- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
26 stycznia 2018, 14:30
Piszę aby poradzić się Was na forum bo kompletnie nie wiem co zrobić z sąsiadką ani jak pomóc moim rodzicom.
Sąsiadka jest właściwie sąsiadką moich rodziców. Rodzice od 25lat mieszkają w domu dwurodzinnym zajmując parter. Od jakichś 3 lat mają nowych sąsiadów (syna poprzedniej właścicielki i jego żonę).
Facet pracuje, praktycznie całymi dnami go nie ma. Babka siedzi na rencie, ma żółte papiery- i tu właśnie jest problem. Z pozoru kobieta jest normalna, niby normalnie funkcjonuje, a w wolnym czasie zajmuje się uprzykrzaniem życia moim rodzicom. Oni są spokojni, nie prowokują żadnych awantur, unikają jej, niestety nic nie pomaga. Od momentu wprowadzenia się sąsiadka zachowuje się jak pani na włościach traktując moich rodziców jak intruzów.
Dużo było dziwnych sytuacji, ale opiszę wybiórczo tylko kilka:
*Włączanie muzyki na maksa całymi dniami, nawet podczas jej nieobecności w domu w obu katach mieszkania (na dwóch odbiornikach, różne stacje).
*Specjalnie do tupania zakupiła sobie drewniane chodaki i łazi i skacze od godziny 06.00 (stropy są drewniane, hałas bardzo się niesie).
*Po zakupie bieżni do ćwiczeń ćwiczy na niej codziennie od godziny 21.30 do 22.00 czasem do 22.30 (wiedząc, że w domu jest chore dziecko- 12l).
*Własnoręcznie wymieniła zamki na strychu (wspólnym), nie udostępniając kluczy moim rodzicom (mimo, iż chwili pokryć koszta) krzycząc, że strych jest jej. ) Od 3 lat rodzice nie korzystają ze strychu.
* Rodzice trzymali lodówkę (sprawną, zapasową i drogą) w pralni w piwnicy (również wspólna)- urwała drzwi, poobrywała uszczelki.
*Powyrywała kable w piwnicy aby moi rodzice nie mieli tam prądu
* Ilekroć moja mama wywiesi pranie na podwórku sąsiadka leci na swój ogródek rozpalać ognisko (nawet w sezonie gdy nie można tego robić- była wzwywana straż miejska- 4 razy z rzędu- nie dali jej nawet mandatu, bo nie mogą ze względu na żółte papiery).
* Podczas remontu piwnicy (remontował mój tato, kładł tynk) wbiegła do ich piwnicy krzycząc o nadzorze budowlanym.
* Wywiesiła w swoim oknie wielki brulion z napisem "Antena tych z dołu" ze strzałką skierowaną na antenę telewizyją moich rodziców. Chodziło o to, że jest nieco pordzewiała już, ale jaki sens ją wymieniać skoro bardzo dobrze odbiera?
Z moimi rodzicami mieszka dziecko 12-letnie, chore na cukrzycę typu I. Wszystkie nerwy objawiają się skokami cukru. Nie przeszkadza to sąsiadce krzyczeć z okna do dziecka czy wychodzić na podwórko i wyzywać ją od "gównojadów", "dziwek" itd. Dziecko boi się wychodzić samo na podwórko.
Doszło do tego, że rodzice chcieli sprzedać mieszkanie i się wyprowadzić. Niestety każdy potencjalny kupiec uciekał po spotkaniu z sąsiadką, która robiła szopki podczas oglądania mieszkania i podwórka.
Żadne rozmowy (z nią oraz z jej mężem), żadne próśby ani groźby nic nie przynosi rezultatów. Rodzice ją ignorują, ale to jeszcze jakby ją rozsierdza. Straż miejska i policja rozkładają ręce radząc sprzedaż mieszkania i przeprowadzkę. Ale jak to rozwiązać gdy ona to skutecznie uniemożliwia?
Legitymując się żółtymi papierami babka jest ponoć nie do ruszenia. Nóż mi się w kieszeni otwiera ilekroć odwiedzam rodziców. Nie jestem tak spokojna jak oni i to tylko kwestia czasu, aż jej za przeproszeniem, przestawię pysk. Jest ode mnie starsza, sporo wyższa i większa, ale ona sama się prosi. A ciężko stać i patrzeć jak bliscy za nic obrywają, zwłaszcza, że to już starsi ludzie, którzy powinni mieć spokój.
