Temat: Codzienne życie mnie przytłacza

Z góry mówię, że post ma na celu użalania się nad sobą i swoim życiem więc jeśli nie macie ochoty czytać tego w ten niedzielny piękny poranek to uciekajcie stąd :D :) Nie mam chyba z kim o tym pogadać albo po prostu nie chce przyznać się przed najbliższymi, że nie ogarniam swojego życia. Czuję, że wszystko mnie przytłacza, zaczynając od pracy, którą chciałabym zmienić, mieszkania na którym jest bezsensowny kredyt, szkoły bo nie wiem czego chciałabym się uczyć ale może po kolei.

Przeprowadziliśmy się niedawno z narzeczonym do jego mieszkania, niby powinnam się cieszyć bo jesteśmy na swoim, nie tułamy się po wynajmowanych kawalerkach. Mieszkanie musimy spłacać bo jest na nim kredyt, który wzięli rodzice mojego chłopaka. Tu sprawa jest jasna bo to była nasz pomysł żeby tu mieszkać i je spłacać. Teraz jednak nachodzą mnie myśli, że płacimy kupę kasy za mieszkanie średniego standardu, które defacto nie jest moje bo w razie rozstania logiczne jest to, że ja musze się stąd wyprowadzić. Związek układa nam się dobrze, planujemy ślub więc nie mam ogólnie powodów do zmartwień ale nie umiem pozbyć się tych myśli.

Praca to kolejny temat rzeka. Skończyłam studia ale oczywiście nie pracuję w zawodzie bo już w trakcie ich trwania dostałam pracę tu gdzie jestem obecnie. Wtedy wydawało mi się, że mam dobrą pracę i mgr nie jest mi już potrzebny więc na niego nie poszłam. Gdybym miała do czegoś porównać to zajęcie to jestem kimś w rodzaju przedstawiciela handlowego, przy czym nie sprzedaje nic ale  poprzez różne działania wpływam na sprzedaż produktów mojej firmy. Brzmi to nawet spoko ale w praktyce jeżdżę na podległe sklepy i oprócz wykonywania raportów w aplikacji, pracuję po prostu fizycznie, towarowanie półek z moimi produktami, wystawianie lokalnych promocji, standów itd., robienie zdjęć, licznie udziałów półkowych itd. Mam samochód służbowy i całkiem ok wynagrodzenie ale czuję, że stać mnie na coś więcej. Byłam na wielu rozmowach, na których wydawało mi się, że wypadłam nieźle a mimo to nadal jestem tu gdzie jestem. Dobija mnie to. 

Chciałabym się doszkolić ale nie wiem w jakim kierunku iść. W tamtym roku zrobiłam kurs na samodzielną księgową bo studia mam z administracji więc pomyślałam, że to będzie dobre połączenie. Oczywiście nic z tym później nie zrobiłam bo po pierwsze dostałam podwyżkę i umowę o pracę u siebie  a po drugie w biurach rachunkowych proponowali mi staże za 900 zł. Wybór był prosty.
Nie mam zupełnie głowy do języków, angielski mam na poziomie b1/b2 więc za słaby żeby szukać pracy w korpo tak jak wszystkie moje koleżanki. W wakacje zapisałam się na kurs, chodziłam nawet na niego ale pod koniec stwierdziłam, że to nie ma sensu bo potrzebuję indywidualnych lekcji, okazało się, że dziewczyna do której chciałam chodzić wyjeżdża na studia i nie może mnie uczyć. Temat ucichł, nie zapisałam się do kogoś innego.
Jedyne co mnie tak naprawdę interesuję to robienie makijaży, robię to weekendowo i sprawia mi to dużo radości, zapisałam się do technikum kosmetycznego, oczywiście nie chodzę na zajęcia bo 70% stanowią rzeczy, które mnie nie interesują a nie zależy mi na tytule technika tylko na podszkoleniu warsztatu więc mam zamiar uczęszczać tylko na pracownie wizażu.
Wiem jak to wszystko brzmi, cały czas szukam wymówek żeby czegoś nie robić albo robię kilka rzeczy na raz i żadnej nie doprowadzam do końca... Codzienność mnie przytłacza, praca, zakupy, gotowanie po prostu życie … Mam 24 lata a czuję jakbym miała 44. Niby jestem szczęśliwa ale cały czas chce czegoś innego. Chyba potrzebuję konstruktywnej krytyki, może wsparcia, że wy też tak macie. Nie jestem typem człowieka który siedzi na dupie i narzeka, ja naprawdę staram się robić coś ze swoim życiem ale nic mi nie wychodzi. Stoję w miejscu.

