Temat: Można chcieć miłości i nie chcieć jednocześnie?

Może przedstawię mój problem w wypunktowanej liście pytań, tak mi będzie prościej:
1. Czy to normalne, że w wieku 21 lat NIE mam i nigdy wcześniej nikogo nie miałam? Żadnego związku? Randek właściwie też nie?
2. Przeszłam na dietę i zgubiłam sporo kilogramów też w nadziei, że spojrzę na siebie inaczej i inni się będą mną interesować. Efekt? Dalej to samo. 
3. Jestem nieśmiałą osobą, mam swoje kompleksy, ale jak już ktoś mi się spodoba to staram się, choć delikatnie uczynić jakiś krok, ale jednocześnie nie chcę się narzucać... Tylko przeważnie kończy się to tak, że TA osoba nie jest mną zainteresowana. Traktuje mnie co najwyżej jako koleżankę, czasem nawet pyta MNIE o SWOJE problemy miłosne.. ;/ Co ze mną nie tak?
4. Chciałabym się zakochać, ale nie na siłę. Nie chcę mieć kogoś tylko po to, żeby mieć. Brakuje mi faceta. Kogoś kto by był. Pytał o mnie, interesował się mną, motylki i te sprawy. Ile można czekać? A jeśli nie spotkam nigdy miłości i nie doznam uczucia, które większość NASTOLATEK ma już za sobą?
Nie chcę histeryzować. Ani się dołować. Ale czasami mnie taki dół łapie... Wiem, wiem - jestem młoda, mam całe życie przed sobą. Ale póki co wciąż porażki. Pomóżcie.
No to jest nas więcej. A naprawdę myślałam, że też jestem sama :)
sparkle127, też tak mam i dobrze Cię rozumiem...
No, no, trochę nas jest. Zakładając, że na takiej Vitalii już się pojawiają osoby, które mimo naszego wieku nikogo nie miały to może też gdzieś tam czają się tacy samotni chłopacy, którzy również boją się bliskości? Jakież to by było zrządzenie losu trafić na kogoś takiego! :) A po części pewnie i pech, bo jak by się dobrały dwie takie osoby to czy jest możliwy sukces On - nieśmiały, ona - nieśmiała, co z tego może wyniknąć...? Nie traćmy nadziei, dziewuszki! :)
Jedyna metoda jest nie rozmyslac. Ja zawsze olewalam sprawe i sadzilam, ze zostane sama, stara panna i to bez bolu. Po prostu sobie rutynowo zylam. Tylko mialam problem, ze z domu nie wychodzilam, a jak juz to najwyzej na rower. Z nudow o wysokim natezeniu i dniach przelezanych w lozku stwierdzilam, ze bede przystawac na WSZYSTKIE wypady jakie kolezanka niegdys mi proponowala. A to zabawa w rytmie muzyki, ktora ledwo co znam, a to koncert okrojonego ze skladu lipnego hip-hopowego zespolu, konczac na wypadzie do klubu pelnego roztanczonych plastikowych blondi. I tu sie okazuje, ze w tym oto pubie tez przypadkiem, "bo tak wyszlo, ze obserwowali dziwne zjawisko spoleczne" znajdowal