Temat: seks jako potrzeba fizjologiczna?

Czy traktujecie seks jako coś bez czego nie mogłybyście się dobrze czuć funkcjonując na co dzień? ( nie mowa o tym, że seks musi być codziennie ale powiedzmy, że  raz na jakiś czas ). 

Czy postrzegacie to jako potrzebę fizjologiczną bez której człowiek nie może być w pełni szczęśliwy, bo prędzej czy pozniej myślenie o tym nie będzie dawało mu spokoju?

A może to po prostu przez obraz wykreowany przez media( nawiązanie do seksu praktycznie wszędzie) ludzie bardziej zwracają uwagę? Właśnie przeczytałam w jednym z artykułów na stronie katolickiej, że seks to nie jest potrzeba fizjologiczna i polucje chociażby również ustępują z czasem. 

A no i odnosząc się do ludzi będących singlami : 

"Masturbacja nie jest rzeczą normalną. To, że się czegoś nauczysz to nic nie znaczy, tak jakbym chodził i bił niewinnych ludzi i mówił, ze przez to kiedys bede umial obronic staruszkę." ( z artykułu na stronie )

Więc jakie jest wg was zdanie a cały ten temat ?  ( o ile zrozumieliscie o co mi chodzi :))

hmm, generalnie, jeżeli chodzi o sprawę stanowiska kościoła, to jest ono przedstawiane zazwyczaj w bardzo krzywdzącym świetle (jak z resztą wszystko, co kościołowi można zarzucić - było już tutaj wspomniane np. o pedofilii, o której bardzo łatwo mówić wśród księży, a bardzo ciężko jeżeli chodzi o ojców, wujków, braci, kuzynów i konkubentów matek, prawda? a sprawa dewiacji wśród księży w dawnych latach wynikała też z tego, że na księdza szło się np żeby móc się kształcić, albo żeby to dobrze wyglądało w rodach szlacheckich a nie dlatego, że czuło się jakiekolwiek powołanie). Ogólnie zachowanie czystości przed ślubem (jak ja rozumiem stanowisko kościoła) ma na celu lepsze poznanie się duchowe, podjęcie wspólnego wyzwania... Moim zdaniem to ma swoje, bo z moich doświadczeń wynika, że seks trochę jednak przysłania obraz drugiej osoby (szczególnie jak jest się osobą młodszą). Dzięki temu też pary szybciej decydują się na ślub, nie ma argumentu 'bo przecież nic się nie zmieni'. Podziwiam wszystkie osoby, które chcą iść tą drogą, ale świadomie i razem, bo takie "czekamy bo ona sobie wymyśliła" to słaba opcja. Ja się nie nadaję ;)

co do moich poglądów - ochota na seks u mnie zależy od dnia cyklu, i to bardzo. Ale nie jestem w związku, także zazwyczaj po prostu czekam aż przejdzie albo radzę sobie sama. Nie mam poczucia żeby przez to spadała jakoś szczególnie moja jakość życia, po prostu, może moje libido nie jest jakoś super hiper wysokie ;)

frilayla07 napisał(a):

A może to po prostu przez obraz wykreowany przez media( nawiązanie do seksu praktycznie wszędzie)

Wszystko zalezy jak mamy poukladane w glowie. Jednak nie da sie ukryce ze niestety ale sex jest czesto pokazywany jako potrzeba fizjologiczna co prowadzi do glupich tekstow typu calowanie sie ( bedadz w zwiazku) z kims obcym nie jest zdrada, albo "aaaa to tylko lodzik sexu nie bylo"

jurysdykcja napisał(a):

madziutek.magda napisał(a):

Potrafię żyć bez seksu. Nie muszę go też niczym zastępować. Człowiek ma swój rozum i nie musi kierować się instynktami. 
To nie sztuka opierać się instykntom, jak się ich nie ma...

Ale że co mi imputujesz? 

Pasek wagi

..

Gdybysmy nie odczuwali potrzeby, dawno byśmy wygineli. Po 50 roku życia potrzeba zbliżenia praktycznie nie występuje, u kobiet, bo mężczyźni chcą aż do śmierci ;)

Sfaxy007 napisał(a):

Potrzeba seksu jest na pewno naturalna i nie ma w niej nic złego, ale absolutnie nie jest na równi z potrzebami jedzenia albo snu. Ludzie bez seksu żyją i mają się często nieźle, wiele osób nawet tej potrzeby nie odczuwa i powoduje to najwyżej problemy w związkach. Za to brak pożywiania się albo snu prowadzą w dłuższej perspektywie do śmierci.

Popęd seksualny to jeden z silniejszych instynktów, tuż obok strachu przed śmiercią.  Nie bez powodu mówi sie, ze eros i thanatos w jednym stali domu. 

madziutek.magda napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

madziutek.magda napisał(a):

Potrafię żyć bez seksu. Nie muszę go też niczym zastępować. Człowiek ma swój rozum i nie musi kierować się instynktami. 
To nie sztuka opierać się instykntom, jak się ich nie ma...
Ale że co mi imputujesz? 

Nic nie imputuję. Podsumowuję to, co napisałaś. Gdybyś powiedziała - "mam straszną ochotę na seks, cały czas, aż mnie nosi, ALE Człowiek ma swój rozum i nie musi kierować się instynktami". To wtedy faktycznie był by jakiś głos w dyskusji. W momencie, kiedy piszesz "Potrafię żyć bez seksu. Nie muszę go też niczym zastępować" no to w tym wypadku seksu sobie odmówić żadną zasługą moralną nie jest i na order nie zasługuje. 