Martynka300195 napisał(a):

Z góry mówię, że post ma na celu użalania się nad sobą i swoim życiem więc jeśli nie macie ochoty czytać tego w ten niedzielny piękny poranek to uciekajcie stąd :D :) Nie mam chyba z kim o tym pogadać albo po prostu nie chce przyznać się przed najbliższymi, że nie ogarniam swojego życia. Czuję, że wszystko mnie przytłacza, zaczynając od pracy, którą chciałabym zmienić, mieszkania na którym jest bezsensowny kredyt, szkoły bo nie wiem czego chciałabym się uczyć ale może po kolei.Przeprowadziliśmy się niedawno z narzeczonym do jego mieszkania, niby powinnam się cieszyć bo jesteśmy na swoim, nie tułamy się po wynajmowanych kawalerkach. Mieszkanie musimy spłacać bo jest na nim kredyt, który wzięli rodzice mojego chłopaka. Tu sprawa jest jasna bo to była nasz pomysł żeby tu mieszkać i je spłacać. Teraz jednak nachodzą mnie myśli, że płacimy kupę kasy za mieszkanie średniego standardu, które defacto nie jest moje bo w razie rozstania logiczne jest to, że ja musze się stąd wyprowadzić. Związek układa nam się dobrze, planujemy ślub więc nie mam ogólnie powodów do zmartwień ale nie umiem pozbyć się tych myśli.Praca to kolejny temat rzeka. Skończyłam studia ale oczywiście nie pracuję w zawodzie bo już w trakcie ich trwania dostałam pracę tu gdzie jestem obecnie. Wtedy wydawało mi się, że mam dobrą pracę i mgr nie jest mi już potrzebny więc na niego nie poszłam. Gdybym miała do czegoś porównać to zajęcie to jestem kimś w rodzaju przedstawiciela handlowego, przy czym nie sprzedaje nic ale  poprzez różne działania wpływam na sprzedaż produktów mojej firmy. Brzmi to nawet spoko ale w praktyce jeżdżę na podległe sklepy i oprócz wykonywania raportów w aplikacji, pracuję po prostu fizycznie, towarowanie półek z moimi produktami, wystawianie lokalnych promocji, standów itd., robienie zdjęć, licznie udziałów półkowych itd. Mam samochód służbowy i całkiem ok wynagrodzenie ale czuję, że stać mnie na coś więcej. Byłam na wielu rozmowach, na których wydawało mi się, że wypadłam nieźle a mimo to nadal jestem tu gdzie jestem. Dobija mnie to. Chciałabym się doszkolić ale nie wiem w jakim kierunku iść. W tamtym roku zrobiłam kurs na samodzielną księgową bo studia mam z administracji więc pomyślałam, że to będzie dobre połączenie. Oczywiście nic z tym później nie zrobiłam bo po pierwsze dostałam podwyżkę i umowę o pracę u siebie  a po drugie w biurach rachunkowych proponowali mi staże za 900 zł. Wybór był prosty.Nie mam zupełnie głowy do języków, angielski mam na poziomie b1/b2 więc za słaby żeby szukać pracy w korpo tak jak wszystkie moje koleżanki. W wakacje zapisałam się na kurs, chodziłam nawet na niego ale pod koniec stwierdziłam, że to nie ma sensu bo potrzebuję indywidualnych lekcji, okazało się, że dziewczyna do której chciałam chodzić wyjeżdża na studia i nie może mnie uczyć. Temat ucichł, nie zapisałam się do kogoś innego.Jedyne co mnie tak naprawdę interesuję to robienie makijaży, robię to weekendowo i sprawia mi to dużo radości, zapisałam się do technikum kosmetycznego, oczywiście nie chodzę na zajęcia bo 70% stanowią rzeczy, które mnie nie interesują a nie zależy mi na tytule technika tylko na podszkoleniu warsztatu więc mam zamiar uczęszczać tylko na pracownie wizażu.Wiem jak to wszystko brzmi, cały czas szukam wymówek żeby czegoś nie robić albo robię kilka rzeczy na raz i żadnej nie doprowadzam do końca... Codzienność mnie przytłacza, praca, zakupy, gotowanie po prostu życie ? Mam 24 lata a czuję jakbym miała 44. Niby jestem szczęśliwa ale cały czas chce czegoś innego. Chyba potrzebuję konstruktywnej krytyki, może wsparcia, że wy też tak macie. Nie jestem typem człowieka który siedzi na dupie i narzeka, ja naprawdę staram się robić coś ze swoim życiem ale nic mi nie wychodzi. Stoję w miejscu.