sie moj przyszly(aktualny) chlopak. Przypadek albo przeznaczenie. Juz sie znalismy wczesniej na zasadzie "czesc, czesc". I nigdy nie przypuszczalam, ze to bedzie on i to on jest taki wspanialy. Dlatego nie czekajcie na swoich ksieciow z bajki, jestescie kobietami i pod tym wzgleden nie powinno byc zadnego rownouprawnienia- Facet albo musi sie sam znalezc albo on was znajdzie, nie musicie o niczym marzyc i rozmyslac. Jestescie jak przyneta na haczyku i tak powinno byc. Zyjcie narazie jak singielki i tyle. Lepiej sie milo zaskoczyc niz rozczarowac.
Ja mam podobnie. Co prawda nie narzekam na brak zainteresowania ze strony chłopaków, ale ja nie potrafię wejść w związek. Nie wiem co jest ze mną nie tak :/ Nie raz myślę jak fajnie by było. Wyobrażam sobie różne wspólne sytuacje i już myślę, że tym razem odważę się pokazać, że mi też zależy. Chciałabym zrobić krok do przodu, ale za chwile wraca to samo "przecież to bez sensu". Wmawiam sobie, że nie mam nic do zaoferowania, jestem beznadziejna, nudna i, że chłopak się szybko o tym przekona itd. Przecież to nie jest normalne, już mam dość tego :/
Pasek wagi
Mam znajoma , które ma 27 lat i nie miała jeszcze faceta, więc spokojnie ;) Może jesteś taką własnie dobrą koleżanką do zwierzeń, a nie potencjalną kandydatką na dziewczyną. Nie martw się, na pewno spotkasz księcia z bajki. Nic na siłę. 
Też nie miałem dziewczyna a mam 24 lata ale to pewnie dlatego że zachowuje się jak 14 latek
Pasek wagi
Witam Was  ;)
Powiem Wam, jak to jest ze mną.. 
Jestem w podobnej sytuacji - 23 lata, żadnego dotychczas związku, żadnych randek ani nic. Ja generalnie, należę do tych osób, które spoglądają na życie przez kolorowe okulary i widzą wszystko w pozytywnych aspektach. (Choć jeszcze do nie dawna, aż tak pozytywnie nastawiona nie byłam!) Kiedy jednak pojawiała się w głowie myśl o chłopaku, albo pojawiał się na horyzoncie przystojniak ;) zaczynałam kombinować, myśleć, wyobrażać sobie jakby to było.. Układałam niekiedy sytuacje w których wyobrażałam sobie jak mnie całuje, albo jak ja umiejętnie nie daję mu się pocałować :P (Wyobraźnia, rzeczywiście nie zna granic ;P a filmowe komedie romantyczne też robiły swoje) Jednocześnie z drugiej strony robiłam wszystko, żeby tak naprawdę się nie wiązać. Wynikało to chyba z lęku przed nieznanym i możliwością odrzucenia.. Z drugiej strony byłam wciąż przekonana, że bez faceta nigdy nie będę szczęśliwa..
Pewnego dnia trafiłam na kilka interesujących książek, które pokazały mi że idę w zupełnie złym kierunku.. 

