Temat: Odchudzanie a nasza psychika.

Być może temat jest poruszany na innych wątkach, ale tu dokładnie chcę się skupić pomiędzy odchudzaniem a naszą psychiką.
Jestem na Vitalii  od ponad roku (wcześniej miałam inne konto). Przez moje oko przewinęło się wiele pamiętników, wiele sukcesów i wiele porażek.

Zaniepokoiło mnie 'zjawisko', które występuje bardzo często. Otóż o wielu dziewczyn odchudzanie, które początkowo miało być drogą do lepszego życia, miało przynieść nam szczęście, sprawić że wreszcie zaczniemy żyć a nie wegetować. Data rozpoczęcia odchudzania miała być wyjątkowa...a tymczasem otworzyła drzwi do piekła. U większości osób, odchudzanie wcale nie sprawiło ich życia lepszym, a gorszym. Stają się depresyjne, cały czas myślą negatywnie, wyglądają jak patyki a twierdzą, że są grube. Wiele osób w pamiętnikach pisze, że "wolałoby już wyglądać jak przedtem, ale odzyskać radość życia". Nie muszę rzucać przykładami, bo sami na pewno znacie takie osoby z Vitalii.
Przyznam, że aż miło jest "popatrzeć" na kogoś, kto schudł ale ktoś, kto wygląda ślicznie, cieszy się życiem, swoim sukcesem, drogą jaką pokonał. Ale takich osób na prawdę jest coraz mniej.

Co Wy o tym sądzicie? Gdzie jest ta granica której nie można przekroczyć i co robić (jak się odchudzać, jak postępować/myśleć), aby nie popaść w "obłęd" ? Może któraś z Was miała podobnie, może podzielić się swoim doświadczeniem i powiedzieć jak sobie z tym radzić?

Zapraszam do dyskusji.
Czasem myślę, że jak byłam grubsza to byłam szczęśliwsza, bo nie zaprzątałam sobie głowy kolejnym problemem. Odchudzanie daje kontrolę, ale i staje się obsesją... Za bardzo wkrada się w myśli. Nie musiałam bić się z myślami "zjeść czy nie zjeść?", "teraz jeść?", "a może w ogóle być głodna?", "czy to jest wartościowe?".

Zauważyłam, że gdy widzą puszystą osobę, często jest wesoła i aż bije od niej radość, a od smutnej wysokiej chudzinki- zimno i smutna powaga... Ale to oczywiście nie reguła.
Masz rację. Ja przed tym całym moim odchudzaniem codziennie wychodziłam gdzieś z przyjaciółmi, co tydzień jeździłam na dyskę, byłam duszą towarzystwa. A teraz? Mam takie podejście, że spotkam się z każdym dopiero "jak schudnę". Nie jeżdżę już na takie mega impry, bo czuję się grubo. Wiem, że nie będę miała się w co ubrać, żebym nie wyglądała grubo jak świnia. Najchętniej bym przeczekała i przespała ten czas chudnięcia w domu i "wróciła do żywych" dopiero jak będę chuda. Mam wrażenie, że każdy widzi to jak przytyję choćby 100gram. I ciągle czuję się strasznie gruba. Masakra...
Tak już to działa niestety.. ja od jakis 3 lat za każdym razem jak cos zjem czego nie powinna....żałuje..;/ głupie to co? a może nawet chore

Ja za żadne skarby nie powróciłabym do dawnej wagi. Co do zachodzących zmian w naszej psychice to zdecydowanie się zgadzam. Ja mam tylko czasami takie wahania i myśli, że wyglądam jeszcze grubo. Wystarczy, że lookne na jakąs fote pt: ''85 kg'', albo usłysze od znajomych odpowiedni komentarz typu ''jejku, jak Ty się zmieniłaś!'' i jest ok ;) Podstawą jest nie popaść w obłęd ;)

Jak widać trudne jest nie tylko utrzymanie diety... Należy również nie zgubić samej siebie gdzieś po drodze do sukcesu ;)

no niestety, ale kiedy dowiadujemy się ile kcal zawiera (przykładowe) jabłko to stopniowo tracimy radość z jedzenia
widzę to na przykładzie moim i mojej rodziny oraz znajomych - ja nie zjem kanapki bez chwili refleksji nad tym ile kcal może mieć chleb i użyta porcja masła
moje rodzeństwo natomiast wcina tłuste wędliny i tortowe ciasta nawet późno w nocy bez wyrzutów sumienia
mi ciężko jest zjeść banana (witaminy owszem, ale również tłuszcze i kcal), za co rodzice są często wściekli bo "to tylko banan i nie mogę go traktować jak osobny posiłek"
tylko że dla mnie to jest aż banan, który w dodatku jako osobny posiłek zupełnie mi wystarcza
Moja psychika również jest osłabiona... Bez przerwy tylko myślę co i ile mogę zjeść, przeliczam kalorię, załamuję się, bo nie widzę efektów, a naprawdę staram się... Ciężko jest.
CocoChane - mam zablokowany ze względu na to że chce oderwać się od V i tej calej mojej obsesji.. chce zaczac normalnie zyc.. zapewne niedlugo dodam wpisc i odblokuje ale narazie czulam ze tak bedzie lepiej jak zablokuje
Prawda jest taka, że zaczynamy się odchudzać bo nie potrafimy siebie zaakceptować. A skoro tego nie potrafimy, to już świadczy o tym, że nasza psychika jest osłabiona. Nie mówię tu o ekstremalnych przypadkach gdzie nadwaga powoduje problemy zdrowotne. Myślę o takich osobach jak ja, gdzie parę kilo w jedną czy w drugą stronę, tak naprawdę niczego nie zmieni. A ja walczę o osiągnięcie wymarzonej wagi. Ale po co? Mam takie samo wrażenie, że jak będę szczupła to będzie mi lepiej, to będę szczęśliwsza, bardziej doceniana przez innych. Z jednej strony wiem ze to bzdura i zdaję sobie z tego sprawę. Nie zmienia to jednak faktu ze popadłam w błędne kolo. Obsesyjnie boję się przytyć, kiedy zjem więcej to przeżywam, jakbym popełniła zbrodnię. Kiedyś ważyłam prawie 20 kilogramów więcej, ale mimo tego, że schudłam nadal jestem tą samą zakompleksioną i niepewną siebie osobą.
Edytowane i wywalone :-)

Ja się kontroluję na każdym kroku...Tego nie jedz tamtego też nie bo przytyjesz (  waga nie chce spadać to chociaż ją utrzymaj ) Co chwilę porównuję się do innych dziewczyn ( szczuplejszych ) i też chcę tak wyglądać !!

i chyba faktycznie robi się to trochę chore...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.