Temat: rzucenie studiów filologicznych a nauka języka

Zastanawiam się nad  rzuceniem moich studiów. Mam dosyć nauki   o gramatyce opisowej czy historii danego kraju. Nie interesuje mnie to i nie wiem co z tym faktem zrobić, bo wolałabym siedzieć sama w domu i uczyć się tego co chcę niż dalej ciągnąć te studia a z drugiej strony trochę mi szkoda ich rzucać. Jestem na pierwszym roku. 
Co myslicie?

frilayla07 napisał(a):

Tzn. nawet będąc kelnerką dużo bym się osłuchała. Nie chodzi mi wyjazd tylko do jednego kraju, chcialabym osłuchać się z różnymi językami. Myślę, że nie zrobilabym potem szkody początkującym uczniom w Polsce, chcącym nauczyć się jakiegoś języka.

Tylko niestety gramatyki przez takie osłuchiwanie się nie nauczysz. Jedynie to błędy tworzone przez slang, skróty itp Anglicy sami nie wiedzą, że mają 16 czasów, a w praktyce używają z 5 może ;p tak jak w Polsce- nie mówimy poprawną polszczyzną, robimy błędy itp., a osoby które chcą chodzić na korepetycje najczęściej chcą aby ktoś ich nauczył konkretnych zagadnień na egzamin, maturę, a tego bez studiów, bez pomocy wykładowców, którzy wytłumaczą dlaczego tak a nie inaczej, przerobią 5 razy jedno zagadnienie i później już jesteś w stanie przekazać te informacje dalej. 

taki przykład- na południu Ameryki już im się nawet nie chce mówić ' she doesn't' bo przecież ' she don't ' jest krócej.

frilayla07 napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Co do bycia pasjonatem i ekspertem. Mój mąż w swojej dziedzinie dokształca się co kilka miesięcy.Mimo dwóch tytułów naukowych, jeździ do Stanów, Emiratów, Kanady, Niemiec, żeby wiedzieć na dany temat absolutnie wszystko. Ja być może nie jestem aż takim pasjonatem, ale poszerzyłam  swoje horyzonty na - uwaga, ale zabłysnę - Brown University i UVA. Czuję się kompetentna w tym, co robię i nie lubię nieuków, Denerwują mnie i praca z nimi to jak droga krzyżowa. Zrób coś dla swojego przyszłego środowiska pracy i przyłóż się do nauki.
Nie chcę robić nic dla kogoś, bo za dużo juz tego w życiu przeszłam. Chcialabym żyć po swojemu i cieszyć się z tego co robię , nawet jeśli wg niektórych robię to niepoprawnie i słabo. 
Chyba nie zrozumiałaś mojego przesłania. Skoro masz zamiar słabo uczyć języka, po co w ogóle się za to brać?
Też nie rozumiem. Jeszcze pół biedy jak ktoś krzywo uszyje sukienkę, bo przyjdzie klient, pokręci głową i najwyżej tego nie kupi. Gorzej jeżeli będzie się źle uczyć kogoś kto nie ma świadomości tego, że jest źle uczony i narobi się komuś szkód swoją niekompetencją. I tak, uważam za brak kompetencji uczenie języka na zasadzie "posiedzę z książką, poczytam o gramatyce, a potem pojadę do innego kraju i będę rozmawiać z ludźmi". Mówię, to ja w takim razie może zrobię tak - rzucę studia, poczytam o prawie w domu, a potem zatrudnię się w jakiejś kancelarii żeby zobaczyć jak prawnicy pracują (pomijam to, że tak się nie da po prostu z racji obostrzeń w prawie do wykonywania zawodu, ale czysto hipotetycznie). Chciałabyś potem żeby taki prawnik reprezentował Cię w sądzie? - bo ja bym się maksymalnie źle czuła mając kogoś takiego u boku. Tak samo z nauczycielem języka, niby można, ale trochę to smutne tak na własne życzenie się skazywać na niekompetencję - może bym inaczej mówiła jakbyś miała konkretny i rzetelny plan, robię ten kurs, tamten, wyjeżdżam tam i siam. A pewnie skończysz jako kelnerka w Londynie, nie żeby to było coś złego, ale do tego w mojej ocenie to zmierza. 
Tzn. nawet będąc kelnerką dużo bym się osłuchała. Nie chodzi mi wyjazd tylko do jednego kraju, chcialabym osłuchać się z różnymi językami. Myślę, że nie zrobilabym potem szkody początkującym uczniom w Polsce, chcącym nauczyć się jakiegoś języka.

