Temat: Po ślubie wszystko się psuje?

Spotkałyście się z tą teorią? 
Wiele moich koleżanek po ślubie się żaliło, jedna obawia się zamążpójścia... a ja nie mam pojęcia z czego to może wynikać? Skoro wcześniej razem mieszkali to skąd bierze się taka zmiana? 

P.S. temat wynika z czystej ciekawości, jestem mężatką, nas kryzys poślubny nie dopadł. 

A w ogóle to dzień dobry, biorę się za odchudzanie :D 

Veggiefruit napisał(a):

traveller_girl napisał(a):

Majkaaa91 napisał(a):

traveller_girl napisał(a):

Mnie właśnie to zastanawia. Są to bardzo młode mężatki zeszło- i tegoroczne. I że właśnie momentalnie po ślubie się pogorszyło... Gdzie wcześniej latami mieszkali razem więc trudno mówić o jakiejś wielkiej zmianie. Nie chodzi mi o lata małżeństwa, ani o dzieci. A żadna z nich nie potrafi mi wyjaśnić skąd to pogorszenie związku
To znaczy co się dokładnie zmieniło na gorsze?
Zaczęły się kłótnie o nic itp. 

Veggiefruit napisał(a):

traveller_girl napisał(a):

Mnie właśnie to zastanawia. Są to bardzo młode mężatki zeszło- i tegoroczne. I że właśnie momentalnie po ślubie się pogorszyło... Gdzie wcześniej latami mieszkali razem więc trudno mówić o jakiejś wielkiej zmianie. Nie chodzi mi o lata małżeństwa, ani o dzieci. A żadna z nich nie potrafi mi wyjaśnić skąd to pogorszenie związku
To chyba one musza tobie powiedziec, co zmienilo sie od razu po slubie, skoro miejsce zamieszkania itp sie nie zmienily. Nie widze sensu za bardzo, czemu taki sam zwiazek ma wygladac inaczej przed i po slubie, skoro nic sie nie zmienilo 
Ja też właśnie nie widzę sensu. A one nie potrafią tego wyjaśnić, że nagle zaczęli się kłócić. Ja mam swoją teorię bo to wieloletnie koleżanki i znam ich opowieści z całą historią związków. Ale ostatnio usłyszałam od koleżanki z zupelnie innej grupy (z pracy), że też to słyszała, że się znajomi zaczęli kłócić i woli na razie zostać narzeczoną niż ryzykować... dla mnie to trochę absurd ale pomyślałam, że widocznie jest to trochę powszechniejsze zjawisko. 
Ale co ryzykowac? To nie sa zadne czary - nad zwiazkiem trzeba pracowac przed i po slubie. Komunikacja najwazniejsza. Nie ma czegos takiego, ze wychodzisz za maz i nagle wasz zwiazek jest przeklety 

No ja też tak uważam. Brałam ślub w tym roku i niewiele się zmieniło. Może jest nawet fajniej :)

Dlatego mnie to tak bardzo zastanawia. Teraz już na własnej skórze udowadniam, że to totalna bzdura (wcześniej też tak uważałam ale i tak przegrywałam w argumentacji bo skąd mogę wiedzieć).
Słyszałam to od 3 swoich koleżanek, i jedna znajoma (ta co woli zostać narzeczoną) słyszała to od kolejnej pary nie mającej z moimi koleżankami nic wspólnego.

Jeśli to świeże małżeństwa to może opadło z nich napięcie i stres związany z wielomiesięcznymi przygotowaniami do ślubu i tak odreagowują? Albo mają zakodowany w głowie obraz ślubu rodem z komedii romantycznych, magiczny i sprawiający że odtąd związek to sielanka i w ogóle, żyli długo i szczęśliwie (smiech) A tu nagle okazuje się że nic się nie zmieniło i jest tak jak zawsze.

E tam. Teoria jakaś wydumana i kompletnie nie wiem po cholerkę się nad tym zastanawiać. Bzdura. 