Mam dokładnie, dokładnie tak samo. Też czuję się jak 45+, mimo że lat mam 26. Mam wrażenie, że na wszystkie zmiany już za późno, że nigdy nie skończę studiów, bo czas na to już był a ja wybrałam inną drogę.  W dodatku muszę szukać nowej pracy i bardzo blokuje mnie myśl, że bez studiów nic fajnego nie znajdę i utknę w miejscu na kolejne lata z marną płacą. Dodatkowo mam poważne zobowiązania wobec rodziny - zajmuję się bardzo chorą osobą i nie mogę ot tak rzucić wszystkiego i żyć jak chcę. Nie miałby mnie kto zastąpić w tej opiece. I ja nawet nie wiem jak chciałabym żyć..  

Marisca napisał(a):

Stoisz w miejscu, bo niczego nie kończysz, albo nie przemyślisz czego chcesz i potem nie masz żadnego sensownego celu, który chcesz osiągnąć. Nikt Ci w głowie nie poukłada. Zrób sobie może kilka dni wolnego wyjedź gdzieś zupełnie sama. Nie oglądaj TV, nie zaglądaj to telefonu, kompa itd. Bądź te kilka dni tylko sama ze sobą i najpierw daj sobie czas na przewietrzenie umysłu. Nie myśl o niczym, skup się na przyrodzie. Czasami to "coś" samo do nas przychodzi jak tylko przestaniemy katować się myślami. Ewentualnie zrób sobie 2-3 dni odpoczynku, a 3 i 4 dnia zastanów się czego chcesz od życia i co lubisz robić. Napis sobie na kartce jakie są Twoje cele, a poniżej napisz jak zamierzasz je osiągnąć. Tylko musisz wiedzieć, że niekiedy, aby osiągnąć jakiś cel trzeba być mocno zdeterminowanym i pokonywać rożne trudności, anie poddawać się, bo coś nie pasuje, bo inaczej sobie wyobrażaliśmy, bo to kosztuje za dużo poświęcenia, bo po drodze są przeszkody i trzeba zmienić plan działania, znaleźć inną drogę do celu. P.S.A mieszkanie po ślubie rodzice mogą przepisać Twojemu facetowi, a on połowę Tobie tylko nie wiem jak z cesją kredytu.

Marzy mi się taki wyjazd w pizdu. Tylko ja i swoje myśli. Może to faktycznie by coś dało, gdyby głowa była pusta, bez bodźców, doradców i znajomej codzienności. Bo tak na co dzień to mam wrażenie, że coś mi umyka. 

