Temat: Wydatki na siebie

Ile mniej więcej w miesiącu wydajecie na ciuchy dla siebie (w tym bieliznę), fryzjera i kosmetyczkę?

Pasek wagi

menot napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

No i to w sumie jest ciekawe, nie? Bo mówi coś o podejściu, a nie o kwotach.

Bardzo ciekawe. Nawet mi do głowy nie przyszło, że mogłabym przeznaczać jakiś procent. Linux ma rację, że to od jakiegoś pułapu się zaczyna. Ale jest zgodne z piramidą potrzeb. 

Czy wydawałabym więcej gdybym mogła? Chyba nie. Wydaję ile potrzebuję. Nie uważam, że droższe to lepsze. 

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. 
Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

LinuxS napisał(a):

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

mam identycznie- od dawna czuję, że poziom tego, na co sobie pozwalam jest dla mnie bardzo ok i razem z podwyżkami nie idą u mnie większe wydatki na siebie, tylko raczej większe oszczędności po prostu, więc procent wydawania na siebie generalnie maleje. Nie będę przecież częściej chodzić na manicure, a z wiekiem nie kupuję też ubrań tak często jak dawniej, chyba trochę zmądrzałam jeśli chodzi o szmaty.

jedno "ale" - wydawałabym faktycznie może zdecydowanie więcej na różne zabiegi, gdybym zarabiała duuuzo więcej albo miała inne priorytety i zmniejszyła plan oszczędnościowy. Aczkolwiek

LinuxS napisał(a):

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

Znowu widać jak różne podejście mamy. Bo nie będę myć częściej włosów, ale mogę kupować droższe szampony (chociaż uważam, że i tak kupuję absurdalnie drogie), albo po prostu myć głowę w salonie. To samo z ciuchami- zawsze mogą być droższe. Ale no właśnie- czy buty za miliony będą wygodniejsze? Mam jakąś granicę, za którą nie widzę sensu 

LinuxS napisał(a):

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

Ale możesz, zamiast szamponu z drogerii za 20 zł, kupić nie wiem, z apteki, za 100 zł. Mozesz na paznokcie chodzić do gabinetu koło domu, gdzie za manicure zapłacisz 100 zł, a możesz wybrać super salon, gdzie do manicure za 150 masz maskę, masaż i czujesz się dopieszczona. To nie jest kwestia tylko tego, że wraz ze wzrostem możliwości, wybiera się lepsze rzeczy, niekoniecznie więcej gorszych.

krolowamargot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

Ale możesz, zamiast szamponu z drogerii za 20 zł, kupić nie wiem, z apteki, za 100 zł. Mozesz na paznokcie chodzić do gabinetu koło domu, gdzie za manicure zapłacisz 100 zł, a możesz wybrać super salon, gdzie do manicure za 150 masz maskę, masaż i czujesz się dopieszczona. To nie jest kwestia tylko tego, że wraz ze wzrostem możliwości, wybiera się lepsze rzeczy, niekoniecznie więcej gorszych.

I wlasnie o to chodzi. Jesli na dzis uzywam szamponu za te 100 zl (wyprobowujac nawet drozsze  po drodze) i manicure jest na odpowiednim poziomie, to juz osiagnelam max. W drodze do tego szamponu wydatki sie zwiekszaly wraz ze wzrostem wynagrodzenia i mozliwosci. Teraz sie zatrzymaly i kolejny tysiac czy kilka dochodu tego nie zmieni. Szczegolnie, ze mam swoja granice, bo nie zaczne chodzic na mycie glowy codziennie do fryzjera, nawet jesli byloby mnie stac i nie mialabym co z czasem robic. Dlatego mowie, ze wszystko zalezy gdzie sie znajdujemy obecnie. Jak Epestka napisala, przekraczajac pewien pulap jednak wiekszosc zatrzyma sie na danym etapie wydatkow. I albo nadwyzke zaoszczedzi albo spozytkuje na inne cele. 