Myślę, że to wynika z wyolbrzymionych oczekiwań. Faceci przed ślubem liczą na to że ona się nie zmieni, a kobiety przeciwnie - że on się zmieni. 

weronka napisał(a):

Myślę, że to wynika z wyolbrzymionych oczekiwań. Faceci przed ślubem liczą na to że ona się nie zmieni, a kobiety przeciwnie - że on się zmieni. 

Haha, trafne :D Kiedyś gdzieś słyszałam, że facet najbardziej boi się tego, że kobieta po ślubie przytyje i zetnie włosy na krótko ;)

weronka napisał(a):

Myślę, że to wynika z wyolbrzymionych oczekiwań. Faceci przed ślubem liczą na to że ona się nie zmieni, a kobiety przeciwnie - że on się zmieni. 

Albo na odwrot

Pasek wagi

Nie jestem jeszcze po ślubie, ale słyszałam, że rutyna potrafi zabijać nawet najbardziej obiecujące związki. Kobiety też często po urodzeniu dziecka przestają o siebie dbać, co też może odstręczać facetów. Ale i na odwrót - faceci też potrafią pokazać swoje drugie, gorsze oblicze, paradując w obwisłym dresie przed tv z kuflem piwa w ręku i wymagając od swej żony niewiadomo czego...

Wychodząc za mąż/ żeniąc się trzeba mieć świadomość, że o związek trzeba dbać na każdym etapie jego trwania. Dużo osób wychodzi z założenia, że ,,zdobyłem samicę czy samca" i dalej samo się ułoży. A guzik, nie ułoży. Trzeba umieć dostrzec kiedy partner czy partnerka ma gorszy dzień, odciążyć go, robić małe niespodzianki, zaskakiwać i przede wszystkim dbać o siebie. Małżeństwo nie jest niewolnictwem a służbą drugiemu człowiekowi z którego zarówno żona jak i mąż mają czerpać wsparcie.

Moim zdaniem to ciągle funkcjonuje taki "krąg życia" i "podział obowiązków". Kobieta robi zakupy, pranie, gotuje, zmywa, odkurza, tańczy z mopem, wychowuje dzieci, zaprowadza, odprowadza, wstaje w nocy, siedzi przy łóżku jak chore, zrywa się w niedzielę o świcie, bo jego matka przyjedzie to trzeba wstawiać rosół i tłuc schabowe. On bierze na swoje barki ten straszliwy ciężar jakim jest zmiana opon z letnich na.zimowe, albo odwrotnie i przybicie półek w przedpokoju, które zajmuje mu jedyne dwa lata. O dzieci dba, przecież wie że Helenka jest już w czwartek klasie (albo w szóstej), a Antoś ma urodziny jakoś w maju, bo zawsze mu żona każe z tej okazji grilla rozpalić. Potem Helenka jest Heleną, Antoś Antonim i powielają schamt. On jest mamisynkiem i leniem, czas spędza w swoim świecie, o rodzinę dba na tej zasadzie, że chodzi do pracy i kupi dzieciom batony jak idzie po piwo. Ona ma poczucie, że musi to wszystko ogarnąć, bo przecież matka jakiś dawała radę, nic to że pada na twarz, a dzieci nie idzie położyć spać, bo on je naszprycował cukrem. Ona jest sfrustrowana, bo przed ślubem coś tam jednak pomagał w domu. On nie rozumie w czym problem, rok, czy dwa to można coś tam pomóc, ale na dłuższą metę powinno być jak u mamy. Przerysowuję okrutnie oczywiście, zwłaszcza że w swoim otoczeniu wcale jakoś dużo rozwodów i sypiących związków nie widzę, na pewno mniej niż by to wynikało ze statystyki. Ale parę takich par znam, niestety, bo aż przykro patrzyć.  

Dla mnie i meza slub byl papierkowa formalnoscia i zmienil w naszym zwiazku dokladnie tyle, ile na papierkowa formalnosc przystalo, czyli nic.

tak, jeśli nie wkłada się jedzenia do lodówki lub trzyma się w niej za długo (smiech)

Różnie bywa, mi się podoba bardziej teraz niż na początku.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.