Po pierwsze, zdałam sobie sprawę, że przyciągam mężczyzn podobnych do mnie, podobnych do tego, co czuje moje serce. Oni też byli zagubieni w sprawach sercowych. Sprawiali wrażenie zadowolonych i szczęśliwych w życiu, ale gdy zaczynali myśleć o dziewczynie, gdzieś w głębi byli przekonani że "nikt nie zechce ze mną być", "zawsze będę sam".. Podobnie myślałam ja.. Nie trudno wyobrazić sobie, co się dzieje gdy spotkają się dwie nastawione w ten sposób osoby.. ;)

Po drugie i co najważniejsze uświadomiłam sobie, że aby być szczęśliwą nie potrzebuję faceta. Wiadomo, jest mężczyzna - jest miłość, są motylki w brzuszku, itd. Ale tak naprawdę ja muszę się zmienić. Ja muszę pokochać siebie, zdać sobie sprawę że bycie w związku, bądź nie, nie jest determinantem szczęścia! Jest dodatkowym czynnikiem, który może pozytywnie wpływać na stan obecny. Ale miłości nie da się zbudować na niepewnym gruncie i wyobrażeniu o szczęściu..

Zmieniłam postawę (nie stało się to ot tak, z dnia na dzień, choć już pierwszego dnia było widać pierwsze efekty!) Zaczęłam skromnie, od uśmiechu z samego rana zaraz po przebudzeniu! Ja od dziecka dużo się śmieje, ale ten uśmiech był inny. W końcu kto to widział, żeby w poniedziałek rano przed pójściem do pracy się po prostu śmiać i cieszyć z faktu, że np.:
- jest piękna pogoda! To co, że upał i 30st? Jest lato, musi tak być - nie ma co narzekać!
- za oknem pada deszcz? Super! podleje się ogródek, nie będzie trzeba podlewać, może będzie tęcza. A jak drzewa się napiją - będzie ekstra soczysta zieleń! Więcej drzew - więcej tlenu ;P
- poniedziałek rano? nowy tydzień pracy? Fajnie! Kolejny tydzień, by kogoś uszczęśliwić, pomóc mu coś załatwić! Nauczyć się czegoś nowego!
Po pewnym czasie, ten uśmiech sam pojawiał się na twarzy zaraz po przebudzeniu - nawet nie musiałam o tym myśleć! Zaczęłam ćwiczyć wrażenia wzrokowe i odkryłam jaki świat jest piękny! Ile ma barw i kolorów. Później zapachy, smak... Po kolei każdy zmysł. Na koniec pokochałam siebie i przyszło to automatycznie. Świat po prostu stał się piękny, ja szczęśliwa. Ludzie dookoła zaczęli to dostrzegać. Nie raz spotykam się z dziwnym podejściem i dziwnymi minami typu: "patrz, ta się czegoś najarała". Bycie szczęśliwym wzbudza u niektórych zazdrość. A przecież każdy  może być szczęśliwy! W pracy odbieram telefon i nawet rozmówca, z którym się nie znamy mówi mi: "z Pani głosu bije szczęście i miłość, od razu słychać że Pani się śmieje! Zakochana?" a ja odpowiedziałam: "Świat jest taki piękny, że trudno Go nie kochać!"  
To nie jest też tak, że ja zawsze mam banana na ustach. Bywa i tak, że mam gorsze dni - jak każdy człowiek. Czasem nawet zdarza mi się być nieuprzejma. Ale 99% mojego życia to uśmiech, radość i szczęście. Muszę Wam powiedzieć, że teraz jestem jeszcze na diecie, co dodatkowo zwiększa moje szanse ;P Ale widzę, że nawet Mężczyźni inaczej na mnie patrzą. Kilku mężczyzn powiedziało mi już, że jestem "niesamowita". Jak ja to robię, że jestem taka pozytywna? 

W mojej opinii, wystarczy pokochać samego siebie. Zdać sobie sprawę, że każdy ma prawo być kochanym i kochać. Każdy ma prawo do miłości. Nie ma tu żadnych wyjątków. Jednak aby kochać drugiego człowieka i być kochanym, należy najpierw pokochać siebie! Wówczas można zbudować silny związek ;) Ja przestałam się przejmować tym, że mam 23 lata i jestem sama. Samotność też ma swoje plusy! Poza tym, nie lubię słowa samotność, bo z góry zakłada coś negatywnego a przecież może być całkiem zabawnie.. ;>
Nie można biegać za facetami i myśleć o nich jak o wyznaczniku szczęścia. Miłość sama się pojawia. Zapuka do Twych drzwi. Jeśli drzwi się zablokują - otwórz okno. A jak i Okno nie pomoże to masz jeszcze kilka innych okien, komin! Zawsze można wyważyć drzwi jeśli będzie trzeba! :D Ważne, żeby w chwili gdy pojawia się "coś", jakieś uczucie, pozwolić mu popłynąć. Od znajomych w szczęśliwym związku wiem, że w miłości trzeba się niekiedy poddać, ponieść nurtowi rzeki miłości ;)
Poprawiłaś mi humor tym postem :) Chyba go będę czytać codziennie po przebudzeniu! Niestety takie dobre rady łatwo zapomnieć wstając o 6 rano ;)
Piszesz, że nie chcesz mieć nikogo na siłę - bardzo dobrze, bo to oznacza, że jak już kogoś znajdziesz będzie to prawdziwe i szczere uczucie. Dobrze koleżanka napisała, poszukaj kogoś przez internet. Nie możesz się zrażać. Ja w sierpniu idę na ślub właśnie takiej parki, która poznała się przez internet. Najważniejsze to wciąż być otwartym na miłośc i poszukiwania jej! Dla mnie to normalne, że masz tyle lat i jeszcze nikkogo nie miałaś. Znam dużo takich dziewczyn. A większość się do tego nie przyznaje, dlatego może Tobie wydaje się to dziwne.

sunday_morning napisał(a):

Poprawiłaś mi humor tym postem :) Chyba go będę czytać codziennie po przebudzeniu! Niestety takie dobre rady łatwo zapomnieć wstając o 6 rano ;)

Jeśli ma to zadziałać, to czytaj! :D Warto próbować ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.