Temat: Odległość mnie zabija..

.

W klasie maturalnej miałam roczny związek na odległość - nie mieliśmy komórek, internet był na modem, a pociągiem jechało się z 7-8 godzin między naszymi miastami (i nie mieliśmy pieniędzy, żeby często jeździć). I daliśmy radę - dostałam się na studia w jego mieście i byliśmy ze sobą kolejne 5 lat. Różnica między moją a Twoją sytuacją jest taka, że ja nie wkręcałam się w to, gdzie i z kim on spędza czas beze mnie. Wiedziałam po prostu, że też mu zależy i tyle. I to też był bardzo świeży związek, spędziliśmy raptem kilkanaście dni razem na wakacjach.

A tak poza tym - pociąg między Warszawą a Wrocławiem jedzie tylko 4 godziny. Zawsze można spotkać się gdzieś po drodze.

Jestem w związku na odległość od początku jego trwania (rok). Nie wiem, czy ktoś się przeprowadzi, czy w końcu to umrze, ale wiem, że jeśli obie strony się starają, to można zobaczyć się wcześniej niż za 1,5 miesiąca. 

Jesteście w tym samym kraju, dorośli, macie jakieś pieniądze.... można spotkać się w połowie, wziąć urlop, przełożyć coś na potem, odpuścić z pracą. Przy tak rzadkich spotkaniach nie wróżę powodzenia.

Pasek wagi

A macie jakies plany na wspolna przyszlosc? Np. planujecie spotykac sie jak najczesciej przez kolejny rok, a potem - jesli nic sie nie zmieni - zamieszkac razem? Bo jesli tak, to spoko, to moze sie udac, u mnie sie udalo i teraz mieszkamy razem od 6 lat i jestesmy po slubie :) Ale jesli takich planow nie ma, to nie widze sensu.

Byłam w związku na odległość przez dwa lata, ale wiedzieliśmy, że po tym terminie albo się przeprowadzamy albo rozstajemy, bo żaden poważny związek tak nie może wyglądać. I teraz to mój mąż ;)

Jeśli chodzi o koleżaneczki to uważam, że poważnie myślący o związku mężczyzna nie ma takich potrzeb, wystarczą mu kumple.

Sugarfree21 napisał(a):

Magdzior1985 napisał(a):

Pogadaj lepiej z przyjaciółką a nie z babami na forum, bo tutaj wiekszosc ci doradzi żeby go rzucić!  Nie napisałaś również czemu dopiero 28.03. się macie zobaczyć.
 Moja praca, w tym 2 weekendy szkoly, wiec ja w sumie weekendów nie mam, a on pracuje normalnie pon-pt konczy gdzies kolo 17, wiec nawet jak mam jakies wolne 2 dni w tyg i pojechalabym tam to widzielibysmy sie kilka godzin, a jak on przyjechalby tu w weekend to tez mielibysmy jeden wieczor..

Ten fragment wyjasnia wszystko. Nie starasz sie ani ty ani on. I mowi to osoba ktora byla kilka ladnych lat w zwiazku gdzie dzielilo nas 2000km, a spotykalismy sie przez 2lata co 2-3 tyg! Nigdy rzadziej. I tu jest cale clue: zadne z Was sie nie stara ( nie zalezy ani Tobie ani jemu tak mocno).

Byłam w związku na odległość w czasach gdy nie było internetu, komórek, a rozmowy telefoniczne zamawiało się na poczcie. 

Poznaliśmy się w Krakowie. Po miesiącu on wyjechał do pracy na Mazury. Spotykaliśmy się mniej więcej co dwa tygodnie, na weekend. Podróż w jedną stronę trwała całą noc. Listy szły co najmniej 3 dni, a pisaliśmy czasem nawet codziennie. Po 2 latach się pobraliśmy. Ja dalej studiowałam w Krakowie, on pracował na Mazurach. Zamieszkaliśmy razem po kolejnych 2 latach, kiedy już syn był na świecie. Potem go przenieśli na drugi koniec Polski ( męża, nie syna). Znowu 2 lata na odległość. Wysyłali go też często na miesiąc, pół roku, albo 8 miesięcy. W tym roku obchodzimy 30 rocznicę ślubu. 

Nie mówię, że było łatwo, ale to od Was zależy, czy związek przetrwa.

Magda-.- napisał(a):

Sugarfree21 napisał(a):

Magdzior1985 napisał(a):

Pogadaj lepiej z przyjaciółką a nie z babami na forum, bo tutaj wiekszosc ci doradzi żeby go rzucić!  Nie napisałaś również czemu dopiero 28.03. się macie zobaczyć.
 Moja praca, w tym 2 weekendy szkoly, wiec ja w sumie weekendów nie mam, a on pracuje normalnie pon-pt konczy gdzies kolo 17, wiec nawet jak mam jakies wolne 2 dni w tyg i pojechalabym tam to widzielibysmy sie kilka godzin, a jak on przyjechalby tu w weekend to tez mielibysmy jeden wieczor..
Ten fragment wyjasnia wszystko. Nie starasz sie ani ty ani on. I mowi to osoba ktora byla kilka ladnych lat w zwiazku gdzie dzielilo nas 2000km, a spotykalismy sie przez 2lata co 2-3 tyg! Nigdy rzadziej. I tu jest cale clue: zadne z Was sie nie stara ( nie zalezy ani Tobie ani jemu tak mocno).