Czy spotkałyście się może z taką sytuacją? Czy macie może pomysł jak to rozwiązać? Z góry dziękuję za wszystkie rady.
EDIT: Zapomniałam napisać, że babka jest zdrowa. Żółte papiery ma "załatwione". Kobieta funkcjonuje normalnie, jeździ na zakupy, sprząta ogródek, nawet dorabia sobie w mieszkaniu robiąc protezy (to chyba był jej zawód). Ona przy ludziach umie zachować się normalnie. Ona to wszystko robi po złości. Pozostając przy tym bezkarna.
Edytowany przez toxicslut 27 stycznia 2018, 00:14
26 stycznia 2018, 23:01
skoro rodzice mieszkaja w tym domu 25 lat a mezem tej kobiety jest syn ich poprzedniej sasiadki - to rozumiem ze musza go znac od dziecka - on ich tez - moze daloby sie go przekonac ze dla nich byloby lepiej mieszkac w samodzielnym malym domku - on moglby sprzedac mieszkanie i kupic jakis maly domek z ogrodkiem, gdzie jego zona mialaby swoj swiat i moze pozbylby sie w ten sposob czesci problemow. A w tyym budynku tez bylby spokoj. Droga do tego etapu musialoby byc byc moze wzywanie policji przy kazdym "wystepie", by uzmyslowic mu wage problemu - skoro on calymi dniami pracuje , moze nie zdaje sobie do konca sprawy z nasilenia sie jej akcji.
26 stycznia 2018, 23:04
U pewnej wybranki serca w mojej familii, tez z zoltymi papierami wacpanna, bylo tak, ze rzucial sie z siekiera na swoich tesciow poprzednich i prawie ich pozabijala. Wyslali ja na wczasy wypoczynkowe do szpitala, gdzie poznala kolejnego naiwnika i sie podczepila.
Kiedys z nia rozmawialam; to mi ciary przeszly. Z roznymi ludzmi w zyciu rozmawialam, ale czulam sie niekomfortowo i malo bezpiecznie jak opowiadala czym karmila swoje dziecko. Bylo to cos na co dziecko mialo silna alergie, ale chcialo to zjesc czy nic innego nie bylo i dziecko dostalo silnego zatrucia, chyba z utrata przytomnosci. Czekali do rana czy przezyje.I przezylo. Mowila to tak bez emocji, jakby o jakims dzikim zwierzaku z ogrodu opowiadala.
Miesiac sie gryzlam z tym czy podzielic sie z ta wiadomoscia z kuratorem sadowym. W koncu zawiadomilam sad rodzinny, zreszta dwukrotnie, bo nie bylo interwencji za pierwszym razem...oddala to dziecko....do osrodka.
Ciezkie sa takie osoby, bezkarne, zero konsekwencji. Robia co chca i wszystko im na sucho uchodzi.
P.S. Moja przyjaciolka miala takich sasiadow. Ja ich wprawdzie nigdy w akcji nie widzialam, oprocz wyzwisk jakis na wspolnym podworku, ale babka i jej synowie tez mieli zolte papiery.
Moja przyjaciolka byla wtedy na studiach, ale zaczela prace na etat. Po pewnej klotni tak sie poplakala swojej ciotce, ze juz tam nie moze zyc.. I ciotka sie dowiedziala, ze spoldzielnia ma na sprzedaz jakies mieszkanie w bloku do remontu i sasiedzi normalni. Kilka dni pozniej ona nabyla to mieszkanie, a ich dawne mieszkanie w kamienicy, dzielone z innymi sasiadami, zostawila, sprzedala prawie za bezcen. To nowe mieszkanie na kredyt oczywiscie i remont. Ale mowila, ze nigdy tego nie zalowala, wziela nawet swoja mame i maja swiety spokoj. Przykre to, ale spokoj ducha, zdrowie i bezpieczenstwo sa najwazniejsze.
