Temat: Czy myślę stereotypowo?

Pisałem dziś na czacie z jedną panną i jak się dowiedziałem, że chodzi do zawodówki to od razu zaprzestałem. Gadaliśmy dość krótko, nie wyglądała na głupią, ale z drugiej strony co można wywnioskować po kilkuminutowej rozmowie? Fakt, nie robiła błędów ort i umiała się wysłowić...

Mnie się zawodówka kojarzy ze skrajną patologią, nie ma znaczenia po co tam ludzie idą, tam większość to patola i tyle, szczególnie, że moja matka jest nauczycielką i wie jak jest. 

Uważacie, że myślę zbyt stereotypowo?

Spazmina napisał(a):

Wilena napisał(a):

Powiem tak, z racji tego, że mam młodszego brata zawsze jestem zainteresowana tematyką matur. Zaczęłam przeglądać tegoroczne arkusze, rozwiązałam sobie z ciekawości matematykę (miałabym 96%) i uwaga - maturę z wiedzy o tańcu (z 40 punktów z części zamkniętej straciłam 6, otwartej sobie sama nie sprawdzę - ale generalnie wiem o czym by trzeba było pisać, więc jakieś punkty bym dostała) - a dodam, że o tańcu nie wiem nic, nie uczyłam się nigdy czegoś konkretnie, tyle co kojarzę tak z życia. Wyniki może oszałamiające nie są - ale skoro byłabym w stanie zdać matmę bez jakieś kompromitacji 4 lata po maturze i bez przygotowania oraz wiedzę o tańcu nie ucząc się nigdy o tańcu to chyba dowód na to, że naprawdę nie trzeba poświęcać na naukę oszałamiającej ilości czasu i matura to bzdura. Także w sumie co ja potem mogę myśleć o ludziach, którzy nie zdali? - że naprawdę mają się czego wstydzić. Stereotyp może krzywdzący, ale inne zdanie bym miała gdyby matura miała poziom trudności sprzed kilkudziesięciu lat + były egzaminy wstępne na studia. I nie rozumiem dlaczego tak niektórzy krytykują ludzi po studiach. Nie uważam się za bardzo inteligentną osobę, na pewno mam braki w wiedzy, ale też nie uważam się za idiotkę, która skończy podając komuś frytki. Jest dużo kierunków po których trudno się wybić, jest dużo słabych uczelni, ale bez przesady - jest też bardzo wiele takich trzymających poziom.
Tylko, że to działa w dwie strony. Zgadzam się, że wiele kierunków daje pracę, ale a) zauważono, że obecnie nie jest sztuką dostać się na jakikolwiek kierunek (ot, musisz wybrać taki, na który idzie np. mało osób) b) wiele kierunków pracy nie daje, daje jedynie dyplom, ale w praktyce jest to jedynie papier, z którego taki absolwent niewiele ma. W zawodówkach obecnie też znajdzie się sporo osób, które mają sporo do powiedzenia i nie rozumiem dyskredytowania ich na wstępie, bo nie mają dyplomu uczelni wyższej. Dla mnie również jest dziwne, że ktoś podszedł do matury i jej nie zdał, ale wiem też, że w życiu różnie bywa, więc staram się nie oceniać z góry, zwłaszcza że dla mnie naprawdę matura to bzdura. Nie rozumiem tylko czemu się zakłada, że każdy musi maturę chcieć zdawać, musi iść na studia, by pokazać, jakim to geniuszem nie jest. Znam sporo osób, które marzyło o gotowaniu, marzyło o fryzjerstwie - po co mieli gonić za dyplomami uczelni wyższych, skoro nie przydadzą im się w tych zawodach? Czy są głupsi niż ja, osoba studiująca? Nie, nie zauważyłam tego.

