Temat: rzucenie studiów filologicznych a nauka języka

Zastanawiam się nad  rzuceniem moich studiów. Mam dosyć nauki   o gramatyce opisowej czy historii danego kraju. Nie interesuje mnie to i nie wiem co z tym faktem zrobić, bo wolałabym siedzieć sama w domu i uczyć się tego co chcę niż dalej ciągnąć te studia a z drugiej strony trochę mi szkoda ich rzucać. Jestem na pierwszym roku. 
Co myslicie?

Aksiuszka napisał(a):

Wilena napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Co do bycia pasjonatem i ekspertem. Mój mąż w swojej dziedzinie dokształca się co kilka miesięcy.Mimo dwóch tytułów naukowych, jeździ do Stanów, Emiratów, Kanady, Niemiec, żeby wiedzieć na dany temat absolutnie wszystko. Ja być może nie jestem aż takim pasjonatem, ale poszerzyłam  swoje horyzonty na - uwaga, ale zabłysnę - Brown University i UVA. Czuję się kompetentna w tym, co robię i nie lubię nieuków, Denerwują mnie i praca z nimi to jak droga krzyżowa. Zrób coś dla swojego przyszłego środowiska pracy i przyłóż się do nauki.
Nie chcę robić nic dla kogoś, bo za dużo juz tego w życiu przeszłam. Chcialabym żyć po swojemu i cieszyć się z tego co robię , nawet jeśli wg niektórych robię to niepoprawnie i słabo. 
Chyba nie zrozumiałaś mojego przesłania. Skoro masz zamiar słabo uczyć języka, po co w ogóle się za to brać?
Też nie rozumiem. Jeszcze pół biedy jak ktoś krzywo uszyje sukienkę, bo przyjdzie klient, pokręci głową i najwyżej tego nie kupi. Gorzej jeżeli będzie się źle uczyć kogoś kto nie ma świadomości tego, że jest źle uczony i narobi się komuś szkód swoją niekompetencją. I tak, uważam za brak kompetencji uczenie języka na zasadzie "posiedzę z książką, poczytam o gramatyce, a potem pojadę do innego kraju i będę rozmawiać z ludźmi". Mówię, to ja w takim razie może zrobię tak - rzucę studia, poczytam o prawie w domu, a potem zatrudnię się w jakiejś kancelarii żeby zobaczyć jak prawnicy pracują (pomijam to, że tak się nie da po prostu z racji obostrzeń w prawie do wykonywania zawodu, ale czysto hipotetycznie). Chciałabyś potem żeby taki prawnik reprezentował Cię w sądzie? - bo ja bym się maksymalnie źle czuła mając kogoś takiego u boku. Tak samo z nauczycielem języka, niby można, ale trochę to smutne tak na własne życzenie się skazywać na niekompetencję - może bym inaczej mówiła jakbyś miała konkretny i rzetelny plan, robię ten kurs, tamten, wyjeżdżam tam i siam. A pewnie skończysz jako kelnerka w Londynie, nie żeby to było coś złego, ale do tego w mojej ocenie to zmierza. 
Tzn. nawet będąc kelnerką dużo bym się osłuchała. Nie chodzi mi wyjazd tylko do jednego kraju, chcialabym osłuchać się z różnymi językami. Myślę, że nie zrobilabym potem szkody początkującym uczniom w Polsce, chcącym nauczyć się jakiegoś języka.
Właśnie niewykluczone, że byś zrobiła. Na zasadzie pogadam do kogoś, może załapie język, to można uczyć niemowlęta. Pewnie, dziecku w przedszkolu czy szkole podstawowej nie jest potrzebny specjalista znający niuanse i meandry słownictwa związanego z parlamentaryzmem, kiedy się uczy kolorów i piosenek. Tylko trzy kwestie:a. po pierwsze nie masz dydaktycznego przygotowania, więc nie do końca wiesz jak się takie dzieci uczy - ba, jedno będzie się wierciło, drugie obcinało warkocz koleżance, z trzeciego się będą inne dzieci śmiały, bo coś źle wymawia - to też trzeba jakoś ogarnąć, myślę, że jak się obracasz w środowisku ludzi, którzy z tym mają styczność to łatwiej to ogarniesz niż z książekb. jesteś pewna, że chcesz poprzestać na nauce maluszków? bo starszym dzieciom już potrzebne jest bardziej fachowe tłumaczenie, nie wspomnę o nastolatkach czy dorosłychc. jak z pracą - jest przesycenie rynku, jesteś pewna, że znajdzie pracę ktoś kto w CV wpisze sobie nauka z książek i praca w Starbucksie w Londynie? ja bym jednak zatrudniła kogoś z dyplomem No i serio? Ta kawiarnia była ironiczna, bo ile się tak można nauczyć? Jak w tym kabarecie, gdzie Mariusz jechał na zmywak i ojciec mu tłukł do głowy "water, hot water, it was already broken mister". No chyba, że znów - praca żeby sobie zarobić na utrzymanie i kurs + ten właśnie kurs językowy w Londynie, to by było niegłupie, tylko jedno ale - sprawdź sobie ceny kursów w dobrych szkołach językowych w Londynie. Kolorowo nie jest. Plus jej, raczej w kawiarni nie będą pracować sami rodowici Anglicy, spora szansa że trafisz na ludzi z Pakistanu, Indii, Europy środkowo-wschodniej, którzy przyjechali się tam podobnie jak Ty i nie za bardzo jest się od kogo uczyć. 
Ja już nie mam cierpliwości do takich absurdów, więc podziwiam Cię Wilena, bo do tej koleżanki żaden merytoryczny argument po prostu nie trafia. Autorko, dajmy na to, że jakiś desperat Cię zatrudni i pouczysz te sześć miesięcy. Potem znajdzie kogoś z dyplomem, a Ty zostaniesz bez pracy i bez perspektyw na pracę. Jeśli będziesz słabym nauczycielem, nikt do Ciebie nie przyjdzie na prywatne lekcje. 