Właśnie niewykluczone, że byś zrobiła. Na zasadzie pogadam do kogoś, może załapie język, to można uczyć niemowlęta. Pewnie, dziecku w przedszkolu czy szkole podstawowej nie jest potrzebny specjalista znający niuanse i meandry słownictwa związanego z parlamentaryzmem, kiedy się uczy kolorów i piosenek. Tylko trzy kwestie:

a. po pierwsze nie masz dydaktycznego przygotowania, więc nie do końca wiesz jak się takie dzieci uczy - ba, jedno będzie się wierciło, drugie obcinało warkocz koleżance, z trzeciego się będą inne dzieci śmiały, bo coś źle wymawia - to też trzeba jakoś ogarnąć, myślę, że jak się obracasz w środowisku ludzi, którzy z tym mają styczność to łatwiej to ogarniesz niż z książek

b. jesteś pewna, że chcesz poprzestać na nauce maluszków? bo starszym dzieciom już potrzebne jest bardziej fachowe tłumaczenie, nie wspomnę o nastolatkach czy dorosłych

c. jak z pracą - jest przesycenie rynku, jesteś pewna, że znajdzie pracę ktoś kto w CV wpisze sobie nauka z książek i praca w Starbucksie w Londynie? ja bym jednak zatrudniła kogoś z dyplomem 

No i serio? Ta kawiarnia była ironiczna, bo ile się tak można nauczyć? Jak w tym kabarecie, gdzie Mariusz jechał na zmywak i ojciec mu tłukł do głowy "water, hot water, it was already broken mister". No chyba, że znów - praca żeby sobie zarobić na utrzymanie i kurs + ten właśnie kurs językowy w Londynie, to by było niegłupie, tylko jedno ale - sprawdź sobie ceny kursów w dobrych szkołach językowych w Londynie. Kolorowo nie jest. Plus jej, raczej w kawiarni nie będą pracować sami rodowici Anglicy, spora szansa że trafisz na ludzi z Pakistanu, Indii, Europy środkowo-wschodniej, którzy przyjechali się tam podobnie jak Ty i nie za bardzo jest się od kogo uczyć. 

I wiesz co? - z czystej ludzkiej ciekawości weź nawet na vitalii załóż temat i zapytaj ile osób zdecydowałoby się zapłacić za lekcję języka u kogoś kto nie skończył żadnych studiów, kursów, a nauczył się z książek i pracy z kawiarni - nawet zakładają, że byłoby taniej niż w szkołach językowych czy u innych lektorów. Sporo kobiet ma małe dzieci to zapytaj przy okazji czy by im nie przeszkadzało, że ich dziecko ktoś po kawiarnianym kursie uczy. Gwarantuję Ci, że większości by to przeszkadzało. 

mila1166 napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Tzn. nawet będąc kelnerką dużo bym się osłuchała. Nie chodzi mi wyjazd tylko do jednego kraju, chcialabym osłuchać się z różnymi językami. Myślę, że nie zrobilabym potem szkody początkującym uczniom w Polsce, chcącym nauczyć się jakiegoś języka.
Tylko niestety gramatyki przez takie osłuchiwanie się nie nauczysz. Jedynie to błędy tworzone przez slang, skróty itp Anglicy sami nie wiedzą, że mają 16 czasów, a w praktyce używają z 5 może ;p tak jak w Polsce- nie mówimy poprawną polszczyzną, robimy błędy itp., a osoby które chcą chodzić na korepetycje najczęściej chcą aby ktoś ich nauczył konkretnych zagadnień na egzamin, maturę, a tego bez studiów, bez pomocy wykładowców, którzy wytłumaczą dlaczego tak a nie inaczej, przerobią 5 razy jedno zagadnienie i później już jesteś w stanie przekazać te informacje dalej. taki przykład- na południu Ameryki już im się nawet nie chce mówić ' she doesn't' bo przecież ' she don't ' jest krócej.