Edytowany przez 26 stycznia 2018, 23:10
26 stycznia 2018, 23:13
Przyklady jakie podalas - to prawde mowiac historia choroby. Ja wybralabym sie na rozmowe z jej mezem. gdyz to on odpowiada za zone, prowadzi do psychiatry i odpowiada za jej leki. Jezeli nie jest kobieta grozna ani dla siebie, ani dla otoczenia, i jest choroba ustabilizowana, to kobieta nie powinna byc zamknieta w zadnym zakladzie. Tutaj chodzi o zmniejszenie uciazliwosci wspolmieszkancow - a w praktyce o zwiekszenie dawki lekow i rygorystyczne przestrzeganie ich brania. Czyli podczas takich uciazliwosci - trzeba poprosic kogos ze znajomych, kto moglby byc "swiadkiem" zdarzenia. Majac takie argumenty - wtedy porozmawiac z jej mezem, ktory byc moze nie zdaje sobie sprawy, ze sytuacja jest juz tak zla. W ogole nie ma sensu rozmawiac z kobieta chora psychicznie na temat jej zachowania. Gdyby potrafila inaczej sie zachowac, nie bylaby chora. Tak wiec, radzilabym wzywac policje za kazdym razem i za kazduym razem informowac jej meza o incydentach. Jezeli nie jest w stanie sie nia opiekowac, to musi podjac jakies decyzje, moze odda zone do domu opieki dziennej itp. Radzilabym rozmawiac jak rowny z rownym, gdyz tutaj wszyscy jestescie ofiarami, a jedynym sprawca jest choroba, a nie - ta kobieta.
Edytowany przez nobliwa 26 stycznia 2018, 23:14
26 stycznia 2018, 23:19
Przyklady jakie podalas - to prawde mowiac historia choroby. Ja wybralabym sie na rozmowe z jej mezem. gdyz to on odpowiada za zone, prowadzi do psychiatry i odpowiada za jej leki. Jezeli nie jest kobieta grozna ani dla siebie, ani dla otoczenia, i jest choroba ustabilizowana, to kobieta nie powinna byc zamknieta w zadnym zakladzie. Tutaj chodzi o zmniejszenie uciazliwosci wspolmieszkancow - a w praktyce o zwiekszenie dawki lekow i rygorystyczne przestrzeganie ich brania. Czyli podczas takich uciazliwosci - trzeba poprosic kogos ze znajomych, kto moglby byc "swiadkiem" zdarzenia. Majac takie argumenty - wtedy porozmawiac z jej mezem, ktory byc moze nie zdaje sobie sprawy, ze sytuacja jest juz tak zla. W ogole nie ma sensu rozmawiac z kobieta chora psychicznie na temat jej zachowania. Gdyby potrafila inaczej sie zachowac, nie bylaby chora. Tak wiec, radzilabym wzywac policje za kazdym razem i za kazduym razem informowac jej meza o incydentach. Jezeli nie jest w stanie sie nia opiekowac, to musi podjac jakies decyzje, moze odda zone do domu opieki dziennej itp. Radzilabym rozmawiac jak rowny z rownym, gdyz tutaj wszyscy jestescie ofiarami, a jedynym sprawca jest choroba, a nie - ta kobieta.
dobrze ze jeszcze sa tacy , ktorzy to tak rozumieja, dzieki za ten wpis.
Edytowany przez Berchen 26 stycznia 2018, 23:19
27 stycznia 2018, 00:15
wspolczuje wam bardzo tych przejsc z sasiadka, mimo to czytajac te posty jest mi tez bardzo przykro - kazdy wypowiada sie o tej chorej kobiecie w taki sposob ze nie zycze nikomu by zycie przynioslo niespodzianke i ktos bliski zachorowal na chorobe psychiczna. Wiem dobrze jak musi byc to trudne do zniesienia - ale czy ktos pomyslal - jak zyje jej rodzina z nia, ona dla rodziny nie jest inna, dla nich tez musi byc ciezko - moze warto byloby na spokojnie porozmawiac z kims z jej bliskich i sprobowac znalesc jakies rozwiazanie - moze powinna miec lepiej ustawione leki, badz moze nie bierze lekow, moze razem z rodzina ustalic ze nie bedzie taryfy ulgowej i bedzie wzywana policja - dla dobra wszystkich - moze to na nia jakos podziala. Wspolczuje.
Jej rodzina z nią nie żyje, ponieważ teściową i własną matkę oddała do domu opieki bo jakichś dwóch miesiącach "zajmowania się" nimi. A były to kobiety starsze, aczkolwiek w pełni samodzielne i sprawne fizycznie.