No niestety musze sie zgodzić, bo piszesz droga autorko o nieoplacalnosci wizyty skoro widzialabys go tylko wieczorem, ja personalnie chciałabym spędzić z partnerem tyle czasu ile się da. W związku to jest tak, ze starać się mają tylko faceci. Moj brat również kilka lat byl w zwiazku na odleglosc - PL vs UK, a był wówczas nastolatkiem, łatwo było zmienić partnerkę, dziś są małżeństwem. Moja przyjaciółka rok temu zmieniła pracę na Warszawę, mąż w Krk, ona jeździ do Krk kiedy tylko może, organizuje prace tak, by pobyć dłużej, w poniedziałki wraca do Warszawy pociągiem o 4 rano żeby spędzić dodatkowy wieczór z mężem. Oczywiście jeżdżą na zmianę. Mąż niebawem przeprowadzi się do Warszawy, ale chodzi o to, że związek to praca dwojga ludzi, samo się nie zrobi. Więc jak masz te dwa dni wolnego w tygodniu to jedź do niego, będzie super.

Dokładnie na te 2 dni możesz jechać. Wyjedziesz zraz po pracy i spędzicie razem wieczór, potem on rano pójdzie do pracy, a Ty możesz pozwiedzać miasto, pójść do kina, gdziekolwiek, zrobić zakupy ugotować coś pysznego i znowu macie wieczór dla siebie  i nawet noc. W nocy można się fajnie poprzytulać, a na 2 dzień możesz jechać do domu. 

Magda-.- napisał(a):

Sugarfree21 napisał(a):

Magdzior1985 napisał(a):

Pogadaj lepiej z przyjaciółką a nie z babami na forum, bo tutaj wiekszosc ci doradzi żeby go rzucić!  Nie napisałaś również czemu dopiero 28.03. się macie zobaczyć.
 Moja praca, w tym 2 weekendy szkoly, wiec ja w sumie weekendów nie mam, a on pracuje normalnie pon-pt konczy gdzies kolo 17, wiec nawet jak mam jakies wolne 2 dni w tyg i pojechalabym tam to widzielibysmy sie kilka godzin, a jak on przyjechalby tu w weekend to tez mielibysmy jeden wieczor..
Ten fragment wyjasnia wszystko. Nie starasz sie ani ty ani on. I mowi to osoba ktora byla kilka ladnych lat w zwiazku gdzie dzielilo nas 2000km, a spotykalismy sie przez 2lata co 2-3 tyg! Nigdy rzadziej. I tu jest cale clue: zadne z Was sie nie stara ( nie zalezy ani Tobie ani jemu tak mocno).

Dokładnie. Sama byłam w związku na odległość przez 2 lata (Warszawa - Olsztyn, odległość niby żadna, ale wciąż dojechać trzeba a samochodów nie mieliśmy). Można było raz odpuścić jakieś zajęcia albo poczekać aż drugą osobą skończy pracę, w tym czasie zajmując się swoimi sprawami, zawsze dało radę spotkać się raz w tygodniu chociaż na te kilka godzin (co Twoim zdaniem się nie opłaca). Nie jesteśmy już razem, ale to nie odległość była powodem rozstania.

Moim zdaniem - jeśli się naprawdę chce, to serio wiele można a mam wrażenie, że u Was obojga tej chęci brakuje.

Pasek wagi

Sugarfree21 napisał(a):

Moja praca, w tym 2 weekendy szkoly, wiec ja w sumie weekendów nie mam, a on pracuje normalnie pon-pt konczy gdzies kolo 17, wiec nawet jak mam jakies wolne 2 dni w tyg i pojechalabym tam to widzielibysmy sie kilka godzin, a jak on przyjechalby tu w weekend to tez mielibysmy jeden wieczor..
I naprawdę myślisz, że nie warto, jeśli mielibyście się widzieć "tylko" kilka godzin? To co to za "miłość"? Mój wujek za czasów totalnie bezinternetowych i beztelefonowych (nawet stacjonarny był rzadkością) gdy był 2 lata w wojsku, mając 2 dni przepustki jechał prawie całą dobę po przekątnej kraju spod granicy pod granicę do swojej dziewczyny (obecnie żony) po to tylko by z nią posiedzieć przez około 40 minut, ucałować i wracać. Czasem nawet telegramu nie zdążył wysłać i nie wiedział, czy ją zastanie, a jechał. Przez ostatnie ponad pół roku jak już była pełnoletnia, to o ile przepustka była planowana i wypadała z kawałkiem weekendu, to się spotykali w połowie drogi w Warszawie u wspólnych dalekich kuzynów, zawsze w towarzystwie (w ramach przyzwoitek) i też im nie było szkoda czasu i wysiłku. A Tobie szkoda się pofatygować szybszymi niż kiedyś pociągami z Wrocka do Wawy gdy masz dzień wolny? Jeśli tak, to nie wróżę Wam stałości i szczęścia w blasku zachodzącego słońca.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.