Osłuchiwać się to jedno a jednocześnie bazować na podręcznikach to drugie.

Zresztą tak jak napisałam.. nie chcę uczyć profesorów ani studentów a osoby, które po prostu chcą  ten język poznać.

Takie osoby szukają zwykle fachowców jednak...

Wilena napisał(a):

Właśnie niewykluczone, że byś zrobiła. Na zasadzie pogadam do kogoś, może załapie język, to można uczyć niemowlęta. Pewnie, dziecku w przedszkolu czy szkole podstawowej nie jest potrzebny specjalista znający niuanse i meandry słownictwa związanego z parlamentaryzmem, kiedy się uczy kolorów i piosenek. Tylko trzy kwestie:a. po pierwsze nie masz dydaktycznego przygotowania, więc nie do końca wiesz jak się takie dzieci uczy - ba, jedno będzie się wierciło, drugie obcinało warkocz koleżance, z trzeciego się będą inne dzieci śmiały, bo coś źle wymawia - to też trzeba jakoś ogarnąć, myślę, że jak się obracasz w środowisku ludzi, którzy z tym mają styczność to łatwiej to ogarniesz niż z książekb. jesteś pewna, że chcesz poprzestać na nauce maluszków? bo starszym dzieciom już potrzebne jest bardziej fachowe tłumaczenie, nie wspomnę o nastolatkach czy dorosłych. jak z pracą - jest przesycenie rynku, jesteś pewna, że znajdzie pracę ktoś kto w CV wpisze sobie nauka z książek i praca w Starbucksie w Londynie? ja bym jednak zatrudniła kogoś z dyplomem No i serio? Ta kawiarnia była ironiczna, bo ile się tak można nauczyć? Jak w tym kabarecie, gdzie Mariusz jechał na zmywak i ojciec mu tłukł do głowy "water, hot water, it was already broken mister". No chyba, że znów - praca żeby sobie zarobić na utrzymanie i kurs + ten właśnie kurs językowy w Londynie, to by było niegłupie, tylko jedno ale - sprawdź sobie ceny kursów w dobrych szkołach językowych w Londynie. Kolorowo nie jest. 

To przygotowanie pedagogiczne to niestety tylko teoretycznie brzmi fajnie, a tak naprawdę wszystkiego uczysz się w praktyce. Ja przez 5 miesięcy w szkole językowej dla dzieci nauczyłam się więcej niż przez całe studia, no ale żeby uczyć w szkole państwowej albo w szkołach językowych dla dzieci bez przygotowania pedagogicznego nie przyjmą Cię do pracy. 

Niestety dzieci są bardzo wymagającą grupą jeśli chodzi o nauczanie, bo jak źle nauczysz takie dziecko to później będzie bardzo trudno je tego oduczyć, masz bardzo odpowiedzialne zajęcie. Poza tym, musisz cały czas utrzymywać zainteresowanie dziecka. Niestety, ja nie dałam radę i przeszłam na nauczanie dorosłych i to uwielbiam ;))

