Temat: Do mieszkających razem - związki

Cześć! 

Wiadomo, że w rozmowach ze znajomymi raczej nikt się nie wychyla i nie przyznaje - jak często się kłócicie? Jakie tematy dominują (w sensie codzienne bzdury czy coś poważniejszego)? Co uważacie w takich kłótniach za normę a co jest przegięciem?

Hvitrev napisał(a):

bridetobee napisał(a):

Liandra napisał(a):

Och często, pewnie z raz w tygodniu(choć widze, że z wiekiem coraz rzadziej) :) o pierdoły  ... mąż sobie lubi w ten sposób spuścić ciśnienie, a ja sobie nie dam wejść na łeb więc o tarcie nie trudno,poza tym jak nie zwracam na niego uwagi to mu się tylko kumuluje i dop...la się o wszystko aż mnie sprowokuje ;) i jest zaraz luzik. Ale sa to kłótnie nawet jeśli intensywne to bardzo krótkie i z reguły mnie już nawet nie emocjonują za bardzo-ot irytacja na kłótliwy charakterek ślubnego. Tylko że jak mówię- jest to krótkie spięcie,kilka minut i wyłazi słońce, wszystko jakby nigdy nic wraca do normy. Myslę że to dość "zdrowy" sposób rozwiązywania konfliktów. Oboje uważamy że nie przetrwali byśmy nawet jednego roku z osobą która jest taaaaka mega kulturalna że się nie kłóci...ale za to będzie się do ciebie tygodniami nie odzywać za karę, albo w jakiś inny sposób mścić i szpile podkładać-taka mściwość i złośliwość chyba może szybciej rozwalić każdy związek niż krótka burza. Czego bym nie zniosła jeszcze absolutnie ?Jakiejkolwiek próby rękoczynu-byłaby to ostatnia kłótnia z taką osobą.
O nie, jakby ktoś miał mieć ciche dni i jakies takie pierdy to tez bym nie wytrzymała. Ja lubie szybko załatwic sprawę, przeanalizować żeby nie klocic się w kółko o to samo i zapomnieć. W ciągu 15 min już nie ma tematu. Ale darcia się tez nie lubie. Ja to jednak wymagająca jestem, może dlatego, ze już starość mnie dopadła i szkoda mi życia na nerwy :D
Ciche dni, fochy, "Domyśl się"/"Trzeba było się domyśleć".Kiedyś wmawiano mi, że to takie typowo kobiece zachowanie :)

Ja tez to słyszałam ale większość moich kolegów narzeka, ze ich dziewczyny, żony, partnerki chcą wszystko załatwic od razu i nie zasną skłócone. Może ja nie znam prawdziwych kobiet :D 

Liandra napisał(a):

Och często, pewnie z raz w tygodniu(choć widze, że z wiekiem coraz rzadziej) :) o pierdoły  ... mąż sobie lubi w ten sposób spuścić ciśnienie, a ja sobie nie dam wejść na łeb więc o tarcie nie trudno,poza tym jak nie zwracam na niego uwagi to mu się tylko kumuluje i dop...la się o wszystko aż mnie sprowokuje ;) i jest zaraz luzik. Ale sa to kłótnie nawet jeśli intensywne to bardzo krótkie i z reguły mnie już nawet nie emocjonują za bardzo-ot irytacja na kłótliwy charakterek ślubnego. Tylko że jak mówię- jest to krótkie spięcie,kilka minut i wyłazi słońce, wszystko jakby nigdy nic wraca do normy. Myslę że to dość "zdrowy" sposób rozwiązywania konfliktów. Oboje uważamy że nie przetrwali byśmy nawet jednego roku z osobą która jest taaaaka mega kulturalna że się nie kłóci...ale za to będzie się do ciebie tygodniami nie odzywać za karę, albo w jakiś inny sposób mścić i szpile podkładać-taka mściwość i złośliwość chyba może szybciej rozwalić każdy związek niż krótka burza. Czego bym nie zniosła jeszcze absolutnie ?Jakiejkolwiek próby rękoczynu-byłaby to ostatnia kłótnia z taką osobą.


I nie męczy Cię to? Naprawdę? 
Właśnie mój facet jest taki, że potrafi z niczego zrobić burzę ale we mnie to nie mija kiedy on przestaje krzyczeć. Siedzi to we mnie i boli dużo dłużej niż kilka minut.
Ja chyba potrzebuję więcej spokoju a nie kłótni o głupoty co kilka dni. 

U nas teoretycznie nie ma kłótni bo mój partner jest osobą raczej cichą, nie lubi wchodzić w dyskusje, jak mu coś nie pasuje to się obraża i się nie odzywa albo ... Sprząta xD najczęściej takie spiny wychodzą przez pierdoły - setny raz nieopuszczona deska od kibla, brudne talerze zostawione na blacie w kuchni, coś upierdolone co było 5 minut wcześniej umyte. Jakaś poważniejsza kłótnia wychodzi przeważnie raz na pół roku.

Dla mnie niedopuszczalne byłoby obrażanie, wyzwiska, wiadomo, że również rękoczyny. Toleruję podniesiony głos (ale zawsze zwracam mu uwagę żeby trochę spasował jeśli już dojdzie do wymiany zdań), ale darcie mordy jest dla mnie nie do przyjęcia. Oczywiście trzaskaniu drzwiami, tłuczeniu talerzy i rzucaniu przedmiotami mówię stanowcze nie.

