Temat: współczesny mezalians

Czy pary, w których występuje duża różnica w wykształceniu mają rację bytu? Mają szansę przetrwać lata i tworzyć udane, zgodne i szczęśliwe małżeństwo? 

Wyobraźmy sobie parę: ona wykształcona, po dobrej uczelni, kierownicze stanowisko, wysokie zarobki, z kolei on - po szkole zawodowej, mechanik samochodowy pracujący "u kogoś", zarobki średnie. Ona - lubiąca operę, drogie torebki i sushi. On - lubiący wypić piwo z kolegami podczas oglądania meczu, ostatnia książka jaką przeczytał to "Nasza szkapa". Czy tacy ludzie mogą się w sobie zakochać? Znacie takie pary?

Oczywiście opisany przeze mnie przykład jest totalnie przejaskrawiony. A przedstawione osoby są fikcyjne. Jak to jest u was? Pewnie większość z Was jest w trakcie studiów lub po. A Wasi mężczyźni? Czy w ogóle wykształcenie ma znaczenie w momencie szukania drugiej połówki? Czy jeśli facet dobrze zarabia, to to rekompensuje ewentualny brak wykształcenia? Wolałybyście biednego wrażliwego doktoranta socjologii, który cytowałby Wam Szekspira w oryginalne czy może twardego, nieokrzesanego robotnika budowlanego z niezłymi zarobkami?

Czy nawet jeśli różnice w wykształceniu są rekompensowane przez różne inne czynniki np. wspólne zainteresowania lub namiętność to czy to i tak kiedyś nie wypłynie w przyszłości? 
Ja myslę, że nie każda Pani na stanowisku lubi operę i sushi :D A czasem mechanik sushi lubi zjeść od czasu do czasu, więc wiesz ;)) Znam kilka takich par, gdzie ona jest po studiach a on po zawodówce i dają radę :) Grunt, zeby rozumieć się wzajemnie i zeby w takim przypadku jedno nie miało 'pretensji' do drugiego, że np. więcej zarabia.
Uwzam jednak ze lepiej jak para ma podobne wykształcenie, a raczej poziom intelektualny. Znam parę gdzie on po zawodówce, ona studia na uniwerku. Ona cały czas kazała czytać jemu Książki by poszerzał horyzonty i znał więcej "mądrych" słów, przy czym sama była prostaczką, nie czytała książek w ogóle, na studia dostała się bo ktoś inny zrezygnował, a na dodatek kierunek był jeden z tych mało prestiżowych. w ogóle jej ie rozumiałam. On przynajmniej bys oba, ona starła się być kimś kim nigdy nie będzie.
MOże jeszcze znaczenie ma jakie to są studia. Jełsi prestiżowe na uniwerku, to raczej taa osoba nie stworzy szczęśliwego związku z kimś po zawodówce czy nawet liceum. Ale jeśli takie zwyczajne na prywatnej uczelni to nei widzę problemu.
Sama jestem prawie doktorem nauk i obracam się w towarzystwie "naukowców", jak i wykształconych, poważnych biznesmenów, którzy wpitalają sushi idą do teatru, gdzie przysypiają.

I mam bliskich przyjaciół po zawodówkach,, pracujących fizycznie. Oczywiście nie mieszkam z nimi ani nie tworzę związku. Oboje są inteligentni, w miarę oczytani. Ale przede wszystkim to mili, dobrzy, uczynni i weseli ludzie. 100 razy wolę z nimi spędzać czas (i to robię) niż z nadętymi bubkami z tytułami naukowymi czy milionem na koncie.

Ale mam też innych bliskich przyjaciół - bogatych i wykształconych. Ich też cechuje dobroć, są sympatyczni i miło się z nimi spędza czas.

Więc myślę, że samo wykształcenie nic nie mówi o człowieku i jego horyzontach. Tak jak ktoś wyżej wspomniał - można być póldebilem i prostakiem, ale mieć tytuł naukowy. Ale też z prostakiem, który nie reprezentuje sobą pewnego poziomu (mam na myśli prostactwo duchowe) ciężko byłoby mi się dogadać.
Pasek wagi
Ja zdałam b.dobrze maturę, planuję studia a mój chłopak jest właśnie mechanikiem samochodowym. Nie przeszkadza mi to. Szanuję i podziwiam to co robi, bo wbrew pozorom, żeby zostać "takim sobie mechanikiem" trzeba mieć spoooro w głowie.  Jest zaradny, pracowity.  Jak przypomnę sobie moich koleżków z liceum, te "cwane" fajtłapy, które teraz studiują dziennikarstwo albo filozofię to dziękuję losowi za tego mojego mechanika.
Ja właśnie uwielbiam mojego faceta za to, że on cieszy się z takich bardzo przyziemnych spraw. I traktuje ludzi z szacunkiem. I że mogę przy nim mentalnie odpocząć, i nie muszę się stresować. No, i w takim związku rządzę ja B-) Chociaż i tak zrobię dla niego wszystko. Myślę, że rywalizacja z jakimś samcem alfa by mnie wykończyła psychicznie. Albo ja go fizycznie.
wydaje mi się, że taki związek długo nie przetrwa. 
ciężko byłoby mi żyć z człowiekiem, który ma zupełnie inny pogląd na życie, lubi całkiem inne rzeczy. 

