- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 maja 2015, 07:57
Czy traktujecie seks jako coś bez czego nie mogłybyście się dobrze czuć funkcjonując na co dzień? ( nie mowa o tym, że seks musi być codziennie ale powiedzmy, że raz na jakiś czas ).
Czy postrzegacie to jako potrzebę fizjologiczną bez której człowiek nie może być w pełni szczęśliwy, bo prędzej czy pozniej myślenie o tym nie będzie dawało mu spokoju?
A może to po prostu przez obraz wykreowany przez media( nawiązanie do seksu praktycznie wszędzie) ludzie bardziej zwracają uwagę? Właśnie przeczytałam w jednym z artykułów na stronie katolickiej, że seks to nie jest potrzeba fizjologiczna i polucje chociażby również ustępują z czasem.
A no i odnosząc się do ludzi będących singlami :
"Masturbacja nie jest rzeczą normalną. To, że się czegoś nauczysz to nic nie znaczy, tak jakbym chodził i bił niewinnych ludzi i mówił, ze przez to kiedys bede umial obronic staruszkę." ( z artykułu na stronie )
Więc jakie jest wg was zdanie a cały ten temat ? ( o ile zrozumieliscie o co mi chodzi :))
24 maja 2015, 12:14
Nie jestem pewna, czy rozumiem co chciałaś powiedzieć, wielna.Mnie chodzi o to, że nawiększymi obrońcami moralności są osoby, które o sobie mówią, że seksu nie potrzebują do szczęścia. W tym wypadku nie upodlenie się żadnym wielkim osiągnięciem nie jest.Na tej samej zasadzie nie jest dla mnie wyczynem nie zjedzenie czekolany. To będzie sukces i powód do dumy dla kompulsowiczki. Niestety ludzie, którzy mają małe potrzeby seksualne i na tym bazują swoje wysoce moralne postępowanie bardzo swobodnie wartościują osoby o innych potrzebach.Ja nie ściemniam - potrafię ciągnąć dłuugo bez seksu. Nie lubię tego, wolę się bzykać codziennie, ale jestem wstanie wytrzymać czas posuchy. Nie dlatego, że jestem "morlanym człowiekiem", tylko dlatego, że moje ciało nie reaguje na brak seksu stresem, depresją czy złym samopoczuciem. Żadna zasługa w takim wypadku być wstrzemięźliwym, nie?
Chodziło mi o to, że upodlenie się lub nie upodlenie się jest obiektywne - jak dla mnie istnieje jedna "miara" upodlenia się. Jeżeli ktoś siedzi z obolałym brzuchem, bo wepchnął w siebie trzy tabliczki czekolady to jak dla mnie jest to upodlające jeżeli się doprowadził do takiego stanu - to, że jednemu będzie łatwiej się doprowadzić do tego momentu (bo np. ma kompulsy), a drugiemu trudniej (bo nie ma zaburzeń odżywiania) nie ma tutaj nic do rzeczy - w tym sensie, że poziom upodlenia się jest jednakowy. Niesprawiedliwe, bo to oczywiste, że bulimiczka zje tą czekoladę w kilka minut, a zdrowy człowiek ma więcej czasu do namysłu i pójścia po rozum do głowy, że nie potrzebuje tyle słodyczy - ale to moim zdaniem nie może rzutować na ocenę czegoś co jest obiektywne. Bo skutek jest identyczny, tylko drogi prowadzące do osiągnięcia skutku różne. Tak samo z seksem, jeden potrafi ciągnąć długo bez seksu i nie jest jakoś wybitnie z tego powodu poirytowany, drugiemu będzie zdecydowanie trudniej, ale gdyby te dwie osoby wylądowały w łóżku z pierwszym lepszym to uznałabym, że ich postępowanie było identycznie złe/niemoralne/ryzykowne/niepotrzebne skreślić. Jak dla mnie nie tyle ludzie, którzy mają małe potrzeby seksualne bardzo swobodnie wartościują, co osoby o większych potrzebach starają się naginać moralność i usprawiedliwiać to naginanie swoimi potrzebami.