Tak, tylko pytanie jest jedno, zasadnicze - czy oni naprawdę marzyli o tym gotowaniu i fryzjerstwie? Jestem w stanie sobie wyobrazić, że jest to czyjąś pasją i tak jak przyszły lekarz wie, że musi iść na medycynę bo chce leczyć ludzi, tak przyszły kucharz może wiedzieć, że musi iść do szkoły związanej z gastronomią bo chce ludzi karmić. Tylko ile jest takich osób? A ile jest osób, które poszły do zawodówki bo lekceważyły naukę i nigdzie indziej by się nie dostały, przy czym zgrzytają zębami, bo okazuje się, że jednak nie pracują w porządnej restauracji, a czymś co się kwalifikuje do kuchennych rewolucji, urobią się po łokcie, za marne grosze i wolałyby siedzieć na wykładach? Jeżeli to jest kwestia dobrowolnego wyboru to fajnie, każdy ma własną drogę. Ale jeżeli to jest kwestia wyboru na zasadzie "bo gdzie indziej bym się nie nadawał" to średnio fajnie - tyle, a mam wrażenie, że jednak ludzi z tej kategorii jest znacznie, znacznie więcej.

To jest myślenie stereotypowe ale ja też trochę takie mam (i nie chodzi mi o chodzenie do zawodówki 20 czy 30 lat temu bo wtedy taka szkoła miała trochę inny prestiż) tylko o obecny wizerunek zawodówki. Nie znam ani jednej obiektywnie patrząc inteligentnej osoby, które byłaby mniej więcej moim rówieśnikiem i była uczniem takiej szkoły. Wszyscy poszli do takiej szkoły bo mieli problem z dostaniem się do innych, w ogóle zawsze ledwie przechodzili z klasy do klasy. Dresiarnia i maniury. Jedynie patrzę trochę inaczej na gastronomika - Ci byli jeszcze w miarę ogarnięci ale też mieli jakieś problemy ze sobą/prawem np. w wieku podstawówka/gimnazjum chodzili na kibolskie ustawki, pili, palili i kto wie co jeszcze. 

Jakby mi ktoś w pierwszym zdaniu powiedział, że uczy się w zawodówce to pewnie nie pozostawiłby po sobie dobrego pierwszego wrażenia.

A ilu znasz studentów, którzy są na kierunku, który wybrali na zasadzie "marzyłem o nim, wiem że będę pracował w zawodzie"? Ja prawdę powiedziawszy niewielu. Większość mi mówi, że studiuje taki a nie inny kierunek, bo nigdzie indziej się nie dostała, albo nie miała pomysłu na życie, więc wzięła to, co dali. Jeśli czymś wygrywają z tymi z zawodówki to tylko papierem, z którego wielu z nich nic nie przyjdzie, bo albo minęli się z powołaniem, albo po prostu nie mają na siebie pomysłu. Studiowali dla studiowania i tyle. Tak jak pisałam - dla mnie każdy kij ma dwa końce i wszystko działa w dwie strony. Mam styczność z obecnymi studentami i widzę, że daleko im od "intelektualnej elity."

No to, że na studiach jest dużo baranów no to swoją drogą... ale prędzej spotkasz barana w zawodówce, niż na studiach. Mnie zawodówka kojarzy się tipsami, leginsami w panterkę i mocnym makijażem, a w przypadku kolesi z łysymi dresami.

Wy patrzycie na to wszystko przez pryzmat pieniędzy, perspektyw a mi nie o to chodzi. Szczególnie, że tamta dziewczyna była młodziutka i miała 17 lat. A czepianie się tego co studiuję też jest mało ambitne, przecież dziś nawet po tak elitarnym kierunku jak prawo jest problem z pracą. Wybór szkoły średniej to jednak odsiew patologii, niestety, mimo profitów jakie niby płyną ze skończenia zawodówki, to jednak większość ludzi tam jest mało lotnych, i każdy wam to potwierdzi. 

A niezdanie matury to w ogóle oddzielny temat, oczywiście, że trzeba być głąbem żeby oblać. Jeszcze od biedy zrozumiem matmę, bo tutaj jeden mały błąd może zawalić całe zadanie. Ale język obcy? Serio, trzeba być "geniuszem" żeby nie umieć pogadać o głupotach przez chwilę w obcym języku.