razem z mężem uzupełniamy się, dążymy do podobnych rzeczy w życiu, choć dzieli nas spora różnica wieku (8 lat), i podczas gdy on już dawno rozwija skrzydła kariery, ja robię dopiero magistra. ciągnie nas jednak do takiego samego poziomu życia, oboje lubimy pewien określony styl, spędzamy czas w taki, a nie inny sposób.

powiem szczerze: uważam się za osobę dość dobrze wykształconą i obytą, i raczej nie wyobrażam sobie żebym mogła nagle znaleźć szczęście w ramionach kogoś kto będzie tego przeciwieństwem całkowitym. jasne, że są wyjątki od reguły, można być mądrym człowiekiem bez szkoły i niezależnie od zawodu - jednak posługuję się pewnymi uogólnieniami, żeby było wiadomo o co chodzi. 

jednak znam przykład podobnej sytuacji: panna x z dobrej, zamożnej rodziny, oczytana, wykształcona. zakochuje się w panu y, który pochodzi z mniej zamożnej rodziny, od pokoleń pracującej fizycznie. dogadują się razem na pewnym poziomie, jednak jemu nie w głowie wychodzenie do kina czy wyjazdy na wakacje (strata pieniędzy, a dla niej - bezcenne wspomnienia). on uważa, że kobieta powinna siedzieć w domu, nie pracować, lecz dobrze zajmować się dziećmi (bardzo ją kocha), ona podkula ogon i rezygnuje ze swojego życia (choć należy do kobiet, ktore zawsze chciały być ambitne i mieć coś swojego). 

niestety ale u pani x i pana y nieustannie dochodzi do jakichś nieporozumień, choć oboje strasznie się kochają. po prostu zostali inaczej wychowani, do czegoś innego dążą. kompromis w tym przypadku jest równoznaczny z przekreśleniem siebie na korzyść drugiego. 

jest w tym pewne piękno miłości - ale nie wiem, czy tak właśnie powinno być.

moim zdaniem dwójka ludzi powinna się uzupełniać, mieć podobne cele w życiu, podobne marzenia, pasje, sposób bycia i życia. 

Moim zdaniem to wszystko jest kwestia charakteru a nie wyksztalcenia. 
Kazdy przeciez lubi cos innego. Nie oszukujmy sie jest wiele osob po studiach ktore nie lubia czytac ksiazek. Zreszta na przykladzie mojego faceta - on jest naukowcem i nawet znajac podstawy jego dziedziny nigdy nie bede rozumiala tej materii tak jak on i odwrotnie ,no chyba ze studiowalabym to samo i miala podobny temat pracy doktorskiej - ale tak oczywiscie nie jest. Jesli chodzi o plany i cele na przyszlosc to tez moim zdaniem to jest kwestia charakteru. Jeden nie lubi jezdzic na urlop bo jest sknerai dla niego to strata czasu a inny to robi, ale moim zdaniem nie ma to nic wspolnego z wyksztalceniem. A jesli chodzi o cele: wszystko zalezy od dojzalosci czlowieka. Ja powoli zaczynam dostrzegac roznice tych 8 lat. Moj facet mysli powaznie o zwiazku a ja raczej jeszcze nie, ale wydaje mi sie ze u mnie to kwestia charakteru, doswiadczen i faktu ze bylam b. mloda gdy go poznalam. 

Ostatnio np. zastanawiam sie nad taka sprawa. Moj facet skonczyl studia i pracuje, ale moim zdaniem z jego mozliwosciami i ogolnie jego wyksztalceniem moglby wiecej zarabiac. On jednak woli pracowac tam gdzie pracuje, poniewaz taka praca mu sie podoba. Ja jednak chcialabym miec prace gdzie dobrze zarabiam i ktora mi sie podoba. Dodatkowo mam wrazenie, ze mam moze wieksze ambicje w kwestii materialnej niz on np. on jest zadowolony z tego ze wynajmuje jeden pokoj - ja jednak bylabym zadowolona gdybym kupila np dom i nie wiem czy bedziemy sie zgadzac na dluzsza mete. Nie sadze, zeby ta kwestia miala cos wspolnego z wyksztalceniem. 


ja tam wybieram kase a wyksztalcenie niewazne bo przy braku pieniedzy prawie niemozliwe jest bycie szczesliwym. Wyobrazcie sobie ze nie mozecie zaspokoic swoich podstawowych potrzeb ze musicie patrzec na to jak wasze dzieci sa smutne bo nie moga pojechac na glupia wycieczke. Ten kto mowi ze milosc wystarczy do szczesci to chyba biedy nie. zaznal a co do wyksztalcenia to najwazniejsze by facet byl ogariety zyciowo bo mozna miec tytul profesora a nie potrafic sobie zrobic kanapki ani zaplacix rachunku (mam taki element w rodzinie)
Pasek wagi
problemem nie jest wykształcenie, czy jego brak. chodzi glównie o chęć samorozwoju - kto stoi w miejscu, ten tak naprawdę się cofa... jeśli jedna osoba się w jakiś sposób rozwija, a druga nie (nie mówię tu konkretnie o wykształceniu), to po pewnym czasie może być ciężko :). ważne jest też, żeby mieć tematy do rozmów i lubić ze sobą rozmawiać ;)
Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.