27 stycznia 2018, 00:20
U pewnej wybranki serca w mojej familii, tez z zoltymi papierami wacpanna, bylo tak, ze rzucial sie z siekiera na swoich tesciow poprzednich i prawie ich pozabijala. Wyslali ja na wczasy wypoczynkowe do szpitala, gdzie poznala kolejnego naiwnika i sie podczepila. Kiedys z nia rozmawialam; to mi ciary przeszly. Z roznymi ludzmi w zyciu rozmawialam, ale czulam sie niekomfortowo i malo bezpiecznie jak opowiadala czym karmila swoje dziecko. Bylo to cos na co dziecko mialo silna alergie, ale chcialo to zjesc czy nic innego nie bylo i dziecko dostalo silnego zatrucia, chyba z utrata przytomnosci. Czekali do rana czy przezyje.I przezylo. Mowila to tak bez emocji, jakby o jakims dzikim zwierzaku z ogrodu opowiadala. Miesiac sie gryzlam z tym czy podzielic sie z ta wiadomoscia z kuratorem sadowym. W koncu zawiadomilam sad rodzinny, zreszta dwukrotnie, bo nie bylo interwencji za pierwszym razem...oddala to dziecko....do osrodka.Ciezkie sa takie osoby, bezkarne, zero konsekwencji. Robia co chca i wszystko im na sucho uchodzi. P.S. Moja przyjaciolka miala takich sasiadow. Ja ich wprawdzie nigdy w akcji nie widzialam, oprocz wyzwisk jakis na wspolnym podworku, ale babka i jej synowie tez mieli zolte papiery.Moja przyjaciolka byla wtedy na studiach, ale zaczela prace na etat. Po pewnej klotni tak sie poplakala swojej ciotce, ze juz tam nie moze zyc.. I ciotka sie dowiedziala, ze spoldzielnia ma na sprzedaz jakies mieszkanie w bloku do remontu i sasiedzi normalni. Kilka dni pozniej ona nabyla to mieszkanie, a ich dawne mieszkanie w kamienicy, dzielone z innymi sasiadami, zostawila, sprzedala prawie za bezcen. To nowe mieszkanie na kredyt oczywiscie i remont. Ale mowila, ze nigdy tego nie zalowala, wziela nawet swoja mame i maja swiety spokoj. Przykre to, ale spokoj ducha, zdrowie i bezpieczenstwo sa najwazniejsze.
Niestety moi rodzice są za starzy i nie mają już zdolności kredytowej, okres kredytowania jest za krótki. Chcieli sprzedać to mieszkanie i z tych pieniędzy coś innego kupić. Może jakimś cudem z małym kredytem wystarczyłoby na małą kawalerkę, ale tu mają mieszkanie 92m2 z ogrodem i garażami dwoma oraz psem, a mają iść we troje plus pies na kawalerkę?
27 stycznia 2018, 04:23
Na emptię względem tego typu osoby może zdobyć się ktoś, kto czegoś podobnego nie przeżył. 12 (!) lat byłam dręczona wiadomościami - mail, telefon, social media - przez kolesia chorującego na schizofrenię paranoidalną. Pisał że mnie nienawidzi, że mnie kocha, że mnie zgwałci - jak i gdzie - że mnie potnie - kiedy i gdzie. Chodziłam na policję. Przekazywałam te wiadomości. Kontaktowali się z jego.opiekunem - ojcem. Ojciec płakał i błagał o...wyrozumiałość, bo ma chore serce. Ale synusiowi neta nie odciął, telefonunie zabrał. Policja nie zrobiła NIC. Ile zdrowia straciłam przez pierwsze lata - później przywykłam - nie sposób oszacować. Takie świry są bezkarne. Dopóki ktoś nie zginie. Zdrowie psychiczne i poczucie bezpieczeństwa wolno im szargać innym do woli.