To co zauważam u ludzi, szczególnie kobiet dziś, to wymuszona tolerancja na mnóstwo zjawisk. Co z tego, że oblała maturę, co z tego, że coś tam - liczy się to jakim jest człowiekiem. Jezu, przecież takie oblanie matury jest dowodem na to jakim jest człowiekiem. 

Spazmina napisał(a):

A ilu znasz studentów, którzy są na kierunku, który wybrali na zasadzie "marzyłem o nim, wiem że będę pracował w zawodzie"? Ja prawdę powiedziawszy niewielu. Większość mi mówi, że studiuje taki a nie inny kierunek, bo nigdzie indziej się nie dostała, albo nie miała pomysłu na życie, więc wzięła to, co dali. Jeśli czymś wygrywają z tymi z zawodówki to tylko papierem, z którego wielu z nich nic nie przyjdzie, bo albo minęli się z powołaniem, albo po prostu nie mają na siebie pomysłu. Studiowali dla studiowania i tyle. Tak jak pisałam - dla mnie każdy kij ma dwa końce i wszystko działa w dwie strony. Mam styczność z obecnymi studentami i widzę, że daleko im od "intelektualnej elity."

Sporo, u mnie (prawo) są oczywiście ludzie, którzy nie powinni na ten kierunek nigdy trafić, ale jest naprawdę bardzo dużo osób, dla których te studia są pasją. Sama nie wiem czy będę pracowała w zawodzie za ileś lat, ale znalazłam sobie pracę w zawodzie jeszcze w trakcie studiów i sporo osób też ciągnie kancelarię na 4 i 5 roku. Znajomych mam na medycynie - też z pasji, z pracą raczej problemów mieć nie będą. Ale inny przykład, spotkałam kiedyś dziewczynę z mishu (łączyła archeologię, historię i coś z antropologią - nie znam szczegółów, nie wiem czy to specjalizacja, czy osobny kierunek). Niby studia, po których trudno znaleźć pracę, ale dziewczyna tak to kochała, że udało jej się wkręcić w międzynarodowy projekt i dostała robotę w zawodzie za granicą. Jasne, znam też ludzi, którzy skończyli ledwo, ledwo kulturoznawstwo i pracy teraz nie mają - ale jednak proporcjonalnie więcej znam takich, którzy po studiach robią coś sensownego. Może kwestia otoczenia, nie wiem. Chociaż już pisałam wyżej, nie neguję tego, że wiele kierunków jest utrzymywanych bez sensu, wiele uczelni nie trzyma poziomu, poziom matur powinien być podniesiony i powinny wrócić egzaminy wstępne na studia. 

mesues napisał(a):

No to, że na studiach jest dużo baranów no to swoją drogą... ale prędzej spotkasz barana w zawodówce, niż na studiach. Mnie zawodówka kojarzy się tipsami, leginsami w panterkę i mocnym makijażem, a w przypadku kolesi z łysymi dresami.Wy patrzycie na to wszystko przez pryzmat pieniędzy, perspektyw a mi nie o to chodzi. Szczególnie, że tamta dziewczyna była młodziutka i miała 17 lat. A czepianie się tego co studiuję też jest mało ambitne, przecież dziś nawet po tak elitarnym kierunku jak prawo jest problem z pracą. Wybór szkoły średniej to jednak odsiew patologii, niestety, mimo profitów jakie niby płyną ze skończenia zawodówki, to jednak większość ludzi tam jest mało lotnych, i każdy wam to potwierdzi. A niezdanie matury to w ogóle oddzielny temat, oczywiście, że trzeba być głąbem żeby oblać. Jeszcze od biedy zrozumiem matmę, bo tutaj jeden mały błąd może zawalić całe zadanie. Ale język obcy? Serio, trzeba być "geniuszem" żeby nie umieć pogadać o głupotach przez chwilę w obcym języku.To co zauważam u ludzi, szczególnie kobiet dziś, to wymuszona tolerancja na mnóstwo zjawisk. Co z tego, że oblała maturę, co z tego, że coś tam - liczy się to jakim jest człowiekiem. Jezu, przecież takie oblanie matury jest dowodem na to jakim jest człowiekiem. 