Phantasm napisał(a):

Za bardzo się spinasz o tę swoja przyszłość wg mnie. Za bardzo żyjesz przyszłością zamiast skupić się  na tym co tu i teraz. MOże pospędzaj czas z rówieśnikami i zobacz że większość jeszcze żyje po studencku lub z dnia na dzień. Może więcej imprezuj i korzystaj z życia? Wywierasz sama na siebie presję. czego chcesz? Tak jak większość mediów/społeczeństwa podaej do 30 mieć wszystko? Po co? Później będziesz się nudzić... Bo jak pojawiają się dzieci to rutyna jest jeszcze większa a codzienna bieganina bardziej dobija. Masz 24 lata - ja od tego czasu zmieniłam zawód i swoje preferencje z 6 razy. Np kiedyś myślałam, że lubię towarszystwo ludzi i jak sie dużo dzieje - pracowałam jako asystentka biura i byłam na zawołanie każdego - teraz jak mam samodzielną pracę z cyferkami to zrozumiałam jak bardzo się myliłam ... i ja ludzi wcale nie lubię  :) bo okazuje się że takie kontakty z ludz A możliwe że dopiero od niedawna wiem jaka praca sprawiałaby mi radość - co prawda nie próbowałam jej jeszcze więc na 100% nie mogę powiedzieć czy mi się spodoba. 

Ludzie chcą mieć wszystko ogarnięte do 30-stki z uwagi na dzieci, bo trzeba mieć zaplecze finansowe w przypadku posiadania potomstwa, bo chce się dziecku zapewnić stabilizację, a nie bujanie po wynajmowanych mieszkaniach, bo jak jest dziecko to czasem nie ma siły, czasu, czy nawet ochoty na poświęcanie życia rodzinnego na doszkalanie, przebranżawianie, ani nie można sobie pozwolić finansowo na zaczynanie zawodu od początku za marną pensję, bo jest kredyt na mieszkaniu, bo jest dziecko itd. Przy dziecku trzeba się liczyć też z tym, że może dużo chorować, więc w nowej pracy nie będzie sobie można pozwalać na ciągłe zwolnienia itd.  w nowej pracy jeszcze człowieka nie zdążyli poznać od strony dobrego pracownika, więc jest mu mniej wybaczone, jest mniej wyrozumiałości. 

Marisca napisał(a):

Phantasm napisał(a):

Za bardzo się spinasz o tę swoja przyszłość wg mnie. Za bardzo żyjesz przyszłością zamiast skupić się  na tym co tu i teraz. MOże pospędzaj czas z rówieśnikami i zobacz że większość jeszcze żyje po studencku lub z dnia na dzień. Może więcej imprezuj i korzystaj z życia? Wywierasz sama na siebie presję. czego chcesz? Tak jak większość mediów/społeczeństwa podaej do 30 mieć wszystko? Po co? Później będziesz się nudzić... Bo jak pojawiają się dzieci to rutyna jest jeszcze większa a codzienna bieganina bardziej dobija. Masz 24 lata - ja od tego czasu zmieniłam zawód i swoje preferencje z 6 razy. Np kiedyś myślałam, że lubię towarszystwo ludzi i jak sie dużo dzieje - pracowałam jako asystentka biura i byłam na zawołanie każdego - teraz jak mam samodzielną pracę z cyferkami to zrozumiałam jak bardzo się myliłam ... i ja ludzi wcale nie lubię  :) bo okazuje się że takie kontakty z ludz A możliwe że dopiero od niedawna wiem jaka praca sprawiałaby mi radość - co prawda nie próbowałam jej jeszcze więc na 100% nie mogę powiedzieć czy mi się spodoba. 
Ludzie chcą mieć wszystko ogarnięte do 30-stki z uwagi na dzieci, bo trzeba mieć zaplecze finansowe w przypadku posiadania potomstwa, bo chce się dziecku zapewnić stabilizację, a nie bujanie po wynajmowanych mieszkaniach, bo jak jest dziecko to czasem nie ma siły, czasu, czy nawet ochoty na poświęcanie życia rodzinnego na doszkalanie, przebranżawianie, ani nie można sobie pozwolić finansowo na zaczynanie zawodu od początku za marną pensję, bo jest kredyt na mieszkaniu, bo jest dziecko itd. Przy dziecku trzeba się liczyć też z tym, że może dużo chorować, więc w nowej pracy nie będzie sobie można pozwalać na ciągłe zwolnienia itd.  w nowej pracy jeszcze człowieka nie zdążyli poznać od strony dobrego pracownika, więc jest mu mniej wybaczone, jest mniej wyrozumiałości. 