Ale ja też nie mam cierpliwości ;) - po prostu mam paskudny charakter, który każe mi się "wykłócać" do ostatniej kropli krwi. 

I serio, weź jak nam nie wierzysz załóż sobie wątek i zapytaj czy ktoś by Cię zatrudnił i czy do nauki swojego dziecka by Cię przyjął. Nie, że Cię dobijam, po prostu uważam, że sobie bardzo zaszkodzisz i zwyczajnie tragicznie na tym wyjdziesz, a potem już będzie ciężko wrócić na uczelnię - jak musisz to może weź dziekankę i daj sobie czas, ogarnij się psychicznie i podejmij decyzję za jakiś czas, już na spokojnie. Weź się nawet spakuj i jedź do tej Anglii, na własnej skórze sprawdzisz ile się nauczyłaś. 

Na Twoim miejscu sprobowalabym czegos zupelnie innego-wyjechac na studia do kraju, ktorego je lepzyk chcesz poznac (to byl angielski?). Ja rozstalam sie z filologia po licencjacie i nie zaluje. Twraz, po roku, znam jezyk lepiej nix po 3 lztach nsuki w Polsce. W przyszlym roku zaczynam tu przerwana magisterke. Mysli, ze to najlepszy sposob na ogarniecie jezyka

frilayla07 napisał(a):

ja bez studiów teraz biorę 40 zl/ godz :/

O, to ja powinnam się pakować i wracać do Polski, zostanę milionerką!

Aksiuszka napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

ja bez studiów teraz biorę 40 zl/ godz :/
O, to ja powinnam się pakować i wracać do Polski, zostanę milionerką!

piszę jak jest. Fakt faktem, że mam może 2 uczniów ale mam :/

fatfrumos napisał(a):

święta prawda - zaoczne studia językowe to nieporozumienie, wyobrażacie sobie zaoczną medycynę? 

Tak się składa, że jest zaoczna medycyna ;) Jedyna różnica jest taka, że się za to płaci, a zajęcia, wykłady, ćwiczenia ma się normalnie z dziennymi.

Zadzwonilam do rodzicow i im powiedzialam. Zareagowali nieprzyjemnie. Nie dziwię się. Zwłaszcza, że to oni utrzymują mnie teraz na 100%. 