Chodziłam do elitarnego liceum w swoim mieście i odsiewu jakiegoś wielkiego nie zrobiono... W kwestii wymuszonej tolerancji - daleka jestem wbrew pozorom od bycia osobą skrajnie tolerancyjną, a już na pewno nie jestem tolerancyjna na siłę, ale skoro była rozmowa z dziewczyną x, dziewczyna nie wywołała negatywnego wrażenia dopóki nie powiedziała, że jest z zawodówki, to dla mnie jest to już po prostu przesada. Oczywiście tipsiary, solary, dresiarze to nie moja bajka i unikam takich osób, ale skoro tutaj dziewczyna wywarła mimo wszystko dobre wrażenie, to skreślenie jej, bo dała hasło "zawodówka" to dla mnie równie spore przegięcie, co ta wymuszona tolerancja, o której wspominasz. To już jest zwykłe szufladkowanie ludzi i dawanie im pewnych łatek, które mnie osobiście rażą i uważam za równie głupie, co skrajną tolerancją i poprawność polityczną. Dla mnie jest to tak samo mądre, jak wywyższanie się umysłów ścisłych nad humanistami. 

Padło pytanie, czy myślisz stereotypowo, więc moja odpowiedź jest jedna: tak, myślisz stereotypowo. 

Spazmina napisał(a):

mesues napisał(a):

No to, że na studiach jest dużo baranów no to swoją drogą... ale prędzej spotkasz barana w zawodówce, niż na studiach. Mnie zawodówka kojarzy się tipsami, leginsami w panterkę i mocnym makijażem, a w przypadku kolesi z łysymi dresami.Wy patrzycie na to wszystko przez pryzmat pieniędzy, perspektyw a mi nie o to chodzi. Szczególnie, że tamta dziewczyna była młodziutka i miała 17 lat. A czepianie się tego co studiuję też jest mało ambitne, przecież dziś nawet po tak elitarnym kierunku jak prawo jest problem z pracą. Wybór szkoły średniej to jednak odsiew patologii, niestety, mimo profitów jakie niby płyną ze skończenia zawodówki, to jednak większość ludzi tam jest mało lotnych, i każdy wam to potwierdzi. A niezdanie matury to w ogóle oddzielny temat, oczywiście, że trzeba być głąbem żeby oblać. Jeszcze od biedy zrozumiem matmę, bo tutaj jeden mały błąd może zawalić całe zadanie. Ale język obcy? Serio, trzeba być "geniuszem" żeby nie umieć pogadać o głupotach przez chwilę w obcym języku.To co zauważam u ludzi, szczególnie kobiet dziś, to wymuszona tolerancja na mnóstwo zjawisk. Co z tego, że oblała maturę, co z tego, że coś tam - liczy się to jakim jest człowiekiem. Jezu, przecież takie oblanie matury jest dowodem na to jakim jest człowiekiem. 
Chodziłam do elitarnego liceum w swoim mieście i odsiewu jakiegoś wielkiego nie zrobiono... W kwestii wymuszonej tolerancji - daleka jestem wbrew pozorom od bycia osobą skrajnie tolerancyjną, a już na pewno nie jestem tolerancyjna na siłę, ale skoro była rozmowa z dziewczyną x, dziewczyna nie wywołała negatywnego wrażenia dopóki nie powiedziała, że jest z zawodówki, to dla mnie jest to już po prostu przesada. Oczywiście tipsiary, solary, dresiarze to nie moja bajka i unikam takich osób, ale skoro tutaj dziewczyna wywarła mimo wszystko dobre wrażenie, to skreślenie jej, bo dała hasło "zawodówka" to dla mnie równie spore przegięcie, co ta wymuszona tolerancja, o której wspominasz. To już jest zwykłe szufladkowanie ludzi i dawanie im pewnych łatek, które mnie osobiście rażą i uważam za równie głupie, co skrajną tolerancją i poprawność polityczną. Dla mnie jest to tak samo mądre, jak wywyższanie się umysłów ścisłych nad humanistami. 