Nie czepiam się ciebie personalnie- chodzi generalnie o sposób myślenia - mnie bez seksu łatwo, więc jak komuś jest trudno, to widać jest zwierzęciem, a nie  człowiekiem (wyolbrzymiam).

Ja bym tak mogła napisać, o odchudzających się tu i marudzących paniach - nie umiesz się opanować przed zjedzeniem czekolady? Zachowujesz się jak zwierzę, a nie jak człowiek. Bo akurat ja problemu z kontrolą jedzenia nie mam. 


Trochę nie fajnie. Nie sztuką jest, jak pisałam, chamować popędy, w momencie, kiedy są one słabe.

anna987 napisał(a):

Uważam, ze to jest potrzeba fizjologiczna, ale jako istoty rozumne panujemy nad nią, tak jak nad innymi fizjologicznymi bodźcami i na przykład nie robimy kupy na chodniku tylko idziemy do ubikacji, nie rzucamy się na jedzenie na półkach, tylko bierzemy do koszyka, płacimy przy kasie i zjadamy w domu. Tylko że różnica między potrzebą seksu a potrzebą jedzenia czy wydalania jest taka, że bez seksu przeżyjemy tydzień, miesiąc, 10 lat... ale będziemy sfrustrowani i nieszczęśliwi. A ze stanowiskiem Kościoła względem seksu ogólnie się nie zgadzam. Od wieków robią z igły widły i sugerują, że wszystko, co dotyczy okolic pupy to zło i moc szatana. Nie kupuję tego.

Zgadzam sie

Pasek wagi

jurysdykcja napisał(a):

madziutek.magda napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

madziutek.magda napisał(a):

Potrafię żyć bez seksu. Nie muszę go też niczym zastępować. Człowiek ma swój rozum i nie musi kierować się instynktami. 
To nie sztuka opierać się instykntom, jak się ich nie ma...
Ale że co mi imputujesz? 
Nic nie imputuję. Podsumowuję to, co napisałaś. Gdybyś powiedziała - "mam straszną ochotę na seks, cały czas, aż mnie nosi, ALE Człowiek ma swój rozum i nie musi kierować się instynktami". To wtedy faktycznie był by jakiś głos w dyskusji. W momencie, kiedy piszesz "Potrafię żyć bez seksu. Nie muszę go też niczym zastępować" no to sobie w tym wypadku seksu sobie odmówić żadną zasługą moralną nie jest i na order nie zasługuje. Nie czepiam się ciebie personalnie- chodzi generalnie o sposób myślenia - mnie bez seksu łatwo, więc jak komuś jest trudno, to widać jest zwierzęciem, a nie  człowiekiem (wyolbrzymiam).Ja bym tak mogła napisać, o odchudzających się tu i marudzących paniach - nie umiesz się opanować przed zjedzeniem czekolady? Zachowujesz się jak zwierzę, a nie jak człowiek. Bo akurat ja problemu z kontrolą jedzenia nie mam. Trochę nie fajnie. Nie sztuką jest, jak pisałam, chamować popędy, w momencie, kiedy są one słabe.

Ale ktoś kto nie umie się opanować zachowuje się jak zwierzę. Przyznaję się, zachowywałam się jak świnka vel inny guziec. Przez długi czas czekolada wygrywała z rozumem, byłam po prostu słaba. Ogólnie strasznie bolało żeby sobie to uświadomić, ale moim zdaniem inaczej się nie da - tylko świadomość, że można się znowu tak "stoczyć" potrafi utrzymywać człowieka w pionie. Moim zdaniem to się tyczy wszystkiego, niezależnie czy ktoś wpycha czekoladę do paszczy w niekontrolowany sposób, upija się do nieprzytomności, czy ląduje w łóżku wbrew swoim zasadom (bo zakładam, że każdy ma inne - dla jednego będzie to seks po ślubie, dla drugiego seks po jakimś tam czasie znajomości, dla jeszcze innego seks kiedy czuje się z partnerem bezpiecznie - niezależnie od ram czasowych, to już indywidualna kwestia). Oczywiście, że jeden będzie "pragnął czekolady" bardziej, drugi mniej, ale upodlić się można identycznie jeżeli się ma cały pyszczek wysmarowany nutellą, prawda?  

Nie jestem pewna, czy rozumiem co chciałaś powiedzieć, wielna.

Mnie chodzi o to, że nawiększymi obrońcami moralności są osoby, które o sobie mówią, że seksu nie potrzebują do szczęścia. W tym wypadku nie upodlenie się żadnym wielkim osiągnięciem nie jest.

Na tej samej zasadzie nie jest dla mnie wyczynem nie zjedzenie czekolany. To będzie sukces i powód do dumy dla kompulsowiczki.

Niestety ludzie, którzy mają małe potrzeby seksualne i na tym bazują swoje wysoce moralne postępowanie bardzo swobodnie wartościują osoby o innych potrzebach.

Ja nie ściemniam - potrafię ciągnąć dłuugo bez seksu. Nie lubię tego, wolę się bzykać codziennie, ale jestem wstanie wytrzymać czas posuchy. Nie dlatego, że jestem "morlanym człowiekiem", tylko dlatego, że moje ciało nie reaguje na brak seksu stresem, depresją czy złym samopoczuciem. Żadna zasługa w takim wypadku być wstrzemięźliwym, nie?

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.