Wilena napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Co do bycia pasjonatem i ekspertem. Mój mąż w swojej dziedzinie dokształca się co kilka miesięcy.Mimo dwóch tytułów naukowych, jeździ do Stanów, Emiratów, Kanady, Niemiec, żeby wiedzieć na dany temat absolutnie wszystko. Ja być może nie jestem aż takim pasjonatem, ale poszerzyłam  swoje horyzonty na - uwaga, ale zabłysnę - Brown University i UVA. Czuję się kompetentna w tym, co robię i nie lubię nieuków, Denerwują mnie i praca z nimi to jak droga krzyżowa. Zrób coś dla swojego przyszłego środowiska pracy i przyłóż się do nauki.
Nie chcę robić nic dla kogoś, bo za dużo juz tego w życiu przeszłam. Chcialabym żyć po swojemu i cieszyć się z tego co robię , nawet jeśli wg niektórych robię to niepoprawnie i słabo. 
Chyba nie zrozumiałaś mojego przesłania. Skoro masz zamiar słabo uczyć języka, po co w ogóle się za to brać?
Też nie rozumiem. Jeszcze pół biedy jak ktoś krzywo uszyje sukienkę, bo przyjdzie klient, pokręci głową i najwyżej tego nie kupi. Gorzej jeżeli będzie się źle uczyć kogoś kto nie ma świadomości tego, że jest źle uczony i narobi się komuś szkód swoją niekompetencją. I tak, uważam za brak kompetencji uczenie języka na zasadzie "posiedzę z książką, poczytam o gramatyce, a potem pojadę do innego kraju i będę rozmawiać z ludźmi". Mówię, to ja w takim razie może zrobię tak - rzucę studia, poczytam o prawie w domu, a potem zatrudnię się w jakiejś kancelarii żeby zobaczyć jak prawnicy pracują (pomijam to, że tak się nie da po prostu z racji obostrzeń w prawie do wykonywania zawodu, ale czysto hipotetycznie). Chciałabyś potem żeby taki prawnik reprezentował Cię w sądzie? - bo ja bym się maksymalnie źle czuła mając kogoś takiego u boku. Tak samo z nauczycielem języka, niby można, ale trochę to smutne tak na własne życzenie się skazywać na niekompetencję - może bym inaczej mówiła jakbyś miała konkretny i rzetelny plan, robię ten kurs, tamten, wyjeżdżam tam i siam. A pewnie skończysz jako kelnerka w Londynie, nie żeby to było coś złego, ale do tego w mojej ocenie to zmierza. 
Tzn. nawet będąc kelnerką dużo bym się osłuchała. Nie chodzi mi wyjazd tylko do jednego kraju, chcialabym osłuchać się z różnymi językami. Myślę, że nie zrobilabym potem szkody początkującym uczniom w Polsce, chcącym nauczyć się jakiegoś języka.
Właśnie niewykluczone, że byś zrobiła. Na zasadzie pogadam do kogoś, może załapie język, to można uczyć niemowlęta. Pewnie, dziecku w przedszkolu czy szkole podstawowej nie jest potrzebny specjalista znający niuanse i meandry słownictwa związanego z parlamentaryzmem, kiedy się uczy kolorów i piosenek. Tylko trzy kwestie:a. po pierwsze nie masz dydaktycznego przygotowania, więc nie do końca wiesz jak się takie dzieci uczy - ba, jedno będzie się wierciło, drugie obcinało warkocz koleżance, z trzeciego się będą inne dzieci śmiały, bo coś źle wymawia - to też trzeba jakoś ogarnąć, myślę, że jak się obracasz w środowisku ludzi, którzy z tym mają styczność to łatwiej to ogarniesz niż z książekb. jesteś pewna, że chcesz poprzestać na nauce maluszków? bo starszym dzieciom już potrzebne jest bardziej fachowe tłumaczenie, nie wspomnę o nastolatkach czy dorosłychc. jak z pracą - jest przesycenie rynku, jesteś pewna, że znajdzie pracę ktoś kto w CV wpisze sobie nauka z książek i praca w Starbucksie w Londynie? ja bym jednak zatrudniła kogoś z dyplomem No i serio? Ta kawiarnia była ironiczna, bo ile się tak można nauczyć? Jak w tym kabarecie, gdzie Mariusz jechał na zmywak i ojciec mu tłukł do głowy "water, hot water, it was already broken mister". No chyba, że znów - praca żeby sobie zarobić na utrzymanie i kurs + ten właśnie kurs językowy w Londynie, to by było niegłupie, tylko jedno ale - sprawdź sobie ceny kursów w dobrych szkołach językowych w Londynie. Kolorowo nie jest. Plus jej, raczej w kawiarni nie będą pracować sami rodowici Anglicy, spora szansa że trafisz na ludzi z Pakistanu, Indii, Europy środkowo-wschodniej, którzy przyjechali się tam podobnie jak Ty i nie za bardzo jest się od kogo uczyć. 

Nie chciałabym uczyć małych dzieci - od 10 lat do mniej więcej końca liceum byłoby dla mnie ok.

