Temat: Wydatki na siebie

Ile mniej więcej w miesiącu wydajecie na ciuchy dla siebie (w tym bieliznę), fryzjera i kosmetyczkę?

Pasek wagi

krolowamargot1 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

Ale możesz, zamiast szamponu z drogerii za 20 zł, kupić nie wiem, z apteki, za 100 zł. Mozesz na paznokcie chodzić do gabinetu koło domu, gdzie za manicure zapłacisz 100 zł, a możesz wybrać super salon, gdzie do manicure za 150 masz maskę, masaż i czujesz się dopieszczona. To nie jest kwestia tylko tego, że wraz ze wzrostem możliwości, wybiera się lepsze rzeczy, niekoniecznie więcej gorszych.

I wlasnie o to chodzi. Jesli na dzis uzywam szamponu za te 100 zl (wyprobowujac nawet drozsze  po drodze) i manicure jest na odpowiednim poziomie, to juz osiagnelam max. W drodze do tego szamponu wydatki sie zwiekszaly wraz ze wzrostem wynagrodzenia i mozliwosci. Teraz sie zatrzymaly i kolejny tysiac czy kilka dochodu tego nie zmieni. Szczegolnie, ze mam swoja granice, bo nie zaczne chodzic na mycie glowy codziennie do fryzjera, nawet jesli byloby mnie stac i nie mialabym co z czasem robic. Dlatego mowie, ze wszystko zalezy gdzie sie znajdujemy obecnie. Jak Epestka napisala, przekraczajac pewien pulap jednak wiekszosc zatrzyma sie na danym etapie wydatkow. I albo nadwyzke zaoszczedzi albo spozytkuje na inne cele. 

ja po drodze dołożyłam kosmetologa i/lub medycynę estetyczną (nic drastycznego, ale koszty podnosi zdecydowanie), więc spokojnie potrafię sobie wyobrazić zwiększenie wydatków w czasie. Czas tez tu gra istotną rolę.

tez tak mysle, majac nieograniczone mozliwosci latwo jest o generowanie kosztow, chociazby fryzjer nie co 6 tygodni a co 4, zabiegi kosmetyczne - z wiekiem majac finansowa mozliwosc ulega sie latwiej checi poprawy wygladu/samopoczucia i kosmetyczka tez ma co robic czesciej niz gdy cera byla mloda i bez zabiegow wygladala slicznie.

Wydatki codzienne na produkty spozywcze, wystarczy ze zaczne kupowac w Bio Laden to rachunki niestety wygladaja inaczej, a niby jem to samo. Dzisiaj bylam w szoku jak zobaczylam cene miesa z indyka - 37 Euro za kg. Kazdy dostosowuje wydatki do mozliwosci i tak jest ok, dzisiaj odechcialo mi sie Bio mieska po konfortacji z cena. (Pisze tu o jedzeniu bo i ono wplywa na nasz wyglad)

krolowamargot1 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

menot napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Epestka napisał(a):

menot napisał(a):

Wiecie co, podawanie kwot to w sumie takie z pupy jest. Jeśli coś jest ciekawe, to jaki procent pensji ktoś wydaje na siebie. Ja miałam okres wydawania koło 10%, potem doszłam do wniosku, że niezależnie ile zarabiam, ta kwota jest za duża, więc ją zbiłam mniej więcej do 5% i to mi się wydaje sensownie oddaje to, na ile wygląd ma dla mnie znaczenie w porównaniu do innych rzeczy. Doszłam do wniosku, że jakby mi się podwoiła czy potroiła pensja, to nadal trzymałabym mniej więcej tę 5, może z większą ilością okazjonalnych wyskoków. Więc jeśli miałabym w ogóle się interesować wydatkami innych, to właśnie po to, żeby ocenić gdzie oni tę estetykę plasują w skali potrzeb.

Ja mam inaczej. Niezależnie od tego ile zarabiam (co miesiąc inaczej, nawet nie wiem ile) na fryzjera, manicure i pedicure wydaję tyle samo. To jest stała, chodzę systematycznie. Czasem kupię biustonosz, czasem jakiś ciuch. Ale to nieregularnie i też niezależnie od przychodu.

Pod warunkiem, ze zarabia sie powyzej jakiegos pulapu, bo zakladam ze ktos z najnizsza krajowa, mieszkajacy sam, z jakims kredytem, pewnie zupelnie zrezygnuje z np. manicure u kosmetyczki, bo budzet mu sie nie zepnie, lub ma powazniejsze wydatki. Ja gdybym nie miala obecnych dochodow to farbowalabym wlosy w domu, a tak chodze w tym celu do fryzjera co 3-4 tygodnie. Podobnie z % udzialem zaleznym od dochodow. Przy okreslonym pulapie pozwalam sobie na jakis tam szampn (bo juz mnie stac), a pozniej ten udzial procentowy maleje, jak zarobki rosna, bo nagle nie zaczne myc glowy czesciej, bo mnie stac;-)

I tak i nie. Zbyt niskie zarobki ograniczają, ale wysokie wcale nie muszą oznaczać, że procent wydatków "na siebie" spada, może wręcz rosnąć, bo na wszystko inne starcza bez problemu. Jeśli się chce poszaleć z wydatkami na urodę, to na prawdę można. Już nie mówiąc o ciuchach.