Z ciekawości, chodziłaś do liceum w Krakowie? Ja byłam w II i u nas to wyglądało tak, że jeżeli nauczyciele uznali, że ktoś się do podchodzenia do matury nie nadaje (zdać by pewnie ci ludzie spokojnie zdali, ale chodziło o utrzymanie wysokiego poziomu) to się mu stawiało jedynkę za jedynką - po czym zostawiało "wybór" taki, że można bez "wilczego biletu" samodzielnie zabrać papiery. Ludzie tak robili, nie za bardzo mieli wyście. Odsiali na tej zasadzie jakieś 10 osób (a były klasy gdzie statystyki były jeszcze "lepsze"). Faktycznie potem zdawalność matur wynosiła 100% - ale odsiew był. 

Wilena napisał(a):

Spazmina napisał(a):

mesues napisał(a):

No to, że na studiach jest dużo baranów no to swoją drogą... ale prędzej spotkasz barana w zawodówce, niż na studiach. Mnie zawodówka kojarzy się tipsami, leginsami w panterkę i mocnym makijażem, a w przypadku kolesi z łysymi dresami.Wy patrzycie na to wszystko przez pryzmat pieniędzy, perspektyw a mi nie o to chodzi. Szczególnie, że tamta dziewczyna była młodziutka i miała 17 lat. A czepianie się tego co studiuję też jest mało ambitne, przecież dziś nawet po tak elitarnym kierunku jak prawo jest problem z pracą. Wybór szkoły średniej to jednak odsiew patologii, niestety, mimo profitów jakie niby płyną ze skończenia zawodówki, to jednak większość ludzi tam jest mało lotnych, i każdy wam to potwierdzi. A niezdanie matury to w ogóle oddzielny temat, oczywiście, że trzeba być głąbem żeby oblać. Jeszcze od biedy zrozumiem matmę, bo tutaj jeden mały błąd może zawalić całe zadanie. Ale język obcy? Serio, trzeba być "geniuszem" żeby nie umieć pogadać o głupotach przez chwilę w obcym języku.To co zauważam u ludzi, szczególnie kobiet dziś, to wymuszona tolerancja na mnóstwo zjawisk. Co z tego, że oblała maturę, co z tego, że coś tam - liczy się to jakim jest człowiekiem. Jezu, przecież takie oblanie matury jest dowodem na to jakim jest człowiekiem. 
Chodziłam do elitarnego liceum w swoim mieście i odsiewu jakiegoś wielkiego nie zrobiono... W kwestii wymuszonej tolerancji - daleka jestem wbrew pozorom od bycia osobą skrajnie tolerancyjną, a już na pewno nie jestem tolerancyjna na siłę, ale skoro była rozmowa z dziewczyną x, dziewczyna nie wywołała negatywnego wrażenia dopóki nie powiedziała, że jest z zawodówki, to dla mnie jest to już po prostu przesada. Oczywiście tipsiary, solary, dresiarze to nie moja bajka i unikam takich osób, ale skoro tutaj dziewczyna wywarła mimo wszystko dobre wrażenie, to skreślenie jej, bo dała hasło "zawodówka" to dla mnie równie spore przegięcie, co ta wymuszona tolerancja, o której wspominasz. To już jest zwykłe szufladkowanie ludzi i dawanie im pewnych łatek, które mnie osobiście rażą i uważam za równie głupie, co skrajną tolerancją i poprawność polityczną. Dla mnie jest to tak samo mądre, jak wywyższanie się umysłów ścisłych nad humanistami. 
Z ciekawości, chodziłaś do liceum w Krakowie? Ja byłam w II i u nas to wyglądało tak, że jeżeli nauczyciele uznali, że ktoś się do podchodzenia do matury nie nadaje (zdać by pewnie ci ludzie spokojnie zdali, ale chodziło o utrzymanie wysokiego poziomu) to się mu stawiało jedynkę za jedynką - po czym zostawiało "wybór" taki, że można bez "wilczego biletu" samodzielnie zabrać papiery. Ludzie tak robili, nie za bardzo mieli wyście. Odsiali na tej zasadzie jakieś 10 osób (a były klasy gdzie statystyki były jeszcze "lepsze"). Faktycznie potem zdawalność matur wynosiła 100% - ale odsiew był. 