Edytowany przez EgyptianCat 27 stycznia 2018, 04:27
27 stycznia 2018, 07:50
bardzo współczuję... sytuacja, w której wlaściwie jesteście bezsilni
moja ciocia miała podobną przy czym były to dwa osobne gospodarstwa na wsi. sąsiadka sama wchodzić na jej teren i zrobić kupę d studni; i potrafiła odciąć jej jakieś kable i nie mieli prądu telefonu (wezwana policja, kobieta dostała pouczenie, ciocia miała sama się ubiegac o zwrot kosztów naprawy, co mogło się ciągnąć miesiącami, więc sama naprawiła)
Ciocia z racji tego że nie mogła się dogadać z rodziną tej kobiety, władze nic nie robiły - zaczęła robić jej na złość - nie wiem czy dobrze, ale była sfrustrowana i bezsilna i nie mnie oceniać, bo nie byłam w tej sytuacji (wzięła dwa duże psy ze schroniska, które ją przeganiały z podwórka, założyła drut kolczasty nad płotem, żeby tamta nie przechodziła, donosiła do opieki społecznej, że mimo, że pobierają zasiłki i są biedni to kupują nowe sprzęty i samochód - tu było zainteresowanie)
w Polsce nie ma opieki nad takimi osobami niestety. Najlepiej by było gdyby mąż dowoził ją do jakiegoś ośrodka opieki dziennej z zajęciami dla takich osób, bo podejrzewam, że ona to z nudów może robić (a wyglada to jak wygląda bo to chory człowiek). Czy jest coś takiego mozliwe w waszej sytuacji?
27 stycznia 2018, 09:40
Na emptię względem tego typu osoby może zdobyć się ktoś, kto czegoś podobnego nie przeżył. 12 (!) lat byłam dręczona wiadomościami - mail, telefon, social media - przez kolesia chorującego na schizofrenię paranoidalną. Pisał że mnie nienawidzi, że mnie kocha, że mnie zgwałci - jak i gdzie - że mnie potnie - kiedy i gdzie. Chodziłam na policję. Przekazywałam te wiadomości. Kontaktowali się z jego.opiekunem - ojcem. Ojciec płakał i błagał o...wyrozumiałość, bo ma chore serce. Ale synusiowi neta nie odciął, telefonunie zabrał. Policja nie zrobiła NIC. Ile zdrowia straciłam przez pierwsze lata - później przywykłam - nie sposób oszacować. Takie świry są bezkarne. Dopóki ktoś nie zginie. Zdrowie psychiczne i poczucie bezpieczeństwa wolno im szargać innym do woli.
byc moze jestem nieswiadoma ze tak moze byc, wiec prosze cie bys napisala - jak moglo to pieklo trwac 12 lat - skoro pisal maile - to zmiana adresu i nie podawanie go jako ogolnie dostepnego chyba by zablokowalo jego mozliwosci - tak tez z telefonem - zmiana numeru i zastrzezenie tylko dla zaufanych. Ciekawi mnie tez koniec tej gehenny - skoro piszesz ze trwalo - to znaczy juz po wszystkim -zostal zamkniety w osrodku? Jeslli nie chcesz to nie pisz, jestem tylko ciekawa, bo nigdy nie spotkalam sie z czyms takim i byc moze mam zbyt proste wyobrazenie o sytuacji.
27 stycznia 2018, 09:46
Jej rodzina z nią nie żyje, ponieważ teściową i własną matkę oddała do domu opieki bo jakichś dwóch miesiącach "zajmowania się" nimi. A były to kobiety starsze, aczkolwiek w pełni samodzielne i sprawne fizycznie.wspolczuje wam bardzo tych przejsc z sasiadka, mimo to czytajac te posty jest mi tez bardzo przykro - kazdy wypowiada sie o tej chorej kobiecie w taki sposob ze nie zycze nikomu by zycie przynioslo niespodzianke i ktos bliski zachorowal na chorobe psychiczna. Wiem dobrze jak musi byc to trudne do zniesienia - ale czy ktos pomyslal - jak zyje jej rodzina z nia, ona dla rodziny nie jest inna, dla nich tez musi byc ciezko - moze warto byloby na spokojnie porozmawiac z kims z jej bliskich i sprobowac znalesc jakies rozwiazanie - moze powinna miec lepiej ustawione leki, badz moze nie bierze lekow, moze razem z rodzina ustalic ze nie bedzie taryfy ulgowej i bedzie wzywana policja - dla dobra wszystkich - moze to na nia jakos podziala. Wspolczuje.
nie znam sytuacji , ale wydaje mi sie dziwne by osoba majaca "zolte papiery" miala jakies prawa umieszczac zdrowa osobe w jakimkolwiek osrodku - chyba jest w zwiazku z choroba ubezwlasnowolniona, wiec nie mialaby zadnych prawnych mozliwosci. "Zajmowanie sie " przez osobe chora psychocznie osobami jak piszesz sprawnymi i zdrowymi to tez jakas paranoja. Mam wrazenie ze ta sytuacja jest bardzo skomplikowana.