- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
4 maja 2015, 00:56
Czesc. Sluchajcie mam problem, ale zaczne od poczatku. Gdy mialam jalies 3-4 lata zobaczylam biszkoptowego labradora o imieniu Maniek na jakims wyjezdzie. Bawilam sie z nim i tak sie zakochalam, ze strasznie chcialam miec takiego swojego Manka. Rodzice sie wzbraniali, ale ja przez caly czas (z natury jestem baaaardzo uparta po rodzicach) przynosilam do domu zabawki i karme, ktore wtedy rozdawali za darmo. W koncu rodzice zrozumieli, ze nie ustapie. Poza tym bylam odpowiedzialna (mialam zwoerzeta mniejsze typu rybki, zolw czy chomik). W wieku 12lat wrocilam do domu a tam szczeniak,biszkoptowy labrador. Od razu uruchomil sie we mnie jakis instynkt macierzynski i po nocach, gdy "plakal" wstawalam jako pierwsA i lecialam dp niego, by go uspokoic. I tak oto mialal swojego synka. :) moja rodzina kochala go strasznie, a mama mowila czesto w zartach, ze ma trojke dzieci. Niestety stalo sie. Nagle zaczal wymiotowac i pic straaaasznie duzo wody. Poszlismy do wetrrynarza i co? Ostra niewydolnosc nerek i niedlugie zycie... Jak sie poprawia wyniki to nakwyzej 2 lata. Codziennie musialam go podlaczac pod kroplowke, robic mu zastrzyki, podawac strzykawka jedzenie, latanie na dializy. Gdy sie poplakalam, ze nie chce jesc normalnie, podszedl i zjadl ten kawalek mieska, ale od razu poszedl sie schowac do innego pokoju i zwymiotowal. Moj brat wyszedl z nim na spacer i on dzwoni, ze maniek nie chce wstac (to byl uparciuch i czasami po wejsciu do bloku kladl sie na znak buntu, ze nie chce wracac). Zeszlam w koncu i patrze a Maniek lezy z wywalonym jezykiem, nie rusza sie i ma zamglone oczy. Gdy do biego podeszlam lekko ruszyl lapa i tyle (zawsze jak przychodzilam tracal mnie lapa na znak "drapmnie"). Strasznie ciezko mi sie z tym pogodzic. Kochalam go i kazdy kto mial psa na pewno to rozumie. Nawet moj tata sie poplakal, a moja mama powiedziala, ze raz w zyciu widziala, zeby sie poplakal, przy moich narodzinach... Pieszczotliwie mowie,ze to byl moj synek, bo jednak zawsze przy nim bylam i na odwrot. JJzerwalam z chlopakiem i ten do mnie przyszedl i zaczal mnie wyzywac, Maniek do niego podszedl i podniosl noge. :) mysle, ze tp wszystko wyjasnia. Podczas pierwszej sesji kladl sie na moich notatkach, po czym obwachiwal mi glowe :p podczas miesiaczki siadal mi na brzuchu w nadziei, ze przestabie (no, ale jak wam by taki 50kg bezowego szczescia siadlo na brzuch to tez pewnie byscie czucie stracili :p), po operacji kolana nie pozwolil nikomu dotknac mojej nogi, a po zdjeci szwow godzonami wylizywal rany. Ciezko mi. Przepraszam. Wiem, ze zrobilam z tego jakis pamietnik, ale chcialam od was jakies rady uzyskac. Wiem, ze czas leczy rany i fakt troche minelo, ale wciaz mam ten obraz przed oczami...
4 maja 2015, 20:38
Bardzo Ci wspołczuję. Pies, to przecież członek rodziny. Mamy w domu yorka. Strasznie kochaną sunię. Podchodzi, łasi się, zachowuje się jak kotek i jest bardzo delikatna, rodzinna. Widze, kiedy jest chora, kiedy chce się bawic. Nigdy nie wiedziałam, ze można tak się przywiązać do psa. Więc rozumiem, co czujesz. Jeszcze raz współczuję.
4 maja 2015, 22:52
Dlatego ja nie mam zwierząt. Szanuje je jako stworzenia, ale tak brutalnie mówiąc są to istoty drugorzędne. My się nimi posilamy, one nam służą. Wdzięczność i szacunek ok, ale wciąż to tylko zwierze.Może temu, że jesteś bubel, to nie rozumiesz. Niewybrakowany człowiek nie umniejsza znaczenia zwierzęcych żyć i docenia rolę jaką pełnią w rodzinie.Pracując w sklepie zoologicznym miałam okazję się przekonać, że istnieje dysonans między właścicielami zwierząt, a ludźmi tylko "posiadającymi" zwierzęta. Tym drugim właśnie jakby czegoś istotnego brakowało. na wyposażeniu serca i wyobraźni.Miałam 2 psy i kota, były z nami parę długich lat. Nie rozumiem smutku za odejściem zwierzęcia, to mi się nie mieści w głowie. Myślę, że trochę przejrzysz na oczy jak przeżyjesz prawdziwą tragedię.
Ty masz chyba osobowość psychopatyczną.
5 maja 2015, 02:42
Dziekuje za mile slowa. Sa one dla mnie super wsparciem. :) co do tego, ze jemy zwierzeta... Tak swinki i ptaszki jem, a psow nie. :p a poza tym jest to roznica. Ja krowy w dony nie trzymam i czym innym jest , co rozumiem, miec zwierze i sie do niego przywiazac, a co innego je miec w okreslonych celach. O takim psie zawsze marzylam i Maniek byl wspanialym i niezwykle madrym psiakiem. Byl tez uparty. Jedyne co go roznilo od czlowieka to wyglad, mowa i to, ze bezwarunkowo okazywal milosc. :)