Poza tym... chyba powinnam pogodzić się z losem kelnerki czy niani, bo moja psychika nie jest w stanie więcej zdzierżyć :/ ( depresja) 

Wilena napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Co do bycia pasjonatem i ekspertem. Mój mąż w swojej dziedzinie dokształca się co kilka miesięcy.Mimo dwóch tytułów naukowych, jeździ do Stanów, Emiratów, Kanady, Niemiec, żeby wiedzieć na dany temat absolutnie wszystko. Ja być może nie jestem aż takim pasjonatem, ale poszerzyłam  swoje horyzonty na - uwaga, ale zabłysnę - Brown University i UVA. Czuję się kompetentna w tym, co robię i nie lubię nieuków, Denerwują mnie i praca z nimi to jak droga krzyżowa. Zrób coś dla swojego przyszłego środowiska pracy i przyłóż się do nauki.
Nie chcę robić nic dla kogoś, bo za dużo juz tego w życiu przeszłam. Chcialabym żyć po swojemu i cieszyć się z tego co robię , nawet jeśli wg niektórych robię to niepoprawnie i słabo. 
Chyba nie zrozumiałaś mojego przesłania. Skoro masz zamiar słabo uczyć języka, po co w ogóle się za to brać?
Też nie rozumiem. Jeszcze pół biedy jak ktoś krzywo uszyje sukienkę, bo przyjdzie klient, pokręci głową i najwyżej tego nie kupi. Gorzej jeżeli będzie się źle uczyć kogoś kto nie ma świadomości tego, że jest źle uczony i narobi się komuś szkód swoją niekompetencją. I tak, uważam za brak kompetencji uczenie języka na zasadzie "posiedzę z książką, poczytam o gramatyce, a potem pojadę do innego kraju i będę rozmawiać z ludźmi". Mówię, to ja w takim razie może zrobię tak - rzucę studia, poczytam o prawie w domu, a potem zatrudnię się w jakiejś kancelarii żeby zobaczyć jak prawnicy pracują (pomijam to, że tak się nie da po prostu z racji obostrzeń w prawie do wykonywania zawodu, ale czysto hipotetycznie). Chciałabyś potem żeby taki prawnik reprezentował Cię w sądzie? - bo ja bym się maksymalnie źle czuła mając kogoś takiego u boku. Tak samo z nauczycielem języka, niby można, ale trochę to smutne tak na własne życzenie się skazywać na niekompetencję - może bym inaczej mówiła jakbyś miała konkretny i rzetelny plan, robię ten kurs, tamten, wyjeżdżam tam i siam. A pewnie skończysz jako kelnerka w Londynie, nie żeby to było coś złego, ale do tego w mojej ocenie to zmierza. 
Tzn. nawet będąc kelnerką dużo bym się osłuchała. Nie chodzi mi wyjazd tylko do jednego kraju, chcialabym osłuchać się z różnymi językami. Myślę, że nie zrobilabym potem szkody początkującym uczniom w Polsce, chcącym nauczyć się jakiegoś języka.
Właśnie niewykluczone, że byś zrobiła. Na zasadzie pogadam do kogoś, może załapie język, to można uczyć niemowlęta. Pewnie, dziecku w przedszkolu czy szkole podstawowej nie jest potrzebny specjalista znający niuanse i meandry słownictwa związanego z parlamentaryzmem, kiedy się uczy kolorów i piosenek. Tylko trzy kwestie:a. po pierwsze nie masz dydaktycznego przygotowania, więc nie do końca wiesz jak się takie dzieci uczy - ba, jedno będzie się wierciło, drugie obcinało warkocz koleżance, z trzeciego się będą inne dzieci śmiały, bo coś źle wymawia - to też trzeba jakoś ogarnąć, myślę, że jak się obracasz w środowisku ludzi, którzy z tym mają styczność to łatwiej to ogarniesz niż z książekb. jesteś pewna, że chcesz poprzestać na nauce maluszków? bo starszym dzieciom już potrzebne jest bardziej fachowe tłumaczenie, nie wspomnę o nastolatkach czy dorosłychc. jak z pracą - jest przesycenie rynku, jesteś pewna, że znajdzie pracę ktoś kto w CV wpisze sobie nauka z książek i praca w Starbucksie w Londynie? ja bym jednak zatrudniła kogoś z dyplomem No i serio? Ta kawiarnia była ironiczna, bo ile się tak można nauczyć? Jak w tym kabarecie, gdzie Mariusz jechał na zmywak i ojciec mu tłukł do głowy "water, hot water, it was already broken mister". No chyba, że znów - praca żeby sobie zarobić na utrzymanie i kurs + ten właśnie kurs językowy w Londynie, to by było niegłupie, tylko jedno ale - sprawdź sobie ceny kursów w dobrych szkołach językowych w Londynie. Kolorowo nie jest. Plus jej, raczej w kawiarni nie będą pracować sami rodowici Anglicy, spora szansa że trafisz na ludzi z Pakistanu, Indii, Europy środkowo-wschodniej, którzy przyjechali się tam podobnie jak Ty i nie za bardzo jest się od kogo uczyć. 