Dokładnie tak do tego podchodzę. Chciałabym urodzić dziecko, mając dobrą pracę i stabilność finansową. Do 30 chciałabym też ruszyć z budową domu, działkę mam więc ten wydatek nam odchodzi. 

Spotykając się że znajomymi mam wrażenie, że wszyscy mają super pracę, zarabiają więcej ode mnie mimo, że pracują krócej niż ja. Rozwijają się.

Ja nie chcę im zazdrości bo wiem że każdy jest kowalem własnego losu. Wkurza mnie tylko to, że ja nie umiem nic doprowadzić do końca. Bardzo chcę zmiany a jednocześnie się jej boję. 

Odpowiedzialas sobie w czym tkwi problem, zaczynasz wszystko i nie konczysz. To nie jest zdrowe podejscie, chodzisz do technikum kosmetycznego a nie chodzisz, masz mieszkanie a nie masz (dobrze rozumiem, ze splacasz kredyt na mieszkanie, a prawnie nie masz tam czego szukac?) Sama sobie strzelasz w stope, przestan to robic, znajdz przyczyne czemu jestes taka niezdecydowana i nie zabieraj sie za nic nowego jesli nie masz zamiaru tego skonczyc bo tracisz energie, potencjal a stoisz w miejscu. Teraz jestes mloda, jak bedziesz tak rozwlekac sie ze wszystkim to nie bedziesz miala nic nowego.. zmien podejscie.

Pasek wagi

Kobieto, nikt za Ciebie nie zdecyduje, czego Ty naprawdę chcesz. Niczego się nie dorabiasz, bo wszystko idzie na konto narzeczonego. Swoją drogą nawet po ślubie nie będziesz miała prawa do tego mieszkania, bo jeśli akt notarialny jest na niego, to on wszedł w posiadanie tego mieszkania przed ślubem i w przypadku rozwodu ono nie wchodzi do wspólnego majątku. Jesteś po prostu lokatorką, bez względu na stan cywilny.
Inna kwestia jest taka, że nie ma co dyskutować z osobą, której jedyną pasją w życiu jest makijaż. Jedno Ci powiem, na 99% drugą Red Lipstic Monster nie będziesz. Zamiast jęczeć zrób coś od początku do końca sama i wykorzystaj w swoim życiu.

Swoją drogą, wydaje mi się, że teraz czeka nas wysyp takich gorzkich żalów. Zauważyłam, że rzadko narzekają w ten sposób osoby koło 40tki i starsze. To młodsze roczniki, szczególnie obecni dwudziestolatkowie są pokoleniem chowanym na złudzeniach fejsbuka i instagrama. Wszystkim marzy się super życie, miłość utrzymująca się sama z siebie, super satysfakcjonująca, fajna praca, pasmo sukcesów, kasa, domy, wakacje pod palmami. Nawet najlepsza praca w pewnym momencie daje w kość, albo się nudzi. Dobrze płatne stanowiska są często opłacane stresem i odpowiedzialnością. Tylko niewielki odsetek ludzi ma możliwość w pełni się realizować a i w tym przypadku na pewno zdarzają się potknięcia. No, nie ma idealów.
Kiedyś na mieszkanie/dom, samochód i jakiś dodatkowy majątek mówiło się "dorobek życia", teraz wszyscy chcą osiągnąć to w kilka lat, w kraju sfrustrowanych magistrów od niczego, gdzie znalezienie dobrego rzemieślnika graniczy z cudem.