Tak, chodziłam do liceum w Krakowie. Na jego elitarności ja i wielu moich znajomych bardzo się przejechaliśmy. W pierwszej klasie jeszcze jakiś odsiew był (wyrzucono właśnie "wilczym" biletem dwie osoby z klasy), ale potem jakoś nieszczególnie zwracano na to uwagę. Zdawalność owszem była na 100%, ale jak tutaj wspomniano - zdać to nie problem. Problemem jest to, jak się zda i jakim nakładem pracy własnej, a jakim szkoły. Do dnia dzisiejszego uważam, że to liceum, mimo że z polecenia, z dobrymi opiniami, wysokim miejscem w rankingach jeśli chodzi o polskie licea, było pomyłką. 

Spazmina napisał(a):

Wilena napisał(a):

Spazmina napisał(a):

mesues napisał(a):

No to, że na studiach jest dużo baranów no to swoją drogą... ale prędzej spotkasz barana w zawodówce, niż na studiach. Mnie zawodówka kojarzy się tipsami, leginsami w panterkę i mocnym makijażem, a w przypadku kolesi z łysymi dresami.Wy patrzycie na to wszystko przez pryzmat pieniędzy, perspektyw a mi nie o to chodzi. Szczególnie, że tamta dziewczyna była młodziutka i miała 17 lat. A czepianie się tego co studiuję też jest mało ambitne, przecież dziś nawet po tak elitarnym kierunku jak prawo jest problem z pracą. Wybór szkoły średniej to jednak odsiew patologii, niestety, mimo profitów jakie niby płyną ze skończenia zawodówki, to jednak większość ludzi tam jest mało lotnych, i każdy wam to potwierdzi. A niezdanie matury to w ogóle oddzielny temat, oczywiście, że trzeba być głąbem żeby oblać. Jeszcze od biedy zrozumiem matmę, bo tutaj jeden mały błąd może zawalić całe zadanie. Ale język obcy? Serio, trzeba być "geniuszem" żeby nie umieć pogadać o głupotach przez chwilę w obcym języku.To co zauważam u ludzi, szczególnie kobiet dziś, to wymuszona tolerancja na mnóstwo zjawisk. Co z tego, że oblała maturę, co z tego, że coś tam - liczy się to jakim jest człowiekiem. Jezu, przecież takie oblanie matury jest dowodem na to jakim jest człowiekiem. 
Chodziłam do elitarnego liceum w swoim mieście i odsiewu jakiegoś wielkiego nie zrobiono... W kwestii wymuszonej tolerancji - daleka jestem wbrew pozorom od bycia osobą skrajnie tolerancyjną, a już na pewno nie jestem tolerancyjna na siłę, ale skoro była rozmowa z dziewczyną x, dziewczyna nie wywołała negatywnego wrażenia dopóki nie powiedziała, że jest z zawodówki, to dla mnie jest to już po prostu przesada. Oczywiście tipsiary, solary, dresiarze to nie moja bajka i unikam takich osób, ale skoro tutaj dziewczyna wywarła mimo wszystko dobre wrażenie, to skreślenie jej, bo dała hasło "zawodówka" to dla mnie równie spore przegięcie, co ta wymuszona tolerancja, o której wspominasz. To już jest zwykłe szufladkowanie ludzi i dawanie im pewnych łatek, które mnie osobiście rażą i uważam za równie głupie, co skrajną tolerancją i poprawność polityczną. Dla mnie jest to tak samo mądre, jak wywyższanie się umysłów ścisłych nad humanistami. 
Z ciekawości, chodziłaś do liceum w Krakowie? Ja byłam w II i u nas to wyglądało tak, że jeżeli nauczyciele uznali, że ktoś się do podchodzenia do matury nie nadaje (zdać by pewnie ci ludzie spokojnie zdali, ale chodziło o utrzymanie wysokiego poziomu) to się mu stawiało jedynkę za jedynką - po czym zostawiało "wybór" taki, że można bez "wilczego biletu" samodzielnie zabrać papiery. Ludzie tak robili, nie za bardzo mieli wyście. Odsiali na tej zasadzie jakieś 10 osób (a były klasy gdzie statystyki były jeszcze "lepsze"). Faktycznie potem zdawalność matur wynosiła 100% - ale odsiew był. 
Tak, chodziłam do liceum w Krakowie. Na jego elitarności ja i wielu moich znajomych bardzo się przejechaliśmy. W pierwszej klasie jeszcze jakiś odsiew był (wyrzucono właśnie "wilczym" biletem dwie osoby z klasy), ale potem jakoś nieszczególnie zwracano na to uwagę. Zdawalność owszem była na 100%, ale jak tutaj wspomniano - zdać to nie problem. Problemem jest to, jak się zda i jakim nakładem pracy własnej, a jakim szkoły. Do dnia dzisiejszego uważam, że to liceum, mimo że z polecenia, z dobrymi opiniami, wysokim miejscem w rankingach jeśli chodzi o polskie licea, było pomyłką. 

