- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
7 kwietnia 2015, 13:43
Od jakiegoś czasu spotykam się z dość fajny facetem. Dopiero poznajemy się, spotykamy, w sumie nie wiem czy to można nazwac związkiem...spimy ze sobą...widze ze mu zależy ale oficjalnie żadne z nas niepowiedzialo ze jesteśmy razem. Ale nie o to chodzi. Wczoraj był u mnie były chłopak i przespałam się z nim. Mam niesamowite wyrzuty sumienia...Czy to była zdrada skoro w sumie nie wiem czy jesteśmy razem? Czuje się podle. Niewiem jakie motywy mna kierowaly i proszę nie oceniajcie mnie. Brzydze się sobą. Jednego "zdradziłam" a bylemu dalam nadzieje na to ze będziemy razem...potraktowalam go "na raz" jestem zła na siebie bo wiem ze nie zasługuje na zadnego z nich. Jestem destrukcyjna, mam problemy emocjonalne wiem ze najpierw powinnam zrobić porządek ze sobą a potem budowac jakikolwiek związek...
Przyznac się? Czuje ze powinnam...czuje ze powinnam zerwac znajomość i zjednym z drugim. Po co ma taka "osoba" zawracać glowe facetowi który może sobie znaleźć fajniejsza dziewczyne...:-(
8 kwietnia 2015, 08:11
Nie mylmy seksu ze zwiazkiem. Juz widze, jak jakis facet w takiej sytuacji tlumaczylby sie swojej seks-przyjaciolce z tego, ze przespal sie z inna. Jak sie autorko zle czujesz, to trzymaj pipke na wodzy, ale nie musisz sie z tego nikomu tlumaczyc. Jesli czujesz, ze musisz, to to zrob, ale nie wymagaj zrozumienia od faceta, z ktorym nie jestes w zwiazku.
8 kwietnia 2015, 16:08
W zadnym wypadku sie nie przyznawaj!!!! Jesli to jednorazowy wyglup nie ma sensu. Wyrzuty sumienia Cie ukarza wystarczajaco
8 kwietnia 2015, 17:52
Rybko, myślę, że dla tego chłopaka jest to jednoznaczne. Myślę, że dla większości jest, skoro sypia się z kimś i spotyka kilka razy w tygodniu. Swoją drogą, gdyby, ni z gruszki, ni z pietruszki, taki trzydziestoparoletni wyrostek palnął przy romantycznej kolacji" No, to co, będziesz moją dziewczyną?", to chyba bym opluła mu marynarkę ze śmiechu. Dlatego też mam wrażenie, że w pewnym wieku takie sprawy rozgrywają się intuicyjnie i jedyne pytanie, jakie ma prawo w takiej sytuacji paść , to "czy zostaniesz moją żoną?".skoro facet nie potrafi się określić na czym dziewczyna stoi....a ryzykuje sypiając..chociażby niechcianą ciążą...to myślę, że przemilczałabym....albo przycisnęłabym go lekko do muru, aby się wypowiedział co do bycia razem bądź nie....bo to strata czasu....takie układy /łóżko bez zobowiązań/ są wygodne zazwyczaj dla jednej ze stron...W sumie to jestem przerażona tym jak wiele osób doradza żeby milczeć, albo twierdzi, że skoro nie jesteś w zadeklarowanym związku to problemu nie ma. Ja bym nie chciała, żeby facet w poniedziałek spał ze mną, a we wtorek ze swoją byłą i nie chciałabym budować związku w takiej sytuacji - stąd zatajenie tego wtorku dla mnie byłoby zwyczajnie kłamstwem i odbieraniem mi prawa wyboru - nie chciałabym żeby ktoś decydował za mnie i tak samo nie rościłabym prawa do decydowania za kogoś, więc bym mu powiedziała.
Aksiuszka poczytaj sobie dalsze wypowiedzi, załamiesz się. I też nie bardzo wiem co wyznacza granicę i co pozwala stwierdzić czy jest się z kimś w związku i wypadałoby go nie zdradzać, czy chodzi się z kimś na randki zakończone seksem i hulaj dusza, piekła nie ma? Przecież chyba nikt nie będzie pytał jak w podstawówce czy się zostanie jego dziewczyną. Własne nastawienie w takim razie? Jeżeli ja zakładam, że to tylko seks to przyjmuję arbitralnie, że facet też tak myśli i mogę sobie spać z kimś innym? Jak dla mnie to jest coś okropnego, nie wiem jaki mamy status związku (nie jestem pewna, że to związek, ale też nie jestem pewna, że nie), więc przyjmuję że nie - bo tak mi wygodniej i mogę jakoś usprawiedliwić to, że się przespałam z byłym. Tak ja to widzę.
