Temat: Codzienne życie mnie przytłacza

Z góry mówię, że post ma na celu użalania się nad sobą i swoim życiem więc jeśli nie macie ochoty czytać tego w ten niedzielny piękny poranek to uciekajcie stąd :D :) Nie mam chyba z kim o tym pogadać albo po prostu nie chce przyznać się przed najbliższymi, że nie ogarniam swojego życia. Czuję, że wszystko mnie przytłacza, zaczynając od pracy, którą chciałabym zmienić, mieszkania na którym jest bezsensowny kredyt, szkoły bo nie wiem czego chciałabym się uczyć ale może po kolei.

Przeprowadziliśmy się niedawno z narzeczonym do jego mieszkania, niby powinnam się cieszyć bo jesteśmy na swoim, nie tułamy się po wynajmowanych kawalerkach. Mieszkanie musimy spłacać bo jest na nim kredyt, który wzięli rodzice mojego chłopaka. Tu sprawa jest jasna bo to była nasz pomysł żeby tu mieszkać i je spłacać. Teraz jednak nachodzą mnie myśli, że płacimy kupę kasy za mieszkanie średniego standardu, które defacto nie jest moje bo w razie rozstania logiczne jest to, że ja musze się stąd wyprowadzić. Związek układa nam się dobrze, planujemy ślub więc nie mam ogólnie powodów do zmartwień ale nie umiem pozbyć się tych myśli.

Praca to kolejny temat rzeka. Skończyłam studia ale oczywiście nie pracuję w zawodzie bo już w trakcie ich trwania dostałam pracę tu gdzie jestem obecnie. Wtedy wydawało mi się, że mam dobrą pracę i mgr nie jest mi już potrzebny więc na niego nie poszłam. Gdybym miała do czegoś porównać to zajęcie to jestem kimś w rodzaju przedstawiciela handlowego, przy czym nie sprzedaje nic ale  poprzez różne działania wpływam na sprzedaż produktów mojej firmy. Brzmi to nawet spoko ale w praktyce jeżdżę na podległe sklepy i oprócz wykonywania raportów w aplikacji, pracuję po prostu fizycznie, towarowanie półek z moimi produktami, wystawianie lokalnych promocji, standów itd., robienie zdjęć, licznie udziałów półkowych itd. Mam samochód służbowy i całkiem ok wynagrodzenie ale czuję, że stać mnie na coś więcej. Byłam na wielu rozmowach, na których wydawało mi się, że wypadłam nieźle a mimo to nadal jestem tu gdzie jestem. Dobija mnie to. 

Chciałabym się doszkolić ale nie wiem w jakim kierunku iść. W tamtym roku zrobiłam kurs na samodzielną księgową bo studia mam z administracji więc pomyślałam, że to będzie dobre połączenie. Oczywiście nic z tym później nie zrobiłam bo po pierwsze dostałam podwyżkę i umowę o pracę u siebie  a po drugie w biurach rachunkowych proponowali mi staże za 900 zł. Wybór był prosty.
Nie mam zupełnie głowy do języków, angielski mam na poziomie b1/b2 więc za słaby żeby szukać pracy w korpo tak jak wszystkie moje koleżanki. W wakacje zapisałam się na kurs, chodziłam nawet na niego ale pod koniec stwierdziłam, że to nie ma sensu bo potrzebuję indywidualnych lekcji, okazało się, że dziewczyna do której chciałam chodzić wyjeżdża na studia i nie może mnie uczyć. Temat ucichł, nie zapisałam się do kogoś innego.
Jedyne co mnie tak naprawdę interesuję to robienie makijaży, robię to weekendowo i sprawia mi to dużo radości, zapisałam się do technikum kosmetycznego, oczywiście nie chodzę na zajęcia bo 70% stanowią rzeczy, które mnie nie interesują a nie zależy mi na tytule technika tylko na podszkoleniu warsztatu więc mam zamiar uczęszczać tylko na pracownie wizażu.
Wiem jak to wszystko brzmi, cały czas szukam wymówek żeby czegoś nie robić albo robię kilka rzeczy na raz i żadnej nie doprowadzam do końca... Codzienność mnie przytłacza, praca, zakupy, gotowanie po prostu życie … Mam 24 lata a czuję jakbym miała 44. Niby jestem szczęśliwa ale cały czas chce czegoś innego. Chyba potrzebuję konstruktywnej krytyki, może wsparcia, że wy też tak macie. Nie jestem typem człowieka który siedzi na dupie i narzeka, ja naprawdę staram się robić coś ze swoim życiem ale nic mi nie wychodzi. Stoję w miejscu.

Ciesz się tym co masz. Jak urodzisz dzieci będzie gorzej.