twoje obawy sa jak najbardziej uzasadnione. jesli spłacasz cudzy kredyt i nic z tego nie masz miec to sie ostro frajerzysz. powiedz prosto z mostu, ze jesli masz ten kredyt splacac to chcesz by własność tego mieszkania byla twoja w takiej czesci jaka spłaciłaś kredyt -  i uregulujcie sprawe umownie z prawnikiem (i najlepiej tez z notariuszem). co do pracy - jesli czujesz ze pracy w swoim zawodzie nie dostajesz przez brak magistra to oczywistym jest, ze trzeba tego magistra zrobic. moze byc tak, ze potencjalni pracodawcy maja multum osob bez doswiadczenia w twoim wyuczonym zawodzie ale z magistrem, wiec nie maja powodu ciebie zatrudniac jesli niczym nie nadrabiasz. jesli cie kusi do korpo to zloz cv i idz z umiejetnosciami językowymi takie jakie masz na rozmowe. nie kazde stanowisko w korpo wymaga ciągłej pracy z jezykiem obcym i to jeszcze plynnie. a jesli lubisz te makijaże to moze zamiast tego technika, gdzie mevza cie bzdurami na zajeciach, porob po prostu kursy? trwaja max pare dni i sa skierowane na konkretne umiejetnosci. zrob sobie profile na instagramie i na facebooku jako portfolio swoich prac, maluj dziewczyny ktore zgodza sie bys wrzucila swoje prace na ich twarzach w siec - w ten sposob bedziesz zdobywać kolejne klientki. majac certyfikaty z kursow bedziesz mogla postarac sie o dotacje i latwiej byloby ci zalozyc własna dzialalnosc. jesli masz talent to naprawde niewiele trzeba. poza tym co do tych zakupow, gotowania itd, to mam nadzieje ze nie dajesz na siebie zrzucac wszystkich obowiazkow domowych i twoj narzeczony polowe wykonuje.

Adriana82 napisał(a):

Kobieto, nikt za Ciebie nie zdecyduje, czego Ty naprawdę chcesz. Niczego się nie dorabiasz, bo wszystko idzie na konto narzeczonego. Swoją drogą nawet po ślubie nie będziesz miała prawa do tego mieszkania, bo jeśli akt notarialny jest na niego, to on wszedł w posiadanie tego mieszkania przed ślubem i w przypadku rozwodu ono nie wchodzi do wspólnego majątku. Jesteś po prostu lokatorką, bez względu na stan cywilny.Inna kwestia jest taka, że nie ma co dyskutować z osobą, której jedyną pasją w życiu jest makijaż. Jedno Ci powiem, na 99% drugą Red Lipstic Monster nie będziesz. Zamiast jęczeć zrób coś od początku do końca sama i wykorzystaj w swoim życiu.

Swoją drogą, wydaje mi się, że teraz czeka nas wysyp takich gorzkich żalów. Zauważyłam, że rzadko narzekają w ten sposób osoby koło 40tki i starsze. To młodsze roczniki, szczególnie obecni dwudziestolatkowie są pokoleniem chowanym na złudzeniach fejsbuka i instagrama. Wszystkim marzy się super życie, miłość utrzymująca się sama z siebie, super satysfakcjonująca, fajna praca, pasmo sukcesów, kasa, domy, wakacje pod palmami. Nawet najlepsza praca w pewnym momencie daje w kość, albo się nudzi. Dobrze płatne stanowiska są często opłacane stresem i odpowiedzialnością. Tylko niewielki odsetek ludzi ma możliwość w pełni się realizować a i w tym przypadku na pewno zdarzają się potknięcia. No, nie ma idealów.Kiedyś na mieszkanie/dom, samochód i jakiś dodatkowy majątek mówiło się "dorobek życia", teraz wszyscy chcą osiągnąć to w kilka lat, w kraju sfrustrowanych magistrów od niczego, gdzie znalezienie dobrego rzemieślnika graniczy z cudem.