W tej kwestii u mnie jest inaczej, bo u mnie wydatki idą na szmaty, a w kwestii szmat eskalowanie wydatków jest proste. Zarabiając wielokrotność obecnych zarobków pewnie nadal trzymałabym się procentu i po prostu wybierała bardziej bajeranckie rzeczy.

Nie potrafię powiedzieć ile wydaje miesięcznie. Myślę, że niedużo. Do kosmetyczki chodzę sporadycznie, bo henne i regulacje robie sobie sama, tak samo hybrydy. Na zabiegi póki co nie chodziłam ale planuje zacząć. 

Fryzjer 2-3 razy w roku, bo przestałam farbować włosy i teraz chodzę jedynie na podcięcie. 

Ciuchy kupuję też różnie, na pewno nie w każdym miesiącu. Za to kupuje często buty, mysle ze około 10 par rocznie. 

No i kosmetyki to juz raczej co miesiac jakis wydatek jest ale różny, bo to zależy czego akurat potrzebuje (czyli co mi sie kończy). Myśle, że w porównaniu z innymi kobietami wydaje na siebie malutko. 


LinuxS napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

Ale możesz, zamiast szamponu z drogerii za 20 zł, kupić nie wiem, z apteki, za 100 zł. Mozesz na paznokcie chodzić do gabinetu koło domu, gdzie za manicure zapłacisz 100 zł, a możesz wybrać super salon, gdzie do manicure za 150 masz maskę, masaż i czujesz się dopieszczona. To nie jest kwestia tylko tego, że wraz ze wzrostem możliwości, wybiera się lepsze rzeczy, niekoniecznie więcej gorszych.

I wlasnie o to chodzi. Jesli na dzis uzywam szamponu za te 100 zl (wyprobowujac nawet drozsze  po drodze) i manicure jest na odpowiednim poziomie, to juz osiagnelam max. W drodze do tego szamponu wydatki sie zwiekszaly wraz ze wzrostem wynagrodzenia i mozliwosci. Teraz sie zatrzymaly i kolejny tysiac czy kilka dochodu tego nie zmieni. Szczegolnie, ze mam swoja granice, bo nie zaczne chodzic na mycie glowy codziennie do fryzjera, nawet jesli byloby mnie stac i nie mialabym co z czasem robic. Dlatego mowie, ze wszystko zalezy gdzie sie znajdujemy obecnie. Jak Epestka napisala, przekraczajac pewien pulap jednak wiekszosc zatrzyma sie na danym etapie wydatkow. I albo nadwyzke zaoszczedzi albo spozytkuje na inne cele. 

ja po drodze dołożyłam kosmetologa i/lub medycynę estetyczną (nic drastycznego, ale koszty podnosi zdecydowanie), więc spokojnie potrafię sobie wyobrazić zwiększenie wydatków w czasie. Czas tez tu gra istotną rolę.

Pasek wagi

LinuxS napisał(a):

Zalezy. Czasem tylko fryzjer i kosmetyczka, plus kosmetyki, a czasem dodatkowo na ubrania ( czasem zero a czasem kilka tys.). Nie wiem na ile te wyliczanki uzytkowniczek Ci pomoga. Kazda ma inne dochody i sytuacje rodzinna plus inne potrzeby. Ktos kto zarabia 10-15 tys miesiecznie troche inaczej okresla potrzeby, niz ktos kto ma min krajowa. 

dokladnie, nie wiem jaki sens maja te rozne porownywania kosztow, zarobkow itp.

Jesli wwydane pieniadze pochodza z uczciwej pracy to nikomu do tego kto ile na co wydaje. Jednak przyznam ze lekki szlag mnie trafil jak ostatnio w mediach ujawniono wydatki na kosmetyczki i wizazystow niemieckich politykow. Zarabiajac tyle ile zarabiaja nie wstydza sie kosztow swojego wizarzu pokrywac z podatkow. Szczyty osiagnela gwiazda Annalena Baerbok - 137 tys Euro w ostatnim roku, inni nie odstawali za mocno. Tu jesli kogos interesuje (w jez. niemieckim)https://www.focus.de/kultur/st...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.