Nieczęsto się kłócimy a jeśli już to o pierdoły i szybko się godzimy. Mój mąż czasem potrafi być humorzasty jak się nie wyśpi albo z innych przyczyn i mógłby wtedy mnie doprowadzać do szału ale ja już jestem przyzwyczajona i po prostu nie zwracam uwagi na jego humory. Na szczęście szybko mu przechodzi. Oboje umiemy przeprosić i przyznać się do winy i nie zwlekamy z tym nigdy.

zazwyczaj o pierdoły. Poważne kłótnie są rzadkie. Ja jestem straszną choleryczką i zazwyczaj nie trzeba dużo, żeby mnie wyprowadzić z równowagi :P Wykrzyczę się, wykrzyczę i jest spokój. Ale pod tym względem baaardzo się zmieniłam. Kiedyś właśnie trzymałam wszystko w sobie, nakręcałam się i przychodziła kropka nad "i" i była mega wojna i foch na kilka dni (nie z mężem, tylko jeszcze wcześniej). Tak jak teraz jest dużo lepiej, bo od razu się rozwiązuje "problemy" i zaraz jest spokój. 

Przegięciem byłoby dla mnie agresja fizyczna. Nie pozwoliłabym sobie też na to, żeby mąż powiedział do mnie coś w stylu "spied...laj" albo wyzywał mnie od najgorszych.

Pasek wagi

My podobnie jak reszta, teraz "kłócimy" się już tylko o pierdoły i w sumie już dośc rzadko. Na samym początku bywało różnie, ale teraz się już chyba dotarliśmy nieco bardziej i pewne rzeczy przestały nam nawzajem przeszkadzać i wypracowaliśmy też sporo wspólnych kompromisów. jak się nam zdarzy sprzeczka to z reguły jeszcze tego samego dnia jest po wszystkim. Za to ZAWSZE gdy wyjeżdzamy gdzieś na weekend, na jakiś urlop czy na kilkudniowy wypad gdzieś za miasto tooo.. zawsze ale to zawsze musimy się tam pokłócić o coś :D

Przegięciem byłyby dla mnie rękoczyny, jakieś wyzwiska albo słowa które by mnie dotknęły szczególnie, czyli taka specjalnie wbita szpila w czuły punkt.  

Rzadko, moze raz na miesiac? Klotnia nie trwa dlugo, szybko sie godzimy i rozwiazujemy problem, zeby nie bylo klotni o to samo za jakis czas. Mieszkamy razem od 6 lat, przez pierwsze dwa lata klocilismy sie czesciej, bo sie poznawalismy i musielismy wiele rzeczy przepracowac, zaakceptowac, nauczyc sie... :)

Przegieciem bylyby dla mnie krzyki, wyzwiska, bicie, rzucanie rzeczami i teksty, ktore rania psychike.

Drobne sprzeczki pewnie ze dwa razy w tygodniu. Poważniejsze kłótnie rzadko, raz na dwa-trzy miesiące albo nawet rzadziej. Dużo ze sobą rozmawiamy, od tego jak drugiej osobie minął dzień w pracy przez codzienne pierdoły typu zakupy aż po rozmowy na interesujące nas tematy. Ogólnie dużo czasu spędzamy razem i dużo rozmawiamy. 

No i przez kilka lat było tak, że mój narzeczony strzelał fochy i się kilka dni nie odzywał (wyniósł to z domu) zamiast wyłożyć o co mu chodzi. Teraz mu to prawie przeszło i prędzej się właśnie pokłócimy i szybko pogodzimy, niż przez kilka dni będą fochy.

Przegięciem są rękoczyny i jakieś mocne personalne wjazdy. Oboje mamy charakterki i jak się już na poważnie kłócimy, to wióry lecą, ale do pewnych rzeczy się nie posuwamy.

Pasek wagi

poprAniolek napisał(a):

Po 7 wspólnych latach dotarliśmy się i czasami samo spojrzenie zastępuje rozmowę.Kłótnia u nas w domu to raczej zbyt dużo powiedziane. Te z prawdziwego zdarzenia są raczej rzadkością i z reguły dotyczą pieniędzy. Częściej pojawia się po prostu podnoszenie głosu albo krótki foch, bo ktoś coś zrobił/powiedział albo nie zrobił tego co trzeba. W tym wypadku to raczej same głupoty: bo w kuchni coś poprzestawiane, bo bałagan w magazynku (a niedawno sprzątałam), bo zbyt szybko jedzie, bo nie powiedziałam gdzie idę, albo 3 razy nie odebrałam telefonu, itd. 

Podobnie u nas. Takie mega kłótnie zdarzają się ale rzadko. A problemy o bzdury to często,grunt to nauczyć się po tej mini kłótni wrócić do normalności. Problem typu zostawiłam torebkę na butach narzeczonego żeby wziął mi do auta bo po pracy mamy iść na galerię a ja z wielką walizką. On zapomniał tej torebki ja się wkurzyłam że specjalnie przygotowałam a on no ale weź telefon do kieszeni mi daj portfel do kieszeni i nie ma problemu. Rzeczywiście da się przeżyć w ten sposób. I tu ważne żeby nie zrobić miny i się obrazić ,popsuć zakupy humorem itp. Tylko coś zażartować albo dać buziaka i już.

Prawie się nie kłócimy. Co najwyżej któreś z nas ma zły humor, ale znamy się na tyle żeby wiedzieć kiedy zostawić drugą osobę samą sobie na jakiś czas żeby się uspokoiła i przemyślała. Zazwyczaj przeprasza ten kto zawinił. Mąż już wie kiedy zbliża mi się okres, ja wiem kiedy złość wynika z tego, że jest głodny itd.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.