Ja już nie mam cierpliwości do takich absurdów, więc podziwiam Cię Wilena, bo do tej koleżanki żaden merytoryczny argument po prostu nie trafia. 

Autorko, dajmy na to, że jakiś desperat Cię zatrudni i pouczysz te sześć miesięcy. Potem znajdzie kogoś z dyplomem, a Ty zostaniesz bez pracy i bez perspektyw na pracę. Jeśli będziesz słabym nauczycielem, nikt do Ciebie nie przyjdzie na prywatne lekcje. 

frilayla07 napisał(a):

Wilena napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Wilena napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

frilayla07 napisał(a):

Aksiuszka napisał(a):

Co do bycia pasjonatem i ekspertem. Mój mąż w swojej dziedzinie dokształca się co kilka miesięcy.Mimo dwóch tytułów naukowych, jeździ do Stanów, Emiratów, Kanady, Niemiec, żeby wiedzieć na dany temat absolutnie wszystko. Ja być może nie jestem aż takim pasjonatem, ale poszerzyłam  swoje horyzonty na - uwaga, ale zabłysnę - Brown University i UVA. Czuję się kompetentna w tym, co robię i nie lubię nieuków, Denerwują mnie i praca z nimi to jak droga krzyżowa. Zrób coś dla swojego przyszłego środowiska pracy i przyłóż się do nauki.
Nie chcę robić nic dla kogoś, bo za dużo juz tego w życiu przeszłam. Chcialabym żyć po swojemu i cieszyć się z tego co robię , nawet jeśli wg niektórych robię to niepoprawnie i słabo. 
Chyba nie zrozumiałaś mojego przesłania. Skoro masz zamiar słabo uczyć języka, po co w ogóle się za to brać?
Też nie rozumiem. Jeszcze pół biedy jak ktoś krzywo uszyje sukienkę, bo przyjdzie klient, pokręci głową i najwyżej tego nie kupi. Gorzej jeżeli będzie się źle uczyć kogoś kto nie ma świadomości tego, że jest źle uczony i narobi się komuś szkód swoją niekompetencją. I tak, uważam za brak kompetencji uczenie języka na zasadzie "posiedzę z książką, poczytam o gramatyce, a potem pojadę do innego kraju i będę rozmawiać z ludźmi". Mówię, to ja w takim razie może zrobię tak - rzucę studia, poczytam o prawie w domu, a potem zatrudnię się w jakiejś kancelarii żeby zobaczyć jak prawnicy pracują (pomijam to, że tak się nie da po prostu z racji obostrzeń w prawie do wykonywania zawodu, ale czysto hipotetycznie). Chciałabyś potem żeby taki prawnik reprezentował Cię w sądzie? - bo ja bym się maksymalnie źle czuła mając kogoś takiego u boku. Tak samo z nauczycielem języka, niby można, ale trochę to smutne tak na własne życzenie się skazywać na niekompetencję - może bym inaczej mówiła jakbyś miała konkretny i rzetelny plan, robię ten kurs, tamten, wyjeżdżam tam i siam. A pewnie skończysz jako kelnerka w Londynie, nie żeby to było coś złego, ale do tego w mojej ocenie to zmierza. 
Tzn. nawet będąc kelnerką dużo bym się osłuchała. Nie chodzi mi wyjazd tylko do jednego kraju, chcialabym osłuchać się z różnymi językami. Myślę, że nie zrobilabym potem szkody początkującym uczniom w Polsce, chcącym nauczyć się jakiegoś języka.