Każda chce być jak gwiazda instagrama. Pyta jak być piekna szczupła i wstawać rano z radością. Przecież to proste bo trzeba robić to co gwiazdy. Zatrudnić dietetyka w kuchni, osobistego trenera, psychoanalityka i menagera. Oni zajmą się wszystkim i stworzą nową gwiazde.

Mnie to wygląda na "robię tylko to, na co mam ochotę" a twoje samopoczucie to skutek takiej postawy - i lepiej nie bedzie o ile nie zmienisz stylu. Mam koleżanki w tym guście, obecnie już 40-stki i wciaż to samo. Jedna ma nawet super studia i super zarobki i wciąż wynajmuje mieszkanie z kolejnym mało przyszlosciowym kolesiem. Kase przepieprza na bzdury. Studia skończyła tylko dlatego, że jest super zdolna i musiala w nie włożyć moze z 10% tej pracy, którą wkładaja zwykli studenci. Ma wrażenie, że życie sie na nia uwzięło i nic jej nie wychodzi.

1. Na mieszkanie nie płacisz - tylko na życie wiec rozkminy na ten temat sa z dupy. Porównaj swoje wydatki z wydatkami narzeczonego na opłaty i ewentualnie jakoś się dogadajcie w kwestii różnicy.

2. Dokończ magisterkę

3. Znajdź korepetytora z angielskiego (choć myśle, że konieczność indywidualnej nauki to wykręt, żeby nie uczyć sie w ogóle)

Ludzie chcą mieć wszystko ogarnięte do 30-stki z uwagi na dzieci, bo trzeba mieć zaplecze finansowe w przypadku posiadania potomstwa, bo chce się dziecku zapewnić stabilizację, a nie bujanie po wynajmowanych mieszkaniach, bo jak jest dziecko to czasem nie ma siły, czasu, czy nawet ochoty na poświęcanie życia rodzinnego na doszkalanie, przebranżawianie, ani nie można sobie pozwolić finansowo na zaczynanie zawodu od początku za marną pensję, bo jest kredyt na mieszkaniu, bo jest dziecko itd. Przy dziecku trzeba się liczyć też z tym, że może dużo chorować, więc w nowej pracy nie będzie sobie można pozwalać na ciągłe zwolnienia itd.  w nowej pracy jeszcze człowieka nie zdążyli poznać od strony dobrego pracownika, więc jest mu mniej wybaczone, jest mniej wyrozumiałości. 
Dokładnie tak do tego podchodzę. Chciałabym urodzić dziecko, mając dobrą pracę i stabilność finansową. Do 30 chciałabym też ruszyć z budową domu, działkę mam więc ten wydatek nam odchodzi. Spotykając się że znajomymi mam wrażenie, że wszyscy mają super pracę, zarabiają więcej ode mnie mimo, że pracują krócej niż ja. Rozwijają się.Ja nie chcę im zazdrości bo wiem że każdy jest kowalem własnego losu. Wkurza mnie tylko to, że ja nie umiem nic doprowadzić do końca. Bardzo chcę zmiany a jednocześnie się jej boję. 

Może i są tacy szczęściarze co do 30 rż mają własny dom (spłacony) , dwójkę udanych dzieci, i 3 fakultety , i 10 lat doświadczenia - ale jest ich naprawdę niewielu. Mi się nie udało , ale może do 40 się z dziećmi i domem wyrobię ("jak Bóg da :)" i nie uważam siebie za gorszą. Życie jest różne, nie warto się spinać i brać udziału w wyścigu ... Ja zauważam, że ci co tak zatracili się w tym biegu (bo w sumie nie mieli innego wyboru - bo są dzieci to trzeba się spinać i już) to często są po rozwodzie, często jak mają chwilę że nie biegną to nie wiedzą co ze sobą zrobić. 

Ludzie też często tylko sprawiają takie wrażenie super spełnionych. przeciez nikt nie będzie się skarżył że ma dość i narzucił sobie zbyt szybkie tempo, że rzuciłby tą pracę w korpo, stanie w korkach i niewdzięczne dzieciaki i pojechał w Bieszczady :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.