Temat: Sukienka codzienna a okazjonalna

Czy więcej jesteście w stanie wydać na sukienkę noszoną na co dzień, czy to do pracy, czy w czasie wolnym, czy na okazjonalną, typu koktajlowa/balowa?

sweeetdecember napisał(a):

Zdecydowanie wolę, i wydać więcej, i kupować ogolnie, rzeczy, które będę nosić często.

W sumie to nawet do głowy by mi nie przyszło kupić sukni balowej :D No ale księżniczka ze mnie kiepska, więc i na bale nie chodzę ;)

A tak ogólnie odkąd kupiłam parę fajnych kiecek letnich za 20-55zł w takich zwykłych sklepikach ze składem 100% bawełna lub 100% rayon (wiem, może to nie ideał większości, ale dla mnie okazał się to letni materiał idealny i cudownie mi się go nosi - nic nie drapie i jest mega przyjemny w dotyku na ciele i nawet nosząc długie sukienki w tropikach jest super rześko i przewiewnie) to już w ogóle nie lubie wydawać dużo na ciuchy ;)

co masz na myśli, mowiac „zwykle sklepiki”? U mnie w takich bezmarkowych odzieżowych króluje akryl i poliester.

Za to mam dobre oko w lumpie, wiec tam nadrabiam

Jakbym miała podać konkretną kwotę...wszystkie moje koktajlówki weselne to były jedwabne sukienki z drugiej ręki kupione na vinted. Większość była tak za 50-60 euro, choć sukienkę na moje własne wesele wyhaczyłam za 30e, a na jednym weselu byłam w fenomenalnej kiecy do ziemi z pełnego koła, która kosztowała całe 8 euro,a była z granatowej mieszanki jedwabiu i lnu. Raz na vinted widziałam suknię balową, za 100 euro, której żałuję, że nie kupiłam tylko po to, żeby ją mieć i mając okazję totalnie bym brała. To była suknia z lat 80, z czarnego jedwabnego szantungu, off shoulder, z wielkimi, bufiastymi rękami i dołem też taka monstrualna jak suknie ślubne. No normalnie dla narzeczonej wampira. To totalnie zajebiste było i totalnie poszłabym w tym dla jaj na jakiegoś sylwestra czy coś. No i właśnie raz byłam we własnoręcznie szytej sukience, to mnie materiał jakieś 150zł kosztował.

na oba rodzaje sukienek wydaję podobnie (nie kupuję drugich sukienek, zazwyczaj 100-200 zł, tak mój maks), z tym że jestem jednak skłonna wydać odrobinę więcej na te, które będą pod okoliczności w stylu wesela, bankietu, eleganckiego wydarzenia. Przez lata kupiłam zaledwie kilka sukienek koktajlowych na takie okazje i noszę je naprzemiennie (nie widzę potrzeby kupowania nowych na każdą okazję). Poza sukienka na własny ślub, kupiłam tylko jedna sukienkę która nie bardzo nadaje się na jakiekolwiek okazje, bo to taka typowa sukienka dla druhny. Chociaż teraz zastanawiam się czy jednak latem nie mogę jej czasem ubrać 😅

do 300zł

Jestem skłonna wydać więcej na sukienkę balową/ na naprawdę ważną dla mnie okazję, jeśli chcę naprawdę błysnąć. Ile? To zależy od okazji. Ale bardzo szanuję też vinted- na jakimś weselu w zeszłym roku błyszczałam w jedwabnej kreacji kupionej za złotych 200 gdzieś, do której dostałam piękny fascynator. Codzienne sukienki mam w dużej mierze z Riska i od Garczynskiej, Gapa czy Max Mary, po kilkaset złotych, ale moja pierwsza Garczyńska ma ponad 5 lat, ciągle z updobaniem ją zakładam. 

Pasek wagi

Praktycznie nie mam sukienek na co dzień, tzn mam kilka, ale nie noszę. Co więcej, kilka razy byłam na weselu w spodniach lub garniturze. Nie wydałabym dużo na koktajlową kieckę, bo prawdopodobnie nigdy w życiu jej więcej nie założę - wyrzucone pieniądze. Raz na wesele kupiłam odlotową kieckę raz założoną przez kogoś, więc jako używaną i dwa dni po weselu również ją sprzedałam. Abstrahując od sukienek, jestem w stanie więcej zapłacić za fajny ciuch, który mi się zamortyzuje, czyli będę go nosiła naprawdę często. Dawno temu zdarzało mi się kupić na weselne okoliczności droższe buty, patrzą na mnie teraz z wyrzutem.

BurzauJarmuza napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

Zdecydowanie wolę, i wydać więcej, i kupować ogolnie, rzeczy, które będę nosić często.

W sumie to nawet do głowy by mi nie przyszło kupić sukni balowej :D No ale księżniczka ze mnie kiepska, więc i na bale nie chodzę ;)

A tak ogólnie odkąd kupiłam parę fajnych kiecek letnich za 20-55zł w takich zwykłych sklepikach ze składem 100% bawełna lub 100% rayon (wiem, może to nie ideał większości, ale dla mnie okazał się to letni materiał idealny i cudownie mi się go nosi - nic nie drapie i jest mega przyjemny w dotyku na ciele i nawet nosząc długie sukienki w tropikach jest super rześko i przewiewnie) to już w ogóle nie lubie wydawać dużo na ciuchy ;)

co masz na myśli, mowiac ?zwykle sklepiki?? U mnie w takich bezmarkowych odzieżowych króluje akryl i poliester.

Za to mam dobre oko w lumpie, wiec tam nadrabiam

Tak, mam na myśli takie zwykłe bezmarkowe sklepiki, które założy "pani Kasia", tu akurat, w małym miasteczku na pólnocy Polski. W jednym takim nawet znalazłam sukienki (różne rozmiary, czyli widocznie jakieś niesprzedane/odrzucone) Teda Bakera za... 50zł - w Polsce może nie jakoś bardzo znana marka, ale w UK jedna z topowych, gdzie nawet w outletach mówimy o sukienkach za kwoty powyżej 100funtów. I nie był to żaden outlet, było tam sporo różności markowych i zupełnie bezmarkowych, z dobrym i totalnie beznadziejnym składem.

Ze dwie długie sukienki 100% rayon znalazłam w tzw. "chińskich" gdzie jest wszystko i nic, a wiekszość ciuchów, zarówno pod kątem materiału, jak i wyglądu, sprawia wrażenie totatnie karynowo-bazarkowych. Więc trzeba szukać i się nie zniechęcać. No i wiadomo, nie każdy lubi np. wzory kwiatowe czy groszkowe, takie czy inne kroje, więc nie zawsze się trafi w "swoje" ciuchy, ale ja już nigdy nie omijam i nie lekceważę takich sklepików ;)

sweeetdecember napisał(a):

BurzauJarmuza napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

Zdecydowanie wolę, i wydać więcej, i kupować ogolnie, rzeczy, które będę nosić często.

W sumie to nawet do głowy by mi nie przyszło kupić sukni balowej :D No ale księżniczka ze mnie kiepska, więc i na bale nie chodzę ;)

A tak ogólnie odkąd kupiłam parę fajnych kiecek letnich za 20-55zł w takich zwykłych sklepikach ze składem 100% bawełna lub 100% rayon (wiem, może to nie ideał większości, ale dla mnie okazał się to letni materiał idealny i cudownie mi się go nosi - nic nie drapie i jest mega przyjemny w dotyku na ciele i nawet nosząc długie sukienki w tropikach jest super rześko i przewiewnie) to już w ogóle nie lubie wydawać dużo na ciuchy ;)

co masz na myśli, mowiac ?zwykle sklepiki?? U mnie w takich bezmarkowych odzieżowych króluje akryl i poliester.

Za to mam dobre oko w lumpie, wiec tam nadrabiam

Tak, mam na myśli takie zwykłe bezmarkowe sklepiki, które założy "pani Kasia", tu akurat, w małym miasteczku na pólnocy Polski. W jednym takim nawet znalazłam sukienki (różne rozmiary, czyli widocznie jakieś niesprzedane/odrzucone) Teda Bakera za... 50zł - w Polsce może nie jakoś bardzo znana marka, ale w UK jedna z topowych, gdzie nawet w outletach mówimy o sukienkach za kwoty powyżej 100funtów. I nie był to żaden outlet, było tam sporo różności markowych i zupełnie bezmarkowych, z dobrym i totalnie beznadziejnym składem.

Ze dwie długie sukienki 100% rayon znalazłam w tzw. "chińskich" gdzie jest wszystko i nic, a wiekszość ciuchów, zarówno pod kątem materiału, jak i wyglądu, sprawia wrażenie totatnie karynowo-bazarkowych. Więc trzeba szukać i się nie zniechęcać. No i wiadomo, nie każdy lubi np. wzory kwiatowe czy groszkowe, takie czy inne kroje, więc nie zawsze się trafi w "swoje" ciuchy, ale ja już nigdy nie omijam i nie lekceważę takich sklepików ;)

napiszesz co to za sklep na północy Polski? 😁 Albo chociaż czy w okolicach Trójmiasta?:)

sacria napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

BurzauJarmuza napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

Zdecydowanie wolę, i wydać więcej, i kupować ogolnie, rzeczy, które będę nosić często.

W sumie to nawet do głowy by mi nie przyszło kupić sukni balowej :D No ale księżniczka ze mnie kiepska, więc i na bale nie chodzę ;)

A tak ogólnie odkąd kupiłam parę fajnych kiecek letnich za 20-55zł w takich zwykłych sklepikach ze składem 100% bawełna lub 100% rayon (wiem, może to nie ideał większości, ale dla mnie okazał się to letni materiał idealny i cudownie mi się go nosi - nic nie drapie i jest mega przyjemny w dotyku na ciele i nawet nosząc długie sukienki w tropikach jest super rześko i przewiewnie) to już w ogóle nie lubie wydawać dużo na ciuchy ;)

co masz na myśli, mowiac ?zwykle sklepiki?? U mnie w takich bezmarkowych odzieżowych króluje akryl i poliester.

Za to mam dobre oko w lumpie, wiec tam nadrabiam

Tak, mam na myśli takie zwykłe bezmarkowe sklepiki, które założy "pani Kasia", tu akurat, w małym miasteczku na pólnocy Polski. W jednym takim nawet znalazłam sukienki (różne rozmiary, czyli widocznie jakieś niesprzedane/odrzucone) Teda Bakera za... 50zł - w Polsce może nie jakoś bardzo znana marka, ale w UK jedna z topowych, gdzie nawet w outletach mówimy o sukienkach za kwoty powyżej 100funtów. I nie był to żaden outlet, było tam sporo różności markowych i zupełnie bezmarkowych, z dobrym i totalnie beznadziejnym składem.

Ze dwie długie sukienki 100% rayon znalazłam w tzw. "chińskich" gdzie jest wszystko i nic, a wiekszość ciuchów, zarówno pod kątem materiału, jak i wyglądu, sprawia wrażenie totatnie karynowo-bazarkowych. Więc trzeba szukać i się nie zniechęcać. No i wiadomo, nie każdy lubi np. wzory kwiatowe czy groszkowe, takie czy inne kroje, więc nie zawsze się trafi w "swoje" ciuchy, ale ja już nigdy nie omijam i nie lekceważę takich sklepików ;)

napiszesz co to za sklep na północy Polski? ? Albo chociaż czy w okolicach Trójmiasta?:)

Kurcze, powinnam napisać północnym wschodzie ;)

To były akurat 2 mniejsze miejscowości do godziny drogi od Olsztyna, ale takie sklepiki są praktycznie w każdym mniejszym i większym mieście. Jak tak sobie kiedyś myślałam o tych kieckach z Ted Baker to wyszło mi, że widocznie takie sklepiki muszą zamawiać jakieś kontenery czy palety ciuchów i zapewne same do końca nie wiedzą, co dostaną. A w przypadku, tych konkretnych sukienek, o ich cenie sprzedażowej musiał zadecydować fakt, że "pani Kasia" najwidoczniej marki nie znała, bo w Polsce, faktycznie szału na markę nie ma ;)

Nie mogły też to być odrzuty którejś tam kategorii, bo te z kolei mają wycinane metki i są sprzedawane po np. ebayach jako właśnie odrzuty którejś kategorii, ale już tak jakby marka się ich wypiera. Może w te kontenery czy palety są pakowane częściowo też te ciuchy, które marki po prostu niszczą, bo się nie sprzedały - może ktoś je gdzieś przechwytuje, albo marki robią to dobrowolnie? No nie wiem, ale akurat w przypadku tej marki uważam, że jest dośc podobnie jak w przypadku Tommy Hilfiger - ceny niekoniecznie/ nie zawsze poparte jakością, więc wierzę, że bez metki sukienka może być warta dokładnie te 50zł ;)

menot napisał(a):

Jakbym miała podać konkretną kwotę...wszystkie moje koktajlówki weselne to były jedwabne sukienki z drugiej ręki kupione na vinted. Większość była tak za 50-60 euro, choć sukienkę na moje własne wesele wyhaczyłam za 30e, a na jednym weselu byłam w fenomenalnej kiecy do ziemi z pełnego koła, która kosztowała całe 8 euro,a była z granatowej mieszanki jedwabiu i lnu. Raz na vinted widziałam suknię balową, za 100 euro, której żałuję, że nie kupiłam tylko po to, żeby ją mieć i mając okazję totalnie bym brała. To była suknia z lat 80, z czarnego jedwabnego szantungu, off shoulder, z wielkimi, bufiastymi rękami i dołem też taka monstrualna jak suknie ślubne. No normalnie dla narzeczonej wampira. To totalnie zajebiste było i totalnie poszłabym w tym dla jaj na jakiegoś sylwestra czy coś. No i właśnie raz byłam we własnoręcznie szytej sukience, to mnie materiał jakieś 150zł kosztował.

moglabys wrzucić jakieś foty swoich sukienek? Jako absolutne bezguście jestem ciekawa.

Co do tematu, to też z perspektywy bezguścia xd, najwięcej wydałam na swoją suknię ślubną a na wejścia staram się kupować sukienki, które potem wykorzystam. Ale też nie miałam chyba nigdy droższej sukienki niż jakieś 200 zł.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.