Nie płaciłabym nie na swoje mieszkanie. To pierwsza rzecz. Druga rzecz- cokolwiek nowego nie zaczniesz, to zawsze będziesz na początku pracować za mniej niż masz. Ale to jest cena za zdobycie doświadczenia. 10 lat temu przebranżowiłam się i przez rok pracowałam prawie za minimalną w Warszawie. Ale potem pensja szła w górę + masa ofert pracy, które same mi wpadały, nie musiałam nawet szukać. Księgowość- to jest praca na dupie z dokumentami, ale możesz założyć własną działalność- znajomi się tak utrzymują, mają własne biuro. Jak ktoś jest dobry, to się z tego utrzyma. To jest uniwarsalne i każda firma  musi mieć księgowość. Ale tak jak mówię, to trzeba lubić, bo praca jest specyficzna. Makijażem może zawsze z doskoku się zajmować. Musisz na coś się zdecydować i to ciągnąć od początku konsekwentnie.

Jest różnica między "nie wychodzi mi" a "nudzi mnie to, więc dam sobie spokój".  Jesteś po prostu niekonsekwentna. Spróbuj chociaż jedną rzecz doprowadzić do końca. 

Spłacasz mieszkanie rodziców chłopaka. Słabo.

Stoisz w miejscu, bo niczego nie kończysz, albo nie przemyślisz czego chcesz i potem nie masz żadnego sensownego celu, który chcesz osiągnąć. 

Nikt Ci w głowie nie poukłada. Zrób sobie może kilka dni wolnego wyjedź gdzieś zupełnie sama. Nie oglądaj TV, nie zaglądaj to telefonu, kompa itd. Bądź te kilka dni tylko sama ze sobą i najpierw daj sobie czas na przewietrzenie umysłu. Nie myśl o niczym, skup się na przyrodzie. Czasami to "coś" samo do nas przychodzi jak tylko przestaniemy katować się myślami. Ewentualnie zrób sobie 2-3 dni odpoczynku, a 3 i 4 dnia zastanów się czego chcesz od życia i co lubisz robić. 

Napis sobie na kartce jakie są Twoje cele, a poniżej napisz jak zamierzasz je osiągnąć. Tylko musisz wiedzieć, że niekiedy, aby osiągnąć jakiś cel trzeba być mocno zdeterminowanym i pokonywać rożne trudności, anie poddawać się, bo coś nie pasuje, bo inaczej sobie wyobrażaliśmy, bo to kosztuje za dużo poświęcenia, bo po drodze są przeszkody i trzeba zmienić plan działania, znaleźć inną drogę do celu. 

P.S.

A mieszkanie po ślubie rodzice mogą przepisać Twojemu facetowi, a on połowę Tobie tylko nie wiem jak z cesją kredytu.

Przeciez jak wchodzisz w związek to jeśli nie ma rozdzielności majątkowej to to mieszkanie zwłaszcza gdy je spłacasz staje się wasze wspolne. Faktycznie uzalasz się chyba z nudów. 

Z kredytem jest tak, że płaci go mój narzeczony + wszystkie opłaty za mieszkanie. Ja ogarniam zakupy do domu. 

Zanim zamieszkaliśmy  u niego, wynajmowaliśmy kawalerkę za te same pieniędze a tutaj mamy 20m więcej. Rodzice chłopaka mają teraz drugi kredyt w nowym mieszkaniu więc nie opcji żeby splacali jeszcze ten. 

izabela19681 napisał(a):

Spłacasz mieszkanie rodziców chłopaka. Słabo.

Z kredytem jest tak, że płaci go mój narzeczony + wszystkie opłaty za mieszkanie. Ja ogarniam zakupy do domu. 

Zanim zamieszkaliśmy  u niego, wynajmowaliśmy kawalerkę za te same pieniędze a tutaj mamy 20m więcej. Rodzice chłopaka mają teraz drugi kredyt w nowym mieszkaniu więc nie opcji żeby splacali jeszcze ten. 

Za bardzo się spinasz o tę swoja przyszłość wg mnie. Za bardzo żyjesz przyszłością zamiast skupić się  na tym co tu i teraz. MOże pospędzaj czas z rówieśnikami i zobacz że większość jeszcze żyje po studencku lub z dnia na dzień. Może więcej imprezuj i korzystaj z życia? Wywierasz sama na siebie presję. czego chcesz? Tak jak większość mediów/społeczeństwa podaej do 30 mieć wszystko? Po co? Później będziesz się nudzić... Bo jak pojawiają się dzieci to rutyna jest jeszcze większa a codzienna bieganina bardziej dobija.

Masz 24 lata - ja od tego czasu zmieniłam zawód i swoje preferencje z 6 razy. Np kiedyś myślałam, że lubię towarszystwo ludzi i jak sie dużo dzieje - pracowałam jako asystentka biura i byłam na zawołanie każdego - teraz jak mam samodzielną pracę z cyferkami to zrozumiałam jak bardzo się myliłam ... i ja ludzi wcale nie lubię  :) 

bo okazuje się że takie kontakty z ludz A możliwe że dopiero od niedawna wiem jaka praca sprawiałaby mi radość - co prawda nie próbowałam jej jeszcze więc na 100% nie mogę powiedzieć czy mi się spodoba. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.