8 kwietnia 2015, 19:04
Aksiuszka poczytaj sobie dalsze wypowiedzi, załamiesz się. I też nie bardzo wiem co wyznacza granicę i co pozwala stwierdzić czy jest się z kimś w związku i wypadałoby go nie zdradzać, czy chodzi się z kimś na randki zakończone seksem i hulaj dusza, piekła nie ma? Przecież chyba nikt nie będzie pytał jak w podstawówce czy się zostanie jego dziewczyną. Własne nastawienie w takim razie? Jeżeli ja zakładam, że to tylko seks to przyjmuję arbitralnie, że facet też tak myśli i mogę sobie spać z kimś innym? Jak dla mnie to jest coś okropnego, nie wiem jaki mamy status związku (nie jestem pewna, że to związek, ale też nie jestem pewna, że nie), więc przyjmuję że nie - bo tak mi wygodniej i mogę jakoś usprawiedliwić to, że się przespałam z byłym. Tak ja to widzę.Rybko, myślę, że dla tego chłopaka jest to jednoznaczne. Myślę, że dla większości jest, skoro sypia się z kimś i spotyka kilka razy w tygodniu. Swoją drogą, gdyby, ni z gruszki, ni z pietruszki, taki trzydziestoparoletni wyrostek palnął przy romantycznej kolacji" No, to co, będziesz moją dziewczyną?", to chyba bym opluła mu marynarkę ze śmiechu. Dlatego też mam wrażenie, że w pewnym wieku takie sprawy rozgrywają się intuicyjnie i jedyne pytanie, jakie ma prawo w takiej sytuacji paść , to "czy zostaniesz moją żoną?".skoro facet nie potrafi się określić na czym dziewczyna stoi....a ryzykuje sypiając..chociażby niechcianą ciążą...to myślę, że przemilczałabym....albo przycisnęłabym go lekko do muru, aby się wypowiedział co do bycia razem bądź nie....bo to strata czasu....takie układy /łóżko bez zobowiązań/ są wygodne zazwyczaj dla jednej ze stron...W sumie to jestem przerażona tym jak wiele osób doradza żeby milczeć, albo twierdzi, że skoro nie jesteś w zadeklarowanym związku to problemu nie ma. Ja bym nie chciała, żeby facet w poniedziałek spał ze mną, a we wtorek ze swoją byłą i nie chciałabym budować związku w takiej sytuacji - stąd zatajenie tego wtorku dla mnie byłoby zwyczajnie kłamstwem i odbieraniem mi prawa wyboru - nie chciałabym żeby ktoś decydował za mnie i tak samo nie rościłabym prawa do decydowania za kogoś, więc bym mu powiedziała.
Przeczytałam i przyznam się, że jestem nieco zniesmaczona. Nie wiem czy jest to kwestia bycia do bólu lojalną kobietą, czy też niezbyt nowoczesnym człowiekiem, ale uciekanie od odpowiedzialności jest dla mnie nie do pomyślenia. Nie chciałabym kontynuować znajomości z mężczyzną, który, oprócz mnie, gości w łóżku rzeszę bardziej lub mniej znanych mu kobiet i to, że nie dałam mu do podpisania kontraktu o zawarciu związku partnerskiego, nie powinno zwalniać go od lojalności wobec mnie. Nie chodzi mi też o kwestie czysto higieniczne (co jest w tym wypadku oczywistością), ale pewne priorytety. Skąd autorka wie, że on przystaje na bycie zapchajdziurą pomiędzy poważnymi związkami? Może ma na punkcie ich relacji zgoła inne wyobrażenie? Przecież, na dobrą sprawę, autorka pozwala mu dalej wierzyć w tę baśniową iluzję, w której spotyka się ze wspaniałą, uczciwą dziewczyną, z którą połączyło go wzniosłe uczucie.
Z resztą, budowanie związku na kłamstwie z reguły nie jest dobrym pomysłem.
Edytowany przez Aksiuszka 8 kwietnia 2015, 19:07
8 kwietnia 2015, 19:57
dziewczynie zdarzylo sie raz zbladzic. To nie znudzona zona, ktora lata wczesniej obiecywala i przysiegala wiernosc. Rodzi sie w jej zyciu jakis zwiazek, ale po drodze dala sie zmanipulowac bylemu. Nowy zwiazek moze byc wartosciowy i udany. Przyznanie sie do winy na 100% go zakonczy. Nie warto dorabiac tu ideologii o wielkiej wietnosci, zasadach i idealach. Autorka wlasnie mogla dostac skuteczna nauczke i nigdy wiecej podobnie sie nie zachowa.
8 kwietnia 2015, 23:56
dziewczynie zdarzylo sie raz zbladzic. To nie znudzona zona, ktora lata wczesniej obiecywala i przysiegala wiernosc. Rodzi sie w jej zyciu jakis zwiazek, ale po drodze dala sie zmanipulowac bylemu. Nowy zwiazek moze byc wartosciowy i udany. Przyznanie sie do winy na 100% go zakonczy. Nie warto dorabiac tu ideologii o wielkiej wietnosci, zasadach i idealach. Autorka wlasnie mogla dostac skuteczna nauczke i nigdy wiecej podobnie sie nie zachowa.