Ale w Krakowie jest pięć dobrych liceów - I, II, V, VIII, ewentualnie VI jeżeli komuś bardzo zależy na językach. Przy czym powszechnie uważane za "elitarne" (nie cierpię tego słowa tak swoją drogą) są głównie V, może jeszcze I i II. Przy czym jak wiadomo I to orka na ugorze i wymóg sporej pracy własnej, V to raj dla olimpijczyków - poziom ma wcale nie taki oszałamiający - więc wymóg pracy własnej nad olimpiadą, II to miejsce gdzie się ciągnie sto dodatkowych rzeczy poza szkołą - wymóg wkładu własnego oczywisty. Także jeżeli chodziłaś do któregoś z tych to dziwię Ci się, że nie sprawdziłaś rzetelnie opinii - bo to taka tajemnica poliszynela. No, a reszta elitarna nie jest.

Wilena napisał(a):

Spazmina napisał(a):

Wilena napisał(a):

Spazmina napisał(a):

mesues napisał(a):

No to, że na studiach jest dużo baranów no to swoją drogą... ale prędzej spotkasz barana w zawodówce, niż na studiach. Mnie zawodówka kojarzy się tipsami, leginsami w panterkę i mocnym makijażem, a w przypadku kolesi z łysymi dresami.Wy patrzycie na to wszystko przez pryzmat pieniędzy, perspektyw a mi nie o to chodzi. Szczególnie, że tamta dziewczyna była młodziutka i miała 17 lat. A czepianie się tego co studiuję też jest mało ambitne, przecież dziś nawet po tak elitarnym kierunku jak prawo jest problem z pracą. Wybór szkoły średniej to jednak odsiew patologii, niestety, mimo profitów jakie niby płyną ze skończenia zawodówki, to jednak większość ludzi tam jest mało lotnych, i każdy wam to potwierdzi. A niezdanie matury to w ogóle oddzielny temat, oczywiście, że trzeba być głąbem żeby oblać. Jeszcze od biedy zrozumiem matmę, bo tutaj jeden mały błąd może zawalić całe zadanie. Ale język obcy? Serio, trzeba być "geniuszem" żeby nie umieć pogadać o głupotach przez chwilę w obcym języku.To co zauważam u ludzi, szczególnie kobiet dziś, to wymuszona tolerancja na mnóstwo zjawisk. Co z tego, że oblała maturę, co z tego, że coś tam - liczy się to jakim jest człowiekiem. Jezu, przecież takie oblanie matury jest dowodem na to jakim jest człowiekiem. 
Chodziłam do elitarnego liceum w swoim mieście i odsiewu jakiegoś wielkiego nie zrobiono... W kwestii wymuszonej tolerancji - daleka jestem wbrew pozorom od bycia osobą skrajnie tolerancyjną, a już na pewno nie jestem tolerancyjna na siłę, ale skoro była rozmowa z dziewczyną x, dziewczyna nie wywołała negatywnego wrażenia dopóki nie powiedziała, że jest z zawodówki, to dla mnie jest to już po prostu przesada. Oczywiście tipsiary, solary, dresiarze to nie moja bajka i unikam takich osób, ale skoro tutaj dziewczyna wywarła mimo wszystko dobre wrażenie, to skreślenie jej, bo dała hasło "zawodówka" to dla mnie równie spore przegięcie, co ta wymuszona tolerancja, o której wspominasz. To już jest zwykłe szufladkowanie ludzi i dawanie im pewnych łatek, które mnie osobiście rażą i uważam za równie głupie, co skrajną tolerancją i poprawność polityczną. Dla mnie jest to tak samo mądre, jak wywyższanie się umysłów ścisłych nad humanistami. 
