Temat: Gdy ktoś kogoś zdradza, trzeba siedzieć cicho!!!

Macie wrazenie, ze jesli np Wasza koleżanka/przyjaciółka zdradza swojego partnera LUB on zdradza ją, to nie warto w ogóle się w to mieszać? I czy "lojalnosc" oznacza, ze pozwalamy aby ktos robil "zle"?

Ja raz popełniłam wielki błąd, bo powiedziałam komuś, że jego dziewczyna go zdradza i wszystko obrocilo sie przeciwko mnie....

Czesto słyszę, ze osoba zdradzona żali się na to, ze inni wiedzieli, a ona nie. Tylko ze pozniej dostaje sie calkowicie niewinnym osobom :/ 

Wiec od tamtego momentu przysieglam sobie ze nawet jakby ktoś zdradzał kogoś metr ode mnie, to nigdy w zyciu tego nie powiem. Ludzie lubia zycie w blogiej niewiedzy.... Z reszta nie wszystko jest czarno biale, i moze byc tak ze zdrada jest za pozwoleniem, lub jest zemstą.

A Wy jak do tego podchodzicie? Powiedzialybyscie o prawdzie? A moze same bylyscie na tym miejscu, gdzie to ktos Wam powiedzial?

Cllio napisał(a):

Powiedziałabym jedynie najbliższym mi osobom. Od życia obcych ludzi trzymam się jak najdalej.

Tak samo. Nie wyobrażam sobie nie powiedzieć np. siostrze że jest zdradzana

Despacitoo napisał(a):

Cllio napisał(a):

Powiedziałabym jedynie najbliższym mi osobom. Od życia obcych ludzi trzymam się jak najdalej.
Tak samo. Nie wyobrażam sobie nie powiedzieć np. siostrze że jest zdradzana

I ja też tak samo. Do życia obcych bym się nie mieszała. Ale bratu i siostrze bym na pewno powiedziała. I nikomu więcej.

Pasek wagi

Raz komuś powiedziałam, raz powiedziałam tej zdradzającej osobie, żeby sama albo powiedziała prawdę, albo zerwała, inaczej będę musiała się wciąć - na początku złość, ale potem się uspokoiło i relacji nam to nie popsuło. Nie wiem, ja wychodzę z założenia, że bliskim osobom powiem (chyba, że same kiedyś w jakiejś luźnej rozmowie by wspomniały, że by nie chciały wiedzieć, ale nie miałam takiej sytuacji - większość mówi odwrotnie). No a gdyby taka osoba we mnie wbijała zęby to tym lepiej - w sensie taki papierek lakmusowy. Lepiej się dowiedzieć, że z kimś jest coś nie halo w sytuacji, która nas bezpośrednio nie dotyczy, niż się sparzyć po latach znajomości z niby normalną osobą. Bo moim zdaniem żadna normalna osoba nie powinna atakować kogoś za to, że jej podał nagie, nomen omen, fakty. Co z nimi zrobi to już prywatna sprawa, ale atakowanie kogoś za to, że powiedział prawdę nie jest moim zdaniem normalne. 

Powiedzialabym i chcialabym, zeby mi powiedziano. 

Pasek wagi

Gdyby moja kolezanka zostala zdradzana - napewno bym jej powiedziala. Gdyby ona zdradzala to napewno znalabym powody i bym nie powiedziala. 

Ogolnie nie interesuje mnie co robia inni ludzie, a sa relacje w ktorych to normalne i partnerzy godza sie na to. Kazdy mysli o tej kwestii inaczej i sa tez rozne problemy.

Despacitoo napisał(a):

Cllio napisał(a):

Powiedziałabym jedynie najbliższym mi osobom. Od życia obcych ludzi trzymam się jak najdalej.
Tak samo. Nie wyobrażam sobie nie powiedzieć np. siostrze że jest zdradzana

to owszem

roogirl napisał(a):

Problemw tym, że nigdy nie wiesz czy ta osoba chciałaby wiedzieć czy jest zdradzana czy nie. Niektórzy nie chcą widzieć, Wola żyć w nieświadomości

mało tego,  ta zdradzana (kobieta) jeszcze by broniła swojego misiaczka

Powiedziałabym tylko NAJBLIŻSZEJ mi osobie- czyli mamie, siostrze czy przyjaciółce- poza tą trójka nie powiedziałabym raczej nikomu, nie wtrącam się w cudze sprawy i zgadzam się z tym, że często wychodzi się na najgorszego. 

Wilena napisał(a):

Raz komuś powiedziałam, raz powiedziałam tej zdradzającej osobie, żeby sama albo powiedziała prawdę, albo zerwała, inaczej będę musiała się wciąć - na początku złość, ale potem się uspokoiło i relacji nam to nie popsuło. Nie wiem, ja wychodzę z założenia, że bliskim osobom powiem (chyba, że same kiedyś w jakiejś luźnej rozmowie by wspomniały, że by nie chciały wiedzieć, ale nie miałam takiej sytuacji - większość mówi odwrotnie). No a gdyby taka osoba we mnie wbijała zęby to tym lepiej - w sensie taki papierek lakmusowy. Lepiej się dowiedzieć, że z kimś jest coś nie halo w sytuacji, która nas bezpośrednio nie dotyczy, niż się sparzyć po latach znajomości z niby normalną osobą. Bo moim zdaniem żadna normalna osoba nie powinna atakować kogoś za to, że jej podał nagie, nomen omen, fakty. Co z nimi zrobi to już prywatna sprawa, ale atakowanie kogoś za to, że powiedział prawdę nie jest moim zdaniem normalne. 

Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.

Nie wszystko jest czarno-białe. Czasem ktoś zdradzi i tego zaluje, nie chce kontynuować zdrad. I w tych sytuacjach powinien sam się z tą zdradą męczyć jak faktycznie zdał sobie sprawę że zależy mu na związku- przyznanie się do zdrady jest swoistą rodzaju ulga i zrzuceniem tego wszystkiego na zdradzona osobę. A człowieka zdradzającego przestaje gryźć w środku.

Gdyby to się zdarzyło w opisany wyżej sposób mojemu mężowi to nie chciałabym wiedzieć, wolałabym żeby w sobie żałował i cierpiał i nie zrzucał tej wiedzy na mnie. Tak więc osoby z twoim podejściem niepotrzebnie wtracają się w nieswoje sprawy i dodatkowo w bardzo osobiste cudze sprawy. Czasem warto zająć się swoim życiem.

sacria napisał(a):

Wilena napisał(a):

Raz komuś powiedziałam, raz powiedziałam tej zdradzającej osobie, żeby sama albo powiedziała prawdę, albo zerwała, inaczej będę musiała się wciąć - na początku złość, ale potem się uspokoiło i relacji nam to nie popsuło. Nie wiem, ja wychodzę z założenia, że bliskim osobom powiem (chyba, że same kiedyś w jakiejś luźnej rozmowie by wspomniały, że by nie chciały wiedzieć, ale nie miałam takiej sytuacji - większość mówi odwrotnie). No a gdyby taka osoba we mnie wbijała zęby to tym lepiej - w sensie taki papierek lakmusowy. Lepiej się dowiedzieć, że z kimś jest coś nie halo w sytuacji, która nas bezpośrednio nie dotyczy, niż się sparzyć po latach znajomości z niby normalną osobą. Bo moim zdaniem żadna normalna osoba nie powinna atakować kogoś za to, że jej podał nagie, nomen omen, fakty. Co z nimi zrobi to już prywatna sprawa, ale atakowanie kogoś za to, że powiedział prawdę nie jest moim zdaniem normalne. 
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.Nie wszystko jest czarno-białe. Czasem ktoś zdradzi i tego zaluje, nie chce kontynuować zdrad. I w tych sytuacjach powinien sam się z tą zdradą męczyć jak faktycznie zdał sobie sprawę że zależy mu na związku- przyznanie się do zdrady jest swoistą rodzaju ulga i zrzuceniem tego wszystkiego na zdradzona osobę. A człowieka zdradzającego przestaje gryźć w środku.Gdyby to się zdarzyło w opisany wyżej sposób mojemu mężowi to nie chciałabym wiedzieć, wolałabym żeby w sobie żałował i cierpiał i nie zrzucał tej wiedzy na mnie. Tak więc osoby z twoim podejściem niepotrzebnie wtracają się w nieswoje sprawy i dodatkowo w bardzo osobiste cudze sprawy. Czasem warto zająć się swoim życiem.

A wiesz co też jest gorsze od faszyzmu? Ocenianie wszystkiego przez pryzmat siebie, swojego męża, swojego życia i swoich doświadczeń, jakby się było epicentrum świata. Akurat w sytuacji, o której ja piszę żadnego żalu nie było, raczej wykorzystywanie czyjejś naiwności. 

Problem w tym, że w takich sytuacjach nie ma jednego, dobrego rozwiązania. Część ludzi woli wiedzieć, część woli żyć w kłamstwie. Z góry tego nie wiesz, pół na pół. Ja wolę zawalić w ten sposób, że dowie się ktoś kto wiedzieć nie chciał, niż bezczynnie przyglądać się jak ktoś kto by chciał wiedzieć żyje ze zdrajcą, który nawet nie miał na tyle cywilnej odwagi, żeby się przyznać. Tego motywu o żalu w sobie nie kupuję. W sensie nie obraź się, ale takie klasyczne wyparcie kogoś kto albo miał jakieś niefajnie przejścia, albo nie jest pewny swojego partnera. Jak podłożę bratu jakąś świnię to lepiej się nie przyznawać, bo będę w sobie żałować i cierpieć? Jak oszukam własną mamę to mam przemilczeć temat i nosić w sobie żal za grzechy? Dlaczego partnera mam traktować inaczej? 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.