Ale co to zmienia? Konsekwencje swoich czynów trzeba ponosić zawsze, niezależnie czy zbłądziło się raz, czy pięć razy. Raz w d*pę to nie gej, prawda? ;) - argumentacja dokładnie na tej samej zasadzie (przepraszam, użyłam skrajnie ohydnego tekstu, którego w normalnych okolicznościach nie cierpię, ale tu się nie da dyskutować inaczej niż przez sprowadzenie do absurdu). Jeżeli on wybaczy to dobrze, jeżeli nie wybaczy to trudno - trzeba było nie błąkać się byłemu po łóżku. Po prostu człowiek ma prawo do podjęcia decyzji, pozbawienie go tego prawa jest nieludzkie, kłamliwe i zwyczajnie podłe. Nie sama zdrada, każdy podejmuje własne decyzje, a właśnie pozbawianie kogoś prawa do decydowania. To co? Budowanie związku na kłamstwie, czy może jednak kiedyś mu powie "Hej, kochanie, pamiętasz początki naszej znajomości? Tę randkę, na której byliśmy w tej włoskiej knajpie. Przespałam się potem ze swoim byłym, nie mówiłam Ci bo byś wtedy zakończył nasz związek" - kiedy? Po zaręczynach? Po ślubie? Czy może lepiej zabrać to do grobu i całe życie kłamać? I wiecie co? - chyba jednak jestem staroświecka, bo uważam, że "zdarzyć" to mi się może facetowi koszulę sosem pomidorowym upaćkać.
Edytowany przez Wilena 9 kwietnia 2015, 00:18
9 kwietnia 2015, 00:13
Jak dla mnie troche nadinterpretujecie to z ta odpowiedzialnoscia za popelniane bledy.
9 kwietnia 2015, 00:18
Jak dla mnie troche nadinterpretujecie to z ta odpowiedzialnoscia za popelniane bledy.
Bo? Znaczy nie pojmuję dlaczego ktoś rości sobie prawo do okłamywania drugiej osoby - bo co? Bo nie ma pierścionka na placu? Bo nie ma zapasowego kompletu kluczy? Bo mu tak wygodniej? Bo inaczej pewnie druga strona by za taki układ z byłym w tle podziękowała? To mnie bulwersuje, nie sama zdradza. Każdy decyzje podejmuje sam, spał z byłym? Ok, tak zadecydował. Ale to niech mi o tym powie i teraz ja będę decydować czy chcę dalej budować związek.
Edytowany przez Wilena 9 kwietnia 2015, 00:19
9 kwietnia 2015, 00:26
Ale w czym oklamuja? Czy ten koles pyta, z kim ona sypia pomiedzy sypianiem z nim? Czy maja podpisany jakis pakt odnosnie tego, ze sa razem?To, ze mu o czyms nie mowi, to nie jest klamstwo, bo on nie jest jej partnerem z tego co napisala. Jak ludzie sie umawiaja przez internet i spotykaja z kilkoma osobami jednoczesnie, to uznajecie zawsze, ze to jest okej, bo to do niczego nie zobowiazuje, a w sumie to trzeba kogos wybrac, poprobowac. Ja tu widze to samo, z tym, ze jedna strona moze sie bardziej zaangazowala. Ja nie mowie, ze sypianie z dwoma kolesiami na raz jest fair, ale tez nie uwazam, zeby od razu musiala leciec do tego drugiego i go przepraszac za to, co robi w wolnym czasie.
9 kwietnia 2015, 00:33
Pójdę zapytam mamę, może ma jakieś alternatywne dzieci, tylko ja nigdy nie pytałam, to bym miała nowego braciszka albo siostrzyczkę ;) To, że facet nie pyta i krwi nad cyrografem nikt nie uronił nie znaczy, że przestaje obowiązywać jakaś elementarna ludzka uczciwość. Przecież autorka postu sama wyraźnie napisała, że nie wie czy są razem - jak już pisałam, założenie że nie są jest równie niepewne jak to, że są. Zresztą zobacz tytuł, "zdradziłam - przyznać się". Odpowiedź brzmi tak - zdradza jest nieuczciwością, nie przyznanie się do zdrady jest kłamstwem. I ja kiedykolwiek napisałam, że umawianie się przez internet z kilkoma osobami jednocześnie jest okej? - nie przypominam sobie, dla mnie to okej nie jest, a gdybym nawet kiedykolwiek zmieniła zdanie to żeby było okej to musiałabym zrobić jedną rzecz - powiedzieć panu a, że spotykam się też z panem b i c. Gdyby on nie miał nic przeciwko to spoko, ale upewniłabym się, że nie ma - nie domniemywała. I nie przepraszać, poinformować, to jest różnica.