rok coraz więcej malzenstw się rozpada. U mnie w rodzinie w przeciągu ostatnich 10-ciu lat rozwiodły się dwie pary, u męża jedna. 

Jak to wyglada u Was w kręgu rodziny, znajomych?  Czy faktycznie aż tak dużo związków kończy się rozwodem? Ile znacie osób rozwiedzionych?

Haga. napisał(a):

Kiedy człowiek myśli, że jest w sytuacji bez wyjścia, bardziej angażuje się w związek i szanse na przekształcenie go w coś sensownego gwałtownie rosną. Powierdzone badaniami. To jeden z sekretów trwałości związków dziesiąt lat temu. 

Rozwiedzionych krewnych i znajomych mam pod dostatkiem. Kiedyś myślałam, że wszystkie małżeństwa to kierat i kara za grzechy w poprzednim wcieleniu. Pamiętam niedowierzanie, kiedy podrosłam i dostrzegłam, że zdarzaja się też związki szczęśliwe :)

Ju widzę angażowanie się w związek przemocowcem i alkoholikiem. To gwarantuje szczęśliwy i trwały związek do końca życia.

pytanie, czy dobra decyzja bylo brac slub z kims, kto pije, a i czy nie byl przemocowcem przed slubem? Nagle po? Niektorzy sa tak zaslepieni (biala suknia, tykajacym zegarem, kompleksami, ze nikogo nie znajde, a on mowi, ze "kocha" choc czyny na to nie wskazuja) ze zawieraja zwiazki malzenskie bezmyslnie po czym rozwod, zamiast od razu sie rozstac. Moze lepiej byc rozwiedzionym niz panna/kawalerem. 

No właśnie problem w tym, że ludzie się zmieniają. Niektórych przytłacza rzeczywistość, inni wpadają w złe towarzystwo, jeszcze inni mogli mieć ukryte skłonności, które wyszły później. Szczególnie, jak ludzie są dość młodzi, nie wiedzą, czego spodziewać się po małżeństwie i po obowiązkach związanych np. z posiadaniem dzieci. Mi się wydaje, że jednak przytłaczająca większość w dniu ślubu uważa, że to był najlepszy pomysł na świecie - o ile to nie są śluby aranżowane ani z przymusu, oczywiście.

Ale jak się zaczyna wszystko sypać, a któraś ze stron nie próbuje niczego naprawiać, albo - co gorsza - z premedytacją pogłębia kryzys, to na pewno lepiej się rozstać. I to jest właśnie coś, czego nie robiły nasze babcia, i co nasze matki robiły dużo rzadziej niż nasze pokolenie.

awokdas napisał(a):

pytanie, czy dobra decyzja bylo brac slub z kims, kto pije, a i czy nie byl przemocowcem przed slubem? Nagle po? Niektorzy sa tak zaslepieni (biala suknia, tykajacym zegarem, kompleksami, ze nikogo nie znajde, a on mowi, ze "kocha" choc czyny na to nie wskazuja) ze zawieraja zwiazki malzenskie bezmyslnie po czym rozwod, zamiast od razu sie rozstac. Moze lepiej byc rozwiedzionym niz panna/kawalerem. 

awokdas, Ty tak serio? Alkoholikiem sie jest od urodzenia? Depresje sie ma od urodzenia? NIE. Ludzie sie zmieniaja, zmienia ich zycie. Jasne, ze sa ludzie, ktorzy juz w szkole byli agresywni i sprawiali problemy. Ale wielu ludzi zycie tyra na pozniejszym etapie. I wtedy sie zmieniaja.

Mam podobne przyklady z zycia wziete,  poza tym wystarczy poczytac niektore tematy na forum, radzi sie takiej, zeby go zostawila a ta slub bierze, potem placz. Zeby nie bylo, faceci tez, zaslepieni, po czym sie okazuje, ze kompletnie dwa swiaty. 

nie widze za to, wsrod znajomych przykladu, gdzie przed slubem bylo wszystko dobrze, on wpatrzony w nia, zero agresji a po slubie przemocowiec. Albo, ze wcale nie pil a popadl w alkoholizm. Bo jak ktos pije, to mozna sie spodziewac uzaleznienia. 

Wiadomo, ze nie mowie o ogole ludzi. 

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

No właśnie problem w tym, że ludzie się zmieniają. Niektórych przytłacza rzeczywistość, inni wpadają w złe towarzystwo, jeszcze inni mogli mieć ukryte skłonności, które wyszły później. Szczególnie, jak ludzie są dość młodzi, nie wiedzą, czego spodziewać się po małżeństwie i po obowiązkach związanych np. z posiadaniem dzieci. Mi się wydaje, że jednak przytłaczająca większość w dniu ślubu uważa, że to był najlepszy pomysł na świecie - o ile to nie są śluby aranżowane ani z przymusu, oczywiście.

Ale jak się zaczyna wszystko sypać, a któraś ze stron nie próbuje niczego naprawiać, albo - co gorsza - z premedytacją pogłębia kryzys, to na pewno lepiej się rozstać. I to jest właśnie coś, czego nie robiły nasze babcia, i co nasze matki robiły dużo rzadziej niż nasze pokolenie.

I trwały w tych związkach nieszczęśliwe. Teraz na szczęście kobiety są bardziej świadome i odważne. Pozostanie w nieudanym związku to przywiązanie sobie kamienia u szyi. 

PowrozeJarmuzem napisał(a):

W mojej rodzinie sporo, wśród bliskich znajomych zero, wśród dalszych znajomych jedna para, u męża w pracy większość facetów z działu. Zdaje się, że 30% małżeństw aktualnie kończy się rozwodem, najwiecej pozwow składanych jest w styczniu (święta święta).

I jeszcze po wakacjach.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.