Z ciekawości, chodziłaś do liceum w Krakowie? Ja byłam w II i u nas to wyglądało tak, że jeżeli nauczyciele uznali, że ktoś się do podchodzenia do matury nie nadaje (zdać by pewnie ci ludzie spokojnie zdali, ale chodziło o utrzymanie wysokiego poziomu) to się mu stawiało jedynkę za jedynką - po czym zostawiało "wybór" taki, że można bez "wilczego biletu" samodzielnie zabrać papiery. Ludzie tak robili, nie za bardzo mieli wyście. Odsiali na tej zasadzie jakieś 10 osób (a były klasy gdzie statystyki były jeszcze "lepsze"). Faktycznie potem zdawalność matur wynosiła 100% - ale odsiew był. 
Tak, chodziłam do liceum w Krakowie. Na jego elitarności ja i wielu moich znajomych bardzo się przejechaliśmy. W pierwszej klasie jeszcze jakiś odsiew był (wyrzucono właśnie "wilczym" biletem dwie osoby z klasy), ale potem jakoś nieszczególnie zwracano na to uwagę. Zdawalność owszem była na 100%, ale jak tutaj wspomniano - zdać to nie problem. Problemem jest to, jak się zda i jakim nakładem pracy własnej, a jakim szkoły. Do dnia dzisiejszego uważam, że to liceum, mimo że z polecenia, z dobrymi opiniami, wysokim miejscem w rankingach jeśli chodzi o polskie licea, było pomyłką. 
Ale w Krakowie jest pięć dobrych liceów - I, II, V, VIII, ewentualnie VI jeżeli komuś bardzo zależy na językach. Przy czym powszechnie uważane za "elitarne" (nie cierpię tego słowa tak swoją drogą) są głównie V, może jeszcze I i II. Przy czym jak wiadomo I to orka na ugorze i wymóg sporej pracy własnej, V to raj dla olimpijczyków - poziom ma wcale nie taki oszałamiający - więc wymóg pracy własnej nad olimpiadą, II to miejsce gdzie się ciągnie sto dodatkowych rzeczy poza szkołą - wymóg wkładu własnego oczywisty. Także jeżeli chodziłaś do któregoś z tych to dziwię Ci się, że nie sprawdziłaś rzetelnie opinii - bo to taka tajemnica poliszynela. No, a reszta elitarna nie jest.

Mieszkam w Krakowie nie od dzisiaj i naprawdę nie musisz mnie informować, jakie są tu dobre licea, bo sama to wiem. Liceum zanim je wybrałam dobrze sprawdzałam, wbrew Twoim pochopnie wyciągniętym sugestiom, dodatkowo znałam wiele osób z tego liceum, ale niewiele to dało. To, do jakiego liceum pójdziesz to jedno, drugie to dobór nauczycieli, trzeci - fakt, że chociażby czas w miejscu nie stoi i wiele zmian w tychże liceach zaszło i zachodzi nadal. Poza tym wkład pracy własny jest rzeczą oczywistą - wiadomo, że bez tego nie osiągniesz sukcesu w żadnej dziedzinie, ale mówienie, że liceum ma 100% zdawalności na maturze, to trochę dla mnie żart, bo jak mówię - zdać to sobie maturę może każdy, kwestia tego, jak tę maturę kto zda. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.