Właśnie niewykluczone, że byś zrobiła. Na zasadzie pogadam do kogoś, może załapie język, to można uczyć niemowlęta. Pewnie, dziecku w przedszkolu czy szkole podstawowej nie jest potrzebny specjalista znający niuanse i meandry słownictwa związanego z parlamentaryzmem, kiedy się uczy kolorów i piosenek. Tylko trzy kwestie:a. po pierwsze nie masz dydaktycznego przygotowania, więc nie do końca wiesz jak się takie dzieci uczy - ba, jedno będzie się wierciło, drugie obcinało warkocz koleżance, z trzeciego się będą inne dzieci śmiały, bo coś źle wymawia - to też trzeba jakoś ogarnąć, myślę, że jak się obracasz w środowisku ludzi, którzy z tym mają styczność to łatwiej to ogarniesz niż z książekb. jesteś pewna, że chcesz poprzestać na nauce maluszków? bo starszym dzieciom już potrzebne jest bardziej fachowe tłumaczenie, nie wspomnę o nastolatkach czy dorosłychc. jak z pracą - jest przesycenie rynku, jesteś pewna, że znajdzie pracę ktoś kto w CV wpisze sobie nauka z książek i praca w Starbucksie w Londynie? ja bym jednak zatrudniła kogoś z dyplomem No i serio? Ta kawiarnia była ironiczna, bo ile się tak można nauczyć? Jak w tym kabarecie, gdzie Mariusz jechał na zmywak i ojciec mu tłukł do głowy "water, hot water, it was already broken mister". No chyba, że znów - praca żeby sobie zarobić na utrzymanie i kurs + ten właśnie kurs językowy w Londynie, to by było niegłupie, tylko jedno ale - sprawdź sobie ceny kursów w dobrych szkołach językowych w Londynie. Kolorowo nie jest. Plus jej, raczej w kawiarni nie będą pracować sami rodowici Anglicy, spora szansa że trafisz na ludzi z Pakistanu, Indii, Europy środkowo-wschodniej, którzy przyjechali się tam podobnie jak Ty i nie za bardzo jest się od kogo uczyć. 
Nie chciałabym uczyć małych dzieci - od 10 lat do mniej więcej końca liceum byłoby dla mnie ok.Poza tym... chyba powinnam pogodzić się z losem kelnerki czy niani, bo moja psychika nie jest w stanie więcej zdzierżyć :/ ( depresja) 

Żeby uczyć angielskiego licealistów, musisz mieć magisterium, a Ty masz problem ze zwykłym licencjatem!!

frilayla07 napisał(a):

Nie chciałabym uczyć małych dzieci - od 10 lat do mniej więcej końca liceum byłoby dla mnie ok.Poza tym... chyba powinnam pogodzić się z losem kelnerki czy niani, bo moja psychika nie jest w stanie więcej zdzierżyć :/ ( depresja) 

No niestety przez jakiś czas może i te korepetycje będą Ci się kręcić, ale to długo nie potrwa, bo prędzej czy później ten brak profesji wyjdzie na wierzch. 

OddamPareKilo napisał(a):

Takie osoby szukają zwykle fachowców jednak...

No niestety, jak mają do wyboru filolożkę i osobę bez wyższego wykształcenia to prawda. Tym bardziej, że cena korepetycji wzrasta wraz z otrzymywanymi tytułami, z kursami itp. 

Na początku studiów brałam 20 zł za 1h, teraz biorę 35zł, a po studiach stawka jeszcze wzrośnie ( wraz z doświadczeniem). A jak ktoś tylko daje korepetycje to wątpie, że bez studiów jego stawka będzie tak wzrastać, bo stawka wzrasta wraz z dokształcaniem się.

ja bez studiów teraz biorę 40 zl/ godz :/

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.