Ostatnio był tu wątek o dziewczynie, która ma wszystko a nie chce się uczyć. Czuję się podobnie jak ona teraz -tzn. niewdzięczna ? 

Wilena napisał(a):

Moim zdaniem nie będziesz w stanie wytłumaczyć dokładnie drugiemu człowiekowi np. pewnych zagadnień gramatycznych na tych wyższych poziomach. Mój lektor hiszpańskiego, rodowity Hiszpan, który trzydzieści lat życia spędził w Hiszpanii, stwierdził, że jak przyjechał do Polski i zaczął uczyć języka to musiał nocami ślęczeć i ogarniać gramatykę, bo wiedział jak coś powiedzieć, może nawet wiedział dlaczego się tak mówi, ale z przekazaniem tego komuś miał problem - a ma genialne podejście dydaktyczne, więc to nie jest kwestia jego braku umiejętności. Poza tym nie wiem, mnie razi tego poddawanie się przy pierwszych trudnościach. Jak mnie męczyła historia państwa i prawa polskiego to miałam rzucić studia po pierwszym roku i zostać jakimś niekompetentnym doradcą prawnym bez żadnej aplikacji? - bez sensu, każdy ma coś co go męczy, nudzi, irytuje, trudno. No chyba, że masz jakiś konkretny plan na siebie, ale nie zasadzie "to może sobie zrobię kursy", tylko "w tym miesiącu wyjadę tam i zrobię ten konkretny kurs". Na angielski chodziłam do Gama Bell (teraz chyba jakoś zmienili nazwę), większość lektorów była zagraniczna, ale jak się pojawiali Polacy to z wybitną wiedzą na temat krajów anglojęzycznych, bo często zamiast omawiać nudne teksty z książek, dostawaliśmy przez nich przygotowane materiały dotyczące brytyjskiej polityki, świąt w Stanach, czy historii Australii. Szczerze? No nie wyobrażam sobie, żeby uczestnicy kursu mieli mieć wiedzę większą ode mnie (pomijam pasjonatów, ale mówię o normalnym poziomie w miarę rozgarniętych i wykształconych ludzi).

o tak, skąd ja to znam: zawsze znajdzie się przedmiot, który idzie nam jak po grudzie ale to nie powód by rzucać studia. Dla przykładu: lubie programować i pomimo iż liczby zespolone- nie są mi do tego potrzebne to i tak musiałam zaliczyć matematykę a teraz męczę elektronikę i miernictwo :P Tak to już jest na studiach. Trzba zaliczyć zamiast się poddawać na starcie a pierwszy rok zazwyczaj jest najgorzej przebrnąć ;) Trochę wiary w siebie i do roboty - uczyć się zamiast narzekać.

Pasek wagi

Jeżeli planujesz nauczać innych powinnaś przez to przebrnąć. Kelnerzyć można żeby na studia zarobić, nie żeby zastąpić studia kelnerzeniem (edit. nawet z książką po pracy).

Według mnie powinnaś schować dumę do kieszeni (ta wzmianka o imponowaniu komuś byle czym) i dać radę. Mimo, że zaprzeczasz właśnie kierujesz się tym co inni o Tobie myślą - lubisz czuć się autorytetem dla swoich uczniów tylko nie chcesz za bycie tym autorytetem płacić. Oni płacą pieniędzmi, ty płacisz swoim czasem, stresem i niewygodą (gdy części zajęć na studiach nie lubisz). Szukasz drogi na skróty, na końcu tej drogi nie ma fajnych rzeczy.

Na każdych studiach jest jakaś "pięta achillesowa". Nie poddawaj się na pierwszej lepszej kłodzie z brzegu.

Pasek wagi

wiecie co ... ja już nie chcę niczego

frilayla07 napisał(a):

wiecie co ... ja już nie chcę niczego

jeśli liczyłaś na poklask to się przeliczyłaś. Dziewczyny piszą CI jak jest. Masz 2 możliwości:

- poddać się

- zabrać do roboty 

sama zdecyduj czy chcesz być nieudacznikiem czy coś w życiu osiągnąć - bo póki co szukasz dla siebie usprawiedliwień na bycie nieudacznikiem - przynajmniej miej odwage nazwać rzeczy po imieniu

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.