Teoretycznie tak i w sumie zalezy od preferencji. Jak mowie, zalezy gdzie na tej skali sie znajdujemy. Jak juz osiagnelam okreslony poziom jesli chodzi o kosmetyki, dbanie itd to nie ma opcji wydac wiecej, bo nagle 2 szamponow nie zuzyje w tym samym czasie, na manicure nie zaczne chodzic czesciej niz potrzebuje. Wiem, ze mozna kupic kolejna kiecke i powiesic w szafie, ale wlasnie. Dlatego napisalam, ze po czasie ten udzial % maleje. Tak zdroworozsadkowo, bo pewnie ze mozna wydac wszystko niezaleznie ile sie zarabia. 

Ale możesz, zamiast szamponu z drogerii za 20 zł, kupić nie wiem, z apteki, za 100 zł. Mozesz na paznokcie chodzić do gabinetu koło domu, gdzie za manicure zapłacisz 100 zł, a możesz wybrać super salon, gdzie do manicure za 150 masz maskę, masaż i czujesz się dopieszczona. To nie jest kwestia tylko tego, że wraz ze wzrostem możliwości, wybiera się lepsze rzeczy, niekoniecznie więcej gorszych.

I wlasnie o to chodzi. Jesli na dzis uzywam szamponu za te 100 zl (wyprobowujac nawet drozsze  po drodze) i manicure jest na odpowiednim poziomie, to juz osiagnelam max. W drodze do tego szamponu wydatki sie zwiekszaly wraz ze wzrostem wynagrodzenia i mozliwosci. Teraz sie zatrzymaly i kolejny tysiac czy kilka dochodu tego nie zmieni. Szczegolnie, ze mam swoja granice, bo nie zaczne chodzic na mycie glowy codziennie do fryzjera, nawet jesli byloby mnie stac i nie mialabym co z czasem robic. Dlatego mowie, ze wszystko zalezy gdzie sie znajdujemy obecnie. Jak Epestka napisala, przekraczajac pewien pulap jednak wiekszosc zatrzyma sie na danym etapie wydatkow. I albo nadwyzke zaoszczedzi albo spozytkuje na inne cele. 

ja po drodze dołożyłam kosmetologa i/lub medycynę estetyczną (nic drastycznego, ale koszty podnosi zdecydowanie), więc spokojnie potrafię sobie wyobrazić zwiększenie wydatków w czasie. Czas tez tu gra istotną rolę.

I tu chyba dochodzimy do sedna. Potrzeby i granice. Ja zatrzymalam sie na kosmetyczce. Dalej nie pojde, nawet gdybym zarabiala 5 razy tyle co teraz, a z racji wieku pewnie juz powinnam Isc w medycyne estetyczna;-) I mysle ze czwsc osob wlasnie takie ograniczenia wprowadzi naturalnie, bo nie bedzie czula potrzeby isc dalej czy nie widzi wartosci dodanej. Podobnie z kazda inna dziedzina. Ale rozumiem, ze czesc mysli jak ja a czesc inaczej, wiec procent moze sie utrzymywac mimo wzrostu dochodow. 

do fryzjera i do kosmetyczki nie chodze, paznokcie robie sama (fakt, trzeba bylo zainwestowac w sprzet, ale to jest wiekszy wydatek raz, teraz co najwyzej nowe lakiery raz na jakis czas). Same kosmetyki miesiecznie to jakies 100-200 zl. 

Ubran mam tyle ze sie garderoba nie domyka. Jak pracuje glownie z domu to zdecydowanie mniejsze mam zuzycie wszystkiego - wiec pewnie 1000 zl na rok liczac ze czasem jakies buty nowe potrzebne. Torebek mam okolo 40, wiec tez nie ma co dokupowac - aczkolwiek czasem szukam na VInted markowych perelek. 

Pasek wagi

Również stosuję zasadę % - u mnie to 7%, bo jednak w pewnym wieku zabiegi trochę kosztują. Mam na myśli kosmetologię, a nie przedłużanie rzęs itp. Kupuję lepsze ubrania bazowe i ze dwie-trzy szmatki z Zary bardziej w trendzie.

Bardzo często jest to zero złotych.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.