- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
30 czerwca 2020, 10:01
Doradźcie...
Jestem w związku, niebawem stuknie nam 4 lata. Jest to mój (27l.) pierwszy związek, jego nie (32l.). Wspólny wynajem mieszkania. Na początku jak to na początku - fajerwerki etc etc. Ale jak to w każdym związku pojawiają się kłótnie. Od jakiegoś roku kłócimy się coraz częściej i bardziej intensywnie, zdarzają się obraźliwe epitety, ale nigdy w stylu przekleństw. Wiele razy w takich momentach mówiliśmy: to już koniec, wyprowadzam się, koniec, koniec, koniec. Raniliśmy się słowami (zwykle wychodzi to ode mnie pierwszej)... Ale nigdy się nie rozstaliśmy, nigdy nie robiliśmy sobie przerwy. Niestety okazuje sie, że problem tkwi we mnie i dopiero niedawno to do mnie dotarło (a właściwie nareszcie się do tego sama przed sobą przyznałam). To ja prowokuje te kłótnie, ja mam muchy w nosie, mam jakieś problemy emocjonalne? Nie wiem czym jest to spowodowane? Czy ja podświadomie chce się rozstać, ale nie potrafię? On jest dobrym facetem, umie mi przemówić do rozumu, ma anielską cierpliwość, której pokłady niestety się wyczerpują. Ja natomiast potrzebuje czasu, żeby te słowa do mnie dotarły. Potrafimy rozmawiać, zawsze potrafiliśmy, ale ten ostatni rok to momentami istna porażka. Czy ktoś przeżywał podobne rozterki? Czy ja powinnam iść do psychologa? Wiem, że wina leży prawie zawsze po mojej stronie. Nie umiem sobie poradzić z tymi humorkami... Dziś też rozeszliśmy się do pracy w milczeniu.
1 lipca 2020, 09:35
Doradźcie...Jestem w związku, niebawem stuknie nam 4 lata. Jest to mój (27l.) pierwszy związek, jego nie (32l.). Wspólny wynajem mieszkania. Na początku jak to na początku - fajerwerki etc etc. Ale jak to w każdym związku pojawiają się kłótnie. Od jakiegoś roku kłócimy się coraz częściej i bardziej intensywnie, zdarzają się obraźliwe epitety, ale nigdy w stylu przekleństw. Wiele razy w takich momentach mówiliśmy: to już koniec, wyprowadzam się, koniec, koniec, koniec. Raniliśmy się słowami (zwykle wychodzi to ode mnie pierwszej)... Ale nigdy się nie rozstaliśmy, nigdy nie robiliśmy sobie przerwy. Niestety okazuje sie, że problem tkwi we mnie i dopiero niedawno to do mnie dotarło (a właściwie nareszcie się do tego sama przed sobą przyznałam). To ja prowokuje te kłótnie, ja mam muchy w nosie, mam jakieś problemy emocjonalne? Nie wiem czym jest to spowodowane? Czy ja podświadomie chce się rozstać, ale nie potrafię? On jest dobrym facetem, umie mi przemówić do rozumu, ma anielską cierpliwość, której pokłady niestety się wyczerpują. Ja natomiast potrzebuje czasu, żeby te słowa do mnie dotarły. Potrafimy rozmawiać, zawsze potrafiliśmy, ale ten ostatni rok to momentami istna porażka. Czy ktoś przeżywał podobne rozterki? Czy ja powinnam iść do psychologa? Wiem, że wina leży prawie zawsze po mojej stronie. Nie umiem sobie poradzić z tymi humorkami... Dziś też rozeszliśmy się do pracy w milczeniu.