24 maja 2015, 13:18
Nic nie imputuję. Podsumowuję to, co napisałaś. Gdybyś powiedziała - "mam straszną ochotę na seks, cały czas, aż mnie nosi, ALE Człowiek ma swój rozum i nie musi kierować się instynktami". To wtedy faktycznie był by jakiś głos w dyskusji. W momencie, kiedy piszesz "Potrafię żyć bez seksu. Nie muszę go też niczym zastępować" no to w tym wypadku seksu sobie odmówić żadną zasługą moralną nie jest i na order nie zasługuje. Nie czepiam się ciebie personalnie- chodzi generalnie o sposób myślenia - mnie bez seksu łatwo, więc jak komuś jest trudno, to widać jest zwierzęciem, a nie człowiekiem (wyolbrzymiam).Ja bym tak mogła napisać, o odchudzających się tu i marudzących paniach - nie umiesz się opanować przed zjedzeniem czekolady? Zachowujesz się jak zwierzę, a nie jak człowiek. Bo akurat ja problemu z kontrolą jedzenia nie mam. Trochę nie fajnie. Nie sztuką jest, jak pisałam, chamować popędy, w momencie, kiedy są one słabe.Ale że co mi imputujesz?To nie sztuka opierać się instykntom, jak się ich nie ma...Potrafię żyć bez seksu. Nie muszę go też niczym zastępować. Człowiek ma swój rozum i nie musi kierować się instynktami.
Chyba najmądrzejsza wypowiedź tutaj. Sama uważam, że potrzeba seksu jest naturalna, inna rzeczą są zasady moralne wbijane mam do głów praktycznie od dziecka, całe takie naturalne prawo. Wiemy, że zdrada jest czymś złym i w zasadzie większość osób kiedy ma partnera i potrzeba współżycia jest zaspokojona (mniej lub bardziej, w zależności od samego poziomu popędu) jednak tylko niewielki odsetek ludzi się zdradza dlatego, że potrzebuje samego aktu albo że nie mógł się powstrzymać. Tak samo jak większość osób nie ląduje w łóżku z nieznajomym każdego wieczoru albo nie zjada codziennie dwóch tabliczek czekolady bo nie może przestać. To są pewne odchylenia, większość ludzi robi coś takiego raz w życiu, niektórzy nigdy, inni bardzo rzadko - dlatego, że to był ich własny wybór, nie dlatego, że jakaś większa siła ich do tego pchala. Wiec jeśli ktoś nie obzera się do granic możliwości, nie uprawia seksu pięć razy dziennie z różnymi osobami to odmawianie sobie tego (czy to z zasad moralnych czy jakichkolwiek innych) nie jest żadnym opieraniem się instynktowi tylko normalnością. Jeśli ktoś pije piwo raz na rok to nie jest to żaden wyczyn Ze nie wypił piwa w zeszły piątek.
Moim zdaniem seks jest potrzebą naturalną, czymś spajającym związek, rozladowujacym stres, potrzebą jak jedzenie czy spanie- tak samo, jak jedni śpią po 13 godzin na dobę a innym wystarczy pięć, tak samo jest z seksem. Ale równocześnie nad każdą potrzebą można zapanować - tak samo jak wtedy, gdy mamy ochotę na sorbet jagodowy ale nie ma go nigdzie w sklepie - przynajmniej przez jakiś czas, może nawet długi czas. Dlatego przeciętny człowiek nie zdradza swojej partnerki ani nie staje się gwałcicielem. I nie ma w tym nic niesamowitego bo to normalne - dokładnie tak samo jak to, że jeśli ktoś może się powstrzymać od seksu/picia alkoholu / wrzucania w siebie kilkunastu tysięcy kalorii to po prostu to robi zgodnie ze swoją moralnością i nie jest to żaden wyczyn.
A odnośnie samego przedmiotowego traktowania seksu - każdy ma swój rozum i wie co robi. Nie uważam, że spełnianie potrzeb jest czymś złym czy niemoralnym - w ogóle nie uważam, że coś może być niemoralne jeśli nie krzywdzimy tej drugiej osoby w jakikolwiek sposób (fizyczny zmuszając do współżycia, psychiczny jeśli oczekujemy tylko seksu a obiecujemy gruszki na wierzbie). Seks najlepiej smakuje jak idzie w parze z miłością ale czy bez niej jest czymś godnym potępienia? Nie wydaje mi się, dopóki same osoby zainteresowane nie mają żadnych obiekcji. Niemoralne staje się wtedy, gdy sami sobie plujemy w twarz ze coś zrobiliśmy - na przykład ze po pijaku się z kimś przespalismy a nasze zasady tego zakazuja albo że zjedliśmy za dużo czekolady mimo diety. To się kłóci z naszą moralnością -skoro sami uważamy dane postępowanie za niewłaściwe .
Edytowany przez f7720c4496fe51a6a98f7b4cf8e7b71c 24 maja 2015, 13:26
24 maja 2015, 13:20
wilena - bo dla mnie seks, nawet z obcą osobą nie jest moralnie naganny. To jedna z tych kwestii, w których serio to, co dobre i to, co złe jest kwestią wewnętrznego czucia. Kodeks karny kary za puszczenie się na imprezach nie przewiduje.
Więc co tu naginać? Jeśli ktoś ma ochotę na seks to to robi, jeśli nie ma, to nie - nikogo tym nie rani, nikomu nie odbiera, społeczeństwo z tego powodu nie cierpi, o ile dba się o zabezpieczenie i zdrowie. Gdzie jest w tym zwzwierzęcenie czy człowieczeństo, czy moralność?
Grunt, to akceptacja, że różni ludzie w tym temacie mają różne poglądy i fakt, że my myślimy inaczej, nie sprawa, że mamy wyłączność na człowieczeństwo.
24 maja 2015, 13:31
wilena - bo dla mnie seks, nawet z obcą osobą nie jest moralnie naganny. To jedna z tych kwestii, w których serio to, co dobre i to, co złe jest kwestią wewnętrznego czucia. Kodeks karny kary za puszczenie się na imprezach nie przewiduje. Więc co tu naginać? Jeśli ktoś ma ochotę na seks to to robi, jeśli nie ma, to nie - nikogo tym nie rani, nikomu nie odbiera, społeczeństwo z tego powodu nie cierpi, o ile dba się o zabezpieczenie i zdrowie. Gdzie jest w tym zwzwierzęcenie czy człowieczeństo, czy moralność? Grunt, to akceptacja, że różni ludzie w tym temacie mają różne poglądy i fakt, że my myślimy inaczej, nie sprawa, że mamy wyłączność na człowieczeństwo.
Ale tak z ręką na sercu, gdybyś miała kiedyś (dorosłą, żeby nie wchodzić w inne zagadnienia) córkę to nie miałabyś zupełnie nic przeciwko temu, że "puściła się na imprezie"? Jeżeli nie to spoko, przyznaję się - mam swoje poglądy i czasami spore trudności ze zrozumieniem cudzych. Jeżeli chociaż przez chwilę zawahałaś się nad odpowiedzią to upieram się przy swoim, że istnieje jakiś jeden, uniwersalny pion moralności, wokół którego można krążyć - ale nie budować od zera, tylko w oparciu o wewnętrzne odczucia. I w sumie nawet nie o moralność mi chodzi, trudno mi to określić, ale może prędzej "instynkt samozachowawczy". Jak sobie człowiek zjada i zjada słodycze to w chwili jedzenia jest miło, ale z chwilą wyrzucenia opakowań już mniej, wyrzuty sumienia, że się w siebie wpycha tyle syfu i świadomość odkładających się kilogramów. Z seksem nie będzie podobnie? Jak człowiek raz sypia z tym, raz z tamtym, to chwilowo jest miło, ale z chwilą wrzucenia prześcieradła do pralki [tu może sobie daruję dalszy ciąg wypowiedzi]. Skoro mamy jakieś normy spożycia cukru i większość ludzi się zgodzi, że zjedzenie kawałka ciasta jest normą, ale zjedzenie blachy ciasta już nie - to czy nie mamy jakiś norm zachowań seksualnych? I czy w tych normach chociażby "puszczenie się na imprezie" nie jest podobne do tego opchnięcia blachy ciasta? - niby można, niby miło, ale po co?
Edytowany przez Wilena 24 maja 2015, 13:47
24 maja 2015, 14:03
@Wilena, a co z ludźmi, którzy nie mają wyrzutów sumienia po zjedzeniu słodyczy albo seksie z nieznajomym? ;)
24 maja 2015, 14:13
Miałabym, ale to nie znaczy, że nie ma ludzi, którzy tak nie żyją i nie są szczęśliwi i spełnieni. Bo takich znam i mają się dobrze.
Problem z takim właśnie spontanicznym seksem, szczególnie u kobiet, jest taki, że często wynika nie faktycznie ze swobodnego podejścia do seksualności, ale z jakiś tam problemów z budowaniem relacji czy z kompleksów. Martwiłabym się, że tak jest w przypadku mojego dziecka.
Do tego dochodzi zagrożenie ciążą czy chorobami. Plus teorie, że seks z wieloma partnerami upośledza proces hormonalnego "przywiązywania" się do partnera, jak już patrzymy na to naukowo ;)
Co nie zmienia faktu, że na poziomie rozumu, nie potrafię określić gdzie i co jest granicą. 5 partnerów? 15? Jeden przypadkowy numerek? F-F? W ogóle jest jakaś granica? Kim ja jestem, żeby decydować, że masturbacja jest ok, seks jest ok po miesiącu znajomości i dopuszczalna jest jedna przygoda wakacyjna na 5 lat dorosłego życia? Widzisz do czego zmierzam? W tej kwestii mogę posiłkować się sercem, a na prawdę nie lubię oceniać ludzi na podstawie emocjonalnych sądów.
Metafora z jedzeniem nie do końca przekłada się na sprawy łóżkowe ;)
24 maja 2015, 14:19
@Wilena, a co z ludźmi, którzy nie mają wyrzutów sumienia po zjedzeniu słodyczy albo seksie z nieznajomym? ;)
Tego właśnie nie pojmuję - znaczy mówię cały czas o słodyczach w rozumieniu opchania się paroma tabliczkami czekolady, nie kilku kostek - żeby była jasność. Szkodą sobie, bo przecież pochłonięcie paru tysięcy kalorii z cukru szkodzi - jeżeli nie mają wyrzutów sumienia to albo są nieodpowiedzialni, albo bardzo nieświadomi. Seks z nieznajomym, można się zarazić chorobą weneryczną, można zostać z brzuchem i nie mieć nawet numeru do tatusia (bo przecież żadna metoda antykoncepcji nie dale 100% gwarancji), można dostać łatkę/etykietkę (oczywiście wiem, że nie powinno się ich przypinać, ale jednak ludzie to robią - i to chyba nic miłego nie jest). Poza tym jaką się ma pewność, że ten facet nie będzie kobiety traktował przedmiotowo? - jako kolejnego nacięcia na wezgłowiu łóżka? - moim zdaniem nieświadomość, albo nieodpowiedzialność. Ale zaznaczam, nie wiem - może Jurysdykcja ma rację, a ja sobie stworzyłam jakiś swój prywatny kodeks zupełnie oderwany od rzeczywistości. To, że wszystko jest względne już padło jako teoria ;) - teraz tylko pytanie co jest, a co nie jest.
No i właśnie, tak jak wyżej - miałabym poważne wątpliwości czy ten seks nie jest substytutem czegoś innego, ciepła, potrzeby bliskości, wsparcia, przywiązania, i tak mogę godzinami - myślę, że czasami łatwo się pomylić, bo ocenianie na zimno własnych potrzeb jest prawie awykonalne. Czy to się w jakiś sposób nie odbija jednak na psychice i nie będzie potem powodowało problemów gdyby jednak zechciało się budować związek na dłużej/na zawsze.
Nie wiem gdzie przebiega granica, ale zakładam że bezpieczniej jest wyznaczyć ją za daleko, niż za blisko? - rozumiem, że można lubić ryzykować, ale jednak wolałabym ryzykować własnym majątkiem niż złamanym serduszkiem, psychiką i/lub jeszcze inną częścią ciała.
Edytowany przez Wilena 24 maja 2015, 14:26
24 maja 2015, 14:23
@Wilena, a co z ludźmi, którzy nie mają wyrzutów sumienia po zjedzeniu słodyczy albo seksie z nieznajomym? ;)
A Psy ogladalas? "Ktoś się rodzi księdzem, ktoś ku...ą, a ktoś inny złodziejem. Czasami ma to dobre strony, bo się można poznać"
Edytowany przez 1dd9104a2b3f4a53eea0613eae513672 24 maja 2015, 14:24
24 maja 2015, 14:24
Mnie po prostu bawi, że praktycznie każdy ma w tym temacie silne, wewnętrzne przekonanie o tym, co jest dobre, a co złe, mimo, że serio nie ma żadnych sensownych przesłanek, żeby faktycznie określić co jest normą.
Przyznaję, wzdryga mnie, jak widzę misiające się lasie na parkiecie - bo ja bym nie była wstanie tego zrobić. Z drugiej strony są pewnie osoby, dla których moje życie seksualne byłoby nie do pomyślenia :)
24 maja 2015, 14:31
Mnie po prostu bawi, że praktycznie każdy ma w tym temacie silne, wewnętrzne przekonanie o tym, co jest dobre, a co złe, mimo, że serio nie ma żadnych sensownych przesłanek, żeby faktycznie określić co jest normą.Przyznaję, wzdryga mnie, jak widzę misiające się lasie na parkiecie - bo ja bym nie była wstanie tego zrobić. Z drugiej strony są pewnie osoby, dla których moje życie seksualne byłoby nie do pomyślenia :)
No nie wiem, moja babcia zawsze twierdziła, że jak dla niej granica jest jedna - pewność (znaczy pewności 100% nigdy mieć nie można, ale wiadomo o co chodzi, silne i uzasadnione przekonanie), że gdyby się wpadło i zdecydowało urodzić to dziecko miałoby ojca. Nie mówię tu o tym, że facet ma paść na kolana i szykować obrus z cepelii, ale o tym, że będzie po prostu odpowiedzialny i nie umyje rąk. Czy te misiające się lasie na parkiecie mają taką pewność? - nie sądzę. Może staroświeckie etc. - ale do mnie przemawia.