Witam Was ;)
Powiem Wam, jak to jest ze mną..
Jestem w podobnej sytuacji - 23 lata, żadnego dotychczas związku, żadnych randek ani nic. Ja generalnie, należę do tych osób, które spoglądają na życie przez kolorowe okulary i widzą wszystko w pozytywnych aspektach. (Choć jeszcze do nie dawna, aż tak pozytywnie nastawiona nie byłam!) Kiedy jednak pojawiała się w głowie myśl o chłopaku, albo pojawiał się na horyzoncie przystojniak ;) zaczynałam kombinować, myśleć, wyobrażać sobie jakby to było.. Układałam niekiedy sytuacje w których wyobrażałam sobie jak mnie całuje, albo jak ja umiejętnie nie daję mu się pocałować :P (Wyobraźnia, rzeczywiście nie zna granic ;P a filmowe komedie romantyczne też robiły swoje) Jednocześnie z drugiej strony robiłam wszystko, żeby tak naprawdę się nie wiązać. Wynikało to chyba z lęku przed nieznanym i możliwością odrzucenia.. Z drugiej strony byłam wciąż przekonana, że bez faceta nigdy nie będę szczęśliwa..
Pewnego dnia trafiłam na kilka interesujących książek, które pokazały mi że idę w zupełnie złym kierunku..
Po pierwsze, zdałam sobie sprawę, że przyciągam mężczyzn podobnych do mnie, podobnych do tego, co czuje moje serce. Oni też byli zagubieni w sprawach sercowych. Sprawiali wrażenie zadowolonych i szczęśliwych w życiu, ale gdy zaczynali myśleć o dziewczynie, gdzieś w głębi byli przekonani że "nikt nie zechce ze mną być", "zawsze będę sam".. Podobnie myślałam ja.. Nie trudno wyobrazić sobie, co się dzieje gdy spotkają się dwie nastawione w ten sposób osoby.. ;)
Po drugie i co najważniejsze uświadomiłam sobie, że aby być szczęśliwą nie potrzebuję faceta. Wiadomo, jest mężczyzna - jest miłość, są motylki w brzuszku, itd. Ale tak naprawdę ja muszę się zmienić. Ja muszę pokochać siebie, zdać sobie sprawę że bycie w związku, bądź nie, nie jest determinantem szczęścia! Jest dodatkowym czynnikiem, który może pozytywnie wpływać na stan obecny. Ale miłości nie da się zbudować na niepewnym gruncie i wyobrażeniu o szczęściu..
Zmieniłam postawę (nie stało się to ot tak, z dnia na dzień, choć już pierwszego dnia było widać pierwsze efekty!) Zaczęłam skromnie, od uśmiechu z samego rana zaraz po przebudzeniu! Ja od dziecka dużo się śmieje, ale ten uśmiech był inny. W końcu kto to widział, żeby w poniedziałek rano przed pójściem do pracy się po prostu śmiać i cieszyć z faktu, że np.:
- jest piękna pogoda! To co, że upał i 30st? Jest lato, musi tak być - nie ma co narzekać!
- za oknem pada deszcz? Super! podleje się ogródek, nie będzie trzeba podlewać, może będzie tęcza. A jak drzewa się napiją - będzie ekstra soczysta zieleń! Więcej drzew - więcej tlenu ;P
- poniedziałek rano? nowy tydzień pracy? Fajnie! Kolejny tydzień, by kogoś uszczęśliwić, pomóc mu coś załatwić! Nauczyć się czegoś nowego!
Po pewnym czasie, ten uśmiech sam pojawiał się na twarzy zaraz po przebudzeniu - nawet nie musiałam o tym myśleć! Zaczęłam ćwiczyć wrażenia wzrokowe i odkryłam jaki świat jest piękny! Ile ma barw i kolorów. Później zapachy, smak... Po kolei każdy zmysł. Na koniec pokochałam siebie i przyszło to automatycznie. Świat po prostu stał się piękny, ja szczęśliwa. Ludzie dookoła zaczęli to dostrzegać. Nie raz spotykam się z dziwnym podejściem i dziwnymi minami typu: "patrz, ta się czegoś najarała". Bycie szczęśliwym wzbudza u niektórych zazdrość. A przecież każdy może być szczęśliwy! W pracy odbieram telefon i nawet rozmówca, z którym się nie znamy mówi mi: "z Pani głosu bije szczęście i miłość, od razu słychać że Pani się śmieje! Zakochana?" a ja odpowiedziałam: "Świat jest taki piękny, że trudno Go nie kochać!"
To nie jest też tak, że ja zawsze mam banana na ustach. Bywa i tak, że mam gorsze dni - jak każdy człowiek. Czasem nawet zdarza mi się być nieuprzejma. Ale 99% mojego życia to uśmiech, radość i szczęście. Muszę Wam powiedzieć, że teraz jestem jeszcze na diecie, co dodatkowo zwiększa moje szanse ;P Ale widzę, że nawet Mężczyźni inaczej na mnie patrzą. Kilku mężczyzn powiedziało mi już, że jestem "niesamowita". Jak ja to robię, że jestem taka pozytywna?
W mojej opinii, wystarczy pokochać samego siebie. Zdać sobie sprawę, że każdy ma prawo być kochanym i kochać. Każdy ma prawo do miłości. Nie ma tu żadnych wyjątków. Jednak aby kochać drugiego człowieka i być kochanym, należy najpierw pokochać siebie! Wówczas można zbudować silny związek ;) Ja przestałam się przejmować tym, że mam 23 lata i jestem sama. Samotność też ma swoje plusy! Poza tym, nie lubię słowa samotność, bo z góry zakłada coś negatywnego a przecież może być całkiem zabawnie.. ;>
Nie można biegać za facetami i myśleć o nich jak o wyznaczniku szczęścia. Miłość sama się pojawia. Zapuka do Twych drzwi. Jeśli drzwi się zablokują - otwórz okno. A jak i Okno nie pomoże to masz jeszcze kilka innych okien, komin! Zawsze można wyważyć drzwi jeśli będzie trzeba! :D Ważne, żeby w chwili gdy pojawia się "coś", jakieś uczucie, pozwolić mu popłynąć. Od znajomych w szczęśliwym związku wiem, że w miłości trzeba się niekiedy poddać, ponieść